Czy języki narodowe mają coś wspólnego z charakterem narodowym? Wiele narodów chce wierzyć, że tak. Wielu łączy to przekonanie z osobistymi upodobaniami słuchowymi. Nie wiedzieć czemu w naszej epoce to drażliwy temat, dzisiaj każde porównywanie jest tłumione przez postmodernistycznych ćwierćinteligentów i poprawność polityczną czyli demokratyczną cenzurę. W mojej ulubionej epoce, w XVIII wieku było inaczej; nieustannie rozważano które języki są ładniejsze czy które nadają się do śpiewania. Wielu uważało, że języki słowiańskie nie nadają się do śpiewania – moim zdaniem mieli całkowitą rację, jedyny w miarę melodyjny język słowiański to rosyjski. Po polsku oczywiście śpiewam sobie czasem jako Polak, ale nie sądzę bym jako cudzoziemiec czuł impuls by to robić, nawet jeślibym uczył się polskiego. Znajomi cudzoziemcy znający polski nie śpiewają po polsku, ale może akurat znam takich a nie takich. Dla Mozarta język niemiecki był piękny, a francuski paskudny (pisał o śpiewaczkach, które drą się bez sensu na cały nos), Fryderyk II uważał odwrotnie. Obaj chwalili język, który lepiej znali. Czy tylko o to chodzi? Czhwalac jezyk chwalisz siebie jako jego użytkownika? Znamy to co lubimy, lubimy to co znamy – czy da się wyjść poza tą pułapkę intelektu ? Jeśli tak, a mam nadzieję, że tak to skąd się biorą te różnice w podejściu? Czy mają one jakieś przełożenie na narodowe cechy, jeśli jest coś takiego jak narodowe cechy (jeśli uznamy dominujący styl zachowania za narodowe cechy to tak).
Peter Burke, w książce: „Języki i społeczności w Europie wczesnonowożytnej” stworzył kopalnię informacji o rozwoju języków, stereotypach narodowych odnoszących się do języka, zapożyczeniach językowych, językach uniwersalnych różnych warstw społecznych, wielojęzycznych elitach, i o wybitnych osobach takich jak Orlando di Lasso czy książę Eugeniusz Sabaudzki, którzy przeskakiwali czasem nawet w jednym zdaniu z języka na język, gdyż dany język nadawał się bardziej do jednej dziedziny życia, a inny pasował lepiej do innej. Prof. Burke pokazuje na przykładach jak niemal każdy język bywał wychwalany ponad wszystkie inne przez mówiących w tym języku, i jak przypisywano językom moc zmiany sposobu myślenia i zachowania.
Wielu Francuzów, bo ta nacja szczególnie ma tendencję do uznawania własnego języka ex definitione za najpiękniejszy, uważało, że hiszpański dudni, niemiecki mruczy, włoski śpiewa, a tylko francuski „mówi”. Trudno o większy tupet, prawda? Przedstawię teraz moje subiektywne spojrzenie na kilka znanych mi języków, łącząc to z obiektywnymi informacjami o nich i próbując dociec, czy coś może wynikać z tych zestawień dla charakteru narodowego. Jest to – piszę z góry – raczej wstęp do dyskusji, niż jakaś wiedza tajemna więc proszę nie wyskakiwać mi potem z hejtem, żem rasista czy coś (choć pisze tu głównie o swojej rasie, a języki rasy nie znają) …
Język angielski – znając go uczestniczymy w kulturze Zachodu szerzej niż znając jakikolwiek inny, bo wszystko się dziś tłumaczy na angielski, a kultura anglosaska jest jedyną kultura ogólną Zachodu. Znając go mamy więc szerokie spojrzenie, zupełnie inaczej niż znając tylko np. węgierski. Język angielski łatwy w odmianie, skomplikowany w następstwie czasów, wymusza porządek organizacji dnia, za to ułatwia tworzenie piosenek, dzięki swojej prostej odmianie czasowników i tylko dwóch końcówkach, ułatwia tworzenie rymów. Już Voltaire zauważył, że po angielsku ludzie mówią głośniej i pewniej niż kiedy mówią (ci sami ludzie) w innych językach. Kojarzył to z wolnością, ale być może chodzi o to, że angielski bardziej „dudni” niż francuski; porównajcie dudnienie słowa wensleydale i cliniancourt… Angielski łączy w sobie wytworność francuskiego i dosadność języków germańskich. Brytyjski angielski z tymi mocnymi A i O jest bardziej błyskotliwy, amerykański bardziej spółgłoskowy – bardziej twardzielski. Ludzie nie znający angielskiego czują się nim osaczeni – takie mam wrażenie – i lubią mówić, że przypomina żucie kluch.
