Garść refleksji o proporcjonalności

Daniela Passenta lubię i szanuję, co oznacza, że niezależnie o czym pisze, czytam, żeby wiedzieć, co sądzi. Jeden z niedawno czytanych jego tekstów traktował o Muzeum Historii Żydów Polskich.  Mało tego, że nie ma takiego muzeum, które mogłoby pomieścić tę historię, ale uczciwie mówiąc mam alergię na muzea i pomniki. (Oczywiście nie na wszystkie muzea i nie na wszystkie pomniki.)

Chwilami mam wrażenie, że wciskanie historii w kamień jest doskonałym sposobem na usprawiedliwienie braku odwagi spojrzenia na rzeczywistość i dostrzeżenia, że wczorajsze upiory wracają ze zdwojoną mocą.

Spędziłem prawie trzydzieści lat na Zachodzie i po powrocie do Polski osiadłem w maleńkim miasteczku, które jest bardzo osobliwym Muzeum Historii Żydów Polskich. Dobrzyń nad Wisłą, miasto do którego, jak uczono nas w szkole, Konrad Mazowiecki sprowadził Krzyżaków, żeby pomogli bronić granic chrześcijaństwa przed ciągłymi atakami pogańskich Prusów i Litwinów. Dziś Dobrzyń  jest muzeum milczenia, nie jedynym, jednym z tysięcy.

Jak się wydaje, wszystko wyglądało nieco inaczej, Dobrzyń został podarowany przez Konrada Zakonowi Braci Dobrzyńskich, którzy nie radzili sobie z jego obroną i ówczesny Mistrz Zakonu Krzyżackiego zaproponował im połączenie się. W efekcie Krzyżacy uznali, że wraz z Zakonem Braci Dobrzyńskich nabyli prawa do miasta, zaś Konrad Mazowiecki był zdania, że skoro Zakon Braci Dobrzyńskich przestał być jednostką samodzielną, darowizna traci moc i 19 października 1235 roku, decyzją papieża, Dobrzyń powrócił pod władzę mazowieckiego księcia. Jest to o tyle istotne, że od tamtej pory Dobrzyń jest silnie obecny w świadomości historyków i polityków niemieckich, nie tylko z powodu tamtego incydentu, ale i późniejszych losów miasta, które wielokrotnie przechodziło z rąk do rąk.

Dobrzyń był tak silnie obecny w niemieckiej świadomości, że długo przed 1 września 1939 roku gotowe były plany utworzenia z niego dużego miasta garnizonowego.

W doskonale udokumentowanej pracy licencjackiej z 2013 roku, Agnieszka Witkowska pisze:

„Na początku września 1939 roku do Dobrzynia wkroczyły oddziały armii niemieckiej.

Jeszcze w tym miesiącu ludność żydowska otrzymała nakaz opuszczenia miasta. Prawdopodobnie wysiedlono ją gromadami do Kutna, Włocławka i Żychlina, umieszczając w tamtejszych gettach. Według M. Krajewskiego pewna grupa ludności żydowskiej z Dobrzynia trafiła do bydgoskich koszar 15 PAL, a następnie została rozstrzelana w Tryszczynie lub w Rynkowie, niedaleko Bydgoszczy.

 

Według relacji mieszkańców Dobrzynia, Niemcy zachowywali się niezwykle brutalnie w stosunku do ludności żydowskiej. Wiadomo, iż nad Wisłą hitlerowcy rozstrzelali grupę Żydów – ich ciała wrzucono do rzeki. Prawdopodobnie Niemcy zamordowali także kilkoro Żydów, siłą zmuszonych do rozbiórki synagogi.

Dnia 24 września oddziały niemieckie podpaliły dobrzyńską bóżnicę i beit midrasz, spłonął także sztybel chasydów z Gur. Ludność żydowska została wypędzona z miasta w pierwszych dniach października 1939 roku, jako ostatni opuścił Dobrzyń rabin Josek Wolf Sender.”

Tak zakończyła się historia dobrzyńskiej gminy żydowskiej, której początki sięgały osadnictwa żydowskiego w XIV wieku i o której były zapisy w dokumentach historycznych od początku XVI wieku.

W chwili wybuchu wojny Żydzi stanowili 30 procent mieszkańców, wcześniej były okresy, kiedy stanowili większość.

