Gdzie ta symetria?

Prawda leży pośrodku, a poj*by są po obydwu stronach barykady. Tako głoszą nam media mainstreamowe. Polska przeżyła już kilku bomberów, z których ostatni musiał odzyskać swoje maczyzmo poprzez zabicie kilkudziesięciu ludzi we Wrocławskim autobusie. Tylko dzięki odwadze kierowcy, narażeniu swojego zdrowia i życia, nikt nie zginął. Nie mogę nigdzie znaleźć nazwiska tego człowieka i nie wiem, czy życzy on sobie aby je ujawniać. Tak czy siak należy mu się szacunek, że postąpił tak jak postąpił. Ładunek podłożony został w miejscu publicznym, zatłoczonym i nie ma wątpliwości, że sprawca miał na celu zabicie jak największej ilości osób.

Niedługo po tym w podwarszawskich Włochach złapano trzech mężczyzn, „sympatyków ruchu anarchistycznego”, którzy usiłowali podłożyć ładunki zapalające pod policyjne radiowozy. Rzecz miała się zdarzyć w nocy, kiedy samochody stały na parkingu. Nie było czasowego zapalnika, zegara, elektroniki, tylko lont, który dawał wystarczająco dużo czasu, aby sprawcy mogli się oddalić. „Zamach” był jedynie aktem wandalizmu, bo trudno wyobrazić sobie, że któryś policjant zdążyłby wsiąść do radiowozu, kiedy lont jeszcze płonął. Cała akcja, zgodnie z doniesieniami policji, była raczej zasadzką, jeżeli nie prowokacją. Funkcjonariusze od dawna podejrzewali, że dojdzie do czegoś takiego i odpowiednio zabezpieczyli teren. Sukces w walce z terroryzmem? Nie. Policja ujęła trzech niedoszłych wandali. Gratulacje. Tymczasem tuzowie prawicy już biją na alarm i szukają winnych. Redaktor Warzecha obwinia Michnika (a jakże!) i Krytykę Polityczną, że „stworzyła klimat” tej paskudnej dewastacji, której w sumie to nie było. Telewizja Polska usiłowała dokonać intelektualnej gimnastyki i połączyć incydent z KODem. Nikt natomiast, może z wyjątkiem niszowego Strajk.ue, nie zająknął się nawet o doniesieniach na temat coraz gęstszej inwigilacji środowisk anarchistycznych w Stolicy i w Krakowie zamieszczonych na łamach Codziennika Feministycznego. Wiadomo, Codziennika nikt nie czyta, a jeżeli anarchiści mówią, że są inwigilowani, to na pewno dramatyzują. Czy jednak nie wypadałoby się tym choćby zainteresować? Jak trudne byłoby nakłonienie trzech anarchistów do zrobienia czegoś głupiego, zwłaszcza dzisiaj? Pytań tych nikt nie zadaje, bo dziennikarze nie są dzisiaj dziennikarzami, a „mediaworkerami”. Etos dziennikarski został chwilowo pogrzebany, ale przecież nie o etos, a o kasę chodzi.

Pamiętam, jak jakiś miesiąc temu redaktor Tomasz Lis pisał w artykule na swoim folwarku medialnym NaTemat.pl o tym, że „groźny wirus krąży po Polsce”, „jest ponadpartyjny i dotyka osób z różnych środowisk”. Otóż redaktor był bardzo zatroskany i starał się udowodnić, jak bardzo jest pośrodku. Jego ofiarą (wirusa, nie Lisa) jest też podobno feministka Zawadzka, która „skompromitowała” się w TVN (grzech ciężki!) na tyle, że prowadzący musiał przerwać program. Potem zaś napisała „Czas na powtórkę Smoleńska?”, kiedy Duda leciał do Kanady. Co przeciwstawia Lis tej agresji po lewej? No, na ten przykład kiboli i posłów PiS z szubienicami na ustach, grożących śmiercią przeciwnikom politycznym (a konkretnie jemu samemu). Taka równowaga. Wprawdzie prawica grozi śmiercią, ale za to Zawadzka nieładnie krzyczy – pośrodkowizm. Ostatecznie troskę redaktora Lisa falsyfikuje wczorajsza strona główna NaTemat, gdzie artykuł sponsorowany firmy Bliss („Okulary stały się subtelnym podkreśleniem statusu społecznego”) zajmuje koronne miejsce na portalu. Aby dowiedzieć się czegoś o alarmach bombowych w całej Polsce musimy zjechać daleko w dół. Tam właśnie Lis i jego klika lokuje polską demokrację – pomiędzy szlochaniem aktorki Jabłczyńskiej na hejt skierowany w jej stronę w internecie, a markowymi okularami.

