Co istnieje naprawdę, a co tylko w sferze naszych rojeń

Humaniści całego świata narzekają na niejednolite definicje i nieścisłość swojego języka. Cóż krokiem numer jeden powinno być moim zdaniem nie uściślanie definicji, lecz zdanie sobie sprawy co istnieje naprawdę, a co w sferze mitologii. Rozpatrzmy kilka przykładów rzeczy i zjawisk, które moim zdaniem nie istnieją:

MIŁOSIERDZIE – to tylko eleganckie słowo na litość i współczucie

POSTNOWOCZESNOŚĆ – tylko modne słowo na czas nieuzasadnionego romantycznego zwątpienia w ideały zachodniego oświecenia, wynikającego z poczucia winy wobec wybitych Indian i innych dzikusów

SPRAWIEDLIWOŚĆ DZIEJOWA – szkodliwa fikcja. Państwo ma tyle ile sobie wywalczy lub wynegocjuje teraz. Przeszłość historyczna nie ma żadnego znaczenia, poza sferą propagandy i dyplomacji

DOBRE MANIERY – to tylko zestaw kilku konwencji będących kpiną z prawdziwych zasad jak trzymanie się prawdy, uczciwość, szczerość, gotowość do pomocy przyjaciołom itd.

TRADYCJA – przypadkowy zbiór tego co chcemy pamiętać, nic więcej

POPKULTURA – po prostu kultura, którą ludzie chcą przyswajać w odróżnieniu od pretensjonalnej i offowej „tfurczości” typu muzyka atonalna. Popkultura to słowo-obelga nic więcej.

ZWIĄZEK GENERACJI – nie ma czegoś takiego. Pokolenia się wzajemnie krytykują głównie

CYWILIZACJA ŻYCIA/ŚMIERCI – jest tylko żywa i wymarła cywilizacja. Każda cywilizacja jest cywilizacją życia

RÓWNOŚĆ SZANS – utopia i fikcja populistyczna, możliwa jest tylko równość wobec prawa

MORALNOŚĆ ABSOLUTNA – niestety nie ma czegoś takiego. Najbliżej jest etyka utylitarna skupiona na efekcie społecznym, a nie na niepoznawalnym zamiarze.

SPEKULACJA – to po prostu inwestycja w coś bezproduktywnego obiektywnie, jak konsumpcja w stylu wyrzucania pieniędzy w błoto. Co nie znaczy, że przed niektórymi operacjami finansowymi, nie można się zabezpieczyć prawnie. Można i trzeba

PRAWA NATURALNE/NATURA CZŁOWIEKA – nawet jeśli jest nikt nie będzie nigdy w stanie jej odkryć

BÓG – bez względu na to czy wszechświatem rządzi jakaś energia czy nie, nasza antropomorfizacja zdradza myślenie życzeniowe. Freud mówiłby pewnie, że ten kto nie ma ojca, wymyśla go sobie. Freud to geniusz, podobnie jak Feuerbach, który odkrył, że człowiek wychwalając Boga sam odbiera sobie zalety i uważa siebie za złego

DUSZA – chyba, że rozumiana jako psychika jednostki

DEMOKRACJA – chyba, że rozumiana jako sposób wyłaniania rządzących, ale oczywiście „rządy ludu” to absurd. Lud to też absurd, nie ma jednego ludu, są masy ludności to tu to tam, które czasem się czymś zainteresują czasem nie. Demokracja pada ofiarą tyranii większości lub radykalnej zorganizowanej większości, jeśli w konstytucji nie ma liberalnych praw jednostki zapisanych kapitalikami.

WALKA KLAS – wymysł Marxa. Czasem mamy przejawy solidarności klasowej, a czasem nie. Klasy są płynne, WK to raczej hasło polityczne, niż opis rzeczywistości. Podobnie jest z walką płci.

SPOŁECZEŃSTWO – ludzie w danym państwie czy mieście nie odczuwają żadnej solidarności na tyle silnej, by stwierdzić, że społeczeństwo istnieje.

