Nasz film opowiada nieco sfabularyzowaną i teatralną wersję prawdziwych wydarzeń. Prawica tak w 1922 jak i dziś akceptuje tylko te wybory, w których wygrywa, każde inne każe powtórzyć, albo gorzej… Dodaliśmy nieco klimatu kabaretowego tych czasów. Gramy Dmowskiego, Piłsudskiego, Narutowicza, Niewiadomskiego, Kakowskiego, Daszyńskiego, Tuwima, Paderewskiego, Stanisława Cara plus parę postaci fikcyjnych. Nikogo nie idealizujemy.
Prezydent Gabriel Narutowicz, postępowy liberał i demokrata (także mason i bezwyznaniowiec), który spędził większość życia w Szwajcarii,prezydentem być nie chciał. Uważał, że żadna partia w ówczesnej Polsce nie odpowiadała jego poglądom politycznym. Przekonano go jednak, że mógłby być mediatorem między dwoma odłamami PSL, PPS i mniejszościami. Rozżalona porażką wyborczą Zamoyskiego, prawica endecka rozpoczęła kampanię nienawiści przeciw „żydowskiemu prezydentowi”, „nie-polakowi”, „prezydentowi mniejszości narodowych”. Starano się wymóc pogróżkami jego rezygnację. Nie usłuchał, bo podobnie jak politycy PSL czy Piłsudski bał się chaosu rządowego. Niestety nie wszyscy ograniczyli się do pogróżek. Narutowicz zginął 16 grudnia 1922 o godzinie dwunastej, w zamachu w galerii „Zachęta”, zastrzelony przez powiązanego z endecją malarza i fanatycznego nacjonalistę-katolika Eligiusza Niewiadomskiego.
x
„Pogrzeb prezydenta Narutowicza”
Julian Tuwim
Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni.
Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie,
Wy, w chichocie zastygli, bladzi, przestraszeni,
Chodźcie, głupcy, do okien – i patrzcie! i patrzcie!
Z Belwederu na Zamek, tętnicą Warszawy,
Alejami, Nowym Światem, Krakowskiem Przedmieściem,
Idzie kondukt żałobny, krepowy i krwawy:
Drugi raz Pan Prezydent jest dzisiaj na mieście.
Zimny, sztywny, zakryty chorągwią i kirem,
Jedzie Prezydent Martwy a wielki stokrotnie.
Nie odwracając oczu! Stać i patrzeć, zbiry!
Tak! Za karki was trzeba trzymać przy tym oknie!
Przez serce swe na wylot pogrzebem przeszyta,
Jak Jego pierś kulami, niech widzi stolica
Twarze wasze, zbrodniarze – i niech was przywita
Strasznym krzykiem milczenia żałobna ulica.