Drugą stroną tego samego medalu jest Kukiz i jego kompania. Jeszcze niedawno obarczał „lewactwo” odpowiedzialnością za zamachy w Paryżu. Nie mógł się zdecydować, czy potępić ludzi którzy strzelają i zabijają innych ludzi, czy może ludzi, którzy tego nie robią, ale za to jedzą same warzywa i owoce. Prawdziwy dylemat człowieka, który nie może nauczyć się prostej zasady: Piłeś? To się nie wypowiadaj przed kamerą. No ale wiadomo: świry są po lewej i po prawej. Balans.

Pośrodkowizm istnieje w Polsce od dawna i jest dźwignią stale przesuwającą debatę publiczną na prawo. Tak oto, kiedy kilka lat temu chory mężczyzna zaatakował biuro poselskie PiS w Łodzi, wmawiano nam wojnę polsko-polską. Przemysł pogardy miał zaowocować rozlewem krwi, przemocą w najgorszym wydaniu. Potem był Brunon K. i jego nieudolne usiłowanie zamachu na Sejm i znów wmawiano nam, że jesteśmy świadkami skutków „dzielenia Polaków” (dziwne, że dla Polek nie było w tym sloganie miejsca). Mówiono nam, że tak kończy się retoryka wojny, zażarty konflikt pomiędzy prawicą a lew… Zaraz, zaraz! Nie tak szybko! Kilka wdechów i powoli.

Być może powinienem tutaj spróbować odpowiedzieć na to odwieczne, filozoficzne pytanie: „czym różni się prawica od lewicy?”. Może winienem ukłonić się przed mantrą, jaką powtarza się przed każdą debatą, czyli: „najpierw zdefiniujmy pojęcia”. Ja jednak tę mantrę zignoruję, bo zastosowanie się do niej sprawiłoby, że dyskusja sprowadzi się właśnie do żmudnego wyjaśniania pojęć i niczego poza tym. Myślę, że każdy wie, lub czuje, że feminizm, walka o prawa pracownicze, walka o prawa lokatorów przeciwko prawom kamieniczników, generalnie walka o prawa tych słabszych, są celami i atrybutami lewicy. Jak z kolei zdefiniować prawicę? Szczegóły zostawiam samym prawicowcom, bo w tym bigosie tylko oni potrafią się połapać. Roboczo można powiedzieć, że prawica będzie stała po stronie właścicieli, banków i kapitału oraz będzie wspierała konserwatywne wartości, typu: tradycyjny model rodziny, dążenie do zwiększenia władzy państwa i mężczyzn nad każdą macicą w kraju czy też „drobne, żylaste państwo”, które potrafi jedynie spuszczać manto swoim i, od czasu do czasu, obcym poddanym. Niestety w Polsce sprawy się mają jak zawsze inaczej. Okazuje się, że w tym kraju prawica to zawsze stronnictwo, partia lub nurt, który reprezentuje oceniająca akurat gadająca głowa, a lewica to wszystko inne. Lewica może więc być tutaj wszystkim co chce prawica. Prowadzi to do iluzji, którą przesiąknęły polityka i media, a którą można podsumować: „Lewactwo rządzi światem, więc i Polską”. Ja nazwę to zwyczajnie największym szwindlem III RP.

