David Hume – bitwa o geniusza czyli: Hume – konserwatysta czy liberał ?

 

David Hume (1711-1776) szkocki myśliciel, filozof, historyk i ekonomista, urodzony i zmarły w Edynburgu, jest być może najważniejszą postacią na intelektualnej scenie XVIII wieku. Nieco zapomniany jako ekonomista, Hume w dużym stopniu wpłynął na Adama Smitha, choć miał sporo więcej zrozumienia dla np. luksusowego stylu życia. Bogactwo bowiem temu sceptykowi religijnemu kojarzył się raczej z cywilizacją niż z grzechem (jak np. bardziej kalwińskiemu z ducha Smithowi). Jako ekonomista Hume zauważył na przykład, że: pieniądz jest rozdzielany między narody według ich stopnia aktywizacji ekonomicznej, że ekonomia może wywołać skutki polityczne (de facto był wynalazcą makroekonomii). Dostrzegał komplementarność gospodarki francuskiej i brytyjskiej, przed Ricardem zdawał sobie sprawę ze znaczenia specjalizacji, uważał, że zyska także kraj zacofany na przeniesieniu doń zakładów pracy , a więc był także ojcem konwergencji ekonomicznej. Dyfuzja technologii zaostrza konkurencję, tam gdzie raz zagościł spirit of industry tam ludzie zawsze znajda zajęcie (Grzybek D., Handel i pokój. Geneza i ewolucja liberalnego pacyfizmu, TAiWPN Kraków 2015, s. 71-74). Hume – handel wzmacnia moralność, bo rozwija ufność, tą myśl weźmie od niego potem m.in. John Stuart Mill (Grzybek 2015, s. 155). Na przykładzie ekonomicznych pism Hume’a widać wyraźnie liberalną orientację i motywację autora. 

 

https://www.youtube.com/watch?v=1gXwBfoTF3k” frameborder=”0″ allow=”accelerometer; autoplay; clipboard-write; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture” allowfullscreen>

Także w swoich pismach o religii, Hume koncentruje się na modłę liberalną na swobodach jednostki. Deista (może nawet ukryty ateista) David Hume (1711-1776), podobnie jak Leibniz i Voltaire, skupił się na praktyczniej filozofii dobrego i godnego życia w opozycji do poronionych, jego zdaniem, i bezproduktywnych pomysłów, takich jak zwalanie całej pracy na niebiosa, życie klasztorne i bezustanne modlitwy. Pisał on, że „cnoty mnisie” stępiają umysł, alienują człowieka od innych (S. Jedynak, Hume, Wiedza Powszechna Warszawa 1974, s. 214) i są po prostu nieprzydatne społecznie; lepiej coś kupić (dać komuś zarobić), niż modlić się. Hume, w przeciwieństwie do wielu innych filozofów Oświecenia, nie widział w religii produktu ludzkiej głupoty, lecz przede wszystkim produkt niezaspokojonych potrzeb. Zwłaszcza poczucia bezpieczeństwa i poczucia opieki, lecz żadna religia ostatecznie nie pomaga w tych kwestiach – strach nie maleje, a rozwój instytucjonalny i intelektualny religii powoduje ogólny wzrost nietolerancji w stosunkach międzyludzkich, który zamienia strach metafizyczno-egzystencjalny w zwykły codzienny strach przed przemocą. W miejsce religii Hume polecał filozofię i refleksję. Pisząc o Chinach także zachował więcej liberalnej czujności niż bardziej ignoranccy pisarze oświecenia; uważał bowiem, że tamtejsza władza, choć filozoficzna i humanistyczna, zanadto tłumi dyskusję. Widać tu liberalny głos Hume’a, zapowiadający o wiek późniejszą uwagę Johna Stuarta Milla, który twierdził, że nieskrępowana wymiana opinii jest główną dźwignią rozwoju cywilizacji. Oczywiście Hume, w przeciwieństwie do czołowych myślicieli francuskiego i niemieckiego Oświecenia, był emotwistą – uważał, że bez emocji nie ma nawet mowy o myśleniu. 