NARÓD – ani genetycznie, ani światopoglądowo nie istnieje coś takiego jak naród.

RASY – ras nie ma. Dwaj biali są tak samo odlegli od siebie genetycznie, jak od czarnego czy Azjaty.

KOŚCIÓŁ/UMMA – nie ma wspólnoty wiernych, są partie i partyjki wiernych, chyba, że za Kościół uznamy po prostu księży i zakonnice.

PROPAGANDA – propagowanie swoich przekonać to najbardziej naturalna rzecz na świecie, co najwyżej można spytać, czy pokrywa się z prawdą czy nie.

SZPIEGOSTWO – każdy obserwator jest szpiegiem. Co najwyżej można mówić o informacjach, które chcemy by pozostały tajne. Wtrącanie się państw do spraw innych państw, to normalność, a nie aberracja

SOCJALIZM/MERKANTYLIZM – rozumiane jako alternatywa dla kapitalizmu, S i M to po prostu centralnie sterowane kapitalizmy

FEUDALIZM – rozumiany jako system ekonomiczny, to był system prawny tj. nierówności wobec prawa

ALTRUIZM – to po prostu lepszy, dojrzalszy egoizm

PRAWA ZWIERZĄT – są tylko przepisy dotyczące dobrostanu zwierząt. Prawa mogą być tylko dla tych, którzy umieją się po nie upomnieć i je uzasadnić

KOLONIALIZM – słowo używane namiętnie przez lewicę w jej krytyce kapitalizmu, de facto kolonializm to po prostu podbój/okupacja, nieważne czy dokonuje tego UK czy ZSRR, czy towarzyszy temu rasizm czy nie.

WYZYSK – frajerstwo ekonomiczne i przymus polityczny nie zasługuje na odrębne słowo

DEMOKRACJA SZLACHECKA – po prostu oligarchia plus gułag dla chłopów.

Zachęcam do znajdywania innych rzeczy, które nie istnieją

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

31 Odpowiedź na “Co istnieje naprawdę, a co tylko w sferze naszych rojeń”

  1. Tych bzdur Piotra Napierały wypisywane na tematy o których tylko słyszał, nie powinno się komentowac. Nie sam sobie pisze, i sam sobie odpowiada. Najlepiej nie zasłaniając się szyldem PSR

    1. Tego typu komentarz nie świadczy najlepiej o piszącym. Też z niektórymi uogólnieniami Piotra się nie zgadzam, ale na przykład:

      „CYWILIZACJA ŻYCIA/ŚMIERCI – jest tylko żywa i wymarła cywilizacja. Każda cywilizacja jest cywilizacją życia”

      To jest aż takie głupie? Proszę uzasadnić dlaczego.

      Albo to, takie bzdurne?

      WALKA KLAS – wymysł Marxa. Czasem mamy przejawy solidarności klasowej, a czasem nie. Klasy są płynne, WK to raczej hasło polityczne, niż opis rzeczywistości. Podobnie jest z walką płci.

      SPOŁECZEŃSTWO – ludzie w danym państwie czy mieście nie odczuwają żadnej solidarności na tyle silnej, by stwierdzić, że społeczeństwo istnieje.

      NARÓD – ani genetycznie, ani światopoglądowo nie istnieje coś takiego jak naród.

      RASY – ras nie ma. Dwaj biali są tak samo odlegli od siebie genetycznie, jak od czarnego czy Azjaty.

      Nie mówię, że to na pewno prawda, ale jest start do refleksji, a nie do hejtu. Tylko aby wybrać refleksję zamiast hejtu, trzeba mieć coś w sobie i odrobinę kultury. Rzeczywiście, de facto żaden naród nie istnieje genetycznie. Bez problemu można znaleźć Niemca z dziada pradziada, który będzie bliżej genetycznie z nami, niż Jan Kowalski – Polak z dziada pradziada. Niemiec może mieć też bliższe nam poglądy na temat zwierząt, sportu, kultury, książek, polityki niż ów Jan Kowalski. Skąd zatem ów werdykt „mistrza”?

