Kapłanów i królów, choćby w rudymentarnej formie, spotyka się w najbardziej prymitywnych społeczeństwach, jakie znają antropolodzy. Czasami obie te funkcje łączy jedna osoba. Zjawisko to występuje nie tylko u ludów barbarzyńskich, ale i w państwach wysoko cywilizowanych. W Rzymie cezar był najwyższym kapłanem (Pontifex Maximus), w prowincjach zaś — bogiem. Kalif pozostawał zarówno przywódcą religii mahometańskiej, jak i państwa. W dobie dzisiejszej podobną pozycję zajmuje w religii szintoistycznej cesarz Japonii (Mikado). Jeśli chodzi o królów, to — stosownie do swej świętości — zawsze mieli zdecydowaną skłonność do porzucania funkcji świeckich i przeobrażania się w kapłanów. Niemniej, we wszystkich czasach i miejscach różnica między kapłanem a królem była oczywista i wyraźna.
Najprymitywniejszą formą kapłana jest szaman, mający władzę dwojakiego rodzaju, którą antropologowie określają jako magiczną i religijną. Władza religijna zależna jest od pomocy istot ponadnaturalnych, podczas gdy moce magiczne uchodzą za naturalne. Dla naszych celów jednakże rozróżnienie to pozbawione jest znaczenia. Istotne jest to, że szamana, czy lo dzięki silom magicznym, czy to religijnym, postrzega się jako zdolnego do czynienia dobra lub zła innym ludziom oraz że zdolność ta nie przysługuje wszystkim bez wyjątku. Choć uważa się, że laik może w jakimś stopniu uprawiać magię, to jednak szaman ma więcej mocy magicznej. Kiedy ktoś zachoruje lub zdarzy mu się wypadek, dzieje się tak zwykle z powodu działania nieprzychylnych magicznych mocy jego wroga, jednak szaman zna sposoby, dzięki którym może odwrócić złe zaklęcie. Na przykład na Wyspie księcia Yorku szaman, odkrywszy najpierw za pomocą wróżb źródło choroby pacjenta, bierze gałązkę lipy, po czym recytuje magiczną formułę:
„Lipa egzorcyzmu. Idź precz, ośmiornico; idź precz, wężu teo; idź precz, duchu Ingiet (sekretne sprzysiężenie); idź precz, krabie; idź precz, wężu wodny; idź precz, wężu balivo; idź precz, pytonie; idź precz, psie kaia. Lipa egzorcyzmu. Idźcie precz, złe fluidy; idź precz, pnącze kete; idź precz, To Pilana; idź precz, To Wuwu-Tawur; idź precz, Tum-bal. Pogrążcie się wszyscy w niezmierzonej głębi mórz. Niech powstanie mgła, która was okryje i uniesie w dal; niech pochłonie was ciemność; odejdźcie w głębiny mórz."1
Nie należy pochopnie sądzić, że formuła ta jest zwykle nieskuteczna. Ludzie dzicy są znacznie bardziej podatni na sugestie niż cywilizowani, dlatego ich choroby można często wywoływać i leczyć w taki właśnie sposób.
Według Riversa, na dużych obszarach Melanezji choroby leczą czarownicy lub kapłani. Najwyraźniej nie ma tam oczywistej różnicy między szamanami a innymi ludźmi, zatem prostsze środki magiczne może stosować każdy. Jednakże Ci, którzy łączą praktyki medyczne z obrządkami magicznymi bądź religijnymi, zwykle nabywają tych umiejętności w wyniku specjalnego procesu, na drodze inicjacji albo szkolenia, w Melanezji zaś wiedzę taką trzeba zawsze kupować. Najbardziej nawet kompletne instrukcje, czy to w zakresie medyczno-magicznym czy medyczno-religijnym, są dla ucznia bezużyteczne, dopóki nie przekaże swemu nauczycielowi pieniędzy."2
Patrząc z tego punktu widzenia, łatwo wyobrazić sobie rozwój określonej kasty kapłanów, sprawującej monopol w zakresie wszelkiej poważniejszej siły magicznej i religijnej, co w rezultacie daje jej wielką władzę nad daną społecznością. W Egipcie i w Babilonii władza kapłanów okazała się nawet większa niż królewska, kiedy przyszło do konfliktu pomiędzy nimi. Pokonali oni „ateistycznego" faraona Echnatona i w zdradziecki sposób dopomogli Cyrusowi w podboju Babilonii, gdyż rodzimi królowie wykazali się skłonnością do antyklerykalizmu.
Grecja i Rzym są w świecie antycznym osobliwościami z powodu panującej w nich niemal zupełnej wolności od władzy kapłanów. Istniejąca w Grecji władza religijna koncentrowała się głównie w wyroczniach, zwłaszcza delfickiej, gdzie Pytia wpadała rzekomo w trans, po czym, inspirowana przez Apolla, udzielała odpowiedzi. Jednak już w czasach Herodota dobrze wiedziano, że wyrocznię można przekupić. Zarówno Hero-dot, jak i Arystoteles przekazują nam, że znacząca ateńska rodzina Alkmeonidów, wygnana z miasta przez Pizystrata (który zmarł w roku 527 p.n.e.), przekupstwem zapewniła sobie pomoc wyroczni delfickiej przeciwko jego synom. To, co przekazuje Herodot, jest zadziwiające: Alkmeonidzi, jak mówi, „jeśli możemy wierzyć Ateńczykom, skłonili Pytię łapówką, aby mówiła Spartanom, gdy którykolwiek zwróci się do wyroczni, czy to w sprawach prywatnych, czy państwowych, że muszą oswobodzić Ateny (od tyranii Pizystrata). I Lacedemończycy, kiedy w żadnej sprawie nie słyszeli innej wyroczni prócz tej właśnie, posłali w końcu Anchimoliusa, syna Aster — człowieka cieszącego się sławą wśród swych obywateli — na czele armii przeciwko Atenom, wyposażonego w rozkaz usunięcia rodziny Pizystrata, choć byli z nią związani najsilniejszymi więzami przyjaźni. Stało się tak dlatego, że słuchali bardziej rozkazów boskich niż ludzkich".3
A choć Anchimolius został pokonany, to następna, większa już wyprawa odniosła w końcu sukces. Alkmeonidzi i inni wygnańcy powrócili do władzy, Ateńczycy zaś mogli się znowu cieszyć tym, co nazywano „wolnością".
