Jako ateistka wolę żyć wśród katolików niż wśród muzułmanów

 

Tytuł tego eseju powinien być czymś kompletnie oczywistym dla każdej myślącej bezbożnej osoby i oczywiście chciałabym, aby tak było. Niestety, chore ideologie odbierają ludziom racjonalny osąd, przez co oczywiste zdanie w tytule nie wydaje im się wcale pewne, zaś niektórzy nawet czują się wściekli po przeczytaniu tego tytułu. To tak jakby karp przed świętami Bożego Narodzenia wrzeszczał – „chcę świąt, chcę świąt, cicha noc, święta noc…!!!”. Gdy zastanawiam się nad moim tytułem i jego oczekiwaną recepcją, przyznaję sama przed sobą, iż żyjemy w obłąkanym po części społeczeństwie, więc trzeba pisać dużo, aby choć trochę ratować normalność formułowania logicznych wniosków i podejmowania rozsądnych działań.

 

Rzeź na Chios, Delacroix

 

Moje koleżanki i koledzy w Zachodniej Europie tak bardzo skupili się na walce o świeckości z Kościołem, że zapomnieli, że już w zasadzie wygrali. Walczą dalej, choć do ich krajów wchodzi znacznie brutalniejsza od chrześcijaństwa religia, słynąca z odbierania życia apostatom i związku jej teologii ze „świętą historią podbojów”. Patrzę zdruzgotana, jak Ci, którzy jeszcze nie tak dawno walczyli o sprawiedliwe traktowanie różnych światopoglądów przeciwko dominacji wizji chrześcijańskiej bronią teraz totalitarnej wizji świata wypływającej z Koranu.

 

Zamiast nalegać na objęcie embargiem społeczeństw, które zabijają apostatów, moi dawni koledzy walczą o cenzurę, która uniemożliwia opisywanie przemocy czynionej przez islam. Zamiast skazać zdrajców nielegalnie przemycających ludzi udających uchodźców przez granice Europy, moi dawni koledzy wspierają ten proceder. Zamiast domagać się ukarania sędziów, którzy przyzwalają na burkini na francuskich plażach, moi dawni koledzy piętnują te osoby, które domagają się usunięcia ostentacyjnej manifestacji najbardziej krwawej obecnie religii z miejsc, gdzie ludzie chcą po prostu odpocząć z dala od lęku i aktów terroru. Zamiast dotować i wspierać organizacje śledzące zbrodnie i niesprawiedliwości popełniane pod auspicjami Koranu, moi dawni koledzy dotują i wspierają organizacje usprawiedliwiające islam przy pomocy kłamstwa, cenzury i manipulacji, oraz wspierają samych muzułmanów, często tych o najbardziej radykalnych poglądach.

 

Piszę „moi dawni koledzy”, bo kiedyś myślałam, że są to osoby ubiegające się o prawa osób nie wierzących w żadną religię. Czyli o moje między innymi prawa. Teraz widzę, że byli to często bardzo ograniczeni w swoim myśleniu antyklerykałowie, którym być może wcale nie przeszkadzałoby podpisanie sojuszu z radykalnymi muzułmanami przeciwko katolikom na świecie. W sporze z Kościołem o równość praw moim dawnym kolegom nie chodziło wcale o prawa osób niewierzących, ale o ideologię, która walczy z kapitalizmem, Żydami i USA, czyniąc sobie w bajkowy sposób nowy neomarksistowski proletariat z muzułmanów. Ot taki dziwaczny obiekt kultu i platonicznej miłości… Wcześniejszymi obiektami tych miłosnych uczuć bywali Lenin, Trocki, Stalin, Che, Fidel i Mao…

 