    1. Istnieją, ponieważ psy są hodowane przez ludzi a każda rasa ma swój wzorzec, ustalony w wyniku dyskusji przez organizacje hobbystów. Wydaje mi się, że pojęcie rasy jest z definicji związane z istnieniem jakiegoś wzorca, bo inaczej nie miałoby sensu.

  2. Uważam że Piotr tym artykułem popełnił ”samobójstwo intelektualne”. Nie odniosę się do wszystkich poglądów autora. Wybiorę sobie tylko te najciekawsze 😉 Jedziemy z koksem…

    .
    .
    cyt.”WYZYSK – frajerstwo ekonomiczne i przymus polityczny nie zasługuje na odrębne słowo”
    .
    Czyli wszyscy którzy zgadzają się na zaniżone stawki ze względu sytuację ekonomiczną, rodzinę, na ogromne bezrobocie w ich rejonie(np wschód) itd ,a muszą utrzymać rodzinę(pracodawca to wykorzystuje). To tacy biedni ludzie są dla naszego doktora ”frajerami ekonomicznymi”.
    .
    cyt”KOLONIALIZM – słowo używane namiętnie przez lewicę w jej krytyce kapitalizmu, de facto kolonializm to po prostu podbój/okupacja, nieważne czy dokonuje tego UK czy ZSRR, czy towarzyszy temu rasizm czy nie”
    .
    Być może zanim coś się napisz, warto by było zajrzeć choćby do Wiki ??
    Kolonializm – polityka państw rozwiniętych gospodarczo polegająca na utrzymywaniu w zależności politycznej i ekonomicznej krajów słabo rozwiniętych, wykorzystywaniu ich zasobów ludzkich i surowcowych. Zgodnie z zachodnią tradycją kolonializm datowany jest od epoki wielkich odkryć geograficznych, chociaż znany był już w czasach starożytności.
    .
    cyt”PRAWA ZWIERZĄT – są tylko przepisy dotyczące dobrostanu zwierząt. Prawa mogą być tylko dla tych, którzy umieją się PRAWA ZWIERZĄT – są tylko przepisy dotyczące dobrostanu zwierząt. Prawa mogą być tylko dla tych, którzy umieją się po nie upomnieć i je uzasadnić”
    .
    A to ci ciekawe ! Czyli prawa już nie dotyczą niepełnosprawnych umysłowo, dzieci do lat trzech itd. W końcu oni też nie są w stanie o nie, jak to autor ujął ”upomnieć się i je uzasadnić”
    .
    .
    cyt”PROPAGANDA – propagowanie swoich przekonać to najbardziej naturalna rzecz na świecie, ”
    .
    Joseph Goebbels coś o tym wiedział…
    .
    cyt”SPOŁECZEŃSTWO – ludzie w danym państwie czy mieście nie odczuwają żadnej solidarności na tyle silnej, by stwierdzić, że społeczeństwo istnieje.”.
    .
    O !!!! W naszym doktorze obudziła się Margaret Thatcher Wyszło szydło z neoliberalnego worka. Nasz autor to zwykły neoliberał, Oni takie brednie powzrastają by uzasadnić ich skrajny indywidualizm.
    .
    cyt”DEMOKRACJA – chyba, że rozumiana jako sposób wyłaniania rządzących, ale oczywiście „rządy ludu” to absurd. Lud to też absurd, nie ma jednego ludu, są masy ludności to tu to tam, które czasem się czymś zainteresują czasem nie. Demokracja pada ofiarą tyranii większości lub radykalnej zorganizowanej większości, jeśli w konstytucji nie ma liberalnych praw jednostki zapisanych kapitalikami.”
    .
    A tu się w Piotrze obudził Janusz Korwin Mikke, on też uważa ze demokracja to fikcja, a lud jest zbyt tępy by mógł rządzić. Poza tym autor ulega złudzeniu że zapisy w konstytucja są wystarczającym zabezpieczaniem przed tyranią.

