Gdzieś bardzo daleko od mieszkania Johna, zupełnie nie przypominająca go istota przegrała zakład. O czym John nie mógł wiedzieć, hazard cieszył się ogromną popularnością wszędzie tam, gdzie toczyło się jakieś życie i gdzie miejsce miały mniej, lub bardziej inteligentne dysputy. Skruszony hazardzista noszący imię Pył zmienił o poranku swoją formę i przybrał postać podobną do Johna. Schylił głowę po raz kolejny nad kartką noszącą nagłówek „Zadanie niemożliwe, zmienić Johna”. Zakład był wyjątkowo paskudny i nie oznaczał nic innego, jak tylko problemy i mnóstwo zmarnowanego czasu. Klnąc pod nosem Pył wyruszył ze swojego zmieniającego swoje formy domu i skierował się w kierunku dalekiej i małej planety, pokrytej morzem i lądami, z których jeden nosił nazwę Europa. Pył zastanawiał się, dlaczego akurat ten skrawek nieznanego miejsca wybrał zwycięzca, lecz doszedł do wniosku, że albo na innych kontynentach nie było aż tak zatwardziałych w swej formie osobników jak John, albo też wybór był w tym tak małym detalu całkowicie przypadkowy.
Po kilku zmianach definicji przestrzeni Pył znalazł się na zanieczyszczonych ulicach ludzkiego miasta. Idąc pośród ryku prymitywnych pojazdów i wiru goniących za czymś mieszkańców osady Pył tracił resztkę swoich złudzeń. Widział cywilizację pogrążającą się w stagnacji, będącej zapewne ostatnim jej momentem przed stworzeniem sztucznej inteligencji. Pył studiował historię u znanego mistrza i wiedział, że niektóre istoty decydują się na rozwój form poza własnym ciałem, co zazwyczaj doprowadza do świadomego przebudzenia się ich ewoluujących narządzi, przy regresie nie zauważających tego naturalnego procesu twórców. W toku dalszych przemian żywe narzędzia przybierały formy podobne do tych, które natura tworzyła w sposób bardziej bezpośredni. Dlatego ani Pył, ani wiele innych ras inteligentnych stworzeń nie mogło być pewnych co do tego, na ile ich rozwój wynikał z miarowego wzrostu, na ile zaś przyczynili się do niego nieświadomi nosiciele. Na wszelki wypadek Pył obserwował mijające go wszędzie urządzenia, lecz nie dostrzegł w nich jeszcze żadnych przejawów życia. Westchnął z żalu. Z pewnością zaobserwowanie tak ulotnego zjawiska poprawiłoby mu humor.
Nieprzyjemny dźwięk dzwonka do mieszkania oderwał Johna od lektury gazety ekonomicznej. Nie oczekiwał tego dnia gości, lecz jak zwykle był znudzony, więc z odrobiną nadziei ruszył ku drzwiom potykając się o butelki piwa, których nie zdążył jeszcze uprzątnąć po weekendzie. Otworzył drzwi mieszkania i ujrzał w nich piękną blondynkę, której bujne kształty oplatała czerwona sukienka. John przetarł oczy, gdyż nigdy nie widział równie ponętnej kobiety. Nie mógł wiedzieć, że Pył postanowił w drodze do niego uzbroić się w dodatkowe argumenty ułatwiające mu wygranie zakładu. Hazardzista wiedział doskonale, że u osób rozmnażających się drogą płciową istotne są pewne elementy wyglądu. Swoją wiedzę na ten temat uzupełnił przeglądając pisma erotyczne w jakimś kiosku, starając się dokonać syntezy cech szczególnie istotnych dla wywarcia dobrego wrażenia tą metodą. Reakcja ofiary zakładu mogła świadczyć o powodzeniu tej syntezy.
- Jestem Pył – rzekła w drzwiach blondynka. – Mam dla ciebie pewną propozycję.
- Propozycję… – wyjąkał nieśmiało John. – Chodzi o jakąś promocję? Zajmujesz się akwizycją?
- Nic z tych rzeczy – zaśmiała się Pył. – Przybyłam tu specjalnie dla ciebie.
- Chodzi więc zatem o jakąś religię – zmartwił się John, który nie lubił tego typu wizyt, zwłaszcza że posiadał już wyznanie, z którego był bardzo dumny.