Moi dawni koledzy podziwiają papieża Franciszka za jego miłość do islamu, tak jak wcześniej podziwiali Obamę, który ułatwił życie ISIS wyciągając US Forces z Iraku i pokrzykując gdzie się da i jak się da, że „islam to religia pokoju” (podobnie jak papież Franciszek zresztą, o którym niedawno pisałam). Islam to religia poddaństwa, a nie pokoju, celem islamu jest, aby wszyscy ludzie na Ziemi byli muzułmanami i przestrzegali szariatu. Tych, którzy nie chcą być muzułmanami, islam czyni podludźmi lub zabija. To muzułmanie zaczęli znakować Żydów, wśród tych którym pozwolili na istnienie. Zgodnie z Księgą i hadisami. Zgodnie z tym, co mówią najbardziej szanowani islamscy teologowie, z Mekki i z Kairu.

 

Istnieją nieliczne osoby, które porzuciły islam na rzecz chrześcijaństwa czy ateizmu. Tym ludziom moi dawni koledzy nie pomagają, podobnie jak papież Franciszek. Mimo próśb o wsparcie. Istnieją nieliczni, mniejszościowi muzułmanie, którym bardziej zależy na humanizmie niż Koranie. Chcą być dalej muzułmanami, ale tylko w sferze nazewniczej i symbolicznej, nie prawnej, szariackiej, co jest najistotniejsze dla większości ich współwyznawców. Moi dawni koledzy nie pomagają takim ludziom, broniąc islamu przed krytyką w jego najbardziej drastycznych przejawach, rzucając się z nienawiścią, charakterystyczną szczególnie dla regresywnej lewicy, na osoby piszące z oburzeniem o karze śmierci za apostazję w islamie, czy o nielegalnym napływie udających uchodźców (w zdecydowanej większości przypadków) muzułmańskich migrantów.

 

Świeckość wywalczona z chrześcijaństwem w Europie Zachodniej przez takie osoby nie potrwa długo. Zastąpi ją islam. Wpierw bardziej łagodny, jak był jeszcze w Indonezji kilkadziesiąt lat temu. Później sytuacja będzie ewoluować w stronę Algierii, Arabii Saudyjskiej czy Iranu. Część moich dawnych kolegów i moich dawnych koleżanek radośnie przejdzie na islam, wmawiając sobie, że to kolejny „mądry” krok ich neomarksistowskiej rewolucji. Inni staną się ofiarami, które poniewczasie zorientują się, że coś tu nie gra (z pewnością nie przyznają się do własnych błędów, to w większości nie są tego typu osoby). Będzie już jednak za późno, by uciekać, Chiny zapewne będą wolne od tego akurat problemu, ale chiński komunizm idzie teraz w stronę ostrej dyktatury, która raczej nie będzie przytulać nie mających wiedzy technicznej uchodźców ze zniszczonego przez samych siebie Zachodu. Wiedza katastrofalnopolityczna i pseudohumanistyczna nie będzie potrzebna Chinom i nawet ciężko je będzie za to winić.

 

Może część z Was myśli, że przesadziłam? Że przecież „jakoś to będzie”. Oczywiście jest możliwe, że przesadzam i chciałabym bardzo, aby tak było. Ale ile jeszcze lat będzie obowiązywać ideologia „jakoś to będzie” przy jednoczesnym chronieniu islamu przed krytyką i uniemożliwianiu deportacji osób zintegrowanych z Koranem ale nie z Europą i jej humanizmem? Możliwe, że kiedyś silne państwa Zachodu powiedzą „dość” i zaczną prowadzić zupełnie odmienną politykę, ale im później to się stanie, im więcej będzie lat z „jakoś to będzie”, tym bardziej drastyczne rozwiązania będą musiały służyć takiej zmianie polityki.

 

Czy zresztą polityka Zachodu się zmieni? Może raczej do końca będzie szedł do brzegu przepaści i pójdzie w tym samym tempie dalej? Ilu ludzi „wieszczy”, że nieograniczony napływ muzułmanów jest nieunikniony, że to „wspaniała wędrówka ludów”, że wszelkie granice Europy to „neonazizm”?  Że nie możemy decydować o tym, kogo chcemy na nowego obywatela, a kogo nie chcemy?

