W Kościele katolickim nie brak głosów, by nieco zrewidować dogmat o istnieniu duszy nieśmiertelnej, którą ma posiadać każdy człowiek i która jest stwarzana bezpośrednio przez Boga. Sprawa duszy nieśmiertelnej bardzo dobrze pokazuje absurdy, w jakie uwikłane są kościoły chrześcijańskie i inne religie. A próby reformy tych wierzeń, to brnięcie z jednego fałszu w inny.
1. Kościelne nauczanie
W Kościele katolickim naucza się, że każdy człowiek posiada nieśmiertelną, niematerialną duszę, daną mu przez Boga. Jak można przeczytać w katechizmie, oddziela się ona od ciała w chwili śmierci i jest sądzona przez Boga. Jest to tzw. sąd szczegółowy, w efekcie którego dusza może być zbawiona, potępiona lub poddana pokucie w czyśćcu.
Ale to nie wszystko. Przed końcem obecnego świata dusza „połączy się na nowo z ciałem”. Wtedy to wszyscy ludzie zmartwychwstaną na sąd ostateczny i będą sądzeni przez Jezusa Chrystusa. Jedni zostaną zbawieni, inni potępieni na zawsze. O tym wszystkim mówi Katechizm Kościoła katolickiego (1).
Oto krótkie cytaty (pominięto lub skrócono liczne przypisy):
„Kościół naucza, że każda dusza duchowa jest bezpośrednio stworzona przez Boga, nie jest ona <produktem> rodziców – i jest nieśmiertelna (por. Sobór Laterański V, 1513 r.), nie ginie więc po jej oddzieleniu się od ciała w chwili śmierci i połączy się na nowo z ciałem w chwili ostatecznego zmartwychwstania” (pkt 366).
„Co to znaczy zmartwychwstać? W śmierci, będącej <rozdzieleniem duszy i ciała, ciało człowieka ulega zniszczeniu>, podczas gdy jego dusza idzie na spotkanie z Bogiem, chociaż trwa w oczekiwaniu na ponowne zjednoczenie ze swoim uwielbionym ciałem. Bóg w swojej wszechmocy przywróci ostatecznie naszym ciałom niezniszczalne życie, jednocząc je z naszymi duszami” (997).
„Kto zmartwychwstanie? Wszyscy ludzie, którzy umarli” (998). „Kiedy? W sposób definitywny <w dniu ostatecznym> (J 6,40); <na końcu świata> (Sobór Watykański II). Istotnie, zmartwychwstanie zmarłych jest wewnętrznie złączone z powtórnym Przyjściem Chrystusa” (1001).
Nie jest to podawane jako alegorie czy przenośnie. Ma to być rozumiane dosłownie i katolicy powinni w to wszystko wierzyć.
Dogmaty! Wiara w istnienie duszy nieśmiertelnej oraz w zmartwychwstanie wszystkich ludzi na sąd ostateczny (tzw. zmartwychwstanie ciał), to w Kościele katolickim bardzo ważne dogmaty. Dogmat o zmartwychwstaniu wszystkich ludzi na sąd ostateczny ogłosił Sobór Laterański IV w 1215 r.: „Wszyscy zmartwychwstaną ze swoimi własnymi ciałami, które teraz noszą, aby otrzymali według uczynków swoich, czy to były one dobre, czy też złe”. Sobór we Florencji w 1439 r. ogłosił dogmat o piekle i czyśćcu. Zaś dogmat o duszy nieśmiertelnej, bezpośrednio stwarzanej przez Boga, został ogłoszony przez piąty sobór laterański w 1513 r. Dogmaty te były wielokrotnie potwierdzane przez inne sobory i encykliki papieskie.
Czym są dogmaty w Kościele katolickim? Czy można je zmieniać?
Dogmaty to ustalone przez Kościół podstawowe zasady wiary, ogłaszane przez sobory, encykliki papieskie i najważniejsze dokumenty kościelne. W rozumieniu Kościoła dogmaty są prawdami objawionymi przez Boga, wiara w nie ma moc zbawczą, a odstępstwa są herezją.
Nie ma oficjalnego pełnego wykazu dogmatów, ale co do podstawowego kanonu dogmatów panuje duża zgoda. Na pewno dogmatami są wymienione przed chwilą postanowienia dawnych soborów dotyczące duszy nieśmiertelnej i zmartwychwstania na sąd ostateczny.
W Kościele przyjmuje się tradycyjnie, że dogmaty są niezmienne i należy w nie wierzyć dosłownie. Jak można sądzić na podstawie wypowiedzi teologów, możliwe jest jedynie uściślanie dogmatów, ale żaden teolog czy katolik nie może ich interpretować samodzielnie, ani wierzyć „po swojemu” czy wybiórczo. W wypowiedziach teologów ostrzega się często przed pokusą zmieniania dogmatów pod płaszczykiem ich interpretacji czy reinterpretacji.
W Kościele pojawia się tendencja, by odpuścić sobie dogmaty na rzecz głębszego przeżywania wiary. Na to ortodoksi odpowiadają, że trzeba jednocześnie wierzyć dosłownie w dogmaty i głęboko przeżywać wiarę. Mówią, że oni tak właśnie robią. Inni twierdzą jednak, że nie potrafią przeżywać wiary w nieśmiertelne dusze wędrujące na sąd boży i w zmartwychwstanie ciał na sąd ostateczny przed końcem naszego świata.
Kościelni dogmatycy. Zdecydowanie konserwatywne, przeciwne zmianom stanowisko wyraża na przykład ks. prof. Jacek Salij, wieloletni kierownik Katedry Teologii Dogmatycznej na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. W potoku słów głosi najbardziej absurdalną i skostniałą wersją katolicyzmu. Przytoczę dłuższe cytaty, warto przeczytać, żeby nie mieć złudzeń.
Ks. prof. Salij pisze: „dogmaty ze swojej istoty wyrażają prawdę zbawczą. Każdy dogmat zawiera jakąś nowinę, jakieś wezwanie i obietnicę mocy z nieba, jeśli człowiek usłucha wezwania. Dlatego pomysł, że można zmienić dogmat wiary, jest jedynie konkretyzacją pomysłu, że człowiek mógłby zmienić Boga. Oczywiście, że mógłby, ale na bożka, bo nie ma innego Boga niż Ten, który jest”.
I dalej: „przyjmuję w całości i bez zastrzeżeń tradycyjną ortodoksję katolicką, również dogmaty o czyśćcu, o dziewictwie Maryi i o zmartwychwstaniu ciał. (…) Przy czym dogmaty katolickie rozumiem dosłownie. Próby odejścia od dosłowności chcę nazywać po imieniu: nie jest to żadna reinterpretacja, tylko przeinaczanie. Reinterpretacja dogmatów polega na wgłębianiu się w ich wewnętrzną prawdę, na takim odkrywaniu ich sensu duchowego, które nie pociąga za sobą odejścia od dosłowności, ale właśnie na niej bazuje” (2).
Salij wyraża tu stanowisko obowiązujące obecnie w Kościele. Katoliccy reformatorzy chcieliby coś w tym stanowisku i w dogmatach poluzować, ale trudno im idzie.
Po drugim soborze watykańskim (1962-1965) w Kościele spodziewano się nierzadko przyjęcia bardziej otwartego stanowiska. Ale ani na soborze, ani później, w dogmatyce katolickiej żadna odwilż nie nastąpiła. Narasta tylko hipokryzja. Pozornie wierzy się w dogmatyczne formuły, ale – jak przyznają także zwolennicy dogmatyzmu – patrzy się na nie przez palce, nie traktuje poważnie. W Europie Zachodniej wiernych ubywa, kościoły opustoszały. Dotyczy to także liberalnych kościołów protestanckich. Również w Polsce religijność słabnie, szczególnie w młodszych pokoleniach.
Chciałbym powiedzieć zdecydowanie. Wbrew nadziejom katolickich reformatorów, poluzowanie kościelnych dogmatów i akcent na przeżywanie wiary religijnej, nie zapobiegnie osłabieniu religijności i laicyzacji. To nie są czasy protestanckiej reformacji, która zwyciężała pod hasłami powrotu do „prawdziwych” ewangelicznych zasad chrześcijaństwa i bardziej bezpośredniego przeżywania wiary.
2. Główna przyczyna kryzysu religii
Przyczyny dzisiejszego kryzysu wiary religijnej są głębsze niż tylko sztywność dogmatów i struktur kościelnych oraz ogólna hipokryzja, nieszczerość, którą podszyty jest Kościół i religia.
Jakie to przyczyny? Religia znalazła się w kryzysie, bowiem nic nie wskazuje, by wierzenia religijne miały cokolwiek wspólnego z prawdą. Kryzys ma podstawy moralne. Trudno wierzyć, jeśli nic nie wskazuje, że wierzenia religijne są prawdziwe. Trudno wierzyć w Boga, jeśli nic wskazuje, że istnieje. Wiara wymaga prawdy.
