Chopinowskie złoto czyli Eric Lu

   Dzień po koncercie Kevina Chena i Wrocławskich Filharmoników mieliśmy okazję usłyszeć na żywo zwycięzcę XIX Koncertu Chopinowskiego Erica Lu (26.10.2025). Zapoznając się z galonami hejtu jakie wylały się na amerykańskiego pianistę obawiałem się, że Sala Główna NFM będzie do połowy pusta, albo też część słuchaczy będzie uzbrojona podobnie do kibiców witających szczególnie nielubianą drużynę i jej z kolei zwolenników. Jednak zasłużona dla muzyki osoba pocieszyła mnie tym, że oto od dawna już Konkurs Chopinowski nie wzbudzał tak gorących emocji, nie cieszył się taką popularnością. To prawda, szkoda tylko, że nieco zdziczeliśmy pod wpływem dość oczywistych spraw płynących do nas niekoniecznie ze świata sztuki. No i co z Erykiem Lu? Nie przypuszczam, aby znał język polski, który w świetle najnowszych badań jest jednym z najtrudniejszych, ale też najprecyzyjniejszych języków świata. Nie sądzę jednak, aby Eric Lu miał problemy z tłumaczem, który aktywuje się automatycznie w nowoczesnych smartfonach. Jeśli więc choć na moment pomyślał o tym, aby spojrzeć na to, co o nim piszą po zwycięstwie musiał choć trochę zanurzyć się w radosnym festiwalu nienawiści. Dowiedziałem się jednak, że Eric Lu jest twardym zawodnikiem i z pewnością mu to nie zaszkodzi. A co nas nie zabije, to nas wzmocni – jak mawiają. Tyle, że z hejtu, który ja widziałem wypływa niechęć do chodzenia na koncerty i słuchania płyt pianisty. Nie sądzę, aby to akurat bardzo wzmacniało muzyka. Liczę na to, że z dalszej perspektywy ów hejt nie jest już tak dominujący, że ludzie w Australii i Nowej Zelandii nie wnikają w szczegóły, lecz są po prostu ciekawi gry zwycięzcy XIX Konkursu Chopinowskiego. Jeśli tak samo dzieje się w Japonii, Korei, na Tajwanie i w Chinach, jesteśmy w domu. Ze zwycięstwa Erica Lu ucieszą się też na pewno Amerykanie. Eric Lu jest dopiero drugim, po Garricku Ohlssonie złotym medalistą z USA.