 

Świeckość w Zachodniej Europie ponosi fiasko przy obecnej polityce i nawet nie chce się do tego przyznać. Mimo napływu islamu prolaickie NGOsy nadal walczą z resztkami chrześcijańskich przywilejów, wspierając jednocześnie napływ mas muzułmanów, dla których Koran jest i będzie wartością większą niż jakiekolwiek wartości europejskie.

 

Ja zaś uważam, że skoro nie umiemy grać w tę całą świeckość, to zostawmy chrześcijan w spokoju. Wolę żyć wśród katolików niż muzułmanów. Może będzie za dużo religii w szkołach, za dużo kasy na Kościół, zbytnie przeszkody przy aborcji. Ale nie będę własnością męża, półczłowiekiem w sądzie, ofiarą polowania, gdy zwiążę się z niemuzułmaninem. Moje dzieci nie będą skazywane na śmierć za to, że odeszły od islamu czy skrytykowały go. Być może ktoś będzie ciągany po sądach za karykaturę Jezusa, ale nie będzie mu grozić kara śmierci, jak za karykaturę Mahometa. Nauka, w przeciwieństwie do państw islamskich, będzie się rozwijać. Chrześcijanie w większości akceptują teorię ewolucji, zastanawiają się nad prawami zwierząt, nie uważają, że jak o czymś nie ma w Ewangeliach to jest diabelskie. Chrześcijanie, w przeciwieństwie do muzułmanów, chcą odkrywać świat, bo sami się wcześniej przyczynili do rewolucji naukowo – przemysłowej, z której zalążków muzułmanie zrezygnowali w głębokim średniowieczu, naśladując zresztą wtedy tylko osiągnięcia Hindusów i Starożytnych Europejczyków. O ile bardziej już wtedy, w tym „złotym wieku”, była bardziej oryginalna i technicznie wyrafinowana architektura gotycka od ich architektury…

 

Jak powiedziałam w poprzednim eseju, wolę Boże Ciało niż Ramadan. Nie chcę być przez cały miesiąc zagrożona pobiciem czy czymś gorszym, bo ośmielę się napić wody w miejscu publicznym. Nie chcę być narażona na gwałt czy obelgi, gdyż ośmieliłam się pokazać publicznie bez towarzystwa brata, męża czy ojca. Nie rozumiem, jak ideologia regresywnej lewicy pozwala nie widzieć tych ogromnych różnic. Jak ktoś, kto z jednej strony walczy o prawa kobiet, krytykując na przykład z Francji to co w Polsce się dzieje wokół aborcji, może z drugiej strony krok po kroku dążyć do sytuacji, w której coraz więcej kobiet we Francji traktowanych będzie tak jak kobiety w Algierii czy Pakistanie?

 

Vernon Roche, jeden z komentujących moje artykuły, napisał o mnie z dezaprobatą, że to co piszę jest złe, nieracjonalne, gdyż działa tylko na emocje. A może racjonalnie jest przyznać, że tych emocji brakuje, zwłaszcza na Zachodzie, gdzie nadal walczy się z bardzo słabym i nieroszczeniowym Kościołem zamiast spojrzeć na islam? Może trzeba poczuć jakąś emocję, aby wreszcie uświadomić sobie, że w tym czy innym państwie muzułmańskim za odejście od islamu NAPRAWDĘ zabija się lub NAPRAWDĘ wtrąca do więzienia? Że ogólnie przyjęte są prześladowania młodych kobiet, które ośmieliły się zakochać w kimś, kto nie wyznaje islamu? Że często dochodzi do RZECZYWISTYCH mordów na tym tle, na które przymyka się oczy, bo jest to zgodne z Koranem? Być może emocje są potrzebne, aby powiedzieć sobie, na czym nam NAPRAWDĘ zależy i tego bronić?