Powyższa relacja jest zadziwiająca pod kilkoma względami. Herodot to człowiek pobożny, całkowicie pozbawiony cynizmu, i ma o Spartanach dobrą opinię, gdyż słuchali oni wyroczni. Woli jednak Ateny od Sparty, jeśli zaś chodzi o sprawy ateńskie, to jest przeciwnikiem Pizystrata. Niemniej powołuje się właśnie na Ateńczyków jako na autorytet w sprawach przekupstwa, ani zaś zwycięzców, ani Pytii nie spotyka żadna kara za bezbożność.4 W czasach Herodota Alkmeonidzi wciąż zaliczali się do prominentów; najsłynniejszy z nich był współczesny mu Perykles.
Arystoteles w księdze O ustroju Aten przedstawia tę transakcję w jeszcze bardziej dyskredytującym świetle. W 548 roku p.n.e. świątynię w Delfach zniszczył ogień, a fundusze na jej odbudowę zbierali w całej Grecji Alkmeonidzi. Część pieniędzy wykorzystali —jak zaręcza Arystoteles — by przekupić Pytię, resztę zaś przyrzekli pod warunkiem obalenia Hippiasza, syna Pizystrata, przeciągając tym samym Apolla, za pomocą owych środków, na swoją stronę.
Mimo tego rodzaju skandali kontrola wyroczni w Delfach pozostawała kwestią tak istotną politycznie, że stała się przyczyną poważnego konfliktu wojennego, nazwanego, z powodu związku z religią, „świętą wojną". W dłuższym okresie powszechna świadomość, że wyrocznia jest otwarta na polityczną kontrolę, musiała jednak sprzyjać szerzeniu się wolnej myśli, co w rezultacie pozwoliło Rzymianom na ograbienie greckich świątyń z większości bogactwa oraz całości władzy, bez ściągania na siebie zarzutu świętokradztwa. Przeznaczenie chce, że większość instytucji religijnych zostaje wcześniej czy później wykorzystana w celach świeckich przez ludzi zuchwałych, tym samym przestaje się cieszyć czcią, od której zależy ich władza. W świecie grecko-rzymskim przebiegało to łagodniej i z mniejszymi wstrząsami niż gdziekolwiek indziej, gdyż religia nigdy nie miała tam takiej siły jak w Azji, Afryce czy średniowiecznej Europie. Jedynym krajem podobnym pod tym względem do Grecji i Rzymu są Chiny.
Dotąd zajmowaliśmy się wyłącznie religiami, które powstały w niepamiętnych czasach w starożytności i nie mają jakichkolwiek znanych historycznych korzeni. Niemal wszędzie jednak zastąpiły je religie wywodzące się od założycieli; jedynym poważniejszym wyjątkiem są shintoizm i braminizm. Źródła starszych religii, np. tych, które antropolodzy odnajdują pośród współczesnych ludów dzikich, są zupełnie nieokreślone. Najbardziej prymitywni dzicy, jak już mówiliśmy, nie mają jasno wyodrębnionej kasty duchownych; wydaje się jednak, że z początku funkcje kapłańskie są prerogatywą starszych, przypuszczalnie takich, którzy sprawiają wrażenie mędrców lub czasami wyróżniają się w czarnej magii.5
W większości krajów wraz z rozwojem cywilizacji kapłani coraz bardziej oddzielają się od reszty społeczeństwa, a ich władza rośnie. Jako strażnicy starożytnej tradycji są konserwatywni, a jako posiadający bogactwo i władzę, byli zwykle wrodzy lub obojętni osobistej religii. Wcześniej czy później cały ich system zostaje obalony przez następców rewolucyjnych proroków. Historycznie najważniejszymi przykładami są Budda, Chrystus i Mahomet. Władza ich następców była zrazu rewolucyjna i dopiero stopniowo stawała się tradycyjna. W tym procesie zwykle wiele wchłaniali z poprzedniej tradycji, którą nominalnie zburzyli.
Zarówno religijni, jak i świeccy nowatorzy — a przynajmniej ci, którzy odnieśli najtrwalsze w czasie sukcesy — odwoływali się, gdy tylko mogli, do tradycji, robili też wszystko, co było w ich mocy, by zminimalizować w swoich systemach elementy nowoczesne. Plan polega zazwyczaj na odkryciu bardziej lub mniej fikcyjnej przeszłości oraz udawaniu, że się przywraca jej instytucje. W Drugiej Księdze Królewskiej, rozdziale 22 czytamy, jak to kapłani „znaleźli" Księgę Praw, król zaś spowodował „powrót" do przestrzegania zawartych w niej praw. Nowy Testament odwołuje się do autorytetu Proroków; anabaptyści odwołują się do Nowego Testamentu; w kwestiach świeckich angielscy purytanie odwoływali się do rzekomych instytucji Anglii sprzed jej podboju. W 645 roku naszej ery Japończycy „przywrócili" władzę Mika-da, a w 1868 roku „przywrócili" z kolei konstytucję Anno Domini 645. Serie buntów, występujące przez cały okres wieków średnich aż do dnia 18 brumaire'a, „przywracały" instytucje republikańskiego Rzymu. Napoleon „przywrócił" królestwo Karola Wielkiego, lecz był to trik zbyt teatralny, by przekonać kogokolwiek, nawet w owym tak retorycznie nastawionym wieku. To tylko kilka, wybranych na chybił trafił, przykładów szacunku, jaki najwięksi nawet nowatorzy żywili dla siły tradycji.