Dlatego na kryzys religii nie pomoże ani trzymanie się dogmatów, ani ich poluzowanie czy porzucenie.
Dogmatycy mówią często, że to dążenia reformatorów spowodowały kryzys kościołów i religii w krajach zachodnich. To nieprawda, a także mylenie skutku z przyczyną. Dążenia do reform pojawiły się dlatego, że wierzenia stawały się coraz bardziej niewiarygodne, nieprzekonujące, postrzegane jako nieprawdziwe. To dlatego pojawiły się dążenia do zmiany i porzucenia dogmatów.
Natomiast faktem jest, że dążenia reformatorów i wprowadzane zmiany nie zapobiegły spadkowi religijności i utracie wiernych – ani w kościołach protestanckich, ani w Kościele katolickim.
Jan Paweł II, panujący w Kościele bardzo długo (1978-2005), doznał olbrzymiej porażki. To na jego pontyfikat przypada największy odpływ wiernych w krajach zachodnich. Kościoły opustoszały. Nie pomógł papieski konserwatyzm, przeciwstawianie się zmianom, ani papieskie podróże i spektakle. Trzeba jednak powiedzieć, że nikt nie powstrzymałby kryzysu. Także dziś ani konserwatyzm, ani liberalizm czy otwartość nie powstrzyma tendencji schyłkowych. Dlaczego? Religia musiałaby pokazać, że jest prawdziwa – a to jest niemożliwe.
Nie znaczy to, że kościoły i religie szybko i do końca zanikną. Będą jednak tracić na znaczeniu, czeka je daleko idąca marginalizacja.
3. Reformatorzy religii
Poniżej powiem o udanych i nieudanych współczesnych próbach zreformowania wierzeń chrześcijańskich (będą to oczywiście tylko przykłady, sygnały, a nie pełniejszy przegląd, niemożliwy w krótkim artykule).
Protestanci. W wielu kościołach protestanckich (pomijając kościoły fundamentalistyczne) wzięła wyraźnie górę tendencja do rewizji tradycyjnych wierzeń i kościelnego prawa. Już w okresie międzywojennym popularność zyskiwała idea demitologizacji chrześcijaństwa, którą głosił wpływowy teolog Rudolf Bultmann (1887-1976). Był to program oczyszczania chrześcijaństwa z tradycyjnych mitów religijnych.
W liberalnych nurtach protestantyzmu Pismo Święte nie jest już traktowane jako źródło zasad wiary i chrześcijańskiego życia. Np. można usłyszeć, że Nowy Testament akceptuje niewolnictwo (to fakt, zalecano jedynie dobre traktowanie niewolników, zaś niewolnikom nakazywano posłuszeństwo). Gdyby więc wzorować się na Nowym Testamencie i pierwotnym chrześcijaństwie, trzeba by moralnie akceptować niewolnictwo. Ale pół biedy z niewolnictwem.
Według zasad przyjętych w pierwotnym chrześcijaństwie, kobiety nie mogą pełnić w kościele ważnych funkcji. A Jezus i dwunastu apostołów to było towarzystwo adoracji mężczyzn (wśród nich nie było ani jednej kobiety, jest to do dziś argument przeciw dopuszczeniu kobiet do kapłaństwa, podkreślany w katechizmie w punkcie 1577). Kościół katolicki do dziś wzoruje się na tych zasadach, a katoliccy kapłani tworzą ewangeliczne towarzystwo adoracji mężczyzn. Natomiast w liberalnych kościołach protestanckich nawet najwyższe funkcje mogą być sprawowane przez kobiety.
W Nowym Testamencie daje o sobie znać homofobia. Dziś w wielu kościołach protestanckich błogosławi się i uznaje małżeństwa homoseksualne.
Mimo reform liberalne kościoły protestanckie są w kryzysie tak samo jak Kościół katolicki. Powtórzmy. Przyczyna kryzysu jest głębsza. Wierzenia religijne tracą wiarygodność, bowiem nie mają nic wspólnego z prawdą.
Katolicyzm: Spor o katechizm holenderski. W Kościele katolickim najdonioślejszą próbą odejścia od dogmatycznego nauczania był tzw. katechizm holenderski, ogłoszony w 1966 r. w Kościele katolickim w Holandii. Warto sprawę tę przypomnieć. Była to po drugim soborze watykańskim decydująca próba sił między katolickimi reformatorami a konserwatystami.
Drugi sobór watykański, zakończony w 1965 r., nie zmienił nic w dogmatach przyjętych w Kościele od czasów głębokiego średniowiecza. A zmian takich spodziewano się w wielu środowiskach katolickich biskupów i wiernych. Na fali tych oczekiwań episkopat Kościoła katolickiego w Holandii opublikował w 1966 r. „Nowy katechizm. Wiara katolicka dla dorosłych”, nazywany potocznie katechizmem holenderskim. Można przeczytać po angielsku w internecie (3).
Katechizm ten zyskał dużą popularność wśród katolików w krajach zachodnich i był tłumaczony na wiele języków. Szybko jednak wzbudził olbrzymi opór ze strony konserwatywnych biskupów, świeckich tradycjonalistów i Watykanu.
Katechizm holenderski zawierał wszystko to, co stanowi kanon religii chrześcijańskiej. W tym znaczeniu był wręcz konserwatywny. Nie zawierał żadnych rewelacji, ani doktrynalnych „nowinek”.
Natomiast różnił się tym od dotychczasowych katechizmów, że nie powtarzał ściśle kościelnych dogmatów i „prawd” wiary. Nie podawał ich apodyktycznie do wierzenia. Przedstawiał religijne treści poddając je jakby pod rozwagę, a nie do przyjęcia pod groźbą potępienia. Był napisany mniej dogmatycznym i nieco bardziej znośnym językiem.
To było dla watykańskich władz Kościoła i katolickich konserwatystów nie do przełknięcia.
Watykan powołał komisję złożoną z kardynałów. W 1967 r. komisja wydała orzeczenie uznające katechizm holenderski za sprzeczny z doktryną Kościoła. Zarzuty przedstawiono w dziesięciu zwięzłych punktach. Pierwszy punkt dotyczył aniołów i dusz ludzkich: „Konieczne jest, aby Katechizm nauczał, że Bóg oprócz tego widzialnego świata, w którym żyjemy, stworzył także królestwo czystych duchów, które nazywamy Aniołami. Ponadto powinno być wyraźnie stwierdzone, że poszczególne dusze ludzkie, ponieważ są duchowe, są stworzone bezpośrednio przez Boga” (4). Zdania te zawierały wiele odsyłaczy do materiałów drugiego soboru watykańskiego, a w przypadku duszy także do encykliki Humani generis Piusa XII.
W pozostałych punktach wytknięto katechizmowi, że nie potwierdza jasno doktryny Kościoła w kwestiach grzechu pierworodnego, dziewiczego poczęcia Jezusa, niepokalanego poczęcia Marii, rzeczywistej obecności Chrystusa w eucharystii, śmierci Jezusa na krzyżu za grzechy ludzi, roli kapłaństwa, nieomylności Kościoła i innych.
Komisja żądała powtórzenia w katechizmie drętwych, dogmatycznych fragmentów z materiałów soborowych i encyklik. I mogę powiedzieć, że taki drętwy, bezduszny, dogmatyczny charakter ma obowiązujący obecnie katechizm, ogłoszony przez Jana Pawła II. Takie też są znane mi szkolne podręczniki religii. Z punktu widzenia ateisty to dobrze, bowiem zniechęca do Kościoła i religii.
W efekcie krytyki katechizm holenderski, zyskujący popularność w wielu krajach, został usunięty w cień. Podjęto decyzję o przygotowaniu nowego ogólnokościelnego katechizmu. Rzecz się ślimaczyła, ale stało się.
Jan Paweł II powołał w 1986 r. Komisję ds. Katechizmu. Na jej czele stanął szef watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary kardynał Joseph Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI. To z całą pewnością teolog zastygły w konserwatyzmie i dogmatach.
Katechizm Jana Pawła II. Zarówno Jan Paweł II, jak i Ratzinger, stawiali przed sobą zadanie powstrzymania zmian w Kościele, zarówno w dziedzinie kościelnej doktryny, jak i funkcjonowania Kościoła. Jan Paweł II, godząc się na stawianie mu za życia pomników, symbolicznie postawił na katolicyzm pozorów, świątków, kapliczek, rytuałów, celebry, plus religijne spektakle w rodzaju papieskich podróży i powierzchownego „ocieplania” wizerunku papieża (papieskie kremówki).