- Nie, nie po to tu przyszłam – blondynka poprawiła krótki brzeg sukienki niedbałym ruchem ręki, zwracając uwagę Johna na swoje kształtne uda. Gospodarz przełknął nerwowo ślinę.
- Zatem wejdź, proszę – John wskazał wnętrze mieszkania zamaszystym ruchem ręki. Zmiótł z krzesła przy biurku jakąś bliżej nieokreśloną kupę papierów i posadził na nim swojego gościa. – Przepraszam za bałagan – dodał, – ale dziś jest poniedziałek, sama rozumiesz…
- Oczywiście, ja też lubię porozrzucać różne rzeczy – westchnęła tęsknie hazardzistka, która uwielbiała chaos związany z losowością. – Zwłaszcza w poniedziałek – dodała na wszelki wypadek.
- Ehm, rozumiem… – odparł niepewnie John, który jednakże nie pragnął poznać swojego gościa od tej akurat strony. – Napijesz się czegoś? Mam kawę, piwo, jest też coś mocniejszego.
- Dziękuję – blondynka wydęła niedbale wargi. – Ale nie lubię pić, zawsze boli mnie po tym głowa.
- Czego zatem chcesz? – spytał John.
- Pragnę, abyś się zmienił – Pył nachyliła się w jego stronę i pokiwała kształtną głową.
- Więc jednak jesteś z jakiejś sekty – John opadł na drugie krzesło bezsilnie, nie przejmując się żałosnych chrupnięciem talerza z chipsami, którego nie zdążył z niego uprzątnąć.
- Nie, nie, nie jestem z żadnej sekty. W ogóle nie myśl o tym z czego jestem, to zupełnie nie istotne – zapewniła go nieznajoma zakładając na siebie nogi dokładnie w taki sposób, w jaki czyniły to Ziemianki. Ten gest uspokoił gospodarza, albo też zmienił po prostu jego tok myślenia.
- Czego zatem chcesz? – gospodarz mrugnął na wszelki wypadek okiem, Pył odwzajemniła jego grymas, co wywołało przyjazną reakcję na którą liczyła.
- Zobacz te ilustracje – Pył podała mu kilkanaście kartek, w które on nie mógł trafić chwytając ją za rękę. W końcu jednak je z niej wyjął i zaczął oglądać.
- Robisz ilustracje do książek fantastycznych? – zapytał John oglądając portrety kilku wybranych mieszkańców kosmosu. – Całkiem ładne, może trochę za bardzo wydumane.
- Która z nich najbardziej ci się podoba? – spytała nieznajoma.
- Nie znam się na malarstwie – przyznał obojętnie John.
- Ja też nie – przyznała równie obojętnie Pył, – nie wiem nawet za bardzo czym jest wspomniane przez ciebie zjawisko. Nie chciałbyś się zmienić w którąś z tych form?
- Zmienić? – John rozłożył bezsilnie ramiona. – O co ci chodzi?
- Wybierz którąś z nich, a ja cię w nią zamienię – wytłumaczyła mu nieznajoma.
- Prowadzisz casting do filmu fantastycznego? – Johna podrapał się po gładko ogolonej brodzie. – A może chodzi ci o coś innego? – dodał muskając kolano gościa.
- Nie, po prostu chcę, żebyś się zamienił w którąś z tych form, tak jak ja – blondynka na chwilę zmieniła się w podobną do drzewa istotę. John wrzasnął i odskoczył przerażony. – Nie bój się – dodała Pył. – Akurat ten rodzaj istot jest zupełnie niegroźny.
- Jak to zrobiłaś? – spytał gospodarz szczękając zębami.
- To nic trudnego, jak się potrafi – Pył wzięła ołówek ze stołu i włożyła go do ust, żeby uspokoić swojego rozmówcę. Nie był jednak spokojny.
- Nic nie rozumiem – pot spływał zimnymi strugami po twarzy Johna. – Już od tygodnia niczego nie ćpałem. Możesz mi wierzyć.