   Ja również nie spodziewałem się zwycięstwa Erica Lu. Stało się to dlatego, że podobnie jak niemal wszyscy uczestnicy grał odważnie, szarżując wręcz na dzieła Chopina i walcząc o swoją wizję tej muzyki. Poziom XIX Konkursu Chopinowskiego był bardzo wysoki i paradoksalnie to przynosiło wiele potknięć. Mało kto grał ostrożnie i zachowawczo. A muzyka Chopina, zwłaszcza w dojrzałych dziełach, jest bardzo złożona i pomylić się można na różne sposoby. A to, na ile dane potknięcie, błąd czy pożyczenie dźwięku robi negatywne wrażenie na słuchaczu zależy też od tego, jak dana osoba widzi (a raczej słyszy) dany utwór, co jest dla niej w nim szczególnie ważne, a co stanowi swego rodzaju dźwiękowe wypełnienie, dekorację dla właściwych struktur „nośnych”. No i w moim odczuciu Eric Lu grał bardzo ciekawie, z pewnością nie szaro i beznamiętnie, jednak akurat jego błędy zbyt często dotykały moich ulubionych motywów, momentów, czy też owych struktur nośnych. Po trzecim etapie byłem wręcz w kropce. Dałem Ericowi Lu ocenę nie promującą go w moim prywatnym rankingu do finału, ale też dopisałem, że nie wiem co z tym zrobić. Bo zagrał bardzo ciekawie, był to jeden z lepszych występów trzeciego etapu pod tym względem. Ale tak naruszył moje inne oczekiwania wobec prezentowanych utworów, że napisałem, iż daję średnią ocenę, ale nie zdziwię się w sumie, gdy ktoś nada temu ocenę najwyższą. Podobnie było z finałem. W koncertach mylili się wszyscy, zwłaszcza w trzeciej części. Ale Eric Lu, przedstawiając mi, jako słuchaczowi, bardzo intrygującą koncepcję tak się pomylił w trzeciej części, że przez kilka minut miałem wrażenie, że nie wiem, czego słucham. Za tym stała też pewna niedyspozycja pianisty, z uwagi na którą przełożono występ w trzecim etapie i plaster na palcu, co zwykłemu zjadaczowi chleba nie przeszkadza, ale pianiście walczącemu o laur w najsłynniejszym konkursie pianistycznym świata może bardzo utrudnić życie. Moimi faworytkami były Japonka Shiori Kuwahara i Chinka Tianyao Lyu. Kevina Chena również spodziewałem się wśród medalistów i to akurat się sprawdziło. Gdy okazało się, że złoty medal wylądował na szyi Erica Lu początkowo byłem mocno zaszokowany, podobnie jak wielu Polaków. Później jednak wróciłem do moich notatek (dostępnych na Facebooku) i zorientowałem się, że każdorazowo podkreślałem oryginalność pianisty, jak też fakt, że pewne rzeczy grał najlepiej, albo bardzo dobrze. W III etapie, z którym nie wiedziałem co zrobić, urzekły mnie na przykład dwa z trzech granych przez niego mazurków. Oczarowały mnie do tego stopnia, że spodziewałbym się nagrody za najlepsze mazurki.

   Problemem dla mnie, jak i dla wielu oceniających, był także mocny introwertyzm pianisty. Przypominał mi on Leonarda Cohena w pieśni „Słynny niebieski prochowiec”. Totalne wycofanie i swego rodzaju amerykański spleen malujący się na niosącym ślady chińskiego pochodzenia, ale jednak jankeskim obliczu. Eric Lu nie grał dla nas, on po prostu studiował Chopina na naszych oczach, ale w sumie lepiej, żeby nas nie było – takie miałem wrażenie. Dziwię się teraz, że ta postawa nie wywołała od razu we mnie sympatii. Granie dla dużej publiczności to zawsze rzucanie przysłowiowych pereł przed wieprze. Chopin o tym doskonale wiedział i po swoim okresie warszawskim unikał koncertów jak diabeł święconej wody. Dlaczego zatem mielibyśmy się spodziewać na Konkursie Chopinowskim, że wszyscy uczestnicy będą kochać występy publiczne dla tysiąca i więcej osób?

   Większy problem mam z krytykami. Część z nich nie przebierała w słowach. Pisali, że to w ogóle nie Chopin, że najgorszy dźwięk na Konkursie. Wołali, że Eric jest szary, niczym nie przyciągnął uwagi. Z tym nieprzyciąganiem uwagi mogło chodzić tylko o ów nieszczęsny XIV rząd w Filharmonii Narodowej, gdzie z kolei genialna Shiori Kuwahara przytłaczała a Tianyao Lyu nie była Księżniczką tylko Pensjonarką. Wyobrażam sobie, że akustyka w XIV rzędzie Filharmonii Narodowej przypomina akustykę betonowego przejścia podziemnego, gdzie każde forte odbija się potężnym, zniekształconym i ogłuszającym echem. Co zaś sprawia w tej akustyce, że wybitnie liryczna artystka staje się pensjonarką? Tego akurat betonowe przejścia podziemne nie potrafią. Tym niemniej od krytyków i specjalistów wymagałbym czegoś więcej. Jak mogli nie usłyszeć, że Eric Lu jest myślącym i oryginalnym wykonawcą, zaś jego interpretacje są bogate fakturalnie niczym labirynty? Rozumiałbym, gdyby pisali „gra w sposób zbyt złożony”. Ale „gra szaro”, albo „gra najbrzydszym dźwiękiem”?