Katechizm ogłoszony przez Jana Pawła II w 1992 r. jest nieznośnym teologicznym gniotem, napisanym nieskładnym językiem. Jeżeli jacyś katolicy liczyli, że będzie to katechizm „z ludzką twarzą”, to się zawiedli. Katechizm idzie w kierunku odwrotnym niż katechizm holenderski. Jest apodyktyczny, traktuje wiernych jak przysłowiowe owieczki i baranki, podając z wysokości bożego objawienia dokładnie, w co mają wierzyć. W kwestii duszy nieśmiertelnej katechizm Jana Pawła II powtarza mity, wyobrażenia i dogmaty ustalone na średniowiecznych soborach (cytowałem je już wcześniej). Wraz z jego ogłoszeniem przez papieża, katechizm holenderski ostatecznie stracił ważność w Kościele.
Coś jeszcze dodam. Autorzy katechizmu popełniają wymieniany w tymże katechizmie grzech pychy. Przypisują sobie i temu, co napisali, nadprzyrodzony, boski charakter. Nikt władzom Kościoła nie nadał nadludzkiego statusu. Sami go sobie nadali. Są takimi samymi ludźmi jak inni, co widać aż nadto dobrze, a stroją się w boską sakrę, świętość. To właśnie grzech pychy z blaskiem obłudy.
Przyjęcie przez Jana Pawła II watykańskiego katechizmu w 1992 r. oznacza punkt zwrotny we współczesnej historii Kościoła katolickiego. Padła ostatecznie szansa na doktrynalne zmiany w Kościele. Kościół przyjął konserwatywną, dogmatyczną, pełną hipokryzji, obłudy, linię rozwoju. Trwa ona do dziś. Papież Franciszek zmienia niewiele – stara się ograniczyć najbardziej rażące zło w kościelnej praktyce, jak np. tradycyjne tolerowanie seksualnego wykorzystywania dzieci przez księży. Ale już za te skromne próby jest przez kler nagminnie odsądzany od czci i wiary. Jasne stało się, że Kościół to przysłowiowy beton. Nie da się go zreformować, ale na szczęście można porzucić. Tak też zaczęło robić coraz więcej katolików. Kościół w krajach zachodnich tracił i traci wiernych. Nie ma żadnego „odrodzenia religijnego” w Kościele.
4. Dusza w Piśmie Świętym.
Katolicy, którzy chcieliby zmienić kościelne nauczanie o duszy, twierdzą często, że Pismo Święte nie zawiera pojęcia duszy nieśmiertelnej. Tak głoszą również np. świadkowie Jehowy i niektóre inne wyznania chrześcijańskie. Nie mają chyba racji.
Co mówi Stary Testament? Oto w najstarszej części Biblii, w Księdze Rodzaju, czytamy (5): „A gdy Abraham dożył lat stu siedemdziesięciu pięciu, zbliżył się kres jego życia i zmarł (…) i połączył się ze swoimi przodkami” (Rdz 25,7-8). Podobnie o Jakubie: „wyzionął ducha i został przyłączony do swoich przodków” (Rdz 49, 33). Nie idzie tu o miejsce pochówku, tylko o bliżej nieokreśloną krainę zmarłych. Oto Jakub mówi: „Już w smutku zejdę za synem moim do Szeolu” (Rdz 37, 35).
W Starym Testamencie występuje pojęcie szeolu jako krainy zmarłych, przypominającej hades z mitów greckich. W greckim tłumaczeniu Biblii (Septuaginta), pochodzącym z III-II w. starej ery, hebrajskie słowo szeol jest tłumaczone jako hades. Także w Nowym Testamencie, spisanym po grecku, kilkakrotnie wymieniany jest literalnie „hades” jako miejsce pobytu ludzkich dusz po śmierci ciała (w tłumaczeniach używa się zwykle innego słowa niż hades, co jest kamuflażem).
Stary Testament zna też pojęcie refaim – to właśnie nieśmiertelna pozostałość człowieka, trafiająca do szeolu, czyli krainy zmarłych przypominającej hades. Refaim to dusza występująca w bardzo prymitywnej postaci.
Wiara w jakąś postać duszy nieśmiertelnej i „życia po śmierci” była wówczas powszechna na Bliskim Wschodzie. I nic dziwnego, że znajdowała wyraz także w Starym Testamencie. W najbardziej chyba rozbudowanej postaci występowała w Egipcie (w szerokim obiegu była tam tzw. księga umarłych). Wśród Izraelitów, jak sądzić można na podstawie najstarszych ksiąg Biblii, wiara ta występowała w postaci prymitywnych ludowych wyobrażeń. Z czasem została nieco wzbogacona (o czym za chwilę). Nie można powiedzieć, że Stary Testament nie zawiera pojęcia duszy nieśmiertelnej.
Faktem jest jednak, że w księgach Starego Testamentu wiara w duszę nieśmiertelną i „życie po śmierci” odgrywała niewielką rolę. Głównym tematem Starego Testamentu jest idea przymierza boga Jahwe z Izraelitami (idea „narodu wybranego”, którym mieli być Izraelici). Stary Testament miał przede wszystkim wspomagać Izraelitów i w ciężkich czasach głosił im nadzieję na niepodległość i wielkość na ziemi.
Natomiast obietnica zbawienia po śmierci stała się wręcz głównym tematem chrześcijaństwa. Ewangelie i Nowy Testament miały dawać nadzieję wiecznego życia i zbawienia tym, którzy uwierzą w Jezusa Chrystusa.
Jak wygląda dusza nieśmiertelna w nowszych księgach Starego Testamentu?
Księgi Starego Testamentu powstawały na przestrzeni wielu wieków (od XII do II w. starej ery, kiedy to powstała Księga Mądrości). O ile w najdawniejszych księgach „życie po śmierci” i dusza nieśmiertelna występują w bardzo prymitywnej postaci, to w późniejszych zostały znacznie urozmaicone. Przypuszczalnie stało się to pod wpływem kultury greckiej. Przetłumaczenie ksiąg hebrajskich na język grecki w III-II w. starej ery, wskazuje na silne kontakty kulturowe żydowsko-greckie. Pośredniczyli w tym Żydzi zamieszkujący w Aleksandrii w Egipcie. Miasto to stawało się ważnym ośrodkiem kultury żydowskiej i greckiej, hellenistycznej.
Nowe wierzenia znalazły wyraz w szczególności w niektórych psalmach i w Księdze Mądrości, napisanej po grecku w II w. starej ery, przypuszczalnie przez zhellenizowanego Izraelitę (czas jej powstania ustalono na podstawie stylu języka; w tradycji chrześcijańskiej przypisywana jest królowi Salomonowi, ale to ewidentna legenda).
Księga Mądrości nie została uznana za kanoniczną przez Żydów i wyznania protestanckie. Ale w Kościele katolickim – podkreślmy – jest uznawana za równoprawną z innymi księgami kanonicznymi i bardzo ceniona.
Również w tych późniejszych księgach wypowiedzi dotyczące wprost duszy nieśmiertelnej są bardzo rzadkie i niejasne. Ale mamy tam rzeczy nowe.
Według ksiąg najdawniejszych w szeolu po śmierci przebywa refaim (taka bardzo prymitywna dusza). Natomiast w niektórych psalmach i pieśniach Księgi Mądrości pojawia się dusza nieśmiertelna określana najczęściej hebrajskim słowem nefesz. To dusza myśląca, w pełni władz umysłowych i ludzkich.
Ponadto, o ile w dawnych księgach dusze wszystkich ludzi – bogobojnych i złych – żyją w szeolu w tych samych nie najlepszych warunkach, to według ksiąg późniejszych ich los jest różny. Sprawiedliwi mają się dobrze i mogą mieć nadzieję na zbawienie. Zaś niesprawiedliwi mają się źle i cierpią.
Przypomina to koncepcję Platona (V-IV w. starej ery). Według Platona dusze ludzi zasłużonych, niczym się nie wyróżniających oraz złych przebywają w hadesie w odmiennych warunkach.
Warto też przypomnieć, że w pismach Platona mamy przedstawioną scenę sądu nad duszami. Sąd odbywa się na pięknej łące. Dusze stają przed sądem „natychmiast po śmierci każdego” (6). Dusze ludzi dobrych wędrują do góry do rajskiej krainy; złych do Tartaru, tj. do ponurej części hadesu. Najwięksi winowajcy mają tam przebywać na zawsze, inni tylko przez pewien czas.
Zacytujmy Księgę Mądrości i psalmy: „A dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju” (Mdr 3, 1-3).
W niektórych psalmach pojawia się koncepcja zbawienia, wiecznego życia u boku Boga. Oto psalmista w poetyckich słowach zwraca się do Boga: „Bo nie zostawisz mojej duszy w Szeolu i nie dozwolisz, by wierny tobie doznał skażenia. Ukażesz mi ścieżkę życia, pełnię radości u Ciebie, rozkosze na wieki po Twojej prawicy” (Ps 16,10-11).
W innym psalmie czytamy: „Bóg wyzwoli moją duszę z mocy szeolu, bo mię zabierze” (Ps 49,16). Zaś dusze ludzi złych mają pozostać na wieki w ponurym szeolu.