 

A co powinniśmy robić w Polsce i z Polski? Wciąż powtarza się w odniesieniu do mnie mantra regresywnych lewicowców: „u nas nie ma muzułmanów, zostaw ten temat idiotko” (oni naprawdę nie są ani mili, ani tolerancyjni…). A jednak leżymy jako kraj w Europie i jest Unia Europejska. Moim zdaniem w Polsce powinniśmy być zjednoczeni w tej jednej sprawie, jaką jest ograniczanie wpływów islamu na świecie i przemocy z nim związanej. Dla własnego dobra. Wyobrażam sobie, że w Polsce moglibyśmy współdziałać, katolicy i niewierzący, prawica i nieregresywna lewica, liberałowie i konserwatyści, w ratowaniu prześladowanych przez islam chrześcijan i ateistów. Moglibyśmy starać się docierać z prawdziwymi informacjami o islamie tam, gdzie cenzura proislamskiej regresywnej lewicy uniemożliwia dostęp do nich. Znamy języki, mamy dobrych informatyków, możemy podołać temu zadaniu. Przydałby się też polski YouTube, gdzie informacje krytyczne wobec islamu nie byłyby marginalizowane w ilości wyświetleń i wyłączane z możliwości zarabiania na reklamach. Oczywiście dziś może to się wydawać absurdalne – „polski YouTube, stuknij się w czoło!”. Lecz im bardziej narasta cenzura, tym więcej osób będzie zainteresowanych niecenzurowanymi przez proislamską poprawność polityczną miejscami w sieci.

 

Ps.: Polecam wywiad z Rebeccą Sommer, aktywistką działającą na rzecz praw człowieka, która służy ludziom, nie kieruje się ideologią. Oraz opis przykrego zamieszania wokół tego wywiadu spowodowanego przez regresywną lewicę. 

O autorze wpisu:

Humanistka z wykształcenia, nie bojąca się jednakże ściślejszej nauki. Od dziesięciu lat sympatyczka polskich racjonalistów, obecnie mieszka za granicą. Obecnie, jako publicystka, zainteresowana obroną wolności słowa, wolności ekspresji artystycznej i tożsamości europejskiej.

22 Odpowiedzi na “Jako ateistka wolę żyć wśród katolików niż wśród muzułmanów”

  1. Mogłoby się zdawać, że Autorka pisze o rzeczach oczywistych, ta oczywistość dziwnie opornie się przebija. Sojusznikami są częściej dysydenci z muzułmańskiego świata niżliberałowie Zachodu, którzy powinni byc pierwszymi strażnikami wartości otwartego  społeczenstwa (które na totalitarne ideologie powinni być jednak zamknięte).    

    1. "Myślę ze warto tutaj dolinkować głos Rebecci Sommer(przez lata zjmujacej się w Niemczech pomaganiem uchodżcom)"

      -Wywiad godny dodatkowego omówienia, ale jak ktoś nie wierzy prawdziwość żadnych faktów, które w złym świetle  ukazują islam i imigrantów tego wyznania, to nic nie pomoże. Tu  mamy  głos kogoś z lewicy, kto przejrzał, albo raczej przestał udawać, że nic nie widzi. Potwierdza się w nim wszystko, co do tej pory o islamie pisali jego krytycy, że jest to ideologia wroga naszej cywilizacji i nie da się jej zmienić pięknymi  hasłami, ani tym bardziej przemilczeniami, cenzurą i prześladowaniem "islamofobów". Obala też  kłamstwa lewicy upierającej się wbrew skrzeczącej rzeczywistości, że integracja działa. W przypadku imuzułmanów, którzy pozostaja muzułmanami  nie działa.

  2. Nie przekonał mnie argument, ze na zachodzie "walczy się" ze nieroszczeniowym, słabym Kościołem. Będąc na zachodzie nie widziałem zadnej walki – panuje tam wolność religijna i kążdy  może sobie wyznawać absurd jaki chce, pod warunkiem niełamania prawa. Kościół tam osłabł nie z powodu, że ktoś z nim walczył, ale z powodu odpływu owieczek, na skutek zmiany myślenia z magicznego na bardziej racjonalne.

