Zając lubi być jedzony z buraczkami, powiadała moja babcia, ale potem przeczytałem to w odrobinę zmienionej wersji w zbiorku myśli Stanisława Leca. Człowiek lubi bać się końca świata, czekać na mesjasza i walczyć o lepsze jutro ludzkości. Słowo „hopium” wymyślił Richard Landes, amerykański historyk (syn wyśmienitego historyka gospodarki, Davida Landesa), badający powracające prądy milenarystyczne, w których zatruwająca umysły nadzieja skłania ludzi do zbiorowego obłędu. Ruchy mesjańskie, chociaż zazwyczaj mają charakter religijny, nie muszą być zawsze religijne. Nieodmiennie powiązane są z poczuciem winy, grozą zbliżającej się apokalopsy i obietnicą nowego wspaniałego świata. Występujący w roli mesjasza podsyca hopium i żąda ofiar. Wyznawcy patrzą podejrzliwie na każdego, kto się waha.
Zaczadzone hopium umysły funkcjonują według stałego wzoru: stary, zły świat zmierza ku zagładzie, mesjasz już gdzieś jest, albo zaraz przyjdzie, zagładę trzeba przyspieszyć, bo dopiero na gruzach powstanie nowy świat powszechnego braterstwa i szczęśliwości. Nie wiem, czy Olga Tokarczuk zna pojęcie „hopium”, ale jej książki opowiadają o jego działaniu. Ponieważ dostała nagrodę Nobla, widzimy te książki również w kioskach na dworcach. Ostrzegają, czy są tylko jak kwiaty, bo jej proza jest bardzo piękna?
Zobaczyłem w gazecie wytłuszczone słowa noblistki, że „siłą Polski jest literatura, nie węgiel”. Bardzo mądra pani powiedziała głupstwo, a tabuny mniej mądrych dostały orgazmu. Do czytania potrzebne jest światło (ciepło również się przydaje), a do zastąpienia jednego źródła światła innym potrzeba dużo więcej niż tylko hopium. Nie wystarczy się zgadzać z faktem, że węgiel kopci, i że kupując ropę od dyktatorów płacimy za kule, którymi do nas strzelają. Uczciwie mówiąc, ani literatura, ani węgiel nie jest siłą Polski, Polska jest słabosilna i nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie wzmagający impotencję sen o potędze.
Sen o potędze wydaje się być główną siłą napędową Prawa i Sprawiedliwości. Najnowsze sondaże pokazują, że poparcie dla tej partii nadal rośnie (są silniejsi niż w dniu wyborów), więc ci, którzy widzą dramatyczną amoralność polityków tej partii oraz przerażającą niekompetencję ludzi, którym powierza się zarządzanie sprawami publicznymi, patrzą na to zjawisko z coraz większym zdumieniem.
Donald Tusk stwierdza, że PiS to stan umysłu. Może mieć rację, chociaż to stwierdzenie jest tu bardziej bon motem niż analizą. Ksiądz Wojciech Lemański szuka właściwego słowa, które nie byłoby wulgarne. (To na marginesie informacji o tym, że dziewięciu księży będzie wspomagać urzędników ściągających podatki.) Coraz trudniej o takie słowa. Ktoś powiedział, że PiS wstaje z kolan leżąc krzyżem. Religijny fanatyzm bardzo pomaga w nakręcaniu hopium. To działa. Chociaż warto pamiętać, że wzrost radykalizmu zazwyczaj rodzi popyt na większy radykalizm.
Zaintrygował mnie wykres preferencji wyborczych w społeczeństwie brytyjskim. Najmłodsze pokolenie stoi murem za Corbynem. Czy nie przeszkadza tym młodym ludziom jego wściekły antysemityzm, nienawiść do demokracji i poparcie dla skrajnie prawicowych organizacji terrorystycznych? Jak się wydaje, wręcz przeciwnie.
Na naszym krajowym podwórku nie widać tego tak wyraźnie. W ostatnim sondażu Lewica ma 11 procent poparcia, Konfederacja 6. KO ma dwa procent wzrostu, więc może to powód do jakiegoś optymizmu. Nie mamy tu podziału na grupy wiekowe. Czy prawdą jest, że młodzi lecą do Konfederacji jak muchy do miodu?
W ostatnich wyborach parlamentarnych młodzi wyborcy (18-29 lat) byli podzieleni. Gdyby tylko oni mieli prawo głosu, PiS miałby 26 procent poparcia, Koalicja Obywatelska – 24, Konfederacja 20, a Lewica 18 procent.