Do czasu przeczytania pracy Agnieszki Witkowskiej, przez piętnaście lat próbowałem się dowiedzieć czegoś o losach żydowskich mieszkańców i okazało się, że nikt nic nie wie. „Tak, przed wojną tu mieszkali Żydzi, tak, Słowackiego, a może Mickiewicza to dawniej była Żydowska , synagoga była tam gdzie komisariat, a żydowski cmentarz to został zalany jak zbudowali tamę.” Jak zginęli – kłopotliwe milczenie.

Odpowiedzi niechętne, raczej obojętne, było nie ma, po co się tym interesować.

Nie czuje się tu jakiejś specjalnej nienawiści, ze dwa razy widziałem obrzydliwe napisy na murach, które znikły, nie dlatego że je specjalnie zamalowano, ale miasteczko odżywa, domy się remontuje, ściany są malowane.

Obojętność nie jest zła, kto wie, czy brak pamięci nie jest czasem lepszy od pamięci. Daniel Passent pisze: „Muzeum będzie miało ogromny wpływ na stosunki Polaków i Żydów, na wzajemne postrzeganie, na wizerunek Polski w świecie.” Szczerze mówiąc wątpię. Moja socjologiczna wiedza mówi mi, że muzea nie mają wielkiego wpływu na stosunki między ludźmi. Edukacja ma pewien wpływ, ale są rzeczy, które wiszą w atmosferze. Trudno pojąć dlaczego w niemieckich miastach, w których były pogromy Żydów w średniowieczu, w latach trzydziestych ubiegłego wieku poparcie dla NSDAP było znacznie wyższe niż w leżących obok miastach, w których takich pogromów nie było. Wiedza socjologiczna nie daje podstaw do wyjaśnienia tej silnej korelacji. Spekulując możemy się zgodzić z refleksją, że wyrządzonych krzywd ofiarom nie wybacza się nigdy. Jak ta pamięć wyrządzonych krzywd przetrwała przez ponad siedem stuleci? Zapewne w tym przekazie pamięci rodzina była ważniejsza niż kościół; rynek i podwórko ważniejsze niż rodzice, ale duchowni i nauczyciele zapewne też dbali o honor małej ojczyzny i nie kultywowali obojętności oraz zapomnienia, dbając, by niechęć do ofiar szlachetnych przodków nigdy nie zginęła.

O warszawskim muzeum Daniel Passent pisze:

„To uznanie partnerstwa w narodzie i – mimo chwil bolesnych, wręcz tragicznych – braterstwa. Bez Żydów naród polski byłby niepełny, podobnie jak naród żydowski bez Polaków. Dla tych, którzy przetrwali Zagładę, jest to jak gdyby okno w naszą przeszłość, ku naszym przodkom, ku naszym korzeniom. Dla naszych dzieci i wnuków jest to świadectwo skąd pochodzimy, gdzie tkwi i jaka była nasza przeszłość.”

Dla przekonanych to brzmi pięknie, jak jednak przełożyć takie przesłanie na informację, która rzeczywiście dotrze do młodych umysłów i to nie tylko tych z niektórych rodzin i z niektórych  miejsc?

Z maleńkiego Dobrzynia obserwuję przerażający powrót antysemityzmu na świecie. Jest częścią, a może wręcz centralnym filarem zjawiska, które (jak mi się wydaje) nie zostało nigdzie porządnie opisane – narastającej agresji, żądzy mordu.

11 listopada widzieliśmy zdjęcia z Warszawy. Młodzi, zakapturzeni ludzie rzucali w policję kamieniami, kawałkami płyt chodnikowych, petardami. Pragnienie okaleczenia lub zabicia drugiego człowieka nie pozostawiało żadnych wątpliwości.

Prasa pisała o chuliganach, o kibolach, o zadymie, o wandalizmie. Prawda jest taka, że na ulice wyszli mordercy. W Warszawie zdumienie budzi fakt, że mordercy pojawiają się tłumnie na ulicach z okazji Dnia Niepodległości. Żądni mordu i gotowi do mordu młodzi ludzie pojawiają się również tłumnie na ulicach Paryża, Londynu, Berlina, Kijowa, Moskwy, nie wspominając nawet o Donbasie, Bagdadzie, Gazie, czy Jerozolimie.

W analizach systemów totalitarnych, ruchów nacjonalistycznych, historii ludobójstw i pogromów zdumiewa łatwość rozbudzenia w ludziach morderczych zachowań. Nie znamy odpowiedzi na pytanie, jak wielu ludzi przed chwyceniem za siekierę, maczetę czy karabin powstrzymuje zaledwie strach przed policjantem i karą więzienia. Wiemy, że przyzwolenie, okrzyk „tych wolno mordować” lub „tu wolno mordować” wyzwala bestie i to nie tylko w tych, którzy wcześniej stali pod budką z piwem, ale również w księgowych, lekarzach, nauczycielach czy inżynierach.