Najpotężniejszą i najważniejszą organizacją władzy duchownej, jaką zna historia, jest Kościół katolicki. W niniejszym rozdziale zajmę się organizacją tej władzy o tyle tylko, o ile jest ona tradycyjna; dlatego też nie będę obecnie rozważał wczesnego okresu, w którym władza Kościoła miała rewolucyjny charakter. Po upadku Imperium Rzymskiego Kościół miał świetną okazję reprezentować dwie tradycje: obok tradycji chrześcijańskiej wchłonął też tradycję rzymską. Barbarzyńcy dysponowali siłą miecza, lecz Kościół reprezentował wyższy stopień cywilizacji i wykształcenia, konsekwentnie realizował pozaosobisty cel, miał środki utrzymywania religijnych nadziei i wywoływania pełnych uprzedzeń lęków oraz — przede wszystkim — dysponował jedyną organizacją, która rozciągała się na całym obszarze Europy Zachodniej. Kościół grecki, który stykał się ze względnie stabilnymi imperiami Konstantynopola i Moskwy, całkowicie podporządkował się władzy państwowej; na Zachodzie zaś walka ciągle trwała i toczyła się, ze zmiennym szczęściem, aż do czasów reformacji, a w Niemczech, Meksyku i Hiszpanii trwa aż do chwili obecnej.
Przez pierwsze sześć wieków po inwazji barbarzyńców Kościół zachodni nie był w stanie rywalizować na równych prawach z porywczymi i buntowniczymi germańskimi królami i baronami, jacy władali Anglią i Francją, północną Italią oraz chrześcijańską Hiszpanią. Było po temu wiele powodów. Podbój Italii przez Justyniana uczynił w tym czasie z papiestwa instytucję bizantyńską i znacznie zmniejszył jego wpływy na Zachodzie. Wyżsi rangą duchowni wywodzili się, z nielicznymi wyjątkami, z feudalnej arystokracji, z którą czuli się bardziej związani niż z odległym i obcym im papieżem, którego ingerencje były dla nich obraźliwe. Niżej stojący księża byli ciemni i przeważnie żonaci, co miało taki skutek, że bardziej zależało im na przekazaniu beneficjów własnym synom niż na służbie dla Kościoła. Podróże były tak utrudnione, że władza Rzymu nie rozciągała się na odległe królestwa. Pierwszą skuteczną administracją, sprawującą władzę na rozległym obszarze, dysponował nie papież, lecz Karol Wielki, którego wszyscy współcześni uważali za niekwestionowanego zwierzchnika papieża.
Po roku tysięcznym, kiedy okazało się, że oczekiwany koniec świata nie nadchodzi, nastąpił gwałtowny rozwój cywilizacyjny. Kontakty z Maurami w Hiszpanii i na Sycylii przyspieszyły rozwój filozofii scholastycznej. Normanowie, którzy przez stulecia stanowili po prostu piracką plagę, przyswoili sobie we Francji i na Sycylii wszystko, co świat współczesny miał do zaoferowania, i z siły chaosu stali się siłą porządku i religii. Co więcej, zaczęli też postrzegać władzę papieża jako użyteczną do legitymizacji własnych podbojów. To za ich sprawą Kościół w Anglii znalazł się, po raz pierwszy w historii, pod całkowitą dominacją Rzymu. W tym samym czasie zarówno cesarz, jak i król Francji, mieli ogromne trudności z kontrolowaniem wasali. W tych okolicznościach umiejętność kierowania państwem i niespożyta energia Grzegorza VII (Hildebranda) zapoczątkowała wzrost władzy papieża, który trwał przez następne dwa stulecia. Ponieważ okres ten stanowi świetny przykład władzy duchownej, zajmę się nim teraz nieco dokładniej.
Wielkie dni papiestwa, które zaczęły się po objęciu władzy przez Grzegorza VII (w 1073 roku), trwały aż do ustanowienia przez Klemensa V papiestwa w Awinionie (w 1306 roku). Odniesione w tym czasie zwycięstwa zostały osiągnięte siłami „duchowymi", tj. za pomocą przesądu, nie zaś siłą miecza. Przez cały ten okres papieże znajdowali się pozornie na łasce rzymskiego motłochu, któremu przewodzili niesforni miejscy patrycjusze, gdyż — cokolwiek reszta chrześcijaństwa by o tym sądziła — Rzym nigdy nie żywił szacunku dla swego biskupa. Sam wielki Hildebrand zmarł na wygnaniu; a jednak osiągnął i przekazał władzę zdolną upokarzać największych nawet monarchów. Canossa, choć jej bezpośrednie polityczne konsekwencje były korzystne dla cesarza Henryka IV, stała się dla następnych wieków symbolem. Bismarck w czasie Kulturkampfu powiedział: „nie pójdziemy do Canossy", jednak przechwalał się przedwcześnie. Henryk IV, który został ekskomunikowany, potrzebował odpuszczenia grzechów, by dalej realizować swe plany, Grzegorz zaś, choć nie mógł odmówić penitentowi rozgrzeszenia, zażądał uniżenia się jako ceny za pojednanie z Kościołem. Jako politycy, ludzie mogli buntować się przeciwko papieżowi, lecz tylko heretycy kwestionowali jego władzę kluczy, herezji nie aprobował zaś nawet cesarz Fryderyk II w okresie największego nasilenia jego walki z papiestwem.