    1. Chyba jesteś uprzedzony Azazelu. Na przykład definicja kolonializmy jest dziurawa jak sito. Czy Indie były kolonią Wielkiej Brytanii, czy też przestały nią być, jak w Indiach zaczęto budować fabryki (a zaczęto). Czy Polska była kolonią ZSRR w czasach PRL? Była wykorzystywana surowcowo. Była też niżej cywilizacyjnie (niestety!) – nie robiliśmy rakiet do wynoszenia ludzi czy satelitów w kosmos, nie robiliśmy bomb atomowych, atomowych okrętów podwodnych i lodołamaczy etc. Czy z kolei Indonezja albo Iran są koloniami muzułmańskimi, czy samodzielnymi państwami? A co, jeśli ktoś zdobędzie czyjąś kolonię i przywróci pierwotnym mieszkańcom część praw?

      1. Nie no bez jaj.
        Nie rozmywajmy pojęć na siłę.
        To że jedno zjawisko (kolonializm) ma pewne podobieństwa do innego (np. „strefa wpływów”) nie znaczy że słowo opisujące to pierwsze nie ma racji bytu. To tak, jakby powiedzieć, że skoro stół ma cztery nogi tak samo jak krzesło, to znaczy że pojęcie stołu jest urojone.
        .
        Kolonializm odnosi się do konkretnego zjawiska historycznego, które miało swój początek i (prawie już) koniec.
        Odnosi się też do terenów podległych politycznie (a co za tym idzie gospodarczo i po części też kulturowo).
        Nie religijnie (wpływy religii mogą być zjawiskiem wtórnym).
        Pojęcie kolonii muzułmańskich jest więc od czapy (może w odniesieniu do średniowiecza miałyby jeszcze jakieś ślady sensowności) bo islam nie tworzy żadnych struktur (i jest mocno podzielony).
        Już może ciut bardziej sensowne (a raczej nieco mniej absurdalne) byłoby mówienie o „kolonii Watykanu” (uwielbione przez część antyklerykałów określenie Polski). Ale i tu wiadomo, że to jest tylko pewna metafora i przesadnia – a przy okazji pojęcie rzeczywiście urojone.
        .
        Ponadto kolonie były terytoriami zamorskimi. Dlatego nie uznajemy za państwo kolonialne Rosji, która „kolonizowała” tereny przyległe (Azję środkową i wschodnią, wschodnią Europę).

          1. Myślę, że nazywanie Ukrainy w XVI-XVIII w. polską kolonią jest w pełni uzasadnione, ale to zależy też od przyjętej definicji. Według mojego wyczucia jest to uprawnione określenie.

      2. Stworzenie rozsądnej definicji słowa „kolonia” może być bardzo ciekawym zajęciem. Wstępnie, na wyczucie, powiedziałbym że kolonia jest zależna politycznie, zależna gospodarczo i przyjmuje osadników z metropolii („kolonistów”), którzy zmieniają kulturę w kolonii. Dlatego komunistycznej Polski nie nazwałbym kolonią (raczej protektoratem), ale już np. Czeczenię tak. Ale to tylko wstępny pomysł.

        Natomiast „kolonializm” z całą pewnością nie istnieje i nie istniał, to słowo bez żadnego sensownego znaczenia, opisujące zarówno pozytywne, jak i negatywne zjawiska.

  3. W pełni zgadzam się z przesłaniem. W ogromnej masie przypadków stykamy się z pojęciami tak szerokimi i tak różnorodnie interpretowanymi, że należałoby stwierdzić, że w ogóle nie rozmawiamy o czymś konkretnym. Paradoksem jest to, że wydaje się nam, że rozmawiamy o tym samym.

    W jednej z rozmów, które przeprowadziłem udało się wyłonić dwa ważne powody tego stanu rzeczy: różnorodną wrażliwość (przemoc, okrucieństwo, cierpienie, estetyka, żart są bardzo indywidualnie odbierane) oraz różnorodne źródła poznawania pojęć (to jest akurat jasne).

    Szukanie sposobu na jednolite rozumienie wydaje się obecnie utopią, choć próbować można a na pewno miałoby to sens.