Teraz należałoby popatrzeć jak do tej iluzji ma się rzeczywistość – tak dla odmiany. Od ponad dziesięciu lat w Polsce mamy rządy formalnie i, według mnie, realnie prawicowe, a o tym już mało kto wspomina. Rewolucja, która miała ustanowić IV RP była w istocie kontrrewolucją konserwatywną. Pamiętamy, jak w 2004 roku Premier z Krakowa, Jan Maria Rokita (w skrócie JMR – bo teraz modne takie amerykańskie młodzieżowe skracanie) ćwierkał z dziubka braciom Kaczyńskim. Był już program, były plany, były pochwały i wspólne inicjatywy. Przystrajano ołtarz białą liliją. Wielka konserwatywna koalicja miała pokonać skompromitowany postkomunistyczny rząd koncesjonowanej lewicy i zbudować nam Nową Polskę. Panowie mieli wszystko – mandat, front, moment – ale poszło o… personalia. Skąd wzięła się wojna polsko-polska, Ojczyzna na pół rozdarta, cierpiąca, krwawiąca? Wszystko dlatego, że po wygranych wyborach Kaczyńscy byli aroganccy, a niedoszły Premier z Krakowa JMR nie potrafił tego pogodzić ze swoim gigantycznym Ego. Tyle. To jest cała historia tego wielkiego konfliktu – arogancja Kaczyńskich i delikatna osobowość JMR. Wtedy właśnie, zgodnie z Orwellowską logiką, Oceania znalazła się w stanie wojny z Eurazją i, najwidoczniej, zawsze w stanie tej wojny była. Z dnia na dzień odgrzano Nocną Zmianę, mit rządu Olszewskiego i kwestię agentury. Macierewicz i Wyszkowski, dotychczas trzymani w radiomaryjnej klatce, zostali spuszczeni na społeczeństwo. Kaczyńscy uwolnili smutnego Krakena. Z miesiąca na miesiąc stare Porozumienie Centrum stało się partią, która zawsze była poza Układem, co oczywiście nie było prawdą. Publika to łyknęła, ale władza chyba jednak nie. Dlatego właśnie byliśmy mimowolnymi świadkami wewnętrznych poszukiwań własnej drogi posła Gowina i metamorfozy Gilowskiej. Pan Stefan „Mirabelka” Niesiołowski stał się z dnia na dzień lewackim Goebbelsem, a Donald Tusk socjalistycznym Słońcem Peru. Kiedy więc zdarzył się Smoleńsk beczka z prochem wybuchła. Pokusa wykorzystania tragedii była zbyt wielka dla socjopatów na prawicy, zarówno tej uśmiechniętej, platformerskiej, jak i tej smutnej – pisowskiej.

W tym czasie stało się kilka rzeczy po lewej stronie. Pod „lewicowymi” rządami głęboko wierzącej katoliczki Gronkiewicz Waltz w Stolicy rozhulała się mafia kolekcjonerów roszczeń, którzy wzorem mafii zza oceanu zaczęli przejmować kamienice i lokale bezwzględnie rugując z nich lokatorów, składając im „propozycje nie do odrzucenia” niczym Marlony Brando. Podczas gdy media milczały, dokonywano brutalnych eksmisji bezbronnych ludzi posługując się groźbami i szantażem kiedy hołota nie chciała się zastosować. Policja nie reagowała, kiedy najęci bandyci niszczyli klatki schodowe, przecinali przewody i demolowali instalacje. Stróże prawa na miejscu pojawiali się tylko jako obstawa komornika. Państwo, zgodnie z prawicową logiką, stało po stronie silniejszego, a za przeciwników miało jedynie anarchistów, Piotra Ikonowicza i jego niewielki ruch wywłaszczonych ludzi. Nikt inny nie miał odwagi stanąć w obronie słabszych. Smutne, że opierała się garstka. Smutne, że mnie też tam nie było, a cywilizacji zachodniej bronić musieli tam anarchiści z Kolektywu Syrena, bo tzw. porządni, stateczni obywatele nie mieli widocznie czasu, aby postąpić jak Jezus. Kulminacją wywłaszczania Warszawiaków była śmierć działaczki Jolanty Brzeskiej, która była zbyt uparta, żeby oddać swój dom bandytom. Policja nie znalazła sprawców do dzisiaj. Powiem tylko, a jest to informacja zupełnie niezwiązana z tematem (nie uśmiecha mi się chodzić po sądach), że majątek panów Massalskiego i Mossakowskiego idzie dzisiaj w miliardy złotych. Pan Hubert Massalski dumnie figuruje jako sekretarz Związku Szlachty Polskiej. Pozdrowienia z Wolnej Rzeczypospolitej.