Niewątpliwie mówi się tu o duszach nieśmiertelnych, które przebywają w szeolu/hadesie i mogą nawet spodziewać się zbawienia. Temat duszy nieśmiertelnej i „życia po śmierci” zajmuje jednak w Starym Testamencie bardzo mało miejsca.
5. Co mówi Nowy Testament?
Również Nowy Testament bardzo mało mówi wprost o duszy nieśmiertelnej i stwarza niejasności. Stąd też mamy dawniej i dziś sprzeczne interpretacje. Trzeba o nich powiedzieć. Można przy okazji zobaczyć, jak nieokiełznana jest zdolność ludzi do tworzenia mitów religijnych. Gorzej jest być może z wiarą w te mity.
Sprzeczne interpretacje. Według interpretacji przyjmowanej przez niektóre wyznania chrześcijańskie, w tym przez świadków Jehowy, człowiek nie posiada duszy nieśmiertelnej. Jego ciało umiera, duszy nie ma, ale przed końcem świata wszyscy ludzie mocą bożą zmartwychwstaną cieleśnie na sąd ostateczny. Po osądzeniu jedni będą zbawieni i będą żyć wiecznie. Inni będą potępieni, skazani na wieczne męki albo unicestwieni (różnie się twierdzi). W tej interpretacji dusza nieśmiertelna nie jest konieczna, by żyć wiecznie. Po prostu ludzie mocą bożą zmartwychwstaną cieleśnie przed końcem świata i przynajmniej niektórzy będą mogli żyć wiecznie.
Według innej interpretacji, do której jesteśmy przyzwyczajeni, ma być inaczej. Każdy człowiek posiada niematerialną duszę nieśmiertelną. Po śmierci ciała dusza wędruje na sąd boży i następnie trafia do nieba, piekła lub czyśćca. Zaś przed końcem świata wszyscy ludzie zmartwychwstaną cieleśnie na sąd ostateczny i będą ostatecznie potępieni lub zbawieni. Idzie tu, tak jak w poprzedniej interpretacji, o ludzi żywych cieleśnie, a nie o postacie duchowe.
Pojęcie sądu bożego przed końcem świata, na który mają zmartwychwstać wszyscy umarli, opiera się na dowolnych interpretacjach proroctw zawartych w Starym Testamencie. Proroctwa te – a także obrazy sądu ostatecznego w Nowym Testamencie – podawane są w stylistyce obłędnych wizji. Proroczych majaków jest w Biblii bardzo dużo. Podam tylko jeden przykład. Mówiąc o sądzie ostatecznym, katechizm odsyła do Księgi Daniela. Wielki starotestamentowy prorok Daniel mówi tam: „Ujrzałem swoją wizję w nocy. (…) Cztery ogromne bestie wyszły z morza, a jedna różniła się od drugiej. Pierwsza podobna była do lwa i miała skrzydła orle. Patrzałem, a oto wyrwano jej skrzydła …” Itp (Dn 7).
Obecnie, z obawy przed ośmieszeniem proroctw i sądu ostatecznego, obłędny charakter tych wizji jest pomijany. Ale pomysł sądu bożego i zmartwychwstania ciał jest do dziś uznawany w judaizmie i chrześcijaństwie. Można nie dziwić się, że obłędne wizje znajdują się w starożytnych księgach. Trzeba się dziwić, że każe się wiernym w te proroctwa wierzyć także dziś. W katolicyzmie na ich podstawie ukuto jeden z głównych dogmatów – dogmat o zmartwychwstaniu ciał na sąd ostateczny.
Reformatorzy chcieliby obłędne majaki proroków potraktować jako literacką stylistykę i alegorię, odrzucając także sam pomysł sądu ostatecznego i zmartwychwstania ciał. Literacka forma proroctw, forma obłędnych wizji, nawet w oczach osób religijnych podważa ich merytoryczną wiarygodność i powagę.
Niejasności Nowego Testamentu. Teraz rzecz bardzo ważna. W Nowym Testamencie często nie jest jasne, czy dana wypowiedź, wskazująca na życie po śmierci, dotyczy okresu bezpośrednio po śmierci cielesnej człowieka, czy też dopiero okresu po sądzie ostatecznym i końcu świata. A to są dwie różne sprawy.
Np. Jezus mówi: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki.” (J 11, 25-26). I w innym miejscu: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeśli kto zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki” (J 8,51).
Wypowiedzi te zdają się dotyczyć życia wiecznego po sądzie ostatecznym i końcu świata, a nie zaraz po śmierci. Niejasności dają asumpt poglądowi, że Nowy Testament nie zawiera pojęcia duszy nieśmiertelnej i nie ma potrzeby w jej istnienie wierzyć. Interpretacja ta nie opiera się jednak na mocnych podstawach.
Ale pogląd przeciwny, uznawany w Kościele katolickim, również nie ma podstaw mocnych. Na jego rzecz przemawiają następujące poszlaki (ale tylko poszlaki!):
1. Jak już pisałem, w Nowym Testamencie kilkaktornie użyto greckiego słowa hades, gdzie według ówczesnych pojęć dusze ludzkie trafiają bezpośrednio po śmierci. Natomiast jeżeli pada słowo gehenna, to może ono dotyczyć okresu po sądzie ostatecznym i końcu świata.
2. Św. Paweł w liście do wiernych pisze: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (1Tes 5,23). Wygląda na to, że człowiek ma jednak duszę nieśmiertelną.
3. Z dość długiej przypowieści Jezusa o bogaczu i Łazarzu wynika niedwuznacznie, że po śmierci bogacz przebywa w hadesie, gdzie cierpi (w Biblii Tysiąclecia hades przetłumaczono jako Otchłań), zaś Łazarz doznaje pociechy (Łk 16,19-31).
4. Pozostaje jeszcze argument „z judaizmu”. Wiele wskazuje, że w czasach Jezusa i powstawania tekstów Nowego Testamentu Żydzi dość powszechnie wierzyli w duszę nieśmiertelną, a nie tylko w zmartwychwstanie ciał na sąd ostateczny i życie wieczne po końcu świata. Można przyjąć, że także dla autorów Nowego Testamentu istnienie duszy nieśmiertelnej było oczywistością. Dlatego o duszy nie pisano.
Jest to możliwe, ale nie ma pewności. Zważywszy, że dusza nieśmiertelna to jednak rzecz ważna, daleko idąca wstrzemięźliwość w pisaniu o niej jest zaskakująca. A może nie wierzono zbyt głęboko?
W czasach Jezusa w nieśmiertelność duszy, a nie tylko w zmartwychwstanie ciał z grobów, mieli wierzyć faryzeusze, o których często wspomina Nowy Testament. Było to wpływowe żydowskie stronnictwo religijno-polityczne, kierowane przez kapłanów, kształtujące religijność Żydów i dominujące w Sanhedrynie (najwyższym żydowskim organie religijnym).
Wiara w duszę nieśmiertelną i zmartwychwstanie ciał nie była jednak wśród Żydów w czasach Jezusa powszechna i niekwestionowana. Inne wpływowe stronnictwo, saduceusze, zaprzeczali zarówno zmartwychwstaniu ciał, jak i istnieniu duszy nieśmiertelnej. Saduceusze byli skupieni wokół kapłańskiego rodu Sadoka. Wspomina o nich także Nowy Testament. Saduceusze i faryzeusze konkurowali ze sobą i polemizowali w sprawach religijnych i politycznych. Stronnictwo saduceuszy zanikło po zburzeniu Świątyni Jerozolimskiej przez Rzymian w 70 r. n.e. W późniejszym judaizmie rabinicznym byli uznawani za heretyków. W judaizmie, obok wiary w zmartwychwstanie ciał, zapanowało przekonanie, że jakaś postać duszy nieśmiertelnej istnieje bezpośrednio po śmierci ciała.
Dogmat do poprawki. Jeszcze jedna bardzo ważna kwestia związana z dogmatem o duszy nieśmiertelnej. W Piśmie Świętym nigdzie nie mówi się, że Bóg bezpośrednio stwarza każdemu człowiekowi duszę. Nie wynika to też w żaden sposób pośrednio z treści Pisma Świętego. A jest to kwestia bardzo w dogmatyce katolickiej eksponowana. Katechizm jasno stwierdza, że „każda dusza duchowa jest bezpośrednio stworzona przez Boga, nie jest ona <produktem> rodziców”. Stwierdzenie to z całą pewnością nie ma podstaw w Piśmie Świętym.
6. Dlaczego ludzie wierzą w „życie po śmierci”?
Dlaczego ludzie stworzyli przedziwne mity i fantazje o „życiu po śmierci” i duszy nieśmiertelnej? Dlaczego tak wielu ludzi chce także dziś wierzyć w życie wieczne? W istnienie duszy nieśmiertelnej? Dlaczego być może świadomie samooszukują się? Jak można na te pytania odpowiedzieć?