Ochotnicy na wojnę w Syrii i Iraku rekrutują się głównie z zamożniejszych i lepiej wykształconych  rodzin, dzieci ubogich przedmieść prowadzą swój morderczy dżihad na miejscu.

Tradycyjne wyjaśnienia, że młodych ludzi popycha do gniewnych protestów bezrobocie, bieda i brak szans nie wytrzymują krytyki. Mechanizm mobilizacji morderczych tłumów nieodmiennie kieruje się w stronę potomków ofiar mordowanych kiedyś przez przodków.

10 listopada 2014 brytyjski „Independent” donosił o zniszczeniu w Syrii, w miejscowości Deir el-Zour, ormiańskiego kościoła.  Wiadomość mocno spóźniona, gdyż pierwsze zdjęcia ruin tego kościoła (pełniącego również funkcję muzeum pamięci ofiar ludobójstwa Ormian w 1915 roku), pojawiły się w sieci 25 września. Nie wydaje się, żeby dokonało tego (jak twierdzi autor artykułu w „Independencie”) islamistyczne ugrupowanie Dżabhat al-Nusra, gdyż teren był już wtedy pod panowaniem ISIS. Pozostałe fakty wydają się być zgodne z prawdą. Kościół został zburzony, zgromadzone w nim dokumenty spalone, znajdujące się w krypcie kości ofiar sprzed stu lat wyrzucone do rowu. Zamordowano w tym czasie w Deir el-Zour  setki ludzi, głównie chrześcijan i muzułmanów z innych niż zdobywcy sekt, lub ludzi wyrażających najmniejszy sprzeciw wobec nowych władców.

Jesteśmy świadkami skomplikowanej, nasilającej się ludobójczej wojny między dwoma głównymi odłamami islamu, spierającymi się o to, pod czyimi sztandarami islam będzie toczył totalitarną wojnę o panowanie nad resztą świata.

Jest to spór o to, kto posieje więcej terroru, kto jest bardziej morderczy, a tym samym bardziej atrakcyjny dla młodych ludzi, gotowych umierać za sprawę; kto podbije większe obszary, czy to w wysiłku zbrojnym, czy propagandowym? Sunnici, dzięki pieniądzom saudyjskim i nie tylko saudyjskim, wdarli się głęboko w społeczeństwa zachodnie, szyici zdobywają coraz więcej pola na Bliskim Wschodzie. Bardziej bestialski niż al-Kaida ISIS natychmiast zdobył serca młodych sunnitów na całym świecie, dystansując al-Kaidę o wiele długości. Między sunnitami i szyitami toczy się morderczy spór o to, kto bardziej nienawidzi Żydów i kto doprowadzi do ostatecznego rozwiązania kwestii izraelskiej.

Jedynym miejscem jednoczącym cały świat islamu jest Organizacja Narodów Zjednoczonych, gdzie ich nabożny antysemityzm nie jest już przedmiotem sporu o to, kto nienawidzi Żydów bardziej, a połączonych wysiłków, by przekonać resztę świata, że izraelski upór obrony swoich granic i życia swoich obywateli jest zbrodnią wymagającą potępienia przez wszystkie miłujące pokój narody.

Te połączone wysiłki znajdują wdzięczne reakcje u przedstawicieli demokratycznych narodów. Organizacja Narodów Zjednoczonych przekształciła się w Muzeum Pamięci Nienawiści do Wczorajszych Ofiar. Najwyraźniejszym dowodem jest proporcjonalność. Liczba rezolucji potępiających Izrael jest absurdalna w porównaniu z ignorowanymi ludobójstwami, masowym łamaniem praw człowieka na całym świecie. Organizacja Narodów Zjednoczonych stała się filharmonią nieustannych koncertów poświęconych nienawiści świata do Żydów. (Polscy dyplomaci i tu nie grają pierwszych skrzypiec, ale broń Boże nie wyłamują się z tego chóru).

Historia ONZ jako interaktywnego muzeum światowej pielęgnacji nienawiści do Żydów ma długą tradycję i zaczęła się niemal w momencie powołania tej szlachetnej instytucji. Jeszcze przed powstaniem Izraela, kiedy po zakończeniu drugiej wojny światowej organizacja ta aprobowała (z myślą o zabezpieczeniu pokoju na świecie) przymusowe przesunięcia dziesiątków milionów ludzi w Europie i Azji, ONZ wysunęła propozycję zredukowania wcześniejszej obietnicy przeznaczenia byłego Mandatu Palestyńskiego na ojczyznę Żydów do trzech maleńkich i rozdzielonych trójkątów (wcześniej, Wielka Brytania, kolebka nowoczesnej demokracji i oświeconego humanitaryzmu, dokonała heroicznych wysiłków, aby zbrojnie ograniczyć do minimum możliwości ucieczki europejskich Żydów przed nazistowskim Holocaustem).