  4. Sam bym chętnie polemizował z niektórymi tezami p. Piotra ale myślę, że ten „słowniczek” (który brzmi jak manifest) jest naprawdę prowokująco świetny. Czytałem z przyjemnością i rozbawieniem. Pozdrawiam.

  5. Szanowni racjonaliści-intelektualiści zapomnieli PODAĆ DEFINICJĘ określenia ISTNIEJE. Przekonanym, że z łatwością ową definicje przedstawią. Wtedy porozmawiać można będzie poważnie.

  6. Bardzo fajnie napisane 🙂

    Polemizowałbym z
    (cytat) RASY – ras nie ma. Dwaj biali są tak samo odlegli od siebie genetycznie, jak od czarnego czy Azjaty. (koniec cytatu)

    Murzyni są nieporównywalnie bardziej zróżnicowani genetycznie niż biali. Nie jest niczym nadzwyczajnym, gdy osoby z dwóch sąsiednich plemion w Afryce równikowej są silniej genetycznie zróżnicowane niż biały mieszkaniec Europy i biały mieszkaniec USA. W genomie ludzi białych wydać wyraźnie efekt wąskiego gardła. Abstrahuję zupełnie od pojęcia rasy, chodzi mi o genetykę.

      1. Szczerze mówiąc: nie wiem. Podejrzewam tylko, że podobnie jak z białymi, bo przodkowie białych i śkośnookich razem wyszli z Afryki.

  7. Spory o semantykę zawsze są narażone na jałowość. Tak też się stało w powyższym tekstem.
    .
    Dość zabawne w nim jest to, że pan Piotr aby dowieść nieistnienia „rzeczy i zjawisk” w kilku przypadkach podał ich …nader precyzyjną, a nawet trafną definicję (tyle że nacechowaną pejoratywnie) dowodząc że jak najbardziej istnieją.
    Nie wykazał wcale, że te zjawiska nie istnieją, tylko że mu się nie podobają lub nie widzi potrzeby nazywania ich w szczególny sposób.
    .
    Za to kilka innych przykładów to faktycznie przykłady pojęć, które są koncepcjami iluzorycznymi lub przynajmniej bardzo mętnymi i niejasnymi.

    1. Hmmm… że słowa nie wychodzą z użycia nie oznacza wcale, że komuś są potrzebne. Niektóre z nich są jak wirusy, które panoszą się w języku, a ich jedynym celem jest trwanie (podejście memetyczne). Chcąc zilustrować kwestię występowania w mowie różnych pojęć, nie mających rzeczywistego pokrycia w zjawiskach, wymyśliłem parabolę o leżącej gdzieś w głębi puszczy Amazońskiej, odizolowanej od świata wiosce, do której pewnego razu przywędrowało dziwaczne stworzenie: chodziło na czterech łapach, dyszało śliniąc się i wysuwając jęzor, a poczęstowane ochłapem mięsa, merdało z zadowolenia ogonem. Nadano mu nazwę „pies”. Pewnego razu zdechł pies, a że nie udało mu się (ze względu na brak partnerki) spłodzić potomstwa, po latach jego idea istniała już tylko w opowieściach starców, którzy zasłyszeli je od swoich ojców i dziadków i przekazywali dalej. Tyle że „pies” miał teraz magiczne moce: zionął ogniem i lewitował, a jego cudowne liźnięcie było lekarstwem na impotencję, a nawet wskrzeszało z martwych…

  8. Przykład z rasami jest jednak przesadzony (jeśli nie absurdalny!). Nie wiem jak z tymi genami, ale śmiem najszczerzej powątpiewać, abym ja i mój kolega z podstawówki różnił się genetycznie w takim samym stopniu w jakim różnię się z kimś znad rzeki Kongo. Różnice w samym fenotypie aż biją po oczach (kolor skóry czy budowa czaszki) – to raz. A dwa: Jeżeli dowolne dwie grupy osobników tego samego gatunku przez dłuższy czas (mierzony w tysiącach i dziesiątkach tysięcy lat) pozostają w izolacji (tu: geograficznej), tracą możliwość wymiany genów, więc ich pule genowe stają się coraz bardziej różne (murzynom nie rosną na przykład proste, ani jasne włosy, a biali bywają ciemniejsi, ale tylko pod warunkiem, że się opalą). Jakkolwiek by jednak z tymi genami nie było, o rasach mówi się i tak głównie ze względu na cechy fenotypowe – pojęcie rasy powstało zanim wiedziano cokolwiek na temat genów. Pojęcie rasy ma swoją użyteczność. Jeśli białych i czarnych nie ma, to nie ma też zalecenia, by mieszkającym w Europie czy Ameryce czarnoskórym dzieciom podawać suplementy, zapobiegające schorzeniom takim jak krzywica.