Pontyfikat Grzegorza VII stanowił kulminację ważnego okresu kościelnych reform. Przedtem cesarz stał w oczywisty sposób ponad papieżem i często rościł sobie prawo do decydującego głosu przy jego wyborze. Hen ryk III, ojciec Henryka IV, pozbawił tronu Grzegorza VI za symonię, a następnie mianował niemieckiego papieża Klemensa II. Jednakże Henryk II nie był w konflikcie z Kos'ciolem; przeciwnie, był człowiekiem pobożnym, sprzymierzonym ze wszystkimi najbardziej gorliwymi duchownymi swoich czasów. Wspierany przez niego ruch reform, który poprowadził do zwycięstwa Grzegorz VII, był zasadniczo skierowany przeciwko grożącej Kościołowi tendencji zarażenia się feudalizmem. Królowie i możnowładcy wybierali arcybiskupa i biskupów, którzy sami z zasady należeli do feudalnej arystokracji i mieli niezwykle świecki pogląd na swą sytuację. W Cesarstwie najznakomitsi poddani cesarza początkowo byli urzędnikami i władali ziemią na mocy swego oficjalnego urzędu; lecz w końcu jedenastego wieku stali się dziedzicznymi możnowładcami, których dobra przekazywane były spadkobiercom. Istniało więc niebezpieczeństwo podobnego obrotu spraw w Kościele, zwłaszcza pośród niższego rangą świeckiego kleru. Stronnictwo reformatorów w Kościele zaatakowało pokrewne sobie zła symonii i „konkubinatu" (jak nazywano małżeństwa księży). W swojej kampanii stronnictwo to wykazało się gorliwością, odwagą, poświęceniem oraz życiowym doświadczeniem; dzięki swej świętości zyskało wsparcie świeckich, dzięki zaś elokwencji pozyskało kręgi początkowo mu wrogie. Na przykład w Mediolanie w 1058 roku święty Piotr Damian wezwał księży do podporządkowania się reformatorskim dekretom Rzymu; początkowo wywołał tym taki gniew, iż jego życie było zagrożone, w końcu jednak zwyciężył, a wówczas okazało się, że literalnie każdy mediolański ksiądz, od arcybiskupa w dół, winien był symonii. Wszyscy wyznali grzechy i obiecali posłuszeństwo w przyszłości; w tych warunkach nie zostali wywłaszczeni, lecz dano im wyraźnie do zrozumienia, że wszelkie następne odstępstwa zostaną już bezlitośnie ukarane.
Celibat księży był jedną z trosk Hildebranda; wymuszając go, zjednał sobie wiernych, którzy byli częstokroć winni niezmiernych okrucieństw popełnianych na księżach oraz ich żonach. Kampania ta nie była oczywiście zakończona całkowitym powodzeniem — do dziś dnia nie powiodła się w Hiszpanii — lecz jeden z jej celów został osiągnięty dzięki zarządzeniu mówiącemu, że synowie księży nie mogą być wyświęcani, co zapobiegło przekształceniu lokalnego kleru w instytucję o charakterze dziedzicznym.
Jednym z największych sukcesów ruchu reformatorskiego było ustalenie, dekretem z 1059 roku, sposobu wyboru papieża. Przed wydaniem rozporządzenia cesarz i lud rzymski mieli pewne nieokreślone prawa, co powodowało częste rozłamy i kwestionowanie wyborów. Nowe przepisy odniosły sukces — choć nie od razu i nie bez walki — ograniczając prawo wyboru wyłącznie do kardynałów.
Omawiany ruch reformatorski, który wypełnił drugą połowę jedenastego stulecia, odniósł w dużym stopniu sukces, oddzielając opatów, biskupów i arcybiskupów od feudalnych notabli oraz oddając papieżowi głos w kwestii ich mianowania — gdy był go pozbawiony, zwykle mógł się dopatrzyć grzechu symonii. Zrobiło to wrażenie na świeckich oraz zwiększyło ich cześć dla Kościoła. Kiedy udało się narzucić celibat, znacznie silniej oddzieliło to księży od reszty świata i bez wątpienia stymulowało ich dążenie do władzy, gdyż ascetyzm w większości ma takie właśnie działanie. Wzbudziło to u czołowych duchownych moralny entuzjazm z powodu, w który uwierzył każdy, poza odnoszącymi zyski ze zwykłej korupcji, a jako główny środek podtrzymujący tę przyczynę, spowodowało wielki wzrost władzy papieża.
Zależność władzy od propagandy na początku zwykle wymaga, tak jak w tym wypadku, niezwykłej odwagi i poświęcenia; lecz gdy dzięki nim zdobędzie się już szacunek, cechy te można odrzucić, a jako środek doczesnego awansu wykorzystywać samą władzę. Następnie szacunek z czasem zanika, a korzyści, jakie zapewniał, zostają utracone. Czasami proces ten trwa kilka lat, czasem tysiące, lecz w istocie jest zawsze ten sam.
Grzegorz VII nie był pacyfistą. Miał ulubione powiedzenie: „Niech będzie potępiony ten, kto cofa swój miecz przed przelaniem krwi". Jednak objaśniał to jako zakaz zabraniania głoszenia kazań ludziom ogarniętym cielesnymi żądzami, co usprawiedliwia jego pogląd na siłę propagandy.
Nicholas Breakspear, jedyny Anglik zasiadający na papieskim tronie (1154—1159), ukazał teologiczną władzę papieża w nieco innej kwestii. Arnold z Brescii, uczeń Abelarda, głosił pogląd, że „duchowni, którzy posiadają ziemię, biskupi posiadający lenna, mnisi, którzy mają posiadłości, nie mogą zostać zbawieni". Doktryna ta nie była oczywiście ortodoksyjna. Święty Bernard mawiał o nim: „To człowiek, który ani nie jada, ani nie pija, a tylko, niczym diabeł, jest głodny i spragniony krwi ludzkich dusz".