Jak pamiętamy, palestyńscy Żydzi gotowi byli zaakceptować rezolucję Organizacji Narodów Zjednoczonych, ale odrzuciły ją kraje arabskie i Izrael, w obliczu wycofania się wojsk brytyjskich z Mandatu jednostronnie ogłosił niepodległość.

Oczywiście ONZ nie protestowała, kiedy wspierane przez Wielką Brytanię armie arabskie przystąpiły do zduszenia kwestii izraelskiej w zarodku i z zamiarem kontynuowania programu Zagłady. Nie, dopiero po odparciu agresji, co wzbudziło przykre zdumienie demokratycznego świata, (który zarządził blokadę dostaw broni dla izraelskiego państwa), Organizacja Narodów Zjednoczonych powołała specjalną agencję do opieki nad arabskimi uchodźcami z obszaru, na którym powstało żydowskie państwo. Można powiedzieć, że jest to bardzo specjalna agencja Organizacji Narodów Zjednoczonych. W świecie, w którym w wyniku wojny i trwających nadal konfliktów zbrojnych liczba uchodźców przekraczała setki milionów, powstała specjalna agencja dla jednej grupy, która nie zabiegała o poprawę bytu i stabilizację  warunków życiowych tych uchodźców, nie zamierzała starać się o to, aby w jak najkrótszym terminie przestali być uchodźcami, UNRWA miała klarowny cel, aby utrwalić ich status uchodźców raz na zawsze, do czasu ostatecznego rozwiązania kwestii izraelskiej.

Patrząc na historię Organizacji Narodów Zjednoczonych nie wolno nam tracić z oczu proporcjonalności.  Zestaw rezolucji tej organizacji potępiających Izrael, jak również informacji o kontekście tych rezolucji, o zignorowanych w tym czasie przez ONZ zbrodniach wojennych i ludobójstwach, o inicjatorach tych rezolucji, debatach i głosowaniach, stanowiłby fascynującą książkę o tym światowym muzeum pamięci o odwiecznej nienawiści do ofiar wcześniejszych zbrodni. Rada Bezpieczeństwa po publicznie ogłoszonym przez Arabów zamiarze zagłady palestyńskich Żydów w 1948 roku nie zamierzała zbierać się i bronić Izraela; nie zamierzała również reagować po ogłoszeniu zamiaru kolejnej zagłady w 1967, ani w 1973 roku. Głosy międzynarodowego oburzenia słychać było dopiero, kiedy Izraelowi udawało się przetrwać.

Za najbardziej haniebną rezolucję tego interaktywnego muzeum nienawiści, uważa się rezolucję zaproponowaną przez pokój miłujący Związek Radziecki w 1975 roku. Związek Radziecki zainwestował miliardy rubli w przygotowanie ostatecznego rozwiązania kwestii izraelskiej i po niepowodzeniach realizacji tego celu w 1967 roku oraz w 1973 roku wystąpił na forum ONZ z propozycją uznania syjonizmu za formę rasizmu. Członkowie Organizacji Narodów Zjednoczonych ogromną większością głosów, głównie państw rządzonych przez dyktatorów, ale również wielu krajów z długą tradycją demokracji, uchwalili rezolucję, której wymowa była jednoznaczna – likwidacja Izraela i jego ludności  jest stałym i niezmiennym celem pokój miłujących narodów. Dopiero w 1991 roku, po upadku Związku Radzieckiego i w przypływie przelotnego uznania przez większość  celów i wartości, które przyświecały powołaniu tej organizacji, Zgromadzenie Ogólne uznało, że była to rezolucja „haniebna” i podjęło bezprecedensową decyzję anulowania wcześniejszej rezolucji.