  Dobrze. Przejdźmy teraz do koncertu, który miał miejsce we wrocławskim NFM. Nie towarzyszyła mu na szczęście orkiestra Filharmonii Narodowej (ona w ogóle rzadko grywa we Wrocławiu), był to recital solowy. Usłyszeliśmy następujące utwory Fryderyka Chopina:

Nokturn cis-moll op. 27 nr 1   
Barkarola Fis-dur op. 60
Polonez B-dur op. 71 nr 2
Mazurek H-dur op. 56 nr 1   
Mazurek C-dur op. 56 nr 2            
Mazurek c-moll op. 56 nr 3                      
Sonata fortepianowa b-moll op. 35   

   Nie wiem, czego spodziewałem się, mając oto okazję usłyszeć Erica Lu na żywo. Możliwe, że pewnego rodzaju katharsis, jak po pierwszym koncercie laureatów, gdzie Eric Lu zagrał koncert fortepianowy fenomenalnie, lepiej jeszcze niż podczas zmagań finałowych? Możliwe, że tego oczekiwałem, choć koniec końców otrzymałem coś lepszego niż katharsis.

   Nokturn cis-moll op. 27 nr 1 przykuł z miejsca moją uwagę fenomenalnym brzmieniem. Poczułem się jak mysz pod pilnym wzrokiem węża. Jednocześnie zauważyłem niezwykły i niemal niemożliwy konglomerat prostoty, niemal Fieldowskiej, ze złożonością faktur i przebiegów, z których to cech słynie (albo słynąć powinna) gra Erica Lu. Barkarola z kolei wręcz mnie zaskoczyła radykalnym koloryzmem, niemal zamazującym kontury dźwięków. Jednocześnie widziałem, że grając to wszystko introwertyczny Eric Lu coraz bardziej odrywał się od publiczności (którą być może na początku zauważył, ale pewien nie jestem). W grze pojawiało się coraz więcej eksperymentów i rozważań. Jeśli chodzi o brzmienie, to zaczęło się pojawiać rzeczywiście kontrowersyjne forte, kojarzące się z kotem skaczącym z góry (na przykład z wysokiej szafy) na lewą stronę klawiatury fortepianu. Ale jednak ciężko mi uwierzyć, że w obliczu arabesek barw tak brutalne forte miałoby być wypadkiem przy pracy, czy też zwykłym brakiem umiejętności. To był jakiś celowy brutalizm impregnowany w muzykę Chopina na drodze prób i eksperymentów.