Hume łączył w sobie liberalizm i oświeceniową postawę ze sceptycyzmem nawet co do sił i haseł obozu oświecenia, przez co czasem omyłkowo brany jest za konserwatystę. Tymczasem jak każdy dobry liberał wiedział, że ludzie nie zawsze rozumują wolnościowo i trzeba to wziąć pod uwagę, a stabilizacja sprzyja wolności często bardziej niż rewolta, choćby słuszna. Jednym z autorów, którzy robią z Hume’a konserwatystę jest Tomasz Tulejski, autor książki: „konserwatyzm bez Boga. Davida Hume’a wizja społeczeństwa, państwa i prawa”, Fijorr Publishing Chicago/Warszawa 2009. 

 

Książka Tulejskiego, jakkolwiek interesująca, nie przekonuje w swej głównej tezie uznania Hume’a za konserwatystę. W ogóle fakt, iż Tulejski jest w stanie postawić tezę jakoby Hume konserwatystą był wynika z faktu, że nieustannie myli on liberalizm czyli doktrynę według której najważniejszy jest nieskrępowany rozwój jednostek i ich wolność działania (wolność słowa, otwarte społeczeństwo, merytokracja, jednostkowe zasługi) z innymi ideologiami, które mogą się z liberalnym światopoglądem pokrywać ale absolutnie nie muszą jak wąsko pojęty racjonalizm (bo Hume jako empiryk nie jest racjonalistą tylko gdy racjonalizm pojmiemy bardzo wąsko, tj. że rozważania czysto rozumowe jest ważniejsze od doświadczenia i daje pełniejszą wiedzę), lub jak demokratyzm – tu warto przypomnieć, że w XVIII wieku prawie nie było filozofów zwolenników demokracji, nawet wśród największych radykałów. Jefferson czy Rousseau i inni pro-rewolucyjni pisarze byli republikanami, ale demokratami raczej już nie. 

Tomasz Tulejski zauważa, że Hume chwalił wigowską antyambsolutystyczną rewolucję chwalebną 1688 roku, która zwaliła z tronu Jakuba II Stuarta, co wskazywałoby na liberalizm Hume’a, ale przeciwstawia temu „antyracjonalizm” Hume’a, który miałby go zbliżać do konserwatyzmu (Tulejski 2009, s. 12). Tulejski bowiem stale upraszcza kilka spraw. Po pierwsze przeciwstawia sobie nawzajem podobnie jak czynią to niektórzy prawicowi pisarze amerykańscy jak Irving Kristol, nieustannie racjonalizm oświecenia francuskiego i emotywizm brytyjski, choć na Wyspach nie brakowało radykalnych racjonalistów jak Thomas Paine, a we Francji nie brakowało sceptycyzmu wobec możliwości rozumu, nawet sam Voltaire miał wątpliwości, nie mówiąc już np. o Kancie. 

Dla porównania, brytyjski znawca liberalizmu John Gray nie przeciwstawia sobie wzajem oświecenia brytyjsko-amerykańskiego i francuskiego jak to robią często neokonserwatyści, lecz widzi wspólny mianownik między oboma nurtami , też tak to widzę i tezy tej broniłem w doktoracie. Przekonanie o niedoskonałości natury ludzkiej łączy Szkota Hume’a, Wirgińczyka Jeffersona i francuza Constante’a (Gray J., Liberalizm, przeł. Radosława Dziubecka, Fundacja im. Stefana Batorego IW Znak Kraków 1994, s. 37). 