W kolejnych latach szybko przywrócono naczelny cel tego Muzeum Pamięci O Nienawiści Do Potomków Wcześniejszych Ofiar. Jeszcze w grudniu 1946 roku powstała Komisja Praw Człowieka. W 2006 roku, po latach głębokiego zażenowania, nawet demokratycznie wybrane kierownictwo ONZ musiało dojść do wniosku, że owa Komisja nazbyt często zajmuje się kiepsko kamuflowanym nawoływaniem do wymordowania mieszkańców jednego z państw tej organizacji oraz zdecydowanie nazbyt rzadko łamaniem praw człowieka na świecie, co mogło naruszać zasadę proporcjonalności. W tej sytuacji podjęto heroiczną decyzję wprowadzenia rewolucyjnych zmian, przemieniając ową Komisję Praw Człowieka w Radę Praw Człowieka, która niemal natychmiast podjęła decyzję, że jeden punkt na wszystkich posiedzeniach Rady musi być stały i niezmienny – zbrodnie Izraela.

Większość rezolucji tej instytucji, mającej być strażnikiem praw człowieka na planecie Ziemia, dotyczy maleńkiego państwa broniącego swojego przetrwania na maleńkim skrawku ziemi i otoczonego morzem wrogów. Inicjatorami większości z tych rezolucji byli zazwyczaj przedstawiciele krajów takich jak Syria, Egipt, Iran, Wenezuela, Kuba oraz inne państwa, zazwyczaj równie oddane sprawie praw człowieka.

Kiedy na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych tysiące razy powiedziano, że Żydzi są najgorszym złem tego świata i że ich  kraj powinien być wymazany z mapy, kiedy nie wywoływało to żadnych reakcji przedstawicieli demokratycznych krajów, kiedy przedstawiciele demokratycznych  krajów przyłączyli się do chóru świeckich i teokratycznych dyktatur, proporcje głosów ulicy gwałtownie zaczęły się zmieniać.

Zmieniały się również proporcje w dziennikach telewizyjnych i doniesieniach prasowych. Na każdego dziennikarza w strefach morderczych konfliktów od wielu lat przypada kilkudziesięciu korespondentów wojennych stacjonujących w luksusowych hotelach Jerozolimy, Gazy i Ramallah. Nie szukaj korespondentów wielkich agencji prasowych i dzienników w Kongo, ani w Nigerii, nie szukaj ich w Syrii ani w Iraku; w walce o zachowanie właściwych proporcji, wszyscy donoszą z jednego punktu na Bliskim Wschodzie.

Donoszą o zbrodniach Izraela, o których dostają informacje z najlepszego źródła

Ich informacje, będą nieodmiennie dodatkowo potwierdzone  przez jakiś raport takiego czy innego Goldstone’a. Przez siedem raportów Amnesty International i tuzin raportów Human Rights Watch (większość danych w tych raportach z tego samego źródła). Ważne są proporcje i za każdym razem znajdziemy w tych niezliczonych raportach informacje o proporcjach, o zbrodniczych proporcjach, w których mimo ogromnych wysiłków pokój miłujących przyjaciół z Hamasu, Fatahu, Hezbollahu ginie zdecydowanie za mało Żydów.

O ogromnych wysiłkach tych pokój miłujących przyjaciół informacje w doniesieniach  dziennikarzy i raportach szacownych organizacji obrony praw człowieka są raczej skromne. Nieproporcjonalność wynika z ograniczonej skuteczności tych wysiłków mierzonej zbyt małą liczbą zabitych Żydów i zbyt poważną, zbrodniczą zgoła, zdolnością obronną Izraela, który zarówno neutralizuje wysiłki miłujących pokój przyjaciół, jak i odpowiada ogniem, który zabija (jak dowiadujemy się z raportów) wyłącznie dzieci, kobiety i innych niewinnych cywilów.

Wystąpienia przywódców pokój miłujących narodów, raporty zamówione u Goldstone’ów przez Organizację Narodów Zjednoczonych, raporty sporządzone przez Amnesty International i Human Rights Watch, doniesienia dziennikarzy, kazania imamów, biskupów, księży i pastorów wydają się przeważać oddziaływanie powstających tu i ówdzie Muzeów Historii Żydów. Prowadzą również do reinterpretacji niedawnej przeszłości.

Antysemityzm zmienił nieco formę i przestał być wstydliwy. Marzenie o ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej nie jest już wstydliwą sprawą, o której wolno mówić tylko w bardzo zaufanym towarzystwie. To marzenie powróciło nie tylko w przemówieniach mężów stanu w Teheranie, czy w Gazie, ale wyszło również na ulice Nowego Jorku. „Zamknijcie Guantanamo otwórzcie ponownie Auschwitz” to plakat, który można zobaczyć na ulicy, ale i hasło, które można usłyszeć na uniwersyteckim kampusie.