Język francuski – wytworny, ale dla mnie nieco dziwaczny z wielu względów. Fajne jest to, że zawsze wiesz jak wymówić, nie tak jak w angielskim, gdzie ktoś ci musi przeczytać, ale to rozróżnienie bardziej nosowych i innych „e” czy „o” są straszne. Czemu woda – EAU czyta się „O”? I skoro tak, to czemu nie pisać „O”? Czemy Beau a nie Bo, zresztą u Cajunów skrót od Beauregard to czasem Bo, a czasem Beau… Czymu nie czyta się połowy liter? Czemu nie piszemy silvouple ? Przecież fonicznie to ten sam efekt. Czy francuzi mają reputację lisów nie ze względu na to, ze pisownia i wymowa to dwa różne światy? Czy wszystko zawdzięcza się Talleyrandowi? Łatwość konstruowania zdań podrzędnych i to czytania… hmm czy dlatego mają reputację krętaczy? Francuski dla wielu brzmi niemęsko, cokolwiek to znaczy.
Język hiszpański i włoski – czytane z pełną energią, bez „podkręcania” ust. Hiszpański ma więcej pasji; porównajcie odczytanie słowa naturalmente w obu językach, po hiszpańsku to bardziej NNNATURALmente (szybko, potoczyście), po włosku natttuuuralMEEEENTeeeee (długo, rozwlekle), Hiszpan czasem kończy spółgłoską – Esta comida es naturaL, – Włoch nigdy, dlatego Włoch jaki się jako stary Hiszpan. Kultura włoska wydaje się bardziej gerontokratyczna, i faktycznie Włochy są gerontokracją, ale czy to dlatego? Potugalski jawi mi się jako wieśniacki dialekt hiszpańskiego, w wersji brazylijskiej jest przyjemniejszy akcentuje samogłoski jak w słowie Brasil (czyt. Brasiłł), w portugalskiej jest bardziej ostry – te wszystkie szry i dżry nieco drażnią.
Język niemiecki – mów ulubiony obok hiszpańskiego jest pełen elegancji i mocy (zawsze mam wrażenie, że jak ktoś coś powie po hiszpańsku i niemiecku to będzie to coś mądrego, bo tak dla mnie brzmi, oczywiście czasem się rozczarowuję), choć oczywiście fajnie by było gdyby było w nim więcej makaronizmów jak w XVIII wieku, byłby bardziej uniwersalny. A tak to czasem niektórzy (ja nie) łamią sobie język na umlautach. Znakomitym pomysłem są rzeczowniki pisane z dużej litery, ułatwia to zrozumienie tekstu, szkoda, że np. w angielskim ten zwyczaj nie przetrwał. Niemiecki język wymusza dyscyplinę nie tylko przez dokładnie określone następstwo czasów, ale jeszcze przez to, że w zdaniach podrzędnie złożonych czasownik drugiego zdania wędruje na koniec, dlatego Niemcy śmieją się ostatni – czekają na czasownik. Musi to poprawiać pamięć i wymuszać dyscyplinę, ale także osłabiać spontaniczność – Er hat gesagt, dass er da GEWESEN WAR.
Inne języki germańskie – niderlandzki, duński itd. mają podobnie, Holendrzy też mówią – hij zegt dat hij me leuk VIND. Szwedzki też tak ma – Han säger, att jag aldrig kommer (On powiedział, że nigdy nie przyjdę). Nie ma tych przestawień w trybie przypuszczającym – gdyby, gdyby – Hade jag inte haft livbojen så hade jag inte orkat. Co ciekawe tylko niemiecki ma trzy rodzaje, w językach skandynawskich i niderlandzkim dominuje rodzaj „ogólny”, który zastępuje męski i żeński jednocześnie, np. w niderlandzkim 90% wyrazów ma rodzajnik ogólny DE, a tylko 10% nijaki – HET. Języki germańskie podobnie jak włoski i hiszpański mają bardziej fantazyjne zdrobnienia niż angielski i francuski; het kopje, das Buchlein, la poltronina, el muchachito. Niderlandzki ma angielkkopodobne „L” jak w wyrazie Delft, i nie ma umlautów, a wiele wyrazów brzmi jak forma przejściowa z angielskiego do niemieckiego – np. WELKOM. Szwedzki i duński są podobne , ale duński połyka większość wyrazu, i np. Kongens Nytorv, miejsce w Kopenhadze, które Szwed pięknie przeczytałby KĄGENS NYTORW, Duńczyk czyta KĄGĘĘ NYĆIOR… Choć wolę radosnych Duńczyków od ponurych Szwedów w wielu dziedzinach, duński niestety brzmi dla mnie jak szwedzki pozbawiony cochones. Do nauki mniejszych języków germańskich zniechęca, to, że Skandynawowie i Holendrzy znakomicie zwykle znają angielski lub niemiecki.