Na istnienie duszy nieśmiertelnej i „życia po śmierci” nie ma najmniejszych dowodów, spełniających elementarne kryteria obowiązujące w badaniach naukowych. Oznacza to, że muszą istnieć ważkie motywy tej wiary. Jakie?
Człowiek, tak jak inne gatunki zwierząt, posiada ukształtowane ewolucyjnie pragnienie życie. To silny popęd, oddziałujący na psychikę i fizjologię organizmu. Jeżeli tego pragnienia człowiek by nie miał, to przynajmniej w obecnej postaci gatunek ludzki już dawno by wymarł albo w ogóle nie powstał.
Pragnienie/popęd życia sprawia, że człowiek chciałby nie umierać, chciałby żyć wiecznie. To pragnienie to swoisty „popyt”, zapotrzebowanie – i mity o życiu po śmierci stanowią na ten popyt odpowiedź. Bo jak jest popyt, to zwykle znajduje się też podaż, czyli produkt, towar, który ten popyt zaspokaja. Producentami są od najdawniejszych czasów czarownicy, kapłani, prorocy, ludzie nawiedzeni i oszuści, często w jednej i tej samej osobie.
Kościelny aparat, księża, biskupi, żyją z tego ludzkiego pragnienia nieśmiertelności od wieków. Można powiedzieć, że żyją ze sprzedawania złudzeń. Na ile sami wierzą, tego nie jesteśmy w stanie powiedzieć. Sądząc po owocach, brak wiary jest dość częsty.
Dlaczego ludzi nie stać na to, by obietnicy życia wiecznego nie kupować? Dlaczego nie mają dość krytycyzmu?
Ludzie różnią się znacznie między sobą pod każdym względem – różnią się zdrowiem, talentami, psychiką. To elementarna wiedza o człowieku. Różnią się też łatwowiernością i zdolnością do ulegania złudnym nadziejom na życie wieczne. Jedni wierzą łatwo, inni z trudem, jeszcze inni wcale. Posiadają też zróżnicowaną zdolność samooszukiwania się. Mogą przy tym niezupełnie w życie wieczne wierzyć, mieć wątpliwości, ale dla świętego spokoju wierzyć lub udawać, że wierzą. Obecnie w wielu krajach rośnie liczba niewierzących.
Czy religia jest człowiekowi do życia niezbędna? Czy brak wiary w życie po śmierci jest nieszczęściem? Na pewno nie. Człowiek, istota biologiczna z krwi i kości, posiada w sobie dość motywacji, by żyć bez religijnych złudzeń. Można powiedzieć, że pragnienie nieśmiertelności jest słabsze i wtórne wobec bieżącego pragnienia życia.
7. Słowo na zakończenie
Kościół uwikłał się w absurdy, z których nie potrafi wyjść. Można natomiast bez problemu wyjść z Kościoła. – Alvert Jann
……………………………………………………………………………
Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – http://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/
– Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia
Na blogu znajduje się w tej chwili ponad 80 artykułów, m.in.:
„Teoria Boga krótko wyłożona” – http://racjonalista.tv/teoria-boga-krotko-wylozona/
„Ilu naukowców wierzy w Boga?” – http://racjonalista.tv/ilu-naukowcow-wierzy-w-boga/
„Jak ks. prof. Heller dowodzi istnienia Boga” – http://racjonalista.tv/jak-ks-prof-heller-dowodzi-istnienia-boga/
……………………………………………………………….
Przypisy
1 Katechizm Kościoła katolickiego cytuję za: – http://www.katechizm.opoka.org.pl/
2 Ks. prof. J. Salij: – https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TD/dlaczego_kocham/d_k_dogmaty.html
3 „A New Catechism: The Catolic Faith for Adults” https://archive.org/details/newcatechismcath00hog_6qw/page/n5/mode/2up
4 „Deklaracja komisji kardynałów …” – https://www.ewtn.com/catholicism/library/declaration-of-the-commission-of-cardinals-on-the-new-catechism-2060
5 Stary i Nowy Testament cytuję za Biblią Tysiąclecia – http://biblia.deon.pl/
6 Platon, Gorgiasz (w tłumaczeniu W. Witwickiego), Wydawnictwo Armoryka 2017, s. 154. O sądzie nad duszami Platon pisze także w Fedonie i w Państwie.
……………………………………………………………………………
Z artykułu nie wynika w żaden sposób, że dogmaty Kościoła Katolickiego dotyczące duszy są absurdalne.
Wynika. W artykule napisałem: „Na istnienie duszy nieśmiertelnej i życia po śmierci nie ma najmniejszych dowodów, spełniających elementarne kryteria obowiązujące w badaniach naukowych”, a dogmaty te podawane są jako prawda.
W języku polskim można określić jako absurdalne twierdzenia, które podają jako prawdę coś, co kłóci się z wiedzą o świecie i człowieku, oraz pozbawione jest jakichkolwiek dowodów (np. gdybyś twierdził, że urodzisz dziecko w sposób naturalny lub że nie umrzesz, to byłby absurd). Otóż dogmaty kościelne takie właśnie są.
Wiedza naukowa jest najlepszym rodzajem wiedzy. W kontrze do wiedzy naukowej nie wystarczy powiedzieć, że nauka może się mylić, a nie można udowodnić, że dusza nieśmiertelna nie istnieje i że zmartwychwstanie ciał przed końcem świata nie może się zdarzyć. W ten sposób można by też twierdzić, że nie jest absurdalny pogląd, że to złe duchy odejmują krowom mleko, a wilkołaki (ludzie przemienieni w szalone wilki) zjadają bydło i zagryzają gospodarzy.
Przyjmując nawet, że można zgodnie z duchem jezyka polskiego nazwać absurdalnymi twierdzenia niemające żadnych podstaw naukowych, można przeczyć by teza o istnieniu duszy była absurdalna w tym właśnie zmaczeniu tego słowa, tzn. przeczyć, by nie istniały żadne podstawy naukowe, by przyjmować istnenie duszy. Podstawą istniejąca do dziś jest trudność w postawieniu znaku równości między naszym świadomym "ja" a przedmiotami znanymi z uniewersum fizycznego, biologicznego, czy chemicznego. Cechą naszego "ja" jest jego subiektywny charakter; uniewrsum przedmiotów nauki nie zawiera zaś żanych "subiektywnych przedmiotów". Przykład: mam subiektywne wrażenie np. smaku malinowego. Pytam: z którym przedmiotem z uniwersum fizyki, bilogii lub chemii jest tożsame owo wrażenie malinowego smaku? Argument za istnieniem duszy jest więc taki: 1) istnieje wrażenie malinowego smaku, 2) nie jest ono tożsame z żadnym przedmiotem uniwersum którejkolwiek z nauk o świecie, zatem 3) uniwersum to nie obejmuje wszystkich przedmiotów istniejących.
Wrażenie malinowego smaku jest przedmiotem uniwersum zoologii, Panie ELASP.
W odpowiedzi Elaspowi: Badania naukowe nie dostarczają żadnych dowodów, które nawet w niewielkim stopniu wskazywałyby na istnienie duszy nieśmiertelnej itp. I to jest wystarczający powód, by twierdzenia, że istnieje, nazwać absurdalnymi. Żadne dywagacje i krętactwa pseudofilozoficzne nie zmienią tej sytuacji.
A co do wrażeń smakowych, to wrażenia smakowe mają na ogół fizyczne/chemiczne podstawy w zjawiskach zachodzących w rzeczywistości zewnętrznej wobec człowieka. Zjawiska te mogą być badane za pomocą metod naukowych.
Nie można tego powiedzieć o duszy nieśmiertelnej. Nie stwierdzono żadnych śladów jej istnienia, można tylko badać procesy i zmiany w mózgu związane z aktywną wiarą w istnienie duszy nieśmiertelnej, boga itp. Ale nie dostarcza to żadnych dowodów, że dusza nieśmiertelna czy bóg istnieje. Przekonanie o istnieniu duszy nieśmiertelnej ma ten sam status, co przekonanie o istnieniu wilkołaków, krasnoludków, bogów greckich, reptilian czy hobbitów.
"A co do wrażeń smakowych, to wrażenia smakowe mają na ogół fizyczne/chemiczne podstawy w zjawiskach zachodzących w rzeczywistości zewnętrznej wobec człowieka. Zjawiska te mogą być badane za pomocą metod naukowych."
.
CZYM jest więc wrażenie smakowe, z jakich atomów się składa i gdzie te atomy się znajdują?
Elasp, wrażenia smakowe powstają w mózgu za pośrednictwem zmysłów. Jak chcesz dowiedzieć się czegoś więcej, to poczytaj podręczniki fizjologii. Twoje żądanie, bym opisywał ci, z jakich atomów składają się wrażenia smakowe itp., ma się nijak do tematu mojego artykułu i jest niepoważne, więc mówiąc modnym obecnie językiem „wypierdalaj”.