Tulejski słusznie zauważa, że np. Samuel Johnson uważał Hume’a za „torysa z przypadku”, a Adams i Jefferson za pisarza propagującego toryzm (Tulejski 2009, s. 15). Jednak oba te przykłady niczego jeszcze nie dowodzą. Dla Johnsona istotne było to, że nawet liberalny Hume nie kupował całej propagandy partii wigów i zauważał pewne dobre cechy silnej monarchii (stabilizacja daje wolność) i jego uwaga znaczy tylko to. Natomiast radykalni republikanie i twórcy USA – pierwszej prawdziwej nowożytnej republiki, która była czymś więcej niż oligarchicznym klubem typu Wenecja dożów, za toryzm uważali każdy monarchizm i lojalizm wobec Jerzego III, o czym Tulejski powinien wiedzieć, kierowała nimi propaganda, która nie pozwalała im dostrzec, że istnieli przecież liberalni monarchowie jak Fryderyk II Pruski, co dostrzegał już nawet mniej dogmatyczny George Washington, ceniący Fryderyka bardzo wysoko. Tym bardziej zrozumiałe jak Hume mógł cenić konstytucyjną monarchię brytyjską. Porównania jakie Tulejski snuje między Hume’m a bardziej religijnym (prawdopodobnie kryptokatolikiem) Edmundem Burke’m też nic nie zbliżają tezy o rzekomym konserwatyzmie Hume’a do celu, jakim jest jej udowodnienie. Burke także był liberałem. Po prostu uważał, że stabilność bardziej sprzyja wolności niż rewolucjonizm, jak uważa większość liberałów, w końcu na etapie Mirabeau-La Fayette nawet rewolucja francuska była spokojną reformą. Prawdziwy konserwatysta to taki, który ceni tradycję w wersji religijnej lub innej dla niej samej, a ład społeczny dla samego ładu, a więc konserwatystą jest ktoś w rodzaju Adama Muellera, Josephe’a de Maistre’a albo Justusa Moesera, ale na pewno nie Burke, ani tym bardziej Hume. Burke to najwyżej prawicujący liberał (tu zgadzam się z m.in. Adamem Wielomskim, z którym Tulejski polemizuje), a Hume typowy liberał. Hume uważał ład społeczny za twór historii (Tulejski 2009, s. 27) i Tulejski ma rację, że w pewien sposób uznaje on że to co stworzyła historia jest dobre, skoro to stworzyła. Łączy go z Burke’m wrogość wobec politycznych abstrakcji, ale wolność jest czymś konkretnym, a nie abstrakcją – jak mówił Voltaire – „być wolnym to móc działać”. Jeśli pozwalają ci działać, jesteś wolny. Wolność może być rozumiana jako abstrakcja, ale abstrakcją nie jest. Montesquieu już wykazał, jak słusznie zauważył Pierre Manent, że wolność to stan i rzecz a nie idea. 

Hume krytykował Crommwella i rewolucję purytańską za ścięcie króla (1649) i dogmatyzm (Tulejski 2009, s. 37). Prawda, ale to jeszcze nie czyni z niego konserwatysty. Wigowie XVIII wieku rzadko byli purytanami, bliżej im było do libertynizmu raczej i brzydzili się ekscesami Cromwella, choć uznawali bunt przeciwko mało patriotycznym Stuartom za uzasadniony. Hume wyrównywał nieco Stuartów i niezwykle chwalonych przez Wigów – Tudorów, twierdząc że obie dynastie były równie tyrańskie, ale nawet konserwatyści tamtych czasów woleli jak Bolingbroke patriotycznych Tudorów niż niekompetentnych szkockich przybłędów – Stuartów, przeciwko ich monopolom handlowym Bolingbroke protestował jak rasowy liberał, choć był konserwatystą. Tulejski uważa to za wybieg przeciwko władzy premiera Roberta Walpole’a, który kontrolował i parlament i króla Jerzego I i II, jednak trudno uznać obronę Stuartów przez Hume’a za jakąś antyliberalną tendencję – po prostu wyraził swoje zdanie jako historyk, i również jako historyk wiedział, że nawet liberałowie (wigowie), którym sprzyjał czasami zbytnio upraszczają sens dziejów. 

Tomasz Tulejski porównuje ganienie fanatyzmu purytanów XVII-wiecznych przez Hume’a z podobnym ganieniem fanatyzmu antyklerykalnych rewolucjonistów francuskich przez Burke’a w dobie rewolucji francuskiej, wybuchłej w 1789 roku, której Hume nie dożył (Tulejski 2009, s. 56). To jednak że obaj woleli moderację zamiast ekscesów, nie oznacza, że Hume byłby wrogi rewolucji francuskiej w całości, tak jak był Burke, ani że Hume potępił by antyklerykalizm 1789 roku tak samo jak fanatyzm religijny purytanów w 1649 roku. Głosząc takie tezy, moim zdaniem Tulejski się myli. W końcu jak sam Tulejski pisze, Hume różnicował między rozmaitymi radykałami religijnymi, dlaczego by nie miał zatem np. sprzyjać moderatom rewolucji francuskiej jak Mirabeau czy La Fayette, którzy w 1789 roku sprzyjali ugodzie z królem, chociaż mu nie ufali i chcieli konstytucyjnej reformy, a nie rewolucji. Skąd przypuszczenie, że Hume byłby aż takim panikarzem jak Burke? Horace Walpole, zresztą wig i liberał, uznał e rewolucja francuska udowodniła, że entuzjazm (w XVIII wieku to słowo oznaczało szaleństwo) to nie tylko cecha religii (Tulejski 2009, s. 72), w porządku, ale uznanie tego faktu nie oznacza jeszcze, że wszyscy są równie szaleni. Hume w końcu był empirykiem a nie dogmatykiem, więc po prostu jednych rewolucjonistów zapewne by lubił, innych nie. 

