W jednym dalekim kraju panował specyficzny układ: król Jozjasz popierał charyzmatycznego mnicha Judę, w zamian Juda agitował swoich zwolenników na rzecz króla. Sojusz ten działał bezbłędnie. Dzięki temu układowi obaj panowie mieli pełną kontrolę nad państwem i wszyscy – chcieli czy nie – musieli się im podporządkować.
Pewnego dnia mnich przeglądając raporty zorientował się, że jak dotąd nie podlegają mu czarownice. Zdziwiony, że dotąd jeszcze tego nie spostrzegł, postanowił natychmiast zająć się tym problemem. Jeszcze tego samego dnia razem ze swymi ludźmi wymaszerował w kierunku dzielnicy zamieszkałej przez kobiety parające się magią. Na granicy ich osiedla zastali arcywiedźmę Belindę i jej towarzyszki.
-Czego tutaj szukacie? – zapytała liderka.
-Należnego mi szacunku i dziesięciny! – padła odpowiedź.
-My nie wyznajemy twojej religii ani nie podlegamy tobie! Wynoś się!
Mnich zawrzał gniewem. Zaczął wściekle wygrażać się i pomstować, jednak niczego nie uzyskał. Wściekły wrócił do klasztoru.
Następnego dnia z samego rana mnich udał się do Króla. Właśnie miało odbyć się posiedzenie rady na temat reperacji i budowy dróg, co usprawniłoby komunikację w państwie. Król jednak cenił sobie bardziej lojalnego sojusznika, niż własnych poddanych. Mnich, jak tylko został przyjęty, poskarżył się władcy, jak wielka niegodziwość go spotkała. Obaj panowie długo rozważali, jak ujarzmić te niezależne kobiety. Ustalili, ze zostaną one wydane za mąż za mężczyzn wskazanych przez mnicha. Dzieci z tych małżeństw będą ochrzczone przez tegoż i wychowane na lojalnych poddanych króla. Takie rozwiązanie eliminowało problem wyzwolonych kobiet i dawało mnichowi nowych wyznawców.
Królowa Małgorzata siedziała obok haftując. Żaden z rozmówców nie zwrócił na nią uwagi. Przecież to tylko kobieta! Jak tylko skończyli rozmowę i opuścili pomieszczenie, posłała swoją służkę po zwierciadło. Po chwili zjawiła się służka z lusterkiem. Królowa przez dłuższą chwilę przekazywała jej szeptem informacje. Następnie służąca wysłała zaklęcie sondujące. Upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu, roztoczyła naokoło zaklęcie osłaniające po czym aktywowała zwierciadło. W następnej chwili zostało nawiązane połączenie z lustrem czarownicy Belindy. Królowa szybko przekazała arcywiedźmie ostrzeżenie.
Następnego dnia w stronę dzielnicy czarownic wyruszyły zbrojne oddziały. Jakież było zdumienie najeźdźców gdy zorientowali się, że cały teren jest otoczony ochronnym zaklęciem. Wypuszczono strzały, potem pociski z katapult, użyto też taranów. Nic nie pomogło. Osłona była nie do sforsowania. Po poniesionej klęsce król wraz z mnichem postanowili zastosować środki zapobiegawcze. Wymyślali coraz bardziej absurdalne zakazy i nakazy, rzekomo mające na celu poprawienie bezpieczeństwa państwowego, faktycznie zaś będące próbą przejęcia całkowitej kontroli nad poddanymi. Oczywiście te działanie nie mogły ujść uwadze ludności. Mieszkańcy coraz bardziej mieli dosyć tych niedorzecznych praw. Tymczasem czarownice wymykały się na zwiady, badając nastroje w społeczeństwie. Belindzie udało się skontaktować z przywódcami ruchu oporu. Razem ułożyli plan przewrotu.
Gdy w maju obchodzono święto konstytucji król razem z mnichem urządzili huczne obchody. Obaj dobrze wiedzieli jak ważne wizerunkowo są tego typu propagandowe widowiska. Na uroczystościach zebrała się ludność z całej stolicy i okolic. Przybyli także mieszkańcy innych miast i krajów ościennych. Gwardziści i pachołkowie miejscy nie zauważyli zamaskowanych w tłumie czarownic. Nie widziane przez nikogo zajęły pozycje i czekały na sygnał. Uroczyste targowisko próżności trwało bez zakłóceń. Pod koniec mnich zaintonował pieśń dziękczynną. W tym momencie buntowniczki zaczęły po cichu intonować swoje zaklęcia. Mnich, król i ich lojalni słudzy dostali tików. Po chwili zaczęli się rzucać jeszcze bardziej. Tak trwały ich konwulsje, aż wszyscy zmienili się w insekty.
Nastąpił chaos. Część ludzi wiwatowała, a część rozpaczała. Sytuacja stała się napięta i groziła wybuchem zamieszek. W tym momencie królowa wezwała dowódcę straży. Razem udało im się zaprowadzić porządek. Przez następne tygodnie królowa porządkowała cały nieład pozostawiony przez jej królewskiego małżonka i mnicha. W uznaniu jej zasług została obwołana samodzielną władczynią. Jako monarchini nigdy nie zapomniała o poddanych.
Wygląda na to, że wygrywają ludzie bardziej przebiegli i chytrzy, ale czy tacy zawsze są lepsi – moralnie lepsi – od tych mniej przebiegłych i chytrych? Czy w świecie zawsze zwycięża dobro? Dlaczego czarownice – które wyobrażam sobie jako zgraję rozczochranych i niezrównoważonych bab – miałyby być lepsze od mnicha, a królowa od króla? Z racji płci? Kobiety są zdolne do nie mniejszego okrucieństwa i niesprawiedliwości jak mężczyżni, a często nawet mężczyzn pod tym wzlędem przewyższają – współczesność dostarcza na to aż nazbyt wielu naocznych przykładów. Obawiam się, że poddani nie raz i nie dwa zatęskinili za królem i mnichem.
Często przewyższają? A jakiś dowód na to?