   I właśnie to kocie, stalowe forte, które początkowo mnie zmartwiło, dało mi coś zamiast katharsis. W dziejach fonografii mamy na szczęście dziesiątki, jeśli nie setki pianistów grających pięknie Chopina. Setki? Już tłumaczę. W Polsce na przykład mało znana jest francuska szkoła pianistyczna i francuscy chopiniści. A to daje już nam kilka dziesiątek ciekawych wykonawców, niekoniecznie zresztą Francuzów. Zresztą zróbmy eksperyment – na ile dobrze znacie Samsona François? Ile macie jego płyt? Zatem w morzu świetnych i znanych nam pianistów pojawia się oto Eric Lu, który w Barkaroli zadziwia wręcz koloryzmem, po czym na lewą stronę fortepianu spada mu z wysokiej szafy tłusty kocur. Może to było tylko zmęczenie, ale sądzę, że introwertyczny zwycięzca Konkursu Chopinowskiego próbuje po prostu nowych dróg, kompletnie nie przejmując się tym, że wokół niego siedzi 1300 osób. A jaka nowa droga może wypłynąć z takiego brutalizmu lewej ręki w Chopinie? Nie mam pojęcia, ale to mnie tym bardziej cieszy. Oczywiście ów brutalizm to tylko najbardziej kontrowersyjny z elementów ogólnej oryginalności wykonań Erica Lu. To co usłyszałem w NFM przeczy innym dziwactwom narosłym na bazie przebiegu XIX Konkursu Chopinowskiego. Pojawiła się na przykład teza – zapytanie: „dlaczego pianista, który odniósł już sukcesy koncertowe, ma karierę i nagrał już prawie dziesięć płyt dla Warnera miałby odbierać przestrzeń młodym i nieznanym talentom?”. Eksperymenty Erica Lu są odpowiedzią na tą wątpliwość. 27. letni artysta nadal się tworzy, powstaje i szuka nowych dróg. Kolejna teza – finaliści Konkursu Chopinowskiego nie powinny móc brać udziału w kolejnych Konkursach Chopinowskich. Mój kontrargument – jak ktoś jako 17. latek miał 4 miejsce, czemu nie miałby chcieć zdobyć pierwszego miejsca pięć czy dziesięć lat później? To raczej dobre, a nie złe dla konkursu. Laureat 4 nagrody zresztą wiele ryzykuje, może przecież odpaść przed finałem. Mnie ucieszy nawet laureat pierwszej nagrody, który będzie chciał być pierwszym w historii podwójnym złotym medalistą. Pomyślcie, jak bardzo będzie musiał się starać, aby poskromić niechęć jury do „odgrzewanego kotleta”. Wydaje mi się, że z uwagi na taką niechęć już w drugim etapie odpadł tym razem znakomicie grający Hao Rao, który był finalistą poprzedniego XVIII Konkursu Chopinowskiego.

  Polonez B-dur op. 71 nr 2 mimo późnego opusu pochodzi z 1828 roku, jest więc jeszcze wczesnym dziełem Chopina, na pograniczu standardowych polonezów, które licznie wtedy w Polsce powstawały, a błysku geniuszu kompozytora, który właśnie wyrastał ostatecznie z okresu szkolnych eksperymentów. Eric Lu świetnie odnalazł się w formie brillant, pokazując właśnie piękno swojego brzmienia. Mazurki op. 56  pochodzą z 1843 roku i niosą w sobie wątki epickie, nie są to typowe miniaturki. Eric Lu zachwycił mnie nimi podczas trwania konkursu i również we Wrocławiu ukazał nam podobną wizję, którą przyjąłem z ogromną radością. No i wreszcie Sonata fortepianowa b-moll op. 35. Całościowo forma zakrojona ciekawie i wciągająco. Słychać było, że Eric Lu jest dobrym architektem do sonat, co nie dziwi, gdyż ma już w swoim dorobku niezwykłą płytę Schubertowską, bardzo minimalistyczną i szlachetną w swoim wyrazie. Niezmiernie podobała mi się ekspresja otwierającego utwór Grave. Doppio movimento. To rzeczywiście było Grave, również dzięki wspomnianemu już kocurowi, który pojawił się z całą mocą. Ale tak szczerze, pęd tej części był doskonały i miałem wrażenie, że Eric Lu trafia znakomicie w ideę samego twórcy. Scherzo stało się w tym wykonaniu łącznikiem, nie zaś odrębną zupełnie częścią, co miało swój sens i było dobrze zrealizowane. Prowadziło to do sławnej trzeciej części (usłyszymy ją zapewne nad swoją trumną) Marche funèbre. Lento. Marsz pogrzebowy zbliżał się i oddalał, zaś tym razem do forte Mruczek nie został zaproszony, co pokazuje, że Eric Lu umie grać forte zgodnie z kanonami, jednak czasem szuka mocniejszych wrażeń. Ogólnie gra Erica Lu charakteryzowała się znakomitym cieniowaniem dynamicznym, dobrym rubato i umiejętnością stosowania barw. I właśnie w Marche funèbre słychać było, że pianista umie także cieniować z dużą wrażliwością forte lewej ręki. Nie jest siłownikiem, nie ma najgorszego dźwięku – parafrazując krytyka. Dziwaczne i krótkie Finale. Presto zostało zagrane z dużą logiką i słychać było, że Eric Lu długo myślał nad tym, jaką formę temu nadać.