Sam Tulejski zauważa, że empiria Hume’a doprowadziła go do przekonania, że ludzie mają niezależnie od narodowości i kultury podobny zestaw antypatii, sympatii i pragnień (Tulejski 2009, s. 123), zapomina jednak dodać, że taki uniwersalizm to cecha światopoglądu… liberalnego. Konserwatysta niczym de Maistre widzi raczej Niemca i Francuza aniżeli człowieka i absolutyzuje kulturę przecież. Hume jak liberał i typowy oświeceniowiec woli naturalną moralność od moralności religijnych. Rzucenie wyzwania „człowiekowi-wilkowi” Hobbesa poprzez głoszenie, że człowiek ma i dobre i złe cechy, i nacisk na użyteczność społeczną, a nie np. tradycję, też Hume’a do liberalizm zbliża, a nie oddala, choć Tomasz Tulejski tego jakby nie dostrzega (Tulejski 2009, s. 131). Słusznie zauważa Tulejski, że dla Hume’a sprawiedliwość to skutek ludzkich działań w historii i obserwacji tego co działa a co nie, a nie ludzkiego projektowania (Tulejski 2009, s. 149), w porządku, ale liberałowie nie uważają ludzi za wszechmocnych w projektowaniu politycznym, to już domena lewicy. Poza tym Hume nie uważa też, że świat jest projektem boskim, tak samo jak nie jest ludzkim. Prawo własności nie jest dla Hume’a ważniejsze niż użyteczność społeczna (Tulejski 2009, s. 151). Zgadza się, ale myślałem, że tylko marksiści utożsamiają ubóstwienie prywatnej własności z liberalizmem… 

Zabawne są pretensje Tulejskiego do Hume’a, że potępia monoteizm bardziej niż politeizm (bo politeizm zakłada jednak tolerancję religijną), a nietolerancję katolickiej inkwizycji bardziej niż np. nietolerancję kalwińską (Tulejski 2009, s. 171). Choć to chyba normalne, że Brytyjczyka Hume’a bardziej przejmuje katolicki fanatyzm grożący bezpieczeństwu Wysp Brytyjskich (rządy bloody Mary, intrygi jezuicko-hiszpańskie XVI wieku, wielka armada), niż abstrakcyjne dlań kwestie rodem z Genewy. Zdaniem Hume’a papizm (katolicyzm) to nie religia, lecz raczej sekta, a politeizm antyczny był bardziej proaktywny i mniej antyintelektualny (Tulejski 2009, s. 173). Tezy kontrowersyjne, ale cóż … tak uważał. Bardziej to chyba martwi p. Tulejskiego niż mnie. 

Hume był woluntarystą historycznym, choć człowiek ma w sobie pewne właściwości, które wpływają na rozwój ludzkości (Tulejski 2009, s. 185). Człowiek Hume’a jest wolny, ale wolności politycznej potrzebna jest rezerwa i moderacja. Hume, zdaniem Tulejskiego opowiadał się za czasem cyklicznym a nie za linearnym postępem (Tulejski 2009, s. 191), trudno powiedzieć czy ma rację – w końcu Hume zakłada jednak jakąś modernizującą rolę nagromadzonych doświadczeń historycznych ludzkości, a to jednak jest jakaś wizja postępowa, ale nawet gdyby tak było, że Hume uważał postęp za iluzję to Tulejski i tak nie ma racji, gdy sugeruje, że taki pogląd oddala Hume’a od liberalizmu. Liberał kocha wolność bo kocha, a nie dlatego, że ludzkość ku niej dąży. Kant wierzył w postęp przerywany, a Condorcet w stały, Voltaire widział możliwość stałego regresu. Wszyscy trzej byli liberałami. Montesquieu zauważał, że wolność jest trudna do osiągnięcia, bo świat nie gra dla niej – też był liberałem. Tulejski chyba myli liberałów z marksistami zakładając, że nie tylko cieszą się na wolność, jak marksiści na równość, ale zakładają jak marksiści że to co kochają na pewno nadejdzie… 