Niższą cenę zapłacił Piotr Ikonowicz. Jako swoisty celebryta nie mógł zostać zbytnio przez państwo poturbowany, bo to by źle wyglądało. Nie wątpię jednak, że pobyt w wiezieniu jest zawsze ciężki, o czym przekona się też anarchista Łukasz Bukowski, skazany na karę pozbawienia wolności za blokowanie eksmisji, po tym jak odmówił dla zasady wykonywania prac publicznych. Media napomknęły o tej skandalicznej karze, ale nie słychać było już o ludziach, których wyrzucano na bruk. Ze sprawy zrobiono medialną ustawkę, happening, a meritum musiało zostać zagrzebane w błocie – a rozgrabienie Stolicy to tylko wierzchołek góry lodowej.

Sam skłot Kolektywu Syrena w 2012 roku został „nawiedzony” przez aż piętnastu panów mundurowych – widocznie bali się, że ktoś ich zadźga wyjątkowo twardą marchewką. Policja jako przyczynę nalotu… eee, znaczy interwencji, podała anonimowy telefon, że nieopodal ktoś ukradł puszkę WOŚP. Puszki nie odnaleziono, a jedyną zbrodnią, która udowodniono wege-nazistom ze skłotu było oglądanie filmu o Białoruskiej opozycji. W tym samym roku do skłotu przy Elbląskiej w Warszawie zapukali panowie z firmy ochroniarskiej z obstawą oddziałów prewencji stołecznej policji. Doszło do szarpaniny i użycia gazu. Okazało się, że nieruchomość nagle znalazła sobie właściciela, mimo że zieloni cykliści od sześciu lat okupowali obiekt. Jakaś firma. Jaka? Nie wiadomo, ale nagle chciała tam prowadzić działalność, kiedy wartość nieruchomości wzrosła. Wszystko niby zgodnie z prawem, więc śmierdzieli można było już bić. Potem była sprawa Nowogrodzkiej 4, kiedy to właściciel też nagle sobie przypomniał, że jest właścicielem i wyrzucił na bruk 12 osób, mimo że w chwili „nielegalnego zajęcia” przez anarchistów budynek był w fatalnym stanie i groził zawaleniem. Tacy oto są nasi dobrzy stołeczni gospodarze. Do pacyfikacji dwunastu osób wezwano, a jakże, prywatną firmę ochroniarską w towarzystwie 30 funkcjonariuszy. Zauważmy, że wszystko działo się za czasów Platformy, choć nalotem założycielskim (z braku lepszego określenia) był napad funkcjonariuszy na skłot Fabryka w 2006 roku. Nagrano wtedy radosną wymianę pomiędzy anarchistami a policją, kiedy to jeden z funkcjonariuszy opisywał, co zrobi mieszkańcom, jak ich kiedyś spotka na ulicy. Oczywiście nie mogło się obejść bez rzucania o ziemię ciężarną kobietą i kopania w pachwinę. Tłumaczenie policji było rozbrajające: funkcjonariusze zobaczyli kogoś, kto na ich widok przyspieszył i wszedł na teren skłotu. Tyle wystarczyło, aby dostać wpierdziel. Ja mu się tam nie dziwię.

Na takim tle rozegrały się ostatnie wydarzenia przy komendzie we Włochach. Nietrudno zobaczyć, że nie ma tutaj terroryzmu, a jedynie długi konflikt, rozniecany latami przez władzę, związany z zadawnionymi pretensjami i krzywdami. Jeżeli nie była to prowokacja, to należy sobie zadać pytanie: czy stołeczna władza zrobiła cokolwiek, żeby sytuację załagodzić, czy jedynie eskalowała, chcąc skompromitować środowisko, którym i tak można w majestacie prawa pomiatać? Czy przypadkiem odpowiedzialności za to wszystko nie ponosi warszawski ratusz? Jeżeli ktokolwiek próbuje nam teraz sugerować, że był to atak terrorystyczny lewackich bojówek, to jest idiotą. Wstydź się Pan, Panie Warzecha.