Zwracam uwagę Redaktorów Racjonalisty.tv na Twoją wypowiedź. Oczekuję, że się do niej odniosą.
.
Rozumiem, że jeżeli wrażenie smakowe istnieje w mózgu, to musi się składać z jakichś związków chemicznych – ? Wskaż zatem podręcznik, w którym zidentyfikowano choćby jeden taki związek.
Elasp, poszukaj sobie sam podręczników i „wypierdalaj”. Wulgaryzmy są w odpowiednich kontekstach dopuszczalne. To właśnie ten kontekst. Lepiej nie trolluj. Wrażenia smakowe nie są przedmiotem mojego artykułu i to, co robisz, to właśnie trolling. Głupstwa piszesz. Spadaj.
Czyli: "nie mamy odpowiedzi na Pańskie pytanie i co nam Pan zrobi?"
.
Wrażenie smakowe było podane jako przykład – pierwszy z brzegu – tego, co psychiczne, a czego status fizyczny nie jest ustalony w naukach fizycznych.
W odpowiedzi Elaspowi: Wrażenia smakowe powstają w mózgu na ogół w reakcji na bodźce dostarczane przez zmysły (np. wrażenie słodkości powstaje kiedy na język trafią związki cukru). Dokładny opis znaleźć można w podręcznikach fizjologii. Status wrażeń zmysłowych i psychiki jest dobrze ustalony w nauce (mylisz się pisząc, że nie jest) i ich istnienie nie budzi wątpliwości. Są to czynności układu nerwowego i giną wraz z tym, jak obumiera organizm. Nie twierdzi się, że istnieją niezależnie od organizmu biologicznego i po jego śmierci. Także w naukach fizycznych nie traktuje się tych czynności jako pochodzących od boga (twierdzą tak czasami religijni fizycy zwykle zastrzegając, że jest to ich osobisty religijny pogląd, a nie pogląd naukowy; takich fizyków jest niewielu).
Kwestia wrażeń zmysłowych i psychiki ma się nijak do istnienia duszy nieśmiertelnej. Według Kościelnej teologii każda dusza nieśmiertelna jest stwarzana indywidualnie przez boga i istnieje po śmierci oraz wędruje na sąd boży. Nie jest to zwykła ludzka psychika. Na istnienie duszy nieśmiertelnej nie ma najmniejszych dowodów, a istnienie psychiki nie podlega wątpliwości, jest faktem empirycznym.
Natomiast kościelni teolodzy uprawiają czasami krętactwa sugerując, że skoro istnieje niematerialna psychika, to istnieje (może istnieć) także dusza nieśmiertelna. Otóż jest to argumentacja fałszywa. Według neuronauki psychika, myślenie itp. to czynności mózgu i układu nerwowego – nie jest to żadne zjawisko niematerialne. Czynności te giną, jeżeli ginie organizm. Dusza nieśmiertelna ma zaś istnieć także po śmierci organizmu. Otóż na to właśnie nie ma żadnych dowodów.
Jeżeli chcesz dyskutować dalej, to nie pytaj, jak dokładnie powstają wrażenia smakowe czy psychika, bo o tym mówią podręczniki fizjologii i neuronauka, to sobie poczytaj. Podstawowe kwestie są już dobrze ustalone i nie ma powodu, by doznania psychiczne czy myślenie traktować jako coś niematerialnego, co pochodzi od boga. Tak sobie to wyobrażano w czasach średniowiecza i jeszcze później, ale dziś jest to folklor (wyobrażenia ludowe), a nie wiedza naukowa. Natomiast religijna filozofia i teologia pozostają na poziomie folkloru.
Czyli np. obraz człowieka, którego jestem świadom podczas marzenia sennego, to czynność mojego mózgu? Przypuśćmy, że sni mi się biały człowiek – czyli czy więc jakaś czynnośc jest biała? Jeżeli nie, to gdzie istnieje owa biel?
Elasp, obrazy we śnie są czynnościami naszego mózgu, który często „przypomina” sobie obrazy zarejestrowane w przeszłości w pamięci. Ma się to nijak do kwestii duszy nieśmiertelnej, o której piszę w tym artykule. Na istnienie duszy nieśmiertelnej nie ma najmniejszych dowodów. Wypierdalaj, jesteś trollem, gównem w ludzkiej skórze. Tyle. Z gównem nie rozmawiam.
Czyli czynność śnienia jest biała, jeżeli śni mi się biały człowiek. I pisze to człowiek, który zarzuca pewnym koncepcjom absurdalność.
.
Zwracam uwagę Redaktorów – właścicieli portalu – na nieakceptowalny język, jakim się posługujesz, i to nie jako forumowicz, ale jako autor artykułu.
Zwracam uwagę Czytelników i Redaktorów, że Elasp postępuje w sposób niezgodny z zasadami dyskutowania na forach internetowych. Komentarze powinny być "na temat". Celem osoby dyskutującej nie może być nękanie autorów za pomocą zamieszczania komentarzy nie mających związku z tekstem autora, a ponadto złośliwych. Wskazywałem, że komentarze Elaspa nie dotyczą kwestii duszy nieśmiertelnej i uzasadniłem to. Ale Elasp ciągle robi swoje. To jest typowy trolling, który zaśmieca fora internetowe. Na dodatek to, co Elasp pisze, to głupstwa. Redakcja powinna uniemożliwić mu zamieszczanie komentarzy, chyba że obieca poprawę.
Czytelników, którzy nie znają dobrze Racjonalisty TV, chciałbym poinformować, że Elasp uprawia na tym portalu trolling od dawna.
Nie, niczego nie uzasadniłeś. Zakładam zaś, że na agresywną i ordynarną formę Twoich wypowiedzi zwrócą uwagę właściciele Racjonalisty.tv.
Oj tam – absurdalne – dogmaty Kościoła Katolickiego są kretyńskie.
Są sprzeczne z licznymi faktami naukowymi w różnych dziedzinach wiedzy (neurologia/medycyna, zoologia/ewolucjonizm).
Nie tylko są one kretyńskie-wprost, ale dogmaty Koscioła rodzą znacznie więcej problemów niż rozwiązują. Stąd wielki problem z dogmatami koscielnymi i z Kosciołem w ogóle: wiemy już tyle o człowieku i świecie, że przyjęcie dogmatow kościelnych pozbawia świat sensu.
Z Bogiem ten świat traci sens.
Kto nie odrzuca Boga, duszy, itd., zostaje skazany na panoptikum dogmatów i sofizmaty teologii.
Z powodu ich jawnokretyństwa, dogmaty Kościoła wpajane są kilkuletnim dzieciaczkom.
Dzięki owej "dydaktycznej pedofilii", kretyństwa i debilizmy katolicyzmu są dla doroślejszych katolików prawie zupełnie niewidoczne. A jeśli nawet są widoczne, to są OK, bo nasze-katolickie.
Oto wielka tajemnica wiary.
Zrób esej Alvercie o samobójstwach. Czemu drastycznie wzrasta ich ilość i czy można temu w jakikolwiek sposób zaradzić. Dość smutny temat dla mnie. W moim otoczeniu kilka takich przypadków. W przeszłości ojciec mojego taty (adopcyjnego ale wspaniałego dodam), 4 lata temu mój kolega ze szkoły, mimo, że wierzący (ale czy na pewno, tak naprawdę). Czy jest to spowodowane bezsilnością, czy poczuciem braku jakiegokolwiek sensu itd. Bo wątpię, żeby w ten sposób liczyli na "lepsze życie po życiu". Pozdrawiam
To jest rzeczywiście problem. Co do religii, to nie wydaje się, żeby w Polsce obecnie utrata czy brak wiary religijnej stanowiły istotną przyczynę samobójstw. Nie można też twierdzić, że religia byłaby skutecznym środkiem zmniejszającym liczbę samobójstw. Aby religia taką rolę mogła odegrać, wiara religijna musiałaby być powszechnie bardzo głęboka i wykluczająca wątpliwości. A to jest niemożliwe dlatego, że wierzenia religijne kłócą się z racjonalnym myśleniem (jak napisałem, religia nie opiera się na prawdzie). Nie da się przymusić ludzi do dostatecznie głębokiej wiary religijnej, bo ta kłóci się z wiedzą naukową i rozumnym spojrzeniem na świat. Trzeba uczyć ludzie zgodnie z aktualną wiedzą naukową, a nie wpajać religijne mity i wierzenia. Są też inne problemy, np. problem depresji psychicznej, która sprzyja samobójstwom. Depresja ma często podłoże fizjologiczne i wymaga pomocy medycznej.
