IX Symfonia Beethovena jest jednym z największych arcydzieł sztuki muzycznej. Beethoven, który jest głównym fundamentem dla muzyki europejskiej po dziś dzień, w swoich późnych dziełach dał potomnym szczególnie dużo. Z IX Symfonii, do dziś zaskakującej jeśli chodzi o nowoczesność i śmiałość rozwiązań, wyrośli tacy twórcy jak Brahms, Wagner czy Mahler. Bez problemu znajdziemy też jej echa u Szostakowicza czy Schönberga, a obecnie u Pendereckiego choćby.
Ciężko sobie wyobrazić, jakim wstrząsem dla słuchaczy był ten utwór podczas swej wiedeńskiej prapremiery 7 maja 1824 roku. Mimo tego jednak, że symfonia zawiera elementy do dziś tajemnicze w swym modernizmie i nie podjęte jeszcze przez muzycznych kontynuatorów, ówczesna publiczność powitała to arcydzieło wielkimi brawami. Głuchy Beethoven stał za dyrygentem, więc nie zdawał sobie sprawy z owacji. Wedle legendy obróciła go do publiczności śpiewaczka Karolina Unger i w oczach geniusza nagle pojawiły się łzy. Oto w ostatnim okresie swego życia dał ludziom coś niebywale śmiałego, a jednak trafił do ich serc i umysłów. Oczywiście późniejsi krytycy, tacy jak choćby usypiający mnie niekiedy kompozytor Louis Spohr, starali się krytykować Dziewiątkę ze wszystkich sił. Drażnił ich przede wszystkim finał symfonii, gdzie Beethoven pomieszał gatunki, wprowadzając w świat symfonii elementy oratorium a nawet opery. Był to kontrast do metafizycznych części poprzedzających eksplozję Schillerowskiej Ody do Radości. Do dziś ten kontrast jest sporym wyzwaniem dla wykonawców.
Właśnie otrzymałem do recenzji nagranie IX Symfonii dla firmy Sony. Bierze w nim udział Chór NFM, co musi odmalować wielki uśmiech na twarzy każdego przyjaciela Narodowego Forum Muzyki, gdyż znalezienie się w katalogu Sony oznacza ogromną rozpoznawalność wśród melomanów na całym świecie i niewielu polskim zespołom zdarza się być na płytach japońskiego megaproducenta. Głównym bohaterem płyty jest związany obecnie mocno z Wrocławiem wielki „barokowiec” i sławny interpretator dzieł Vivaldiego – Giovanni Antonini. Antonini jest też, jak wiecie z poprzednich moich recenzji, obecnym szefem artystycznych Wratislavii Cantans.
Giovanni Antonini zaangażował się obecne w realizację nagrania oceanu wszystkich symfonii Józefa Haydna. Na potrzeby tego projektu kooperuje z dwiema orkiestrami – swoim Il Giardino Armonico i Kammerorchester Basel. Równolegle do tego artysta postanowił także złożyć hołd Beethovenowi, realizując nagrania jego symfonii. To bardzo śmiała decyzja, gdyż po przełomową i archetypiczną twórczość Beethovena sięgają z miłości lub z czystego obowiązku wszyscy wielcy dyrygenci. Nagrywając symfonie Beethovena trzeba się niejako zmierzyć z nimi wszystkimi. Tu dodam na marginesie, że dla mnie wzorowi w Dziewiątce są wielcy dyrygenci przeszłości – Furtwängler i Mengelberg.
Wykonanie IX Symfonii Beethovena pod batutą Antoniniego miałem okazję słyszeć w trakcie Wratislavii Cantans 2016 roku, gdzie miałem mieszane uczucia. Oczywiście Włoch dyrygował świetnie, ale moim zdaniem za szybko, tracąc efekt tworzenia świata i płynących przestrzeni, zupełnie niepowtarzalnych w symfonice innych twórców. To tak jakby architekt Beethoven zaczął projektować nie budowle (muzyczne), ale oceany. Jednak na płycie, choć tempa są jeszcze żwawsze, koncepcja Antoniniego nie tylko się broni, lecz wprowadza nową wartość w wykonawstwo arcydzieła Beethovena, a to sukces niemal trudny do uwierzenia! Do bezmiaru wielkich interpretacji Dziewiątej naprawdę warto dodać również koncepcję Giovanniego Antoniniego. Wydaje mi się też, że włoski dyrygent ma jeszcze więcej do zaoferowania niż jego wielcy koledzy, którzy doszli do Dziewiątej ze świata wykonawstwa muzyki dawnej. Mam na przykład wrażenie, że Antonini powiedział nam o ostatniej symfonii Beethovena jeszcze więcej, niż skądinąd genialny Gardiner.