Radykalizm ludzi młodych nie jest niczym nowym, ani dziwnym. Bardziej interesujący jest mechanizm nakręcania prądów mesjańskich. Sto lat temu komunizm budził niekłamany zachwyt klasy piszącej w krajach demokratycznych. Oczywiste grzechy kapitalizmu mogły być zmazane świeżą krwią. Hopium płynęło szerokim strumieniem ze Związku Radzieckiego. Kilka lat temu młody rolnik ukraiński przypadkiem natrafił w ziemi na butelkę wypełnioną ziarnami prosa. Kiedy pokazał ją matce, powiedziała: „znalazłeś złoto, to ziarno było więcej warte niż złoto, za tą butelkę można było kupić pół miasta, taka była wartość tego, co w niej jest''. Okazało się, że znała historię tej butelki, zakopanej w 1932 roku przez jej ojca, który nie umiał jej później odszukać i który do końca życia nie mógł sobie tego wybaczyć. To proso w butelce miało służyć na wiosnę jako ziarno siewne. Z głodu zmarła jego córka i jej trójka dzieci. Dziś ta butelka jest eksponatem w ukraińskim muzeum.
Poruszający dowód koszamarnych zbrodni popełnionych przez ludzi opętanych przez hopium. Tymczasem pani kanclerz Merkel po raz pierwszy w życiu zajrzała do Auschwitz. Nie wiem, czy oglądała podczas tej wizyty fotografie młodych, pięknych, tryskających energią i nadzieją twarzy pracujących tam niegdyś Niemców, czy tylko ich dzieło – pozostałości urządzeń do mordowania, kości, przedmioty, fotografie ofiar. Położyła wieniec, wygłosiła kilka słów i powróciła do swojego kraju, by głosić nadzieję.
Pani Merkel chce mieć nadzieją, że wiatraki będą się kręcić również wtedy, kiedy nie wieje wiatr, że granice przestaną być potrzebne, że powszechne braterstwo i szczęśliwość niebawem nadejdą, bo w przeciwnym przypadku grozi nam apokalipsa. Musimy żałować za grzechy i przyspieszyć rozprawę z tymi, którzy mają wątpliwości. O tym, o czym wiemy, lepiej nie mówić, bo ludzie mogą się niepokoić.
Twierdzenia, że Iran i Turcja są dziś dziedzicami tych pięknych ludzi, którzy pracowali w Auschwitz, że w Teheranie czekają nie tylko na powrót ukrytego imama, ale podjęli intensywne prace, by przygotować świat na jego przyjście, lepiej przemilczeć, przecież imam nie przyjdzie, a oni tylko tak mówią. Prezydent Turcji sprawia troszkę kłopotów tymi swoimi marzeniami o odbudowie osmańskiego imperium i straszeniem, że zaleje nas uchodźcami. Tak, są takie miejsca, gdzie ludzie chcieliby już przestać czekać na mesjasza. Setki milionów ludzi chciałoby uciec tam, gdzie jest ciepła woda w kranach, a kilka, może kilkanaście milionów, kierując się hopium, ma nadzieję, że islam (ich islam) zdobędzie świat i gotowi są oddać życie, by to zdarzenie przyspieszyć. Kiedy to robią, bardziej interesuje nas wszystko prócz ich nadziei.
W niedawnym zamachu w Londynie przypadkowi przechodnie obezwładnili zamachowca. Jeden z nich jest Polakiem, więc wypinamy zbiorową pierś. Rzecz działa się przy rynku rybnym, gdzie dla ozdoby wisiał na ścianie kieł narwala. Nasz rodak go zerwał i użył jako broni. Ta osobliwa broń przyćmiła nazwiska ofiar terrorysty i, co ważniejsze, pozwoliła odwieść uwagę od nadziei, którą kierował się morderca.
Pani Merkel miała drobny kłopot, prawicowa partia poprosiła w maju 2019 niemiecki parlament, żeby niemiecki rząd nie zajmował się w Organizacji Narodów Zjednoczonych wyłącznie potępianiem Żydów i popieraniem ich morderców. Na szczęście posłowie byli zdyscyplimowani i 408 głosami odrzucili tę skrajnie prawicową, prowokacyjną propozycję. Hopium chodzi czasem dziwnymi drogami. Czasem może być zaledwie gorącą sympatią dla tych, którzy kierują się głęboką wiarą w mesjańskie idee.
Nasza chata z kraja, mamy swoje problemy. U nas jedni są przekonani, że mesjasz już przyszedł i że ma kota, inni czekają na mesjasza (ewentualnie może być w spódnicy). Grzechy są prawdziwe, apokalipsa jest sprawą poważną. Mafiozo kieruje Naczelną Izbą Kontroli, były komunistyczny prokurator stoi na straży konstytucji, młodzi chcą mieć nadzieję – jedni taką, drudzy inną. Klimat jest paskudny, nie da się ukryć, ale hopium narasta.
Pisane w rocznicę ataku na Pearl Harbour, do którego Japończyków pchnęła nadzieja, że przyszedł właściwy moment, żeby zmienić świat na lepszy.
judaizm obiecuje przyjscie mesjasza, chrzescijanstwo powrot mesjasza
ktorym byl Jezus. Miliony protestantow wierzy w te bzdury propagowane przez religijnych oszustow ktorzy chca aby ludzie dawali im w testamencie swoj majatek.