    1. No i poręczne dla tych, którzy prowadzą kampanie anty-rasistowskie. Bo myślę, że – wbrew pozorom – twierdzenie, iż rasy nie istnieją nie przyczynia się zbytnio do zwiększenia tolerancji na „tym” tle. Bowiem jeśli założyć, że rasy nie istnieją, to nie istnieje też dyskryminacja rasowa. Myślę że więcej się – w wyniku takiego rodzaju kampanii – znajdzie prześmiewców (nawet wśród ludzi dobrej woli) niż zresocjalizowanych rasistów. Co do badań, o których Pan wspomina, to nie chce mi się w nie wierzyć. Albo ich w ogóle nie było, albo były, tyle że sfałszowane. Ja i moja siostra jesteśmy sobie bliżsi pod względem genetycznym niż ja i Pan. A ja i Pan jesteśmy sobie pod względem genetycznym bliżsi niż ja i na przykład Jet Lee. To się bierze stąd, że ja i Pan jesteśmy ze sobą o wiele bliżej spokrewnieni, niż ja (albo Pan) i Jet Lee i stąd, że te dwie rasy (biali Słowianie znad Wisły i „żółci” azjaci z Państwa Środka) przez wieki (ba, tysiąclecia!) były od siebie odseparowane i nie miały możliwości wymieniać się materiałem genetycznym. Gdyby taka separacja trwała duuuuużo dłużej, różnice genetyczne stałyby się do tego stopnia znaczące, że ostatecznie nie moglibyśmy się krzyżować, dając płodne potomstwo (tak powstają gatunki, pierwszym „stadium” jest powstawanie różnic rasowych w wyniku separacji). Ale – na obronę Pańskiej tezy (tak z innej beczki), bądź w ramach próby wyjaśnienia takich badań (to już bardziej), gdyby te rzeczywiście miały miejsce – wyobrażam sobie inną sytuację: może być na przykład tak, że w puli genowej ludzi białych występuje o wiele więcej genów różnicujących, niż w puli azjatów, bądź czarnych afrykańczyków. Biali miewają włosy jasne (w różnych odcieniach), czarne (mniej lub bardziej), albo rude (czerwieńsze i pomarańczowsze), a także włosy proste lub kręcone. Murzyni mają włosy czarne i kręcone. Nie wiem jak z kolorami tęczówki, ale zapewne większa mnogość kolorów występuje u białych (o ile u osób czarnych jest w ogóle jakaś alternatywa). Mówi się czasem o dalekowschodnich azjatach, że „przecież oni wszyscy wyglądają tak samo!”. Różnice w wyglądzie wystarczające by zidentyfikować osobę oczywiście występują, ale ów wysoki stopień podobieństwa rzeczywiście wynikać musi z mniejszej ilości cech różnicujących. Więc jeśli gdzieś ktoś istotnie wyliczył , iż różnica genetyczna dowolnego BIAŁEGO Z BIAŁYM jest nie inna niż na przykład dowolnego BIAŁEGO Z CZARNYM, warto by zapytać czy nie jest przypadkiem tak, że różnica genetyczna dowolnego BIAŁEGO Z BIAŁYM jest większa niż dowolnego CZARNEGO Z CZARNYM?