Dygresja. Niedługo wchodzi tzw. ustawa antyterrorystyczna. Trzech anarchistów strzeliło samobója dla władzy ułatwiając jej uzasadnienie tego prawnego potworka. Jako obywatel pytam, czy policja powinna zajmować się inwigilacją środowisk anarchistycznych kiedy istnieje masa innych, realnych zagrożeń? Pamiętam jak było w latach dziewięćdziesiątych. Kiedy byłem mały ścigali Gumisia w Krakowie. Był jeszcze Rurabomber. Każdy bał się chłopców z Pruszkowa. Na wybrzeżu seriami z kałachów strzelali do siebie zwyrodnialcy tacy jak Nikoś. W mieście w którym się wychowałem (50 tys. mieszkańców), zaledwie dwa bloki ode mnie wybuchła bomba aż nam się okna zatrzęsły – porachunki mafijne z właścicielem osiedlowej knajpy, obok której codziennie przechodziłem idąc do szkoły. W telewizji mówili: strzelaniny w klubach, egzekucje, podpalenia, wymuszenia. W roku 1993 bomby wybuchały co kilkanaście dni. W Polsce zawsze był terror, tylko że nazywaliśmy go inaczej. Skoro wtedy nie straciliśmy rozumu, to dlaczego teraz mamy się nagle bać, drżeć, trząść portkami? Czy przypadkiem Kamiński z Ziobrą nie próbują wziąć Polek i Polaków pod metaforyczne „siusiu”? Koniec dygresji.

Pomiędzy wandalami z Włochów a bomberem z Wrocławia nie można postawić znaku równości. Nie można mówić o symetrii występowania świrów po obu stronach sceny politycznej. Nie ma równowagi, środek ciężkości leży daleko na prawo. Manipulacją jest zrównywanie feministki Zawadzkiej z faszystami z ONR, którzy dopuszczają się realnej, fizycznej przemocy. Trzymanie w górze wieszaka na manifestacji nie jest równoważne z paradowaniem z flagą Falangi. Słowa nie ranią tak jak pięści. Obelga to nie to samo co pobicie.

Nie można w jeden zbiór brać lewicy i islamskich terrorystów, Panie Kukiz i winien Pan przeprosić, jeśli masz Pan resztki wątro…, eee, przyzwoitości. Wirus zwalczany przez Lisa nie dotyka ludzi z różnych środowisk politycznych. Od dwunastu lat rządzi prawica i ona ma całą władzę, mimo zamiłowania do odgrywania ofiary. Od dwunastu lat prawica prowadzi wojnę sama ze sobą tylko dlatego, że ktoś kiedyś uraził czyjąś dumę. Ta wojna jest na Was, Panowie Lis i Warzecha. To tacy jak Wy ją wywołali. Poj*by są w przeważającej większości po Waszej stronie. Przypadeg?

http://strajk.eu/anarchisci-to-nie-my-to-wladza-zastrasza-spoleczenstwo/

http://strajk.eu/kolejny-zamach-oskarzeni-anarchisci/

Samotna matka, wróć, terrorystka [ROZMOWA]

http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/294360-kto-hoduje-terrystow-kto-roztaczal-szczegolna-ideowa-opieke-nad-srodowiskami-skrajnych-lewakow-odpowiedz-nie-jest-zbyt-trudna

http://tomaszlis.natemat.pl/179497,kogo-by-tu-zabic

http://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,policyjny-nalot-na-syrene,33992.html

http://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,nalot-ochrony-na-zoliborski-squat,38654.html

http://patrz.pl/film,squat-fabryka-nalot-policji,11014.html

http://www.tvp.info/4987033/najslynniejsi-polscy-bombiarze-w-akcji

O autorze wpisu:

2 Odpowiedzi na “Gdzie ta symetria?”

  1. Ciekawa refleksja i dobry motyw z wahadłem. Rzeczywiście zrównywanie Zawadzkiej z ONR to gruba przesada.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

5 + 6 =