Nic dziwnego, że kiedy na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ przemawia ambasador Izraela, mówi do niemal pustej sali, a ci, którzy zdecydowali się pozostać, wydają się nie słyszeć jego słów. 10 listopada  w gmachu Rady Bezpieczeństwa ONZ, ambasador Izraela Ron Prosor powiedział do dziennikarzy:

Panie i Panowie,

Zaprosiłem was tutaj, aby powiedzieć jakie są konsekwencje ignorowania ciągłego podżegania przez Autonomię Palestyńską połączone z oświadczeniami wzywającymi do likwidacji państwa Izrael wydawanymi przez tak zwany reformistyczny reżim Iranu.

Powiem wprost – ignorowanie tego podżegania i terroryzmu jest jednoznaczne z popieraniem terroryzmu.

Na przestrzeni dwóch i pół tygodni widzieliśmy w Izraelu 5 zamachów terrorystycznych. Pięć osób zostało zabitych, a dziesiątki innych zostało ciężko rannych.

Zaledwie kilka godzin temu młody żołnierz został zasztyletowany w Tel Awiwie, a młoda kobieta została zasztyletowana w miejscowości leżącej na południe od Jerozolimy.

Każdego dnia Izraelczycy są atakowani. Każdego dnia powiększają się tłumy agresywnych palestyńskich demonstrantów. Mimo to, żadna instytucja nie zabrała głosu, aby skrytykować te ataki na Izraelczyków.

Nie zaskakuje, że nie usłyszeliśmy żadnego konstruktywnego głosu ze strony moich europejskich kolegów. Zwracam się do nich:

Tak, sponsorujcie dalej jednostronne rezolucje.

Tak, zachęcajcie dalej do jednostronnych działań.

I tak, proszę bardzo, oferujcie przedwczesne uznanie państwa palestyńskiego.

To z pewnością jest spektakularny sukces, który przybliżył nas do pokoju.

A co powiemy o palestyńskim przywództwie? Mogą założyć akademię dla piromanów i podpalaczy ponieważ dzień po dniu zajmują się dolewaniem oliwy do ognia.

Nie jest tak, że człowiek budzi się pewnego dnia i postanawia, że kogoś sobie zasztyletuje, albo że wjedzie sobie samochodem w tłum ludzi. Te ataki są efektem całych lat antyizraelskiej indoktrynacji i gloryfikacji tak zwanych męczenników.

To podżeganie jest wszechobecne. Jest w szkołach, meczetach, w mediach; władze Autonomii Palestyńskiej gloryfikują terrorystów i świętują ataki na Żydów i Izraelczyków.

Zapytajmy, gdzie jest delegat Palestyny? Czy znalazł czas aby potępić te ataki?

Oczywiście, że nie. Widzicie, ma dziś bardzo ważne zadanie – jest dziś wieczorem w tej instytucji pokaz mody zorganizowany w związku z oenzetowskim rokiem solidarności z palestyńskim ludem.

Czy dobrze rozumiem? Solidarność z palestyńskim ludem? Solidarność z podżeganiem? Solidarność z terrorem i ekstremizmem?

Zapewne nie powinienem się dziwić temu, że palestyńska delegacja jest dziś na pokazie mody. Ostatecznie są ekspertami w dziedzinie upiększania i ukrywania prawdy

A prawdą jest, panie i panowie, że Izrael walczy na pierwszej linii frontu z terroryzmem i radykalnym ekstremizmem w regionie, w którym tyrania i terror są plagą.

Wzywam wszystkich odpowiedzialnych ludzi w tej instytucji aby dołączyli do nas w tej walce, aby poparli nas w walce z terroryzmem, aby poparli nas w walce z podżeganiem, aby poparli nas w walce o wartości, które są bliskie nam wszystkim.

Jaki związek ma to wystąpienie izraelskiego ambasadora dla prasy z otwarciem Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie? Słuchając tego wystąpienia w Dobrzyniu nad Wisłą, przeglądając w mojej pustelni wiadomości ze świata, czytając o Żydach uciekających z Francji, o rabinie, któremu poderżnięto gardło w Amsterdamie, o przedstawicielu Fatahu, który mówi, że gdyby mógł, to dziś zrzuciłby bombę atomową na Izrael, o pisarzu egipskim stwierdzającym, że dziesięć milionów Egipcjan to nie byłaby zbyt duża ofiara za wyrżnięcie wszystkich  Żydów, o planie Najwyższego Duchowego Przywódcy Iranu zniszczenia Izraela, o gotowości kolejnych państw europejskich uznania palestyńskiego państwa, bez najmniejszych prób przekonania jego władców, że powinni najpierw uznać prawo Izraela i Izraelczyków do istnienia, mam wrażenie że już dawno zakłócone zostały wszelkie proporcje, lub że wróciły proporcje z czasów, które doprowadziły do  potrzeby budowania Muzeów Historii tych, których wymordowano.