Rząd zdaniem Hume’a bierze się nie od Boga i nie od umowy społecznej, lecz z wojny. Wódz wojenny zostaje przywódcą także i na czas pokoju (Tulejski 2009, s. 198) i tak powstaje rząd, a więc władza wymaga akceptacji ludzkiej, ale niekoniecznie ich zgody jakby chcieli typowi wigowie (Tulejski 2009, s. 218). Tulejski wkłada wiele starań by wykazać, że Hume nie był typowym wigiem i do pewnego stopnia mu się to udaje. Hume przyznaje w pewnym momencie, że Bóg jest autorem rządu (Tulejski 2009, s. 244), chociaż to zdanie w zasadzie nie wnosi nic nowego do ludzkich spraw które zdaniem Hume’a rządzą historią. Hume najprawdopodobniej wahał się między deizmem a ateizmem i dlatego przywołał szefa wszechświata w pewnym momencie i to by było na tyle. Hume walczył z mitami politycznymi wigów, na przykład wykazywał, że „Magna Charta” (1215) to feudalny dokument, który nie tworzył wcale nowej jakości politycznej, tylko przeciwnie potwierdzał władzę króla, a przy okazji kilka ustępstw na rzecz baronów (Tulejski 2009, s. 261). Hume uważa, że poza historią na ustroje polityczne wpływają też „przyrodzone ludzkie zasady”, np. taka że „władza nie może czynić wszystkiego” (Tulejski 2009, s. 268). To mi wygląda na uniwersalne prawa natury typowe dla liberalnego światopoglądu choć opisane bardziej neutralnym językiem. Słusznie zauważa Hume, że nie ma czegoś takiego jak „władza w ogóle”, stąd każdego polityka należy opisać osobno, bo władza to konkretni ludzie. Stąd jego uwaga, że rządy Tudorów i Stuartów nie różniły się tak bardzo naturą czy ideologią, lecz kontekstem społecznym epoki (Tulejski 2009, s. 329), oraz niejednoznaczna opinia o premierze Robercie Walpole’u na przykład, któremu wytykał wiele wad, np. skłonność do korupcji, ale jednocześnie przypisywał mu stabilizację, a samej stabilizacji pewną trwałą wartość (Tulejski 2009, s. 299), dlatego inaczej niż większość wigów i np. Montesquieu nie uważał stanu równowagi między parlamentem a królem (monarchia mixta) za coś co sprzyja trwałości i wolał by król brał górę dla dobra kraju (Tulejski 2009, s. 308). To faktycznie mało wigowskie, ale czy mało liberalne? Kant był liberałem, gdy rządził jego państwem liberalny absolutny władca – Fryderyk II. Brak to w historii liberalnych monarchów i tyrańskich republik? Celna uwaga Tomasza Tulejskiego iż nawet Robert Walpole, zaprzysięgły wig dystansował się wobec wigowskiego dogmatu „prawa obywateli do oporu wobec władzy” (Tulejski 2009, s. 319), ale to tylko pokazuje, że liberalizm ma odwieczny problem z wrogami wolności, bo niestety ma, przypomnienie tego faktu jednak przybliża Hume’a i Walpole’a przecież, poprzez pokazanie, że liberałowie XVIII wieku nie byli wcale takimi dogmatykami demokratyzmu jak się często uważa. Hume jednak akceptuje bunt przeciwko władzy stale tyranizującej obywateli. 