    1. do Mieduwalszczyka – "Nie przekonał mnie argument, ze na zachodzie "walczy się" ze nieroszczeniowym, słabym Kościołem. Walczy się, jeśli drukuje się karykatury Chystusa, papieży, wiernych ale nie karykatury Mahometa. Przypominam numer Charlie, po morderczym zamachu, Na okładce była antychrześcijańska karykatura, I nikt za to nie zastrzelił redaktorów. Kościół. np. w Niemczech popełnia samobójstwo – zajmuje się bardziej Islamem niż biblią, bardziej tzw, ochroną praw, przyrody itd, a mniej dba o chrze(cijan. Przykładem jest taki kardynał Marx czy jego kolega biskup protestancki z EKD- Stroehme. Dlatego wierni opuszczają kościoły.

       

      1. "Vernon Roche, jeden z komentujących moje artykuły, napisał o mnie z dezaprobatą, że to co piszę jest złe, nieracjonalne, gdyż działa tylko na emocje" Tak, tak wlasnie jest, gdyby autorka, znala chociaz paru muzulman z Europy zachodniej, to by wiedziala, ze u nich tez w nastepnych pokoleniach nastepuje laicyzacja a nie szariat. A odsetek ortodoksow jest taki sam, w PL kibolokatolikow.

  3. Lech. Z Papieża nie potrzeba robić karykatur – jest on już dosć karykaturalny z natury. Jeżeli ktoś jednak je robi to ma do tego pełne prawo – nie nazwałbym tego walką. Jak ktoś się czuje obrażony może na drodze prawnej dochodzić swoich roszczeń. Czy Chrystus obraża się o karykatury tego nie wiem – musiałby pan go spytać. Co do karykatur Mahometa, to mam w doopie barbarzyńców,, którzy "natchnieni" przez swojego bożka, morduja obywateli państwa prawa – będą za to ścigani – to inna kwestia. Nie umie pan właściwie oceniać i rozgraniczać problemów, które niestety nawarstwiły się i skomplikowały, ale zachęcam do wysiłku w myśleniu – może to da pozytywny efekt. Działania  religiantów, ich stosunek do innych braci w wierze są ich sprawą, cóż na to poradzimy, że chcą ich wspierać, ten czy inny biskup – nie musi tego robić.

  4. Jeżeli mogę wtracić swoje trzy grosze to chcialbym zapytać:

    Jaki problem z muzułmanami ma homogeniczna religijnie Polska, ta katolicka konkordatowa Polska pod rzadami pisowskich klerykałów?  I po drugie jaki  jest cel rozpowszechniania w naszym kraju fobii antyislamskich?

    Czy ktoś tutaj czuje jakąś formę ucisku ze strony islamistów? A czy ktoś czuje jakąś formę ucisku ze strony opcji kościelno katolickiej?

  5. P.S.

    Proponowalbym zamiast zajmować się problemami z Islamem na Zachodzie, raczej  skupić sie problemach w tej materii na własnym podwórku.

    1. "Proponowalbym zamiast zajmować się problemami z Islamem na Zachodzie, raczej  skupić sie problemach w tej materii na własnym podwórku."

      -A skupiaj się, co stoi na przeszkodzie? Jakieś artykuły na racjonalista.tv? Zwróć też uwagę niektórym celebrytom, by nie zajmowali się problemami świata np. Artur Żmijewski – https://www.unicef.pl/O-nas/Nasz-zespol/Ambasadorowie-Dobrej-Woli-UNICEF/Artur-Zmijewski . Komu  potrzebna ta Afryka? Wojciechowska, Ochojska… wszyscy powinni pieprzyć na okrągło o Kaczyńskim, trybunale, sądach, kibolach, miesięcznicy i wrzeszczeć na cały świat jak nas gnębi PiS, a poza tym nie wychylać nosa poza granice. Tylko po co nas do tej Unii  wpakowali? 