Sto razy widziałem jak demonstracyjna pamięć o umarłych niezdarnie maskowała nienawiść do jeszcze żywych, równie często widziałem, jak autentyczny zapał upamiętniania przeszłości pozwalał ignorować sygnały, że mordercy są znów na ulicach, gotowi mordować tu lub jechać na drugi koniec świata, żeby wziąć udział w dziele ostatecznego rozwiązania. Tu i ówdzie widzimy grupki niosące skromne transparenty „faszyzm nie przejdzie”, liczą się jednak proporcje, a te są coraz wyraźniejsze, zwolennicy ostatecznego rozwiązania mają coraz silniejsze poparcie ulicy i władców tego świata. Muzeum, o którym pisze Daniel Passent, jest skazane na sukces, na sukces jeszcze jednej zasłony dymnej pozwalającej nie widzieć błyskawic i nie słyszeć grzmotów.

Tekst opublikowany także na: http://www.listyznaszegosadu.pl/brunatna-fala/garsc-refleksji-o-proporcjonalnosci

O autorze wpisu:

O Andrzeju Koraszewski, jednym z najwybitniejszych polskich racjonalistów, można by napisać całą książkę. Polecamy zatem wpis o nim i jego przyjaciołach z portalu Andrzeja - "Listy z naszego sadu". Oto on: http://www.listyznaszegosadu.pl/autorzy

8 Odpowiedź na “Garść refleksji o proporcjonalności”

  1. Kłania się duch Icchaka Rabina. Była szansa przekreślona uczynkiem współplemieńca (ów?). Nie byłem jeszcze w muzeum, ale boję się części poświęconej ruchowi syjonistycznemu w Polsce i konfrontacji z myślą jednego z największych synów Narodu Żydowskiego – Marka Edelmana.

  2. Widać nieuważnie, Panie Lucku, przeczytał Pan, co napisałem. Izrael przed uznaniem „Palestyny” domaga się uznania prawa Izraela do istnienia, Jeśli Pan tego dziwacznego warunku nie uznaje, to prawdopodobnie niczego nie jest Pan z tego w stanie zrozumieć. Gaza jest całkowicie samorządna, jest forteca terroryzmu i co Pan proponuje, żeby Izrael zrezygnował z blokady i pozwolił Iranowi i Katarowi ją dozbroić? A co z tzw Zachodnim Brzegiem, w dniu w którym Izraelczycy zrezygnują z kontroli terenów przygranicznych, będą mieli to samo co mają w Gazie. Z kim zawierać pokój i kogo uznawać? Niech Pan przeczyta mój inny artykuł: http://www.listyznaszegosadu.pl/osiedla-utrudniaja-zawarcie-pokoju

  3. Jest w onz i na świecie 1 państwo żydowskie i ponad 40 islamskich – po prostu nie opłaca się politycznie być po stronie Żydów…

  4. @PN, jesli to jest konflikt miedzy panstwem żydowskim i panstwami islamskimi (judaizm-islam) to sprawa jest prosta. Niech Izrael przyjmie islam, a wtedy wytrąci z ręki koronny argument. Przecież tak ponoc było z Polską, ponoc przyjelismy chrzescijanstwo, aby nie zostac wyrżnięci (jak Prusowie). Warto tak umierac za religię?
    A jakiegolwiek „gwarancje” są w tym rejonie guzik warte. Przeciez islamczycy/Arabowie mogliby dac takie gwarancje, a za 20 lat je cofnąc, czy tez np. uznac, ze ich prawo allachskie jest ponad gwarancjami. Dla obserwatora z zewnątrz konflikt ten sie stał formą życia i zarabiania na życie (i smierc), i poprzez Izrael i poprzez palestynskich/arabskich/islamskich terrorrystow (niepotrzebne skreslic).