  9. A zainspirowany samym pomysłem na listę tego rodzaju pojęć, podsunąłbym coś od siebie:
    ASERTYWNOŚĆ: nowe słowo dla starego chamstwa, które na twarzy ma życzliwy uśmiech

    1. Podobnie jak chamstwo – chamstwo też przeciwieństwem frajerstwa. Chodzi o to, że nauczanie asertywności w praktyce przekłada się na zwiększenie ogólnego poziomu chamstwa. O ile normalnie, gdy przychodzi komuś podjąć decyzję w stylu „pomóc czy nie pomóc?”, osoba taka ma jeszcze jakieś wątpliwości, ma pewną swobodę wyboru (czasem po prostu, tak po ludzku, pomoże). Ale gdy zrobi się jej „kurs asertywności” i kiedy przekona się, jakie to jest w modzie, będzie jej wprost głupio powiedzieć TAK. Zdarzają się sytuacje, gdy powiedzenie NIE jest równoważne ze skrzywdzeniem drugiego człowieka (na przykład odmowa słusznie należącego się zadośćuczynienia). Ale ponieważ powiedzenie NIE stało się dzisiaj świętą krową, winowajca z łatwością posłuży się tym faktem, dowodząc, że ów „pretensjonalny manipulant” narusza jego sacrum odmowy, i od razu stanie za nim cały sznurek tak samo zindoktrynowanych kursantów, mających to głupie poczucie, że oto posiedli jakąś nową wiedzę tajemną. Ludzie – tak na marginesie – nie są chyba na ogół do końca świadomi, jak bardzo rozpowszechnione jest zjawisko uczestniczenia w owych „kursach asertywności”. Z czasów studenckich pamiętam sytuację, gdy jedna Pani Doktor ustaliła datę podpisywania studentom Indeksów. Jakimś sposobem informacja ta do mnie nie dotarła. Więc wybrałem się do niej z indeksem osobiście. Wtedy powiedziała mi, że data była ustalona i „nawet dla mnie nie zrobi wyjątku”. To „nawet” wzięło się stąd, że ogólnie mnie lubiła, więc w tej swojej asertywności przezwyciężała się chyba w dwójnasób…
      Powiedzieć NIE jest czymś po prostu praktycznym (i tylko tyle) i czasem trzeba umieć grzecznie odmówić, ale w formie dzisiejszej przyjmuje postać karykaturalną i niektórzy wykorzystują to NIE jak usprawiedliwienie każdego występku. Nieodczuwanie wyrzutów sumienia nie powinno raczej wynikać z zalecenia? Dla psychiki samego zainteresowanego to bardzo dobre, bo minimalizuje stres. Ale u istot społecznych to wewnętrzne złe samopoczucie, gdy czujemy, żeśmy pobłądzili, jest jednym z podstawowych drogowskazów etycznych.

    2. Słowa czasami są nadużywane dla uszlachetnienia (poprzez nazwanie) rzeczy niezbyt szlachetnych. Ale to nie jest wina tych słów.
      Asertywność jest zrównoważona postawą między pasywnością i agresją. Nie dotyczy tylko odmowy (z czym często jest kojarzone), ale przede wszystkim egzekwowaniem swoich praw – prawo do odmowy jest tylko jednym z nich.
      .
      Są też słowa których znaczenie próbuje się „przesuwać” na skali wartościującej w górę.
      Klasycznym przykładem są zmasowane wysiłki przesuwania w górę pojęcia „tolerancja”.
      Jego klasyczne znaczenie to: najłagodniejsza postać dezaprobaty. Jeszcze kilkanaście lat temu zwrot „on go toleruje” oznaczał zasadniczo: „on go nie lubi”.
      Była to minimalny wymóg wobec cywilizowanego człowieka, poniżej którego nie wolno było zejść.
      Obecnie w duchu poprawności politycznej usiłuje się przesunąć zakres tego pojęcia w górę tak by oznaczał tyle co: lubić, popierać, akceptować – zachowując go jako wymagane minimum.
      Przewrotność tej manipulacji jest tym bardziej perfidna, że w odniesieniu np. do relacji niewierzący=>wierzący takie rozumienie tolerancji nie jest wymagane.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

2 + eight =