Zatytułowałam mój esej „wrogowie demokracji” i zapewne część z Was natychmiast ujrzała twarze tych wrogów. Jedni zapewne zobaczyli Trumpa. Hm, no cóż… Jeśli on jest wrogiem demokracji, to kim był prezydent Obama z jego destrukcyjną polityką zagraniczną? To on ponosi 1% winy za arabską wiosnę i ISIS, resztę odpowiedzialności ponoszą rzecz pewna sami sprawcy i ich zapisana w Koranie ideologia. Ale ten 1% to i tak dużo…
Wielu czytelników zobaczyło po przeczytaniu tytułu „wrogowie demokracji” twarz posła Jarosława Kaczyńskiego. Rzeczywiście, jego działania wokół trybunału konstytucyjnego i – później sądu najwyższego – nie były przyjazne wobec demokracji. Trzeba było po prostu pozyskać odpowiednią większości i wtedy ewentualnie zmieniać organa konstytucyjne w odpowiednim trybie, a nie w trybie „ja poza trybem”.
Pytanie jednak, ilu z was zobaczyło znacznie poważniejszych wrogów demokracji, którzy nie odejdą tak szybko i łatwo w polityczny niebyt, jak uczynił to Obama i jak za jakiś czas uczynią liderzy PiSu?
Moim zdaniem największym współcześnie wrogiem demokracji jest osobnik (lub osobniczka), który naćpany neomarksistowską, postkolonialną i postmodernistyczną ideologią uważa, że trzeba zmienić ludność kraju, w którym się urodził na muzułmanów, najlepiej jeśli pełnokrwistych, czyli bardzo tożsamościowych, religijnych, nie cierpiących USA i Izraela na ten przykład. Liberalni muzułmanie takiego osobnika raczej nie ucieszą jako istoty zepsute humanizmem, za mało oryginalne w swej „inności”, która to przecież powinna być egzotyczna aż do bólu (od razu wspomniałam fotki z ISIS rozsyłane po twiterze).
Wrogiem demokracji jest zideologizowany ojkofob, który nienawidzi własnego społeczeństwa i chce je wymienić, lub za wszelką cenę „wymieszać” z całym światem. To „wymieszać” wydaje mi się określeniem niesmacznym i rasistowskim, ale nie opisuję tu przecież swoich przekonań, a postawę neomarksistowskiego ojkofoba i islamofila.
Idealizowanie tego co obce i spotwornianie tego co bliskie, jednostronne niwelowanie granic własnego kraju, czy własnej unii krajów, jest bardzo groźne dla demokracji. Demokrację budują obywatele i ich dzieci, a nie obcy pozyskani przez zideologizowanych partyjniaków, pozyskani zupełnie bez troski o to, czy ci obcy chcą uszanować zastaną kulturę, czy chcą w niej żyć, czy też chcą ją zmienić za wszelką cenę, bo nią gardzą.
Postulaty przyjmowania migrantów nie mogą być głównymi postulatami rzeczywistych demokratów. Oni przecież rozstrzygać mają problemy społeczeństwa, które reprezentują, jako równi wyborcom przedstawiciele, a nie oderwani od wyborców pseudoaniołowie fanatycznie bezmyślnego otwierania się na świat bez możliwości choćby przymknięcia drzwi kraju w razie konieczności.
Przyjmowaniem migrantów powinny zajmować się urzędy wedle ściśle określonych zasad, których głównym kryterium jest ocena, na ile osoba ubiegająca się o stały pobyt kocha kulturę swojego nowego miejsca i na ile nadaje się do funkcjonowania w niej. Obywatelem powinno się zostawać na dwa sposoby – jako dziecko innych obywateli, lub jako osoba która ogromnie ceni kulturę swojego nowego upatrzonego miejsca i chce ją poznawać, nie chce zaś jej zmieniać na swoją modłę, zwłaszcza, jeśli przed tą modłą uprzednio ta osoba uciekła.
Każdy, kto czyni z migracji główny temat wyborów i swojej działalności politycznej nie jest bynajmniej dobrym demokratą. Jeszcze gorszym jest ten, który prewencyjnie cenzuruje krytykę napływowych groźnych idei, lub skłania media do udawania, że zło dokonane za sprawą obcych ideologii w ogóle nie miało miejsca. Nie za fajnym demokratą jest też ten, który obarcza swoich rodaków winą dziedziczoną przez wiele pokoleń, często winą podwójnie fikcyjną (w jaki sposób potomek brytyjskich robotników miałby odpowiadać za kolonizację Indii na przykład?) i każe im, jako wybrany w wyborach polityk, za te winy płacić.
Moda na ojkofobię i grzechy postkolonializmu wdziera się teraz do naszego kraju. Tak jak w żartach poltycznych sprzed wieków mamy obecnie dwa rodzaje polityków – jedni twierdzą, że Polska jest Chrystusem narodów, bogiem wśród krajów, drudzy zaś gardzą swoimi sąsiadami z klatki schodowej, swoim krajem i uważają, że powinniśmy bez mrugnięcia okiem naśladować mądrzejsze kraje ościenne (nie mogą być głupsze w tej narracji, bo ich mieszkańcy nie są Grażynami i Januszami), najlepiej w ogóle nie myśląc, bo myślenie może tylko zaszkodzić takim głupcom jak my. No i właśnie te narodowe kompleksy sprawiają, że wkrótce opcję megalomańską zastąpi opcja ojkofobów. Żadna z tych opcji nie przysłuży się demokracji, choć na razie daleko im do popełniania błędów części elit Zachodu. Wkrótce, jako wyborcy, powinniśmy starać się skutecznie wyeliminować z życia politycznego obie te opcje. To się oczywiście nie uda, ale im więcej megalomanów i ojkofobów wyślemy na polityczną emeryturę, tym będzie lepiej dla Polski i Europy. Tym lepiej będzie dla demokracji, która buduje poprzez wspólnotę obywateli, a nie w ramach pokuty za wyimaginowane winy dziedziczone przez dziesiątki generacji. Nowi obywatele? Tak, jak najbardziej, ale jeśli chcą być obywatelami i potrafią nimi być. Ale nowi obywatele to nie powinien być temat żadnej kampanii wyborczej w demokratycznym kraju.