   Mieliśmy aż trzy bisy, choć tylko drobna część publiczności wstała. Dwa walce Chopina i arię z Wariacji Goldbergowskich Bacha, cudownie i pięknie zagraną. Walce też były przepyszne, dla części słuchających mniej eksperymentalne niż część menu głównego. Po koncercie Eric Lu miał podpisywać płyty, których nie było. Przezornie kupiłem poprzedniego dnia wydane przez NIFC nagrania z XVIII Konkursu Chopinowskiego w 2015 roku, gdzie 17. letni Eric Lu zdobył 4 miejsce. Kolejka po podpisy była dwa razy dłuższa niż do Kevina Chena. Jednak Eric Lu przyszedł, pościskał prawicę z koncertmistrzem Pujankiem i stwierdził, że zbyt źle się czuje na podpisy. Uśmiechnąłem się. Prawdziwy introwertyk! Koncert był ciekawy, choć nie absolutnie doskonały i rzucający na kolana. Sądzę, że to dobrze. Eric Lu eksperymentuje, szuka nowych dróg, ale, pomijając może Mruczka, nie są to drogi oczywiste. Gra amerykańskiego pianisty jest złożona, bogata fakturalnie. Nie zawsze wiem, dokąd prowadzą te labirynty i to rozpala we mnie nadzieję na powstanie na naszych oczach oryginalnego chopinisty, który będzie ubarwiał spuściznę Chopina swoim introwertycznym, Cohenowskim charakterem. Za pięć lat będzie miał już powyżej 30 lat, więc nie może już zostać podwójnym złotym medalistą, ale mam szczerą nadzieję, że Tianyao Lyu zechce przyjechać po złoto za pięć lub dziesięć lat i krytycy nie będą gadać jakichś bzdur na ten temat.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

One Reply to “Chopinowskie złoto czyli Eric Lu”

  1. >Poziom XIX Konkursu Chopinowskiego był bardzo wysoki i paradoksalnie to przynosiło wiele potknięć. Mało kto grał ostrożnie i zachowawczo.<
    -No właśnie, prawie wszyscy popełniali jakieś błędy, w czymś przesadzali lub czegoś nie podkreślili jak trzeba. Z jednym wyjątkiem, właśnie Chinki Tianyao Lyu. Tak przynajmniej oceniali ją eksperci w studio TVP Kultura, a nie sądzę, by znali się dużo mniej na Chopinie i w ogóle muzyce klasycznej niż jury. To w końcu pianiści z górnej półki. Po każdym jej występie wyrażali tylko zachwyty. Nie doszukali się w jej grze najmniejszych uchybień technicznych, ani nieodpowiednich nadinterpretacji, grała z radością, fantazją i uczuciem. Publiczność wstawała i biła brawo, nawet jury. Dlatego nie rozumiem kompletnie, dlaczego nie wygrała. A już jej brak na podium, to ewidentny skandal, by nie użyć gorszych epitetów. Jakie są tam do diabła kryteria? Czy staruszki z jury nie mogły przełknąć faktu, że najlepsza jest najmłodsza uczestniczka. Uznali, że ma jeszcze czas na sukcesy? Trochę to nieprofesjonalne i zniechęca na przyszłość młodych zdolnych pianistów, jak też słuchaczy i obserwatorów konkursu, który przynosi Polsce, jak dotychczas, spory prestiż, a przez takie decyzje może się stać dziwną i kontrowersyjną imprezą muzyczną z niejasnymi zasadami. Jeśli jury nie było świadome, że ich decyzja dotycząca zwycięzcy, będzie kontrowersyjna, by nie powiedzieć skandaliczna, to mają coś nie tak z głowami. Jeśli natomiast było tego świadome, ale ma gdzieś logiczne kryteria, to nie wiem jak to nazwać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwa × 4 =