"Badania naukowe nie dostarczają żadnych dowodów, które nawet w niewielkim stopniu wskazywałyby na istnienie duszy nieśmiertelnej itp. I to jest wystarcząjący powód, by twierdzenia, że istnieje, nazwać absurdalnymi. "
———————————————————————————————————
Nie tylko nic nie wskazuje na nieśmiertelność duszy, ale wprost przeciwnie: wszystko, co wiemy (np. obserwowane sprzeżenie ducha z materią, małpiość Homo sapiens) mocno wskazuje na śmiertelność duszy i skończoność naszej świadomej egzystencji.
Gdy tylko jakiś ksiądz obiektywnie udowodni, że świat duchowy szympansa zwyczajnego po jego śmierci "idzie do nieba", to zacznę rozważać taką możliwość dla Homo sapiens.
Sugerowanie zaświatów duchowych jest absurdalne, ale katolicyzm idzie w absurd znacznie dalej: twierdzi, że duchowe zaświaty nie tylko istnieją, ale mają coś wspólnego z kretyńską "Ewangelią Jezusa".
Katoliku, dlaczego świat duchów nieśmiertelnych miałby mieć postać kretyńską?
Chyba wracamy do dyskusji o świadomości. Pojęcie duszy wydaje się być proto-świadomością w takim stanie rzeczy w jakim dziś rozumiemy świadomość. Nie ma więc podstaw do deprecjonowania pojęcia duszy jakim posługiwały się kultury w przeszłości oskarżając je o opieranie się o "nieprawdę". A jednocześnie utrzymywanie że dziś wiemy co jest "prawdą" w opisie problemu świadomość-dusza bo nauka nam coś podpowiada.
Tak samo jak nie ma badania naukowego dowodzącego istnienie duszy tak samo nie ma badania naukowego dowodzącego istnienia świadomości. Nie oznacza to że automatycznie świadomość = dusza, bo pojęcie duszy wypracowane zostało w odniesieniu do prawd kulturowych w których kultura religijna miała wiodące znaczenie dla treści definicji pojęcia dusza. Tym samym nie mam dziś wystarczającego "leksykonu" który z konieczności musiałby być zaczerpnięty z kultury religijnej by próbować obalać prawdę o istnieniu duszy.
Problem nieśmiertelności to już całkowicie koncepcja religijna chociaż również wywiedziona z obserwacji świata naturalnego.
A świadomość to też fenomen w który wierzymy a który nie ma "naukowych podstaw" pomimo tego że nie ma nic bardziej intymnego i bliskiego dla każdego człowieka, który zawsze zapewni że posiada świadomość. Obserwacja jakiegokolwiek mierzalnego fenomenu aktywności żywego człowieka nie kończy się odkryciem świadomości, a jednak każdy zapewni że świadomość istnieje.
Bembenku, nie mogę się zgodzić z Twoim stwierdzeniem, że "nie ma badania naukowego dowodzącego istnienia świadomości". Świadomość to zdawanie sobie sprawy z własnego istnienia i działania oraz z istnienia otoczenia. Otóż jest to zjawisko stwierdzone i badane przez neuronaukowców metodami naukowymi. Neuronauka nie jest nieomylna, szczególnie gdy w grę wchodzą interpretacje eksperymentów (pisałem o tym w odniesieniu do wolnej woli), ale samo zjawisko, jakim jest świadomość, jest przedmiotem badań i badania te wskazują, że nie jest to fikcja. Np. wskazuje się dokładnie, jakie struktury w mózgu odpowiadają za powstanie świadomości. Oczywiście neuronaukowcy nie wiedzą wszystkiego na ten temat, ale samo istnienie psychiki, myślenia, świadomości – to empiryczny fakt. Ponadto i fizycy i biolodzy, akceptujący teorię ewolucji przyrody, wskazują, że począwszy od tzw. wielkiego wybuchy w toku ewolucji powstawały nowe poziomy organizacji przyrody: pierwotnie istniały tylko zjawiska fizyczne, następnie chemiczne, później powstały organizmy żywe, a niektóre z nich zyskały świadomość. Świadomość to rozwinięta postać mechanizmu reagowania organizmów żywych na sygnały płynące z otoczenie – u roślin ujawnia się chociażby w postaci heliotropizmu, a u ludzi w postaci myślenia, świadomości i zdolności samodzielnego kierowania swoim postępowaniem w pewnym zakresie (podejmowania przemyślanych decyzji).
Podsumowując, nie można powiedzieć, że " nie ma badania naukowego dowodzącego istnienia świadomości".
A kwestia istnienia duszy?
Jeżeli przez duszę rozumie się psychikę, świadomość czy "życie", to już powiedziałem, że są to fakty potwierdzone badaniami naukowymi. "Życie" też jest faktem i rzadko uznaje się, że nie ma zasadniczej różnicy między przedmiotami fizycznymi a organizmami biologicznymi, między stołem a kotem (kota wyróżnia psychika i "życie"). Natomiast w Kościele także dziś naucza się, że istnieje dusza nieśmiertelna, która oddziela się od ciała w chwili śmierci i udaje się na sąd boży. Żadne badania naukowe nie potwierdzają istnienia takiej duszy czy takiego zjawiska. I mój krytyczny artykuł dotyczy tego właśnie nauczania kościelnego.
Piszesz, że "Nie ma więc podstaw do deprecjonowania pojęcia duszy jakim posługiwały się kultury w przeszłości oskarżając je o opieranie się o "nieprawdę"(koniec cytatu). Po pierwsze, oskarżam władze Kościoła katolickiego, że ciągle nauczają starożytnych fałszywych mitów i wyobrażeń (nierzadko także biskupi i wyznawcy katolicyzmu mówią, że trzeba odstąpić od głoszenia starożytnych mitów; wspominałem o tym w artykule). Jeżeli piszę o starożytnych wyobrażeniach, to dlatego, że władze Kościoła ciągle się na nie wybiórczo powołują jako na "prawdę". Po drugie, nie mogę pisać, że starożytni Izraelici czy Stary i Nowy Testament głoszą prawdę, bo jednak z punktu widzenia dzisiejszej wiedzy naukowej tak nie jest. Sądzę, że trzeba pisać wprost, że te starożytne wierzenia religijne są fałszywe.
Na koniec: Sądzę, że jesteś nadmiernym sceptykiem. Ja akceptuję potrzebę sceptycyzmu, ale jednocześnie twierdzę, że nauka dostarcza nam w bardzo dużym zakresie wiedzy prawdziwej i całkowicie pewnej (jest to wiedza ludzka, ograniczona, ale nic nie wiadomo, by istniała jakaś lepsza czy boska). Na tym portalu pisałem już o tym, odnosząc się też sceptycznie do sceptycyzmu. Posługuję się czasami przykładem, że na pewno prawdą jest, że istnieje Układ Słoneczny z planetami krążącymi wokół Słońca. Pojawiają się wtedy jacyś "matematycy", którzy mówią, że to zależy od punktu odniesienia. Otóż nie zależy, jest to po prostu prawda i badanie naukowe tego dowodzą (natomiast sama matematyka – bez empirii – nie dostarcza żadnej wiedzy o świecie, o czym się zapomina). Nie wiemy oczywiście o Układzie Słonecznym wszystkiego, ale mamy też wiedzę prawdziwą. Dawałem też przykład biologa, który polemizując z filozofami w podręczniku ewolucji stwierdził, że na pewno wiadomo, że olbrzymie dinozaury dziś nie istnieją. I to jest prawda. Zaś są filozofowie, którzy nieopatrznie mówią, że "nic nie wiadomo na pewno". Co ciekawe, także teolodzy pisząc o nauce często tak mówią (bo jak nic nie wiadomo, to bóg być może istnieje – tak to sobie kalkulują). A jednocześnie ci sami teolodzy w innym miejscu piszą, że bóg z całą pewnością istnieje i wmawiają to ludziom.
Krótko mówiąc, wbrew temu co piszesz, mamy już znaczną prawdziwą wiedzę o ludzkiej psychice i świadomości. Nie mogę więc zgodzić się z Tobą, że "świadomość to też fenomen w który wierzymy a który nie ma "naukowych podstaw" (koniec cytatu). Otóż są bardzo mocne "naukowe podstawy", dostarczają ich badania naukowe nad układem nerwowym i mózgiem, chociaż oczywiście nie wiadomo wszystkiego. Np. zlokalizowano struktury w mózgu odpowiedzialne za myślenie i świadomość (tj. za zdawanie sobie sprawy z własnego istnienie i istnienia otoczenia). Jeżeli odpowiednie struktury nie działają, nie ma też świadomości. Stany świadomości są dość ściśle skorelowane z czynnościami struktur mózgowych. Także oddziaływując na te struktury farmakologicznie, można wpływać na stan świadomości. Szczegółowe badania dostarczają już dość obfitej wiedzy naukowej o świadomości.