Na koniec swej książki Tomasz Tulejski zauważa, że Michael Oakeshott i John Grey uważają, że konserwatyzm a la Hume, który w miejsce Boga wstawia „długie trwanie i społeczne korzyści” może być dobrą alternatywą dla niewierzących by zbliżyć ich do konserwatyzmu (Tulejski 2009, s. 376). To prawda, ale warto przypomnieć, że John Gray to właściwie liberał prawoskrętny, którego przestraszyła atomizacja społeczna, którą wywołał Thatcheryzm, zaś takie same wnioski jak Michael Oakeshott i John Grey o łagodnych długotrwałych rządach i użyteczności wysnuł już w początkach XIX wieku rasowy francuski liberał Beniamin Constant, krytyk rewolucji francuskiej. Tak tak panowie konserwatyści. Liberałowie krytykują radykalizm rewolucji francuskiej od wieków, i to znacznie konsekwentniej niż konserwatyści. Co nie znaczy jednak, że Hume nie dogadałby się z Mirabeau. 

Tomasz Tulejski się myli. David Hume był liberałem walczącym o liberalne sprawy. Na przykład był wspaniałym obrońcą wolności prasy. Hume, poświęcił tej sprawie jeden ze swych Essays Moral and Political z lat czterdziestych XVIII wieku (Hume D., On The Liberty of The Press, w: Hume D., Essays: Moral, Political and Literary, Cosimo, Inc., 2007). On The Liberty of The Press, to krótki tekst, w którym Hume stwierdza, że wolność prasy jaką cieszyli się współcześni mu Brytyjczycy była bezprecedensowa: „…Ponieważ pod żadnym innym rządem, czy to republikańskim czy monarchicznym nie pobłaża się wolności [tak jak w Wielkiej Brytanii – P. N.] w Holandii i Wenecji nieco bardziej niż we Francji i Hiszpanii; skłania to do postawienia pytania, jak to się dzieje, że Wielka Brytania jako jedyna cieszy się tym szczególnym przywilejem (Ibidem, s. 143)…”. 

Odpowiadając na to pytanie Hume wychodzi od kwestii mieszanego rządu brytyjskiego, składającego się z elementów republikańskich i monarchicznych. Powołując się na przykład starożytnego Rzymu, stwierdza, że podobne sytuacje prowadziły czasem do powstania tyranii i wyraża zadowolenie, ze w Wielkiej Brytanii do tego nie doszło. Jego zdaniem wielce dopomogła w tym prasa: 

„…pierwiastek republikański, obecnie przeważający w Anglii, choć w towarzystwie monarchicznego, musi dla zachowania swej egzystencji nieustannie mieć czujne oko na władze, by zlikwidować wszystkie tajemne źródła władzy i zachować życie i majątek każdego przez stworzenie generalnych i nienaruszalnych praw. Żadne działanie nie może zostać osądzone jako przestępstwo jeśli prawo nie wskazuje tego jednoznacznie…” 

W ten oto sposób Hume powierza „opinii publicznej” rolę policjanta, którego aprobujący lub oskarżycielski głos najlepiej reprezentowałaby prasa: „…Nic nie jest do tego celu skuteczniejsze niż wolność prasy, dzięki której cała wiedza, dowcip i geniusz narodu może być użyty po stronie wolności i każdy może zostać pobudzony do jej obrony (Ibidem, s. 163)…”. 

To samo w XIX wieku powie sztandarowy liberał tej epoki John Stuart Mill, który uzna wolne ścieranie się opinii za najpewniejszy fundament postępu cywilizacyjnego. To prawda, że Hume tak jak torys Bolingbroke uważał, że żyjemy zbyt krótko by kierować się w naszych działaniach jedynie perspektywą naszego życia, stąd historia jest dla nas źródłem wiedzy o funkcjonowaniu organizmów politycznych i społeczeństw (Tulejski 2009, s. 181-187) Hume uchodzi też jednak za jednego z praojców liberalnego utylitaryzmu. Można wykazać istnienie pewnych związków miedzy jego myślą a złagodzeniem prawa angielskiego w imię zasad użyteczności. Na przykład Frederick Rosen, uważa, że XVIII-wieczne złagodzenie prawa karnego nie było dzieckiem zwykłego sporu liberałów z konserwatystami, lecz wynikało z szeregu różnych filozoficznych tez. Montesquieu uważał na przykład, że umiarkowany rząd nie musi stosować ostrych kar, by był szanowany. Hume , stosujący historyczne uzasadnienie istnienia wielu instytucji, również i prawo chciał dostosować zarówno do ludzkich skłonności jak i do wzorców historycznych (Rosen F., Classical Utilitarianism from Hume to Mill, London 2003, s. 144-165).

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

siedemnaście − 2 =