Niemniej jednak Bernard potwierdził jego przykładną wręcz świętość, która uczyniła z niego użytecznego sprzymierzeńca Rzymian w konflikcie z papieżem i kardynałami, których udało im się w końcu skazać na wygnanie w 1143 roku. Wspomagał też odrodzenie się Republiki Rzymskiej, która szukała w jego doktrynie moralnego usankcjonowania. Jednak Hadrian IV (Breakspear), wykorzystując zamordowanie kardynała, obłożył Rzym interdyktem w czasie Wielkiego Tygodnia. Gdy zbliżał się Wielki Piątek, teologiczny terror owładnął Senatem, który zdradziecko się poddał. Z pomocą cesarza Fryderyka Barbarossy pojmano i powieszono Arnolda; jego ciało spalono, a prochy wrzucono do Tybru. W ten oto sposób dowiedziono, że księża mają prawo być bogaci. Aby odwdzięczyć się cesarzowi, papież koronował go u świętego Piotra. Wojska cesarza były użyteczne, lecz nie tak użyteczne jak wiara katolicka, której w znacznie większym stopniu niż świeckiej pomocy Kościół zawdzięczał zarówno swą władzę, jak i bogactwo.
Poglądy Arnolda z Brascii zdołały pogodzić ze sobą papieża i cesarza, gdyż każdy z nich zrozumiał, iż obaj są potrzebni do utrzymania panującego porządku. Gdy jednak pozbyto się Arnolda, nieuchronny konflikt wkrótce wybuchł na nowo. W długiej wojnie, jaka nastąpiła później, papież zyskał nowego sprzymierzeńca, mianowicie Ligę Lombardzką. Miasta Lombardii, zwłaszcza Mediolan, były handlowe i bogate; w owym czasie przodowały one pod względem rozwoju gospodarczego, co w pamięci Anglików utrwala nazwa „Lombard Street" (ulica Lombardzka). Cesarz popierał feudalizm, którego wrogiem był już wówczas burżuazyjny kapitalizm. Choć Kościół zabraniał „lichwy", papież był pożyczkobiorcą, kapitał znajdował zaś u bankierów w północnej Italii, co było tak użyteczne, iż teologiczne rygory musiały zostać osłabione. Konflikt Barbarossy z papieżem, który ciągnął się przez dwadzieścia lat, zakończył się remisem, a fakt, że cesarz nie odniósł w nim zwycięstwa, zawdzięczać należy głównie miastom Lombardii.
W długim sporze pomiędzy papiestwem a cesarzem Fryderykiem II ostateczne zwycięstwo osiągnął papież zasadniczo dzięki dwóm czynnikom: opozycji nastawionych kupiecko miast północnych Włoch, Toskanii oraz Lombardii, a także religijnemu entuzjazmowi wywołanemu przez franciszkanów. Święty Franciszek głosił apostolskie ubóstwo i powszechną miłość; lecz w kilka lat po jego śmierci jego kontynuatorzy działali niczym sierżanci prowadzący nabór w gwałtownej wojnie o obronę stanu posiadania Kościoła. Cesarz został pokonany głównie dlatego, że nie potrafił ubrać swoich pobudek w szaty świętości czy moralności.
Równocześnie sposób prowadzenia wojny przez papieża spowodował, że wiele osób krytykowało papiestwo z przyczyn moralnych. O papieżu Innocentym IV, z którym spierał się Fryderyk, tak pisze Cambridge Medieval History (Vol. VI, str. 176):
„Jego koncepcja papiestwa była bardziej świecka niż jakiegokolwiek papieża przed nim. Swoją słabość postrzegał jako polityczną i takie też były jego środki zaradcze. Stale używał swojej duchowej władzy, by zdobywać pieniądze, kupować przyjaciół, dosięgać wrogów, brakiem zaś jakichkolwiek skrupułów wywołał wokół pełną lekceważenia wrogość do papiestwa. Jego dyspensy były skandaliczne. Nie zważając na swoje duchowe obowiązki i naruszając lokalne prawa, wykorzystywał dobra Kościoła jako papieskie dochody i środki politycznych nagród: bywało, że nawet czterech papieskich kandydatów czekało kolejno na jakieś beneficjum. Naturalną konsekwencją takiego systemu były fatalne nominacje; także legaci wyznaczani do prowadzenia wojny i dyplomacji najczęściej odznaczali się całkowicie doczesnymi cechami… Innocenty nie był świadom spowodowanej przez siebie utraty prestiżu i wpływu duchowego. Miał dobre intencje, brak mu było jednakże słusznych zasad. Obdarzony odwagą, wielką stanowczością i przenikliwością, jego chłodny umysł rzadko bywał poruszony katastrofą czy szczęśliwymi okolicznościami, on sam zaś cierpliwie dążył do własnych celów ze zdradliwą przebiegłością, która obniżyła zasady panujące w Kościele. Jego wpływ na bieg wydarzeń był przemożny. Strzaskał cesarstwo; rozpoczął pontyfikat od upadku papiestwa; ukształtował przeznaczenie całej Italii".
Śmierć Innocentego IV nie spowodowała żadnej zmiany w polityce papiestwa. Jego następca Urban IV z pełnym powodzeniem kontynuował walkę z synem Fryderyka Manfredem, pozyskawszy sobie pomoc ze strony wciąż rozwijającego się włoskiego kapitalizmu, ilekroć ten się chwiał, w interesujący sposób wykorzystując swój autorytet w sprawach moralności, co stanowi klasyczny przykład przekształcania się władzy propagandy w siłę gospodarczą. Większość bankierów, dzięki prowadzonym przez nich poważnym transakcjom przy pobieraniu papieskich dochodów, stała już po stronie papieża, ale w niektórych miastach, na przykład w Sienie, poczucie przynależności do gibelinów było tak silne, że początkowo bankierzy wzięli stronę Manfreda. Gdziekolwiek jednak tak się zdarzyło, papież informował dłużników banków, iż ich chrześcijańską powinnością jest nie płacić należnych bankom długów, wypowiedź tę zaś dłużnicy ochoczo potraktowali jako autorytatywną. W rezultacie Siena utraciła handel z Anglią. W całej Italii bankierzy, którzy uniknęli ruiny, zostali zmuszeni owym papieskim manewrem do przejścia na stronę gwelfów.6
Lecz stosowanie takich środków, choć pomogło uzyskać polityczne wsparcie ze strony bankierów, zarazem nie mogło niestety wzmocnić ich szacunku do papieża jako autorytetu duchowego.