Ponadto weź pod uwagę coś jeszcze. To, że do mnie piszesz i zdajesz sobie z tego sprawę, jest bardzo ważnym dowodem, że Twoja świadomość istnieje. I nie jest to dowód sprzeczny z wiedzą naukową. Neurolodzy z pewnością by potwierdzili naukowo, że masz świadomość i to dobrze funkcjonującą. Ja zaś w pełni swojej świadomości pozdrawiam Ciebie.
Pisząc, że nie ma badania naukowego dowodzącego istnienie świadomości, tak samo jak i duszy nie miałem zamiaru podważać istnienia świadomości w analogii do braku dowodu na istnienie duszy. Nawet jeśli moim zdaniem istnieje ścisła analogia pomiędzy tymi dwoma "obiektami". Nie będę rozwodził się o duszy bo to pojęcie bardziej religijne (w zakresie definicji) niż naturalistyczne. To coś jak z Jezusem, dowód na historyczne istnienie osoby na której oparto mitologię chrześcijaństwa nie ma nic wspólnego z ponadanaturalnym mitem o życiu Jezusa mitycznego.
Niemniej jednak będę się upierał że nie ma badania, nawet teoretycznego, które potwierdzałoby istnienie świadomości. Nawet jeśli, istnienie świadomości jest naszym codziennym doświadczanym fenomenem neuo-biologicznym (nie wiem czy takie słowo nawet istnieje ale inne mi nie przychodzi do głowy). Być może że świadomość jest zbyt obszernym pojęciem by mogła zostać zmierzona jednym narzędziem i przyjdzie nam w przyszłości zrewidować w całości pogląd na istnienie świadomości tak jak to dziś opisujemy ją rzekomo "naukowo". Mój sceptycyzm nie podważa istnienia procesu rozpoznawania rzeczywistości w możliwie najbliższy sposób odzwierciedlający stan tej rzeczywistości a którego centralną częścią jest mózg człowieka z całym systemem nerwowym. Świadomość jest, jak się wydaje, wizją "hologramem" odzwierciedlającym jakieś istnienie ale nie jest samą rzeczywistością. Jest taka przypowieść Platona o jaskini – coś w ten deseń.
Oczywiście nie kryje się za świadomością żadna magia.
Sceptycyzm to nie konkluzja (swoją drogą sceptycy muszą być też sceptyczni wobec swoich konkluzji) uniemożliwiająca albo zaprzeczająca istnieniu "tego co jest" a jedynie zachowująca dystans to wszelkich prawd objawionych – MEGA prawd. Na pewno świadomość jako niezaprzeczalny fakt byłby jedną z takich prawd a nawet to że nie ma żadnego konsensusu czym świadomość jest jasną przesłanką do tego by być sceptycznym do wszystkiego co wiemy o świadomości.
Wydaje mi się, że pośrednio uznajesz istnienie świadomości. Masz natomiast rację, że pojęcie świadomości jest bardzo obszerne i obejmuje różne zjawiska, przede wszystkim zdawanie sobie sprawy z własnego istnienia, ale także wiedzę, rozumienie, czyli wszystko to, z czego zdajemy sobie sprawę. itp. Nie ma jednej struktury neuronalnej odpowiedzialnej za świadomość. W grę wchodzą różne struktury odpowiedzialne za różne zjawiska bardziej szczegółowe, na dodatek struktury te współpracują ze sobą i np. ze strukturami odpowiedzialnymi za pamięć.
Istnienie tych różnych składników świadomości potwierdzają od dawna liczne badania z zakresu neuronauki – tym samym potwierdzają istnienie świadomości. Potwierdzają też, że istnieje ten centralny składnik świadomości, jakim jest zdawanie sobie sprawy z własnego istnienia oraz z tego, co dzieje się w zasięgu naszych zmysłów w naszym otoczeniu. Można też powiedzieć, że świadomość – to, co na nią się składa – jest widoczna na ekranach aparatów badających funkcjonowanie mózgu w ten sam sposób, jak widoczne jest promieniowanie rentgenowskie na ekranach aparatów rentgenowskich (nie traktuj tego porównania dosłownie). Samo istnienie tego, co składa się na świadomość, nie budzi z naukowego punktu widzenia wątpliwości (podobnie jak nie budzi wątpliwości istnienie promieniowania rentgenowskiego). Są natomiast rożne poglądy dotyczące bardziej szczegółowych kwestii albo też teoretycznych prób ujęcia i wyjaśnienia tych zjawisk.
Jest też całkiem prawdopodobne, że świadomość kiedyś w przyszłości będzie uznana za artefakt. Nie dlatego że przestanie istnieć "hologram" ale wobec zmian kulturowych, również związanych z rozwojem nauki, w wyniku których nabędziemy przekonania, że świadomość to obiekt kulturowy a nie naturalistyczny. Coś czego powstanie było niezbędne w rozwoju myśli ludzkiej w celu wytłumaczenia, jako rodzaj obiektu abstrakcyjnego, idei w opisie filozofii świata. Dziś zastanawiamy się czy poza ludźmi inne żywe lub nieożywione przedmioty mają świadomość. O ile w przypadku ludzi nie mamy wielu wątpliwości to w przypadku zwierząt dość swobodnie zgadzamy się, że wiele gatunków na pewno ma też tą cechę. Ale gdyby okazało się, że świadomość nie ma ma jednoznacznego mechanicznego przełożenia na jakiś konkretny mechanizm neurologiczny a jest zespołem małych stanów impulsów elektrycznych układu nerwowego to możemy postawić pytanie czy analogiczny system stanów impulsów i przepływu informacji nie jest obserwowalny w obiektach pozornie nieożywionych. Herezja!!! Być może. Oczywiście ta informacja i impulsy nie mają charakteru elektrycznego (tak jak w przypadku neuronów) ale innych oddziaływań i przepływ informacji może być znacznie wolniejszy. Mówi się, że istnieje coś takiego jak świadomość społeczna, świadomość tłumu (stada), na określenie stanów interakcji grup ze środowiskiem. Podobnie zachowuje się wiele gatunków zwierząt, a szczególnie mrówki i inne owady.
Skoro nie możemy zredukować świadomości do jednego prostego zjawiska umożlwiające jej badanie a jednocześnie po rozłożeniu świadomości na oddziaływania składowe, możemy spekulować, że świadomość to system interakcji. Nie różniący się zasadniczo od złożonych systemów interakcji środowiska. W końcu życie biologiczne wraz ze skomplikowanymi układami nerwowymi są tworem naturalistycznym ukształtowanym z elementów środowiska wobec wzajemnych ich interakcji.
Takie "świadomości" które istnieją poza mózgami ludzi, rozwiązują problem obserwatora i problem istnienia rzeczywistości "kiedy nie patrzymy" problem nie tylko filozoficzny ale i fizyczny np w mechanice kwantowej. Dodatkowo pozwala rozwiązać problem tzw zasady antropicznej.
Na pewno naukowe i filozoficzne poglądy dotyczące zjawisk, które łącznie nazywamy świadomością, będą się zmieniać. Badania naukowe pozwolą precyzyjniej określić, jak wygląda relacja między zjawiskami kulturowymi, psychicznymi i świadomym myśleniem z jednej strony, a zjawiskami przyrodniczymi, biologicznymi i fizycznymi z drugiej. Wiadomo, że te pierwsze nie mogą istnieć niezależnie od tych drugich (tak jak nie może istnieć "życie", żywy organizm, bez organizmu biologicznego zbudowanego z "elementów" fizycznych; albo informacja bez nośnika). Ten pogląd chyba się nie zmieni. Można jednak przypuszczać, że jakieś zjawiska stanowiące podłoże czy raczej "zapowiedź" świadomości, istnieją na poziomie rzeczywistości chemicznej czy nawet fizycznej, bowiem w ewolucji z reguły jest tak, że zjawiska wyższego poziomu istnieją w jakiejś elementarnej formie na poziomie niższym/wcześniejszym. Nie znaczy to, że świadomość można przypisać przedmiotom fizycznym, ale zjawiska umożliwiające powstanie świadomości muszą istnieć na poziomie zjawisk chemicznych czy fizycznych.
Nie wnikając w szczegóły, myślimy w podobnym kierunku. Oczywiście, że "obserwator" nie musiał być jakimś obdarzonym świadomością mózgiem czy rozumem – w ogóle "obserwator" to nazwa dowcipna i wprowadzona w charakterze dowcipu i literackiej metafory. Do istnienia przyrody nie jest potrzeby żaden "obserwator". A uprawiając filozoficzne krętactwa w stylu Leibniza, można powiedzieć, że jeżeli coś istnieje, to znaczy że może istnieć. A coś istnieje, natomiast nic nie wiadomo, by istniał transcendentny obserwator.
Są badania naukowe, które potwierdzają istnienie nieśmiertelnej duszy.
Są naukowcy, którzy wierzą w istnienie duszy nieśmiertelnej, natomiast nie ma naukowych dowodów na jej istnienie.