Alicjo, jak moze wiesz odnoszę się krytycznie lub wręcz bardzo krytycznie do postmodernistycznych ideologów, ale kogoś, kto by chcial wymieszać wlasne spoleczeństwo z ludami innej narodowości lub tzw. etnosu nigdy nie spotkałem. Poza tym – nawet gdyby tacy istnieli – nie ma to nic wspónego z naruszaniem zasad i wartości demokracji. Mozliwe jest państwo nawet skrajnie wielotniczne i jednoczesnie demokratyczne. Nihdy tez nie słyszalem o lewicy, ktora czyniłaby z przyjmowania imigrantów jedyny czy nawet główny pinkt swojego programu politycznego. Owszem, są osoby, ktore sie tym głownie interesują, o tym mówią i nawet sie bezpośrednio angażują w pomoc, ale to nie jest zaden program polityczny tylko rodzaj działalnoci pomocowej lub charytatywnej. Demonizowanie drugiej strony w sporze unemożliwia sensowna i racjonalną dyskusję – służy tylko podgrzewaniu konfliktu wokół przyjmowania uchodźców – a temperatura tego i innych sp[orow, to moze głowna przyczyna kryzysu demokracji i państwa prawa. Nie wiem, w jakim kraju mieszkasz, ale piszesz po polsku i do Polaków, a tu uchodźcw z krajów islamskich jest garstka i zadni politycy nie planują sprowadzania setek tyssiecy. Najbardziej ambitny plan uzgodniony przez poprzedmi rzad z EU przewidywal przyjęcie siedmiu tysiecy czyli dwoch osob na gminę. Nikt by nawet tego nie zauważył a w końcu nawet do tego nie doszlo. Mamy w Polsce duzo poważnych prpoblemów, a jeśli PiS wygra kolejne wybory będzie ich jeszcze więce! Oodwyższona gorączka na tle problemu, ktory tutaj nie istnieje – tylko umacnia irracjonalnosc debaty i zwiększa szanse formacji, ktora celowo straszy uchodcami, a tak naprawde buduje panstwo autorytarne.
Zatytułowałam mój esej „wrogowie demokracji” i zapewne część z Was natychmiast ujrzała twarze tych wrogów. Jedni zapewne zobaczyli Trumpa. Hm, no cóż… Jeśli on jest wrogiem demokracji, to kim był prezydent Obama z jego destrukcyjną polityką zagraniczną? To on ponosi 1% winy za arabską wiosnę i ISIS, resztę odpowiedzialności ponoszą rzecz pewna sami sprawcy i ich zapisana w Koranie ideologia. Ale ten 1% to i tak dużo…
Agnieszko unikaj powtórzeń typu; i zapewne, Jedni zapewne. Zdania takie jak "Hm, no cóż…" niczego nie wnoszą, tylko pogarszają wrażenie. I stosuj jak najmniej wielokropków. Zdaniem Andrzeja Dominiczaka pisanie po polsku do Polaków obliguje do pisania o Polsce. Otóż wygłasza głupoty. Już pomijam czy dwóch muzułmanów na gminę to zjawisko zauważalne czy nie.
Alicjo! oczywiście przepraszam za pomyłkę
Masakra, Obama i Kaczyński w jednej formacji jako wrogowie demokracji, przy czym Obama wydaje się tutaj większym wrogiem ;). Trump zaś to wyższa liga, pewnie demokrata z krwi i kości – pewnie demokratyczne nawyki wyniósł z firm, którymi zarządzał. Przeraszam bardzo, ale nie mogę tego inaczej podsumować jako stek bzdur, te wszystkie wyimaginowane postacie, które o niczym innym nie marzą jak o wpuszczaniu muzułmanów i islamizacji Europy – kurka, ktoś je zna, z imienia i nazwiska, tych zatwardziałych proislamistów? Po prostu część ludzi uważa, że da radę żyć w wielokulturowym społeczeństwie a racjonalny spór toczy się o to, na ile te różne kultury mogą ingerować w całość społeczeństwa, jedni te granice wytaczają dalej inni bliżej, a jeszcze inni nienawidzą obcych i to z nimi jest problem.
-Które może istnieć dopóki większości nie stanowią muzułmanie, najwięksi wrogowie wielokulturowości.
-I dlatego to z muzułmanami jest problem, bo nikt tak nie nienawidzi obcych jak oni.
Dziwię się panu Dominiczakowi, że w ogóle takie bzdety komentuje. Czytywałem kiedyś jego satyry. To był wysoki poziom. Panie Andrzeju! Co pan wyprawia? Kogo pan legitymizuje? Przecież ten tekst, to prymitywna propaganda bez racjonalmych argumentów. Z czym pan tutaj polemizuje? Dziwer krótko i w punkt.