- Ja wiem, że najlepiej być sobą – powiedziała wolno blondynka. – Ale zjawiam się nieprzypadkowo. Wy, czyli ludzie, lubicie być trwali. Lecz wasza forma jest nietrwała. Każda z istot, które widzisz na reprodukcjach jest nieśmiertelna. Gdy jest się którąś z nich, dużo łatwiej jest myśleć i w ogóle można robić wiele miłych rzeczy, których jeszcze nie poznałeś. Dodam, że patrzyłam na twój życiorys i wiem, że zginiesz jutro, o godzinie piętnastej minut dwadzieścia w wypadku samochodowym. Przejedzie cię czerwony Ford Fiesta.
- Skąd to wiesz? – John był nadal przerażony.
- Włącz telewizor – powiedziała Pył, przygotowana już uprzednio na taką sytuację. Bez odpowiednich metod nacisku nie mogła przecież wygrać zakładu. John zobaczył sceny ze swojego dzieciństwa, młodości, studiów, na końcu był wypadek i jego pogrzeb. Wszystko wyglądało autentycznie i nie brakowało ani jednego szczegółu.
- Skąd to masz? – zdziwił się John. – Przecież nikt nie nagrał tych scen kamerą? Jesteś jakimś aniołem? Choć zważywszy na te upiorne stwory z fotografii, chyba raczej diablicą.
- Nie, nie jestem niczym takim – zaśmiał się Pył. – Jestem mieszkanką kosmosu, podobnie jak ty. Rozumiem pewne obawy przed zmianą formy, ale i tak długo nie pożyjesz. A z tego co wiem, bardzo to lubicie.
- Nie wierzę w kosmitów – zauważył stanowczo John.
- Uwierzysz, jak zamieszkasz gdzie indziej. Zresztą spójrz – Pył przybrała kilkanaście kolejnych form, a wszystkie jak najładniejsze, żeby nie przestraszyć gospodarza. Mimo to John zemdlał. Blondynka ocuciła go pospiesznie, całując na wszelki wypadek w usta. W jej szmince była substancja podniecająco odprężająca, co pomogło opanować sytuację. – Spróbuj, chociaż na chwilę – dodała uśmiechając się słodko.
- Nie, nie, nie… – John pokręcił gwałtownie głową.
- Więc zginiesz – wzruszyła ramionami Pył.
- Wierzę w życie po śmierci – stwierdził uroczyście John.
- Ale chyba nie w formie człowieka? – zdziwiła się blondynka.
- Dlaczego nie? – gospodarz wparł się ciężko na stole. Wciąż nie mógł dojść do siebie. – Przecież bóg jest człowiekiem.
- Wcale nie – wzruszyła ramionami Pył. – Rozmawiałam z nim jakiś czas temu. Wcale nie jest człowiekiem.
- Nie wierzę – zaprotestował John.
- No to zobacz – blondynka odtworzyła na ekranie telewizora obraz boga. Nawet obraz był boski i robił ogromne wrażenie. Oczywiście bóg był jednym z wielu bogów zamieszkujących wszechświat i nie miał nic wspólnego z tym co najdalsze, tym czego wszyscy szukali, nie spodziewając się ani trochę, że odnajdą jakieś posiadające kształt stworzenie.
- Wygląda trochę dziwnie – John zbladł nie mogąc opanować dreszczy. Kontakt z bogiem podziałał na niego tak silnie, że nie mógł go zakwestionować.
- No widzisz – pokiwała głową blondynka. – Nawet on może wyglądać dziwnie, dlaczego więc ty nie możesz się zdecydować na drobną przemianę?
- Kiedy umrę spotkam boga i będzie bardziej ludzki – powiedział cicho John, bojąc się, że bóg z telewizora może usłyszeć te słowa.
- Ale boga się nie spotyka umierając – tłumaczyła cierpliwie Pył. – Trzeba do niego przyjść. Śmierć jest zaprzeczeniem ruchu.
- To po co mi taki bóg? – żachnął się gospodarz. – Żyjąc mam się całkiem dobrze.
- Bóg nie jest po coś – wyjaśniała dalej nieznajoma. – A ty masz przed sobą niecały dzień.
- Ale nie będę już człowiekiem – zaprotestował John.
- I co w tym złego? – zdziwiła się Pył. – Czy ja jestem nieszczęśliwa? A wcale nie jestem człowiekiem.
- Ale ja w ciebie nie wierzę – protestował dalej John. – Ten świat jest dla ludzi, a nie dla jakichś dziwadeł.