Cały okres od upadku Cesarstwa Rzymskiego aż do końca XVI wieku można postrzegać jako walkę między dwiema tradycjami: imperium rzymskiego oraz teutońskiej arystokracji, najpierw uosabianej przez Kościół, a następnie przez państwo. Władcy Świętego Cesarstwa Rzymskiego usiłowali anektować tradycję starożytnego Rzymu, lecz ponieśli porażkę. Z wyjątkiem Fryderyka II byli zbytnimi ignorantami, by zrozumieć tradycję rzymską, a znane im polityczne instytucje feudalizmu były germańskie. Język ludzi wykształconych — także tych, którzy służyli cesarzom — miał ściśle starożytne korzenie; prawo było rzymskie, filozofia grecka, ale obyczajów, przeważnie germańskiego pochodzenia, nie można było nawet kulturalnie nazwać. W dobie dzisiejszej wykładowca języków klasycznych napotkałby te same trudności, próbując opisać po łacinie procesy produkcyjne współczesnego przemysłu. Dopiero w. czasach odrodzenia, kiedy języki narodowe zajęły miejsce łaciny, germański element w cywilizacji zachodniej znalazł właściwe mu środki literackiego i intelektualnego wyrazu.
Po upadku Hohenstaufów zdawało się, że Kościół na kilka dziesięcioleci przywrócił władzę Italii nad światem zachodnim. Oceniając według standardów finansowych, władza ta była co najmniej tak silna jak za Antoninów — zyski płynące do Rzymu z terenu Anglii i Niemiec daleko przekraczały te, które były w stanie wymusić rzymskie legiony. Wymuszano je zaś nie siłą oręża, lecz dzięki szacunkowi dla papiestwa.
Jednak gdy tylko papieże przenieśli siedzibę do Awinionu, zaczęli tracić szacunek, jaki zyskali sobie w ciągu trzech poprzednich stuleci. Działo się tak nie tylko na skutek ich całkowitej służalczości w stosunku do królów Francji, lecz także z powodu udziału w niezmiernych okrucieństwach, takich jak likwidacja zakonu templariuszy. Król Filip IV, znajdując się z finansowych opałach, spoglądał z zawiścią na ich dobra. Zdecydowano się oskarżyć ich, właściwie bezpodstawnie, o herezję. Z pomocą papieża aresztowano tych, którzy przebywali we Francji, a następnie torturowano, aż przyznali się do składania hołdu szatanowi, opluwania krzyża, etc, w końcu zaś większość spalono, a król przejął ich dobra, nie zapominając przy tym o kąskach dla papieża. Takie czyny zapoczątkowały moralną degenerację papiestwa.
Wielka schizma utrudniła jeszcze bardziej oddawanie czci papieżowi, gdyż nikt nie wiedział, który z pretendentów był papieżem prawowitym, obaj obłożyli się zaś nawzajem anatemą. W czasie wielkiej schizmy każdy z rywali wykazał się rosnącą chciwością władzy, posuniętą aż do łamania najbardziej uroczystych przysiąg. W wielu krajach zarówno państwo, jak i miejscowy Kościół wspólnie wymawiali posłuszeństwo obu papieżom. Z czasem stawało się jasne, iż tylko sobór generalny może położyć kres zamieszaniu. Niestety sobór w Pizie ustanowił tylko trzeciego papieża, nie pozbywając się równie skutecznie dwóch poprzednich, choć jednocześnie oświadczył, że usuwa ich obu jako heretyków; w końcu jednak soborowi w Konstancji udało się zdjąć z tronu wszystkich trzech papieży, a tym samym przywrócić jedność Kościoła. Ale spór ten zniszczył resztki tradycyjnego szacunku dla papiestwa. Dlatego pod koniec tego pełnego zamieszania okresu Wycliff mógł napisać o papiestwie:
„Pozbycie się takiego demona nie tylko nie zaszkodziłoby Kościołowi, ale byłoby wręcz dla niego z pożytkiem; dążąc do jego zniszczenia, Kościół działałby wyłącznie z nakazu Boga". '
Papiestwo piętnastego wieku, choć odpowiadało Italii, było zbyt świeckie i doczesne, jak również zbyt otwarcie niemoralne, by zadowolić pobożność krajów północy. W końcu moralny sprzeciw w krajach germańskich stał się wystarczająco silny, by umożliwić wolną grę czynników gospodarczych: nastąpiła generalna odmowa płacenia podatków Rzymowi, a książęta i możni konfiskowali ziemie należące do Kościoła. Wszystko to nie byłoby jednak możliwe bez doktrynalnego sprzeciwu protestantyzmu, który nigdy by przecież nie nastąpił, gdyby nie wielka schizma i skandale papiestwa okresu renesansu. Gdyby moralna siła Kos'ciola nie osłabła już od środka, jego przeciwnicy nie mieliby jej po swojej stronie i zostaliby pokonani, podobnie jak to miało miejsce z Fryderykiem II.