Pierwsza część symfonii, której ogniste i jakby post-vivaldiańskie tempo nie do końca mnie przekonało podczas koncertu na żywo podczas Wratislavii Cantans, na płycie broni się znakomicie, wydobywając z tej demiurgicznej muzyki stworzenia niezrównaną świeżość i wielobarwność. Słuchając Antoniniego ma się wrażenie, że Beethoven śmiałymi pociągnięciami pędzla maluje fresk, że to wielkie arcydzieło powstaje na naszych oczach, aby zmienić nasz świat. Z fresku symfonii dobywają się też mikroepizody, zagrane przez orkiestrę niemal ekstrawagancko i bardzo błyskotliwie. Odbiór muzyki wspomaga także rewelacyjna jakość nagrania – to z pewnością jedna z najpiękniej nagranych płyt z muzyką orkiestrową jakie powstały. Sprzęt Sony spotkał się tu z kongenialną akustyką Sali Głównej NFM…
Druga część symfonii Molto vivace – Presto to prawdziwy taniec gigantów, z którego zresztą czerpał przez całe życie Bruckner. U Antoniniego zaskakuje iście Haydnowska taneczność i ciepłe, humanistyczne poczucie humoru. Beethoven nie był twórcą ponurym, umiał się śmiać muzyką i Antonini zauważył to w tej części symfonii jak mało kto, nie spłycając jednocześnie tego arcydzieła. Sądzę, że tak piękne ukazanie nastroju tej części nie byłoby możliwe bez Haydnowskiego projektu, którym do lat trzydziestych będzie się zajmował Giovanni Antonini.
Część trzecia, będąca najrozleglejszą krainą w historii muzyki symfonicznej, została przez Antoniniego potraktowana bardzo malarsko. Osobom nawykłym do metafizycznych przepaści wielkich późnoromantycznych dyrygentów może tu czegoś brakować, jednak Antonini unika spłycenia tej części, które zdarza się wielu dyrygentom wyrastającym z nurtu wykonawstwa historycznego. Na długo też zostają w pamięci zagrane w sposób błyskotliwy i szybki fanfary, które wznoszą się co jakiś czas z zamarłego w tajemniczej zadumie pejzażu Adagio molto e cantabile.
Ostatnie ogniwo symfonii, tak niesłusznie krytykowane przez usypiającego Spohra i wielu innych malkontentów, zaprezentował Antonini bardzo po włosku (choć sam Beethoven narzekał na nieco zbyt przesadną popularność Rossiniego w jego czasach i miał konflikt z „włoskością” w muzyce). Tu włącza się Chór NFM i świetni soliści – sopranistka Regula Mühlemann, doskonale budująca wejścia kwartetu solistów swoim mocnym i czystym sopranem, choć w paru momentach nieco zbyt metalicznym, mezzosopranistka Marie Claude Chappuis, tenor Maximillian Schmitt i baryton Thomas E. Bauer. Obydwaj panowie świetnie wypadli w solowych epizodach, które wyszły zupełnie nieoratoryjnie, ale świeżo, jakby sam Schiller wdał się z nami dyskusję na temat humanizmu. Chór NFM świetnie dostosował się barwowo do przewodzących mu wokalnie solistów, uniósł też architekturę finałowej części, w sposób lekki i swobodny, bardzo elegancki i włoski.
Mimo istnienia dziesiątków genialnych interpretacji Dziewiątki, Antonini zaproponował nam kolejną ciekawą wizję tego utworu, która plasuje się całkiem wysoko wśród najlepszych nagrań tego arcydzieła. Co jeszcze istotniejsze, włoski dyrygent i podlegli mu artyści wnoszą coś rzeczywiście nowego w muzyczną debatę o ostatniej dokończonej symfonii Beethovena. Polecam zatem gorąco IX Beethovena z Antoninim, Kameralną Orkiestrą z Bazylei i Chórem Narodowego Forum Muzyki!