       

    2. @czesław

      Wszystkie kraje w których można otrzymać karę śmierci za apostazję lub ateizm to kraje muzułmańskie, nie znam żadnego kraju chrześcijańskiego który traktuje ateistów w taki sposób jak Arabia Saudyjska lub Pakistan. W takiej sytuacji ateiści powinni skupić się na krytyce islamu. 
      W Polsce jeszcze nie ma dużej społeczności muzułmańskiej ale to może się zmienić jeżeli będziemy prowadzić politykę imigracyjną jak kraje zachodnie. W 1970 roku, we Włoszech było blisko 2 tys. muzułmanów (mniej niż obecnie w Polsce) a teraz ich społeczność liczy 2 mln osób. Według Vienna Institute of Demography liczba muzułmanów w Austrii wynosi 8% a w 2001 roku odsetek ten wynosił 4%. 

      1. Z naszymi głodowymi świadczeniami socjalnymi i zielonym światłem dla neofaszystów przebranych w patriotyczne szatki jest mało prawdopodobne, by muzułmanie tutaj masowo ściągali. Polska to dla nich co najwyżej kraj tranzytowy w drodze na bogaty Zachód. Tam problem islamizacji istnieje, u nas niezbyt, co nie zmienia faktu, że u nas też religijni radykałowie wespół ze swymi politycznymi pionkami usiłują u nas wprowadzić państwo opresyjne religijnie. Islam i katolicyzm to dwa oblicza tego samego zła. Jedno jest większym, drugie mniejszym, ale oba są złem.

  6. Chciałabym się odnieść nie tylko do artykułu Pani Szaniawskie, ale również do wywiadu z Rebeccą Sommer.

    "W sporze z Kościołem o równość praw moim dawnym kolegom nie chodziło wcale o prawa osób niewierzących, ale o ideologię, która walczy z kapitalizmem, Żydami i USA, czyniąc sobie w bajkowy sposób nowy neomarksistowski proletariat z muzułmanów. Ot taki dziwaczny obiekt kultu i platonicznej miłości… Wcześniejszymi obiektami tych miłosnych uczuć bywali Lenin, Trocki, Stalin, Che, Fidel i Mao…"

    Lewicowcy, którzy nieustająco dążą do realizacji projektu: „raj na ziemi” wersja n.0, skupiają się zawsze tylko i wyłącznie na swoich ziomkach (tych z dziada pradziada). Jeżeli w kolejnej koncepcji pojawi się ktoś z zewnątrz, to nie należy wysnuwać wniosków, że ten ktoś ma dla nich znaczenie podmiotowe. Nie ma. Powiedziałabym nawet, że lewicowcy to najwięksi rasiści, jakich nosiła ziemia. Jaskrawym przykładem postrzegania „uchodźców” przez postępowy zachód była dla mnie dżungla Calais, a tak naprawdę sytuacja, jaka powstała po jej likwidacji. Agresywne bandy utrudniały poruszanie się podróżującym, a władze … no właśnie, władze zdecydowały, że należy im zapewniać ciepły posiłek i prysznice. Nie zostali potraktowani jak przestępcy, bo tych się wyłapuje i izoluje, nie zostali potraktowani jak dzieci, bo te muszą się znajdować pod nadzorem osób dorosłych, więc właściwie jak zostali potraktowani? Jak zwierzęta. Nie można mieć pretensji do zwierzaka, że narobił szkód, a i trzeba zadbać, by biedactwo nie zdechło z głodu, gdy przyjdzie zima. Można się oburzyć na faceta, który zamordował żonę, a przed sądem uzasadnia swój czyn jakimiś przerażającymi bzdurami, ale czy można mieć pretensję do lwa, że zżarł samicę? Sądzę, że badacze kotowatych uznają to tylko za interesujące i nakręcą o tym film dla National Geographic.