W tym kontekście będzie interesujące przyjrzeć się, co na temat księstw kościelnych ma do powiedzenia Machiavelli w XI rozdziale Księcia:
„Obecnie pozostaje nam jedynie omówić księstwa kościelne, co do których wszystkie trudności występują, zanim się je posiądzie, gdyż zyskuje się je przez cnotę lub szczęście, a zatrzymuje bez jednego i drugiego. Albowiem są one oparte na starodawnych urządzeniach religijnych, a te wszystkie są tak potężne i taką mają właściwość, że podtrzymują swych książąt przy władzy bez względu na to, jak postępują i żyją. Tylko ci książęta mają państwa, a ich nie bronią, mają poddanych, a nimi nie rządzą, i nikt im nie odbiera państw, pozostawionych bez obrony, a poddani, ponieważ nie są rządzeni, nie troszczą się o nich i ani myślą, ani mogą się ich pozbyć. Są to więc jedyne księstwa, które są bezpieczne i szczęśliwe. Lecz ponieważ są one rządzone przez siły wyższe, niedostępne dla umysłu ludzkiego, przeto nie będę o nich mówił; tworzy je bowiem i utrzymuje Bóg, więc rozpatrywanie ich byłoby zarozumiałością i zuchwałością".7
Słowa te napisano w okresie pontyfikatu Leona X, podczas którego rozpoczęła się reformacja. Pobożni Niemcy nie mogli w końcu uwierzyć, że srogi nepotyzm Aleksandra VI lub finansowa chciwość Leona mogły być „tworzone i utrzymywane przez Boga". Luter, „człowiek zarozumiały i zuchwały", bardzo chętnie wdał się w dyskusję na temat władzy papieskiej, przed czym wzdragał się Machiavelli. Gdy tylko pojawiło się moralne i teologiczne wsparcie dla opozycji wobec Kościoła, czynnik interesów własnych spowodował jej gwałtowne rozprzestrzenienie się. Ponieważ władza Kościoła była oparta na władzy kluczy Piotrowych, naturalne było, iż opozycja winna opierać się na nowej doktrynie usprawiedliwienia. Teologia Lutra pozwoliła świeckim książętom obrabować Kościół bez obawy wiecznego potępienia i bez wysłuchiwania moralnej krytyki ze strony ich własnych poddanych.
Podczas gdy czynniki natury gospodarczej przyczyniły się znacznie do rozprzestrzenienia się reformacji, nie były one z pewnością wystarczającą dla niej przyczyną, gdyż uprzednio oddziaływały już przecież przez całe stulecia. Wielu cesarzy usiłowało przeciwstawić się papieżowi; czynili tak też królowie w innych krajach, jak np. Henryk II oraz król Jan w Anglii. Lecz ich usiłowania uważano za diabelskie, dlatego przegrali. Dopiero gdy papiestwo przez długi czas tak bardzo nadużywało swej tradycyjnej władzy, że spowodowało tym samym moralną rewoltę, skuteczny opór stał się w ogóle możliwy.
Warto, by powstanie i upadek władzy papieskiej studiował każdy, kto pragnie zrozumieć zdobywanie władzy dzięki propagandzie. Nie wystarczy stwierdzić, że ludzie byli wówczas przesądni i wierzyli we władzę Piotrowych kluczy. Przez całe średniowiecze istniały herezje, które mogły się rozprzestrzenić, tak jak rozprzestrzenił się protestantyzm, gdyby papieże nie zasługiwali na ogólny szacunek. I bez herezji świeccy władcy czynili usilne starania, by utrzymać Kościół w zależności od państwa, co nie powiodło się na Zachodzie, choć udało na Wschodzie. Różne były po temu powody.
Po pierwsze, papiestwo nie było dziedziczne i dzięki temu nie dotykały go trudności długiej niepełnoletności, czego doświadczały świeckie królestwa. Człowiek niełatwo dostawał się na zaszczytne stanowiska w Kościele, chyba że dzięki pobożności, nauce czy umiejętności kierowania nawą państwową; w rezultacie większość papieży to ludzie stojący znacznie powyżej przeciętnej, pod jednym lub wieloma względami. Mogło się zdarzyć, że świeccy władcy byli obdarzeni zdolnościami, ale bardzo często bywało odwrotnie; co więcej, nie mieli za sobą doświadczenia w panowaniu nad własnymi namiętnościami, którą to umiejętność posiadały osoby duchowne. Królowie wielokrotnie popadali w tarapaty, pragnąc się rozwieść, przez co zdawali się na łaskę papieża, ponieważ sprawa ta leżała w gestii Kościoła. Próbując uporać się z tym problemem, czasami imali się sposobów Henryka VIII, lecz ich poddani byli tym zaszokowani, wasale zostawali uwolnieni od przysięgi wierności, a oni sami w końcu musieli się podporządkować, lub też upadali.
Inną wielką siłę papiestwa stanowiła jego bezosobowa ciągłość. W walce z Fryderykiem II zadziwiające jest, jak mało zmian pociągała za sobą śmierć papieża. Istniał bowiem trzon doktryny oraz tradycja dyplomatyczna, której królowie nie mogli przeciwstawić niczego równie trwałego. Dopiero wraz ze wzrostem nacjonalizmu świeckie rządy zyskały porównywalną ciągłość czy wytrwałość w dążeniu do celu.
W XI, XII i XIII wieku królowie to z zasady ignoranci, podczas gdy większość papieży była zarazem wykształcona i dobrze poinformowana. Co więcej, królów wiązał system feudalny, przyciężki, nieustannie zagrożony anarchią i wrogi wszelkim nowym siłom ekonomicznym. Ogólnie rzecz biorąc, w wymienionych stuleciach Kościół reprezentował wyższy poziom cywilizacji niż państwo.