  5. Lucek, no cóż, właśnie obcięto głowy kilku amerykańskim (nawróconym) muzułmanom, Żydzi przechodzili na chrześcijaństwo i dalej ich z chrześcijańską miłością mordowano. Ale rada niezwykle mądra, przesyłam ją natychmiast do ONZ jako propozycję kolejnej rezolucji Rady Bezpieczeństwa. A tak do wiadomości Lucka, to Izrael jest państwem świeckim, ma więcej ateistów niż cała Polska i prawa oparte na deklaracji praw człowieka, a nie na Biblii. Tak więc, przy całym szacunku dla Pana przyjaznych uczuć dla Hamasu, Fatahu i Hezbollahu (oraz Bractwa Muzułmańskiego, ISIS i Najwyższego Przywódcy Iranu) myślę, że na kolejne dobre rady dla leżącego o tysiące kilometrów od nas państewka wielkości podlaskiego nie będę reagował.
    @ Stanisław Wasilewski – dotyka Pan bardzo ciekawej sprawy trudnego sporu o nadzieję. Żydowski Bund od końca XIX wieku wiązał nadzieję z ruchem robotniczym, miał nadzieję, że komunizm przyniesie braterstwo i ostatecznie zakończy historię antysemityzmu. Wspaniały Marek Edelman był działaczem Bundu i wierzył w komunizm (chociaż do rozpaczy doprowadzały go świństwa tak Żydów jak i nie-Żydów, którzy ten komunizm u nas wprowadzali). Inni ani przed nazizmem, ani po nazizmie, ani przed Babim Jarem, ani po nim, jakoś nie umieli swojej nadziei uplasować w komunizmie i marzyli o państwie, w którym sami będą stanowić prawa. Marzyli również o dobrych stosunkach z sąsiadami. Wspomina Pan Icchaka Rabina, należałoby tu wspomnieć Ben Guriona, Goldę Meir, Szarona, Olmerta i wielu innych, chyba wszystkich polityków izraelskich. Niestety wszystkie gesty dobrej woli były odczytywane jako oznaki słabości i w efekcie (jak stwierdzają niektórzy Palestyńczycy) prowadziły do oddania władzy nad Palestyńczykami bandytom, zabijającym nie tylko Żydów, ale czyniących piekło Palestyńczykom.

  6. Moj komentarz był raczej na krotki komentarz Pana PN, ktory strescił konflikt jako panstwo zydowskie vs. panstwa islamskie. Rozumiem teraz, ze tu chodzi o ateistyczne panstwo zydowskie, a nie konflikt judaizm-islam.
    Oczywiscie moje opinie i rady są niczym, nie takie głowy probowały ten konflikt rozwiązac czy tez załagodzic.
    Nie mam zadnych uczuc do Hamasu, Fatahu i Hezbollahu, nawet nie wiem co to za organizacje. Ale jesli te organizacje mordują, to na pewno nie są przyjazne.
    Z tego co rozumiem, to Izrael nie chce oddac terenow w rece Palestynczykow, bo uwaza te rece za terrorystyczne i „bez gwarancji”. Oddanie West Bank wg Izraela znaczyłoby łatwieszy ew. atak na Izrael. To cos jak Putin, ktory sie obawia, ze ew. Ukraina w NATO to zagrozenie dla Rosji, i Putin chce „gwarancji”. Wg mnie Izrael powinien (moze przy pomocy USA?) spacyfikowac Gaze i West Bank, ale bez zasiedlania, i po 20-30 letniej pacyfikacji oddac tereny w ręce Palestyny.

  7. Jest tylko dość zasadnicza różnica między zagrożeniem Rosji przez Ukrainę i NATO oraz zagrożeniem Izraela przez 22 państwa arabskie i walczące z Izraelem (w przerwach między wojnami totalnymi) organizacje terrorystyczne. Hamas deklaruje w swojej konstytucji walkę z Żydami do dnia sądu ostatecznego, Hezbollah podobnie, Fatah mówi to ostrożniej po angielsku i dokładnie to samo po arabsku. Hamas i Hezbollah zbrojone są przez Iran, Hamas dodatkowo przez Katar i Turcję. Różnica z NATO dość zasadnicza. Palestyńczycy nie mają demokratycznej reprezentacji i są przez państwa zewnętrzne używani jako „psy wojny”, w krajach arabskich pozbawieniu są elementarnych praw. Żeby było ciekawiej, Jordania jest krajem z palestyńską większością i była wykrojona z Mandatu Palestyńskiego jako kraj Palestyńczyków (prawie 80 procent Mandatu). Okupowany przez Jordańczyków w latach 1948-1967 Zachodni Brzeg nigdy nie stanowił dla światowej opinii publicznej problemu. Ergo – obecne poparcie dla „palestyńskiego państwa” bez wymogu uznania Izraela i demilitaryzacji jest efektywnym poparciem organizacji terrorystycznych deklarujących ostateczne rozwiązanie kwestii izraelskiej i będących marionetkami państw ościennych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

5 + 11 =