    „Możliwe, że kiedyś silne państwa Zachodu powiedzą „dość” i zaczną prowadzić zupełnie odmienną politykę, ale im później to się stanie, im więcej będzie lat z „jakoś to będzie”, tym bardziej drastyczne rozwiązania będą musiały służyć takiej zmianie polityki.”

    Moim zdaniem drastyczne rozwiązania prędzej czy później się pojawią. Lewicowcy albo problemu nie widzą, albo go zakrzykują i zupełnie nieemocjonalnie, straszą wszystkich diabłem Wildersem. Tymczasem problem jest, a jedyne rozwiązanie proponuje diabeł Wilders. Rzecz jasna każdy życzyłby sobie, by rozwiązanie problemu było eleganckie, niewymagające wysiłku i niekrzywdzące żadnej ze stron – jeśli nie ze względów moralnych, to ze zwykłego wygodnictwa. Ale nie można wybrać między wariantem dobrym i złym, gdy dobrego zwyczajnie nie ma. W przestrzeni publicznej istnieje wyłącznie diabeł Wilders, który coś tam mówi oraz lewica, która mówi o … niespodzianka! – diable Wildersie J Taka taktyka, jak w zasadzie wszystko, co robi lewica, obraca się oczywiście przeciwko niej. Podkreślanie przerażającej przyszłości, jaka nas czeka po zastosowaniu rozwiązań proponowanych przez diabła Wildersa nie spowoduje, że zostaną odrzucone. Nie spowoduje tego również zagłuszanie go i niedopuszczanie do głosu, ponieważ jego pomysły są na tyle proste, że zdesperowany pan Ziutek z Garwolina też by o tym pomyślał (pozdrawiam Pana ZiutkaJ). Moim zdaniem w sytuacji, gdy taki stan rzeczy będzie trwał i trwał i trwał, ludzie zaczną przyzwyczajać się do myśli, że trzeba w końcu zaakceptować fakt, że albo staniemy się diabłami Wildersami albo nas w ogóle nie będzie. Ludzi, którzy rozstrzygnęli w swoim sumieniu taką kwestię nie można powstrzymać patetycznymi odezwami do moralności. Tak naprawdę w ogóle nie można ich powtrzymać – wiemy to z historii. Zastanawiam się, czy lewicowcy zdają sobie sprawę z upływu czasu, czy są pewni, że mają jeszcze chwilę na kręcenie się w kółko i wykrzykiwanie „antyfaszystowskich” haseł. Diabeł Wilders już dawno wyszedł z bloków…

    „Wierzyłam, że te średniowieczne poglądy z czasem się zmienią. Pokładałam wielkie zaufanie w naszych wolnościowych, dających równouprawnienie europejskich wartościach i naiwnie sądziłam, że każdy człowiek musi się nimi zachwycić i je przejąć.”

    A skąd wniosek, że jest się czym zachwycać? Przysłowiowy Ahmed z syryjskiej wioski, który podejmie decyzję, że chce żyć życiem Europejczyka może się zwyczajnie obawiać tego, że któregoś pięknego dnia dokwaterują mu do chałupy jakiegoś Papuasa. Jedynym okryciem nowego członka społeczności będzie tutka na penisie, a po jakimś czasie okaże się, że chłop zżarł jedną z żon Ahmeda razem z opakowaniem (a taka młoda była – jeszcze szóstkę dzieci mogła urodzić). Po odwołaniu się do państwa prawa, biedny Syryjczyk usłyszy w sądzie, że kanibalizm jest uświęconą tradycją przodków Papuasa, która wyraża najwyższy szacunek i gorące pragnienie, by liczne przymioty zjadanej osoby stały się udziałem jedzącego. Rzecz jasna w pewnym momencie dziejów pojawił się zachodnioeuropejski kolonialista, który w brutalny sposób próbował pozbawić Papuasów ich kulturowego dziedzictwa i zabronił zjadania ludzi. Jednak Europa wciąż idzie do przodu, ku większej wolności i akceptacji różnorodności kulturowej – Papuas znalazł swój drugi dom, w którym może kultywować tradycje przodków z większą swobodą niż w swojej w własnej ojczyźnie. Zdegustowany Ahmed dochodzi do wniosku, że ludzie hołdujący takim wartościom to zwyczajna banda wariatów i trzeba ich ratować przed nimi samymi zaszczepiając islam.