Daleko większą siłą Kościoła był jednak moralny szacunek, którym się cieszył. Jako szczególny kapitał moralny odziedziczył zdobytą w starożytności męczeńską chwałę. Jego zwycięstwa były, jak widzieliśmy, związane z wprowadzeniem celibatu, który robił na ludziach średniowiecza przeogromne wrażenie. Bardzo wielu duchownych, w tym niemało papieży, wolało raczej cierpieć niż ustąpić w tym właśnie punkcie doktryny. Dla przeciętnego człowieka było jasne, że w świecie niekontrolowanej zachłanności, rozwiązłości i egoizmu wybitni dygnitarze Kościoła bardzo często poświęcali życie celom nieosobistym, których realizacji z ochotą podporządkowywali własny los. W następnych stuleciach ludzie o wyraźnych cechach świętości — jak Hildebrand, Św. Bernard, św. Franciszek — olśnili opinię publiczną i zapobiegli moralnej kompromitacji Kościoła, która musiałaby w przeciwnym razie nastąpić z powodu karygodnego postępowania innych.
Lecz dla organizacji o celach idealnych, które usprawiedliwiają miłość do władzy, sława cnót wyższych jest niebezpieczna, w dłuższym zaś czasie jej następstwem jest jedynie przewaga w pozbawionej skrupułów bezwzględności. Kościół głosił wzgardę dla rzeczy tego świata, co nie przeszkadzało mu zdobyć zwierzchnictwa nad królami. Zakonnicy składali śluby ubóstwa, co zrobiło na wszystkich takie wrażenie, że i tak już niezwykle bogactwa Kościoła się zwiększyły. Św. Franciszek, głosząc braterską miłość, wzbudził entuzjazm niezbędny do zwycięskiego prowadzenia długiej i okrutnej wojny. W końcu, w epoce renesansu Kościół zatracił wszystkie swe moralne cele, którym zawdzięczał bogactwo i władzę, dlatego szok reformacji okazał się niezbędny, by doprowadzić do jego odnowienia.
Wszystko to jest nieuchronne, gdy najwyższą cnotę wykorzystuje się jako środek do zdobycia przez jakąś organizację tyrańskiej władzy.
Upadek tradycyjnej władzy, z wyjątkiem sytuacji, gdy następuje on wskutek obcego podboju, zawsze jest skutkiem jej nadużycia przez tych, którzy wierzą — niczym Machiavelli — że wywiera ona na ludzkie umysły zbyt silny wpływ, by mogły go zburzyć nawet największe zbrodnie.
Cześć, jaką starożytni Grecy żywili dla wyroczni, a wieki średnie dla papieża, oddaje się dziś w Stanach Zjednoczonych Sądowi Najwyższemu. Ci, którzy przestudiowali funkcjonowanie amerykańskiej konstytucji, wiedzą, że Sąd Najwyższy należy do zespołu sił zaangażowanych w obronę praw plutokracji. Jednak część z tych, którzy to wiedzą, stoi po stronie plutokracji, dlatego nie robi nic, by osłabić cześć, jaką tradycyjnie cieszy się Sąd Najwyższy, innych zaś dyskredytuje w oczach zwykłych, spokojnych obywateli posądzenie o wywrotowość i bolszewizm. Zanim nowy Luter będzie w stanie zaatakować z powodzeniem władzę oficjalnych interpretatorów konstytucji, konieczne będą dalsze w oczywisty sposób stronnicze działania.
Władza teologiczna w znacznie mniejszym stopniu cierpi na przegranej wojnie niż władza świecka. Jest prawdą, że po I wojnie światowej Rosja i Turcja przeszły zarówno teologiczną, jak i polityczną rewolucję, lecz w obu tych krajach tradycyjna religia była bardzo ściśle powiązana z państwem. Najpoważniejszym przykładem teologicznego przetrwania mimo przegranej wojny jest zwycięstwo Kościoła nad barbarzyńcami w V wieku. Święty Augustyn wyjaśniał w Państwie Bożym, do którego napisania natchnieniem było złupienie Rzymu, iż władza doczesna nie jest tym, co zostało obiecane prawdziwym wyznawcom, dlatego też nie należało jej oczekiwać jako rezultatu prawa wierności. Poganie, którzy przetrwali w Imperium, dowodzili, że klęska Rzymu była karą za odrzucenie bogów, lecz pomimo pozornego prawdopodobieństwa istnienia takiego związku, pogląd ten nie zyskał znaczniejszego uznania; u najeźdźców przeważyła bowiem wyższa cywilizacja pokonanych, dlatego zwycięzcy przyjmowali wiarę chrześcijańską. W taki oto sposób za pośrednictwem Kościoła wpływ Rzymu przetrwał wśród barbarzyńców, z których żadnemu, przed Hitlerem, nie udało się odrzucić tradycyjnej kultury antycznej.
1. W. H. R. Rivers, Medycyna, magia i religia, str. 16.
2. W. H. R. Rivers, Medycyna, magia i religia, str. 44.
3. Herodot, Księga V, rozdz. 63.
4. Herodot podaje też inne przykłady korupcji Pytii: Księga VI, rozdz. 66.
5. W. H. R. Rivers, Organizacja społeczna, s. 167.
6. Patrz: Cambridge Mediewal History, Vol. VII str. 162.
7. Niccolo Machiavelli, Książę, PIW, Warszawa 1984, str. 67.
Wersja polska została opublikowana po raz pierwszy na stronie humanizm.net.pl
" … wprowadzeniem celibatu …. Bardzo wielu duchownych, w tym niemało papieży, wolało raczej cierpieć niż ustąpić w tym właśnie punkcie doktryny." – co ten Russell piepszy, ha, ha. Prima Aprilis jest jutro. Nie znam klechy ktory by cierpiał z powodu celibatu. Z powodu celibatu cierpią ofiary tych pedofilow. Celibat to przeciez zakaz podpisania umowy prawnej na zasadach niekoscielnych, chodzi o sprawy spadkowe, a nie o jakies cielesne igraszki. Celibat nie zakazuje cielesnych igraszek, i nikt tu nie cierpi, szczegolnie majątek koscioła nie cierpi.