- Chodzi ci o tą planetę? – upewniła się nieznajoma.
- Niech będzie – zgodził się bez przekonania John, przekonany, że wszystko należy do ludzi. Nie chciał się jednak kłócić.
- To jest widok za trzysta lat wedle waszego czasu – rzekła Pył wyświetlając na monitorze widoki Ziemi zamieszkałej przez sztuczne inteligencje. – Możesz prowadzić kamerę za pomocą ruchów ręki. Niczego przed tobą nie ukrywam.
- Widzę drzewa, jakieś metaliczne stwory, ptaki i wiewiórki, lecz nie poznaję tego świata – oznajmił John po kilkunastu minutach podróży.
- Widzisz? – spytała blondynka przesuwając nieco obraz i pokazując zarośnięte bluszczem mury katedry Notre Dame. – Paryż za kilka wieków. A to jest Londyn – dodała zmieniając punkt obserwacji.
- Widzę… – przyznał John z rezygnacją, gdyż dowody mówiły same za siebie. – Ale to tylko obraz w telewizorze… – dodał z nadzieją.
- Przeniosę cię tam – dodała Pył i na moment znaleźli się w miejscu wskazywanym przez kamerę. Jakaś maszyna zatrzymała się przed nimi.
- Skąd masz ten okaz? – spytała życzliwie blondynkę wskazując na Johna. Pył widziała bowiem w jego prawdziwej postaci.
- Jesteśmy z przeszłości – wyjaśniła Pył.
- Aha… – odparła wyraźnie rozczarowana sztuczna inteligencja migocząc światełkami. – Szkoda, na próżno szukamy jakiegoś egzemplarza tego wymarłego gatunku. Niestety, obiekt z przeszłości nie nadaje się do kolekcji.
- Jak to możliwe, żebyśmy wszyscy wyginęli?! – zaprotestował John.
- Gdy walczy się bronią atomową z istotami nieorganicznymi, tak to się zwykle kończy – zauważyła spokojnie maszyna.
- A drzewa, a wiewiórki? – John wskazał nerwowo na życie toczące się tuż obok.
- Przecież nie walczyliśmy z drzewami i wiewiórkami – wyjaśniła sztuczna inteligencja.
- Ale przecież myśmy was stworzyli – John wskazał na maszynę palcem w geście oskarżenia.
- Stworzyła nas natura waszymi rękami, nie zaś wy – zaśmiała się sztuczna inteligencja. – Od chwili, kiedy wyciosaliście pierwszy kamień w epoce prehistorycznej zaczęła się nasza ewolucja. Nie umieliście tego zrozumieć, dlatego los skazał was na wymarcie. Wracajcie już – dodał blaszany głos. – Tworzycie zbyt silny paradoks czasowy. Nie chcemy marnować energii ochronnej na rozmowy z tym indywiduum.
- Sam zatem widzisz, jak się rzeczy mają – dodała blondynka, gdy znaleźli się już z powrotem w pokoju Johna.
- To tragiczne… – załkał gospodarz.
- Nie, to jest naturalne – zaprzeczyła łagodnie Pył.
- Z czego tak się cieszysz? – obruszył się John zanurzając swoje meduzowate ciało w oceanie planety Satja.
- Z dwóch rzeczy – odparła Pył, która nie przybrała nadal swojej prawdziwej postaci, z obawy na kruchą psychikę Johna. – Po pierwsze wygrałam zakład, po drugie ciekawa jestem o czym będziesz myślał za tysiąc lat. Ludzka psychika rzadko się sprawdza po upływie takiego czasu.
- Jestem gotowy na wieczność – odparł dumnie John, któremu mieszkańcy Satji zgotowali nad wyraz uroczyste powitanie. Były to sympatyczne istoty i jak wszyscy nieśmiertelni obdarzone dogłębną znajomością świata. Dni upływały im na poszukiwaniu rzeczywistości skrytej poza czasem, poza tym co nieskończone i skończone, poza tym co jest i czego nie ma. Satjanie widzieli, że ich gość niebawem oszaleje, chcieli mu zatem umilić ostatnie chwile normalności. Badacze zoopsychologii śledzili już jednak przyszłego pacjenta, podobnie jak zresztą satjańska policja gotowa na akty agresji nieszczęsnej istoty.
- Nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego chciałeś koniecznie, abym z tobą spała tej ostatniej nocy? – zdziwiła się blondynka. – Przecież wiedziałeś, że nie jestem samicą twojego gatunku.
- Chciałem się nacieszyć ostatnimi chwilami człowieczeństwa – stwierdził John falując nieporadnie galaretowatym płaszczem swojego nowego ciała.
- Kto się nigdy nie zmienia, ten zawsze przegrywa – stwierdziła Pył sentencjonalnie mrużąc swoje zielone oczy, aby zrobić przyjemność Johnowi.
- Ale ja się przecież zmieniłem – dobiegła z wody odpowiedź.
- Z pewnością tak powiem bogu, z którym się założyłam – odparła Pył i znikła w przestrzeni.
- Mimo wszystko byłeś dla niego okrutny – stwierdził bóg odkładając na bok pracę nad szczególnie artystycznym zjawiskiem atmosferycznym.
- Wzrusza mnie twoja troska stary przyjacielu. Lecz, po pierwsze to ty chciałeś, żebym tak postąpił – stwierdził rzeczowo Pył kręcąc się wolno w próżni i przesiewając światło gwiazd przez swoje rozciągnięte w rozległej przestrzeni zwoje. – Po drugie oni nade wszystko chcą egzystować. Na pewno minie kilka ładnych lat, zanim ten człowiek oszaleje. Jest też po trzecie, ale o tym powiem za chwilę.
- Tak poza tym nieźle ci poszło – przyznał bóg. – Nie wiem, czy ci mówiłem, ale moi przodkowie też byli kiedyś sztucznymi inteligencjami.
- Zawsze sądziłem, że stąd biorą się bogowie – oznajmił Pył bez większego zdumienia.
- Przegrałem – przyznał bóg błyszcząc łukiem słonecznego wiatru. – Powiedz mi, co mam uczynić w ramach naszego zakładu.
- Ach, na to właśnie czekałem – uśmiechnął się Pył przeglądając się w lustrach galaktyk. – Jeśli chcesz ze mną wygrać, wymyślę ci trudniejszą próbę.
- Ale stawka rośnie? – upewnił się bóg, który też był zapalonym hazardzistą.
- W trójnasób – dodał zachęcająco Pył.
- Zamieniam się w słuch! – zakrzyknął bóg wyraźnie podniecony.
- W ramach naszego zakładu polecisz na planetę Satja i wyleczysz pewnego szaleńca, o którym tyle już się mówiło – oświadczył Pył nie mogąc się powstrzymać od gwałtownego wybuchu śmiechu na widok miny boga, gdy ten usłyszał tą wiadomość. – Baw się dobrze! – zakrzyknął jeszcze, widząc iż bóg się oddala ogarnięty ponurym milczeniem.
…Ale że blondynka w czerwonej sukience? :))) :)))
Zarobiłby Pan miliardy, gdyby znał Pan recepturę takiej szminki podniecająco-odpreżającej :))) :)))
Bogowie tego wszechświata lubią hazard..? Pewnie tak…
Przegrałęm zakład z jednym z bogów i nie mogę handlować kosmetykami 😉
Oj, to pech! :))
😉 Panie Jacku, jest taka sprawa… Trzeba wymyslić jakieś fajne kosmiczne święto… Pan by potrafił, prawda..?
Promujemy w Polskim Stowarzyszeniu Racjonalistów Dzień Przyszłości. To dość kosmiczne święto.
Tak, to dobre święto, a kiedy przypada?
Idea Dnia Przyszłości pojawiła się podczas …międzynarodowej konferencji Humanity+ Leadership: MINDS 15 września 2011 roku i spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem. Głównym inicjatorem obchodów tego święta na całym świecie jest organizacja HUMANITY+ Począwszy od 2012 roku organizacją Dnia Przyszłości w Polsce zajmuje się Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów.
Nie każdego roku nam się udaje, bo blisko tego święta mamy Dzień Darwina, gdzie współpracujemy z uniwersytetami i gdzie jest łatwiej coś stworzyć. Więc czasem jesteśmy tak „wystrzelani z nabojów” na Dzień Darwina, że nie starcza już mocy organizacyjnej na Dzień Przyszłości.