    „Obawiam się, że przy następnych wyborach, za cztery lata, możemy zobaczyć nowy fenomen – muzułmanie prędzej czy później założą swoją partię i ponieważ posiadają już duży elektorat, będą nie do powstrzymania. Z pomocą przede wszystkim lewicy i prawie wszystkich partii zaczną zmieniać przepisy, do których to my będziemy się musieli dostosować.”

    Moim zdaniem to jest nierealna wizja. Muzułmanie zapewne w nią wierzą – są tylko prostymi ludźmi, którzy sądzą, że świat Europejczyka funkcjonuje dokładnie tak jak ich – to co widzisz jest dokładnie tym co widzisz: mężczyzna jest mężczyzną, kobieta kobietą, siła siłą a słabość słabością. Tymczasem tu wcale tak nie jest. Jeśli Europejczyk przyjął obcego pod swój dach, ofiarował wikt i opierunek i mówiąc oględnie – na wszystko pozwala, to jeszcze nie oznacza, że jest słaby. To zupełnie nic nie oznacza, ale możliwe, że założenie przez muzułmanów własnej partii będzie swego rodzaju momentem zwrotnym (i tu wraca pytanie do lewicy: wiecie ile jeszcze zostało czasu?).

  7. Istnieją na świecie osoby, które po prostu nienawidzą własnej wspólnoty lub cywilizacji. Oni nie są autentycznie pro-, oni są anty- i wybierają tylko taktycznie bycie za czymś, ale tylko w takim zakresie, w jakim niszczy to obiekt swojej nienawiści. 

    Oprócz tego są jeszcze nawiedzeni tolerancjoniści, którymi inni się posługują. 

  8. Vernon Roche, jeden z komentujących moje artykuły, napisał o mnie z dezaprobatą
    —-
    Pani Szaniawska potrzebuje bezpiecznej przestrzeni (safe space), w której będzie wolna od dezapropaty. 🙂
    ====
    A może racjonalnie jest przyznać, że tych emocji brakuje

    A może Pani Szaniawskiej marzy się jeszcze większy rozlew krwi…?
    Może by chciała nawoływać do odwetowych zamachów samobójczych?
    W tym na własnych ludzi (tak, jak muzułmanie zabijają innych muzułmanów w zamachach)?
    Wtedy na bank miała by emocje, których tak bardzo pragnie u wszystkich…
     

    1. „A może Pani Szaniawskiej marzy się jeszcze większy rozlew krwi…?
      Może by chciała nawoływać do odwetowych zamachów samobójczych?”

      Vernon_Roche – to nie jest tylko atak personalny na drugiego użytkownika portalu, ale insynuacja na pograniczu pomówienia (za co można do sądu). Proszę o znalezienie innej formy dla Pańskich polemik. 

      1. No ja nie mam marzeń o wywoływaniu emocji u ludzi. Wy ciągle o tym gadacie.
        A konsekwencje tego są zawsze takie, a nie inne. Myślicie, że co się stanie jak będzie takie rzeczy gadać?
        Sam Pan kiedyś napisał mi w odpowiedzi, że ludzie muszą zobaczyć, że wszędzie są faszyści, to wtedy się „obudzą”.
        Czy nawołujecie do mądrości i rozwagi, odpowiedzialności? Przecież nie.
        Ale spoko „poprawność polityczna” i bezpieczne przestrzenie są dobre wtedy gdy są wygodne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

pięć × pięć =