Dotarły już do Wrocławia mrozy, choć śniegu jeszcze nie ma. Niejeden jednak poranek przynosi nam skute lodem kałuże, zaś lustro Starej Odry, w którym nurt nie jest za prędki, pokrywa się tajemniczymi, krystalicznymi zmarszczkami.
Dobry to moment w roku, aby zasłuchać się w Podróży zimowej Franza Schuberta. Ten cykl pieśni kompozytor oparł na poezji Wilhelma Müllera. Choć sięgał w swoim życiu po znacznie lepszych poetów, ta właśnie poezja stała się kanwą dla jednego z najwspanialszych arcydzieł w historii muzyki. Być może Die Winterreise Müllera mówiła przede wszystkim o złamanym sercu młodego wędrowca. Spotęgowana muzyką Schuberta poezja mówi znacznie więcej – to traktat o samotności, o drodze do śmierci, o losie, o odczuwaniu czasu. Wreszcie o tym, że w najczarniejszej rozpaczy rodzi się być może wolność twórcza oraz bunt przeciw bogom i dogmatom.
Jarosław Bręk / fot. Mikołaj Świderski
Od strony formalnej Schubert zadziwia. Niekiedy wyzwala partię fortepianu tak dalece, że nie jest to tylko rozbity romantyzmem klasycyzm, ale raczej wejście w modernizm i poza niego. Co ciekawe, poza najlepszymi pieśniami Schubert raczej nie bywał tak śmiały.
W Narodowym Forum Muzyki cykl Schuberta wykonali znani muzycy – bas-baryton Jarosław Bręk i pianista Marcin Sikorski. Towarzyszył im sławny aktor Jerzy Trela, czytający polskie tłumaczenia wierszy Müllera. Choć położenie geograficzne Wrocławia zachęca nas do nauki niemieckiego, to jednak niewielu wrocławian korzysta z tej geograficznej podpowiedzi na tyle mocno, aby zasłuchiwać się w niemieckiej poezji romantycznej ze zrozumieniem. Zestawienie pieśni z polskimi tłumaczeniami tekstów wygłoszonymi charyzmatycznym głosem Treli było znakomitym pomysłem.
Najważniejsi byli jednak muzycy. Głęboki i operowy bas-baryton Jarosław Bręka nadawał odpowiedniej głębi muzyce Schuberta i zachęcał do wychodzenia poza słowo, do szukania w rozległej krainie symboli znaczeń znacznie bardziej uniwersalnych i dalej niosących. Schubert miał wiele powodów, aby rozpaczać w swoim życiu – za młodu został skazany na rychłą śmierć i życie bez towarzyszki serca. Jego twórczość nie cieszyła się nawet promilem zainteresowania, na jakie zasługiwała, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę kwestie finansowe. Łatwo zatem dopatrzeć się w Winterreise wątków autobiograficznych związanych nie tylko z poetą, ale również z kompozytorem. Lecz takie powiązanie łatwo może spłycić muzykę. Schubert to też Schubertiady i banda oddanych przyjaciół, wykuwających wspólnie całą epokę w dziejach sztuki muzycznej. Oczywiście w cieniu Beethovena, ale to był dobry cień… Schubert często żartował i nie stronił od dobrej zabawy. Jego kariera powoli się rozwijała. Gdyby nie krótkie życie, sądzę, że zostałby doceniony przez współczesnych.
Podobało mi się zatem w interpretacji Bręka podkreślenie nietypowych wątków Winterreise – tych buntowniczych, tych napawających się wolnością i tych umiejących odnaleźć siłę w cierpieniu. Marcin Sikorski towarzyszył śpiewakowi z ogromną klasą, tak jak trzeba w genialnych pieśniach. Z jednej strony nigdy nie dominował śpiewu, z drugiej dbał o to, aby jego partia brzmiała sugestywnie, wyraziście, nie zacierała się potężnym głosie solisty.
Podróż zimowa bywa wdzięcznym tematem dla osób ceniących filozofię w muzyce. Marcin Sikorski i Jarosław Bręk udowodnili nam naocznie, że muzyka jest znacznie starszą i głębszą formą poznania niż filozofia. Słuchając ich przypomniałem sobie też, że pierwsi filozofowie, wywodzący się z Jonii, byli poetami a nie urzędnikami z bibliotek kategorii i rozważań.
To był piękny i ambitny poznawczo wieczór w Narodowym Forum Muzyki. Muzyka, mająca przecież w swoim zwyczaju ekstrawertycznie wybrzmiewać, stała się tym razem malarką samotności, będącej nieszczęściem, ale i siłą każdego człowieka.