Rosyjski to jedyny znany mi trochę język słowiański poza własnym, i tak jak nie lubię Rosjan, tak ich język uważam za bardzo atrakcyjny – dyplomatyczny to po ichniemu diplomaticzeskij – дипломатический – dyplomaticzeskije Maniowy, brzmi „cwaniej” inteligentniej niż nasze dyplomatyczne manewry. Te przeciągnięcia sprawiają wrażenie, że Rosjanie coś knują i są inteligentni, podczas gdy czeskie ciągłe stukanie do góry: Ano, WYnalazkavy itd., brzmi jakby ich IQ znajdowało się poniżej polskiego, tak jak rosyjski sposób wymowy brzmi wyżej. Nie chcę przez to powiedzieć, że mam Rosjan za geniuszy, a Czechów za idiotów, tylko oddać jak słyszę ich mowę i jakie skojarzenia to wywołuje. Ciągłe akcentowanie pierwszych sylab u Czechów sprawia łopatologiczne wrażenie, jakby się „zacięli”. Oczywiście nauka rosyjskiego bardziej popłaca; jest ich 10 razy tyle co Czechów, no i jest to język wielu ludzi także poza Rosją.
Czy ponieważ więcej ludzi uczy się rosyjskiego i niemieckiego niż czeskiego i niderlandzkiego możemy mówić, że te dwa późniejsze są dziwniejsze? Moim zdaniem nie, bo to przypadek, że języki mają taką czy inną sferę wpływów, gdyby Holandia zajęła więcej ziem niemieckich w średniowieczu, lub zdominowała Plattdeutsch, a Czechy nie przegrały pod Białą Górą w 1620, wszystko mogłoby wyglądać inaczej.
Węgierski, turecki, fiński, japoński, chiński to języki których – poza kilkoma wyrazami i zdaniami – po prostu nie znam, więc mogę powiedzieć tylko nieco o ich melodii. Węgierski, w którym Węgry to Madziarorszak a nasz kraj Lendzielorszak – jest mało melodyjny, aż dziw, ze należy do tej samej rodziny co fiński, w którym nawet „ile kosztują dwa piwa” mają swoją melodyjność – myta maksa kaksi oluta… Fińskie „dobrej podróży (po szwedzku trevlig resa, po niemiecku gute Reise) to hyvaa matka. Jak na ironię, to Wegrzy są obok Włochów najmniej poliglotycznym narodem w Europie, a Finowie jednym z najbardziej. Turecki brzmi ciekawie, na tle arabskiego i hebrajskiego świata dzwięków – ahhhatakkhhhhabaullahahhh tureckie dźwięki dzdrynbyndzymbzrym brzmią ciekawie i melodyjnie. Po turecku znam tylko jedno zdanie: Bakar my sy nys. Po japońsku i chińsku znam po kilka zwrotów jak oyesuminasai, sumimasen i ni hao. Japoński bardzo mi się podoba, przypomina mówiony półgębkiem włoski, jest potoczysty, chińskie języki jak mandaryński są tak sylabizujące, że z trudem wierzę, że tak da się mówić na co dzień; Japończyk mówi arakagatawanakasutury a Chińczyk: sian-chen-dziń-wa-la-siem-piem …
A co wy sądzicie ? Czy da się ocenić języki w oderwaniu od czasu, jaki zabrała nam nauka? W XIX wieku to francuski był językiem żołnierzy, a niemiecki – poetów – ile tu znacz historia. Czy fakt, że po rosyjsku powstało najwięcej propagandy, oznacza, że mamy mniej ufać temu językowi? Ciekaw jestem Waszej opinii.
Zanim odpowjemy na pytanie, dlaczego nie pisze siem „silvuple” zastanufmy śje pżes hfilę, czemó jednak nie piszemy „nuż w bżuhu”.
Język fiński od węgierskiego różni się tak bardzo, ponieważ oddzieliły się one od wspólnego praprzodka co najmniej kilka tysięcy lat temu. To jest dystans większy, niż ten, jaki dzieli język nowohebrajski i np. język akadyjski w dialekcie starobabilońskim. Optymiści twierdzą, że oba te języki mają jedno wspólne słowo (ale nie pamiętają jakie), a realiści, że nie ma żadnego.
Moim ulubionym językiem jest szwedzki, ponieważ przypomina on taki angielski w wersji lajt, tam gramatyki jest tak mało, że po pierwszym roku nauki właściwie nie wiadomo, czego się tu uczyć oprócz słówek. Dodatkowa korzyścią z nauki szwedzkiego jest to, że Polacy z jakiegoś niepojętego powodu uważają ten język za niesamowicie trudny i zawsze jak mówię w towarzystwie, że się uczę szwedzkiego to nadal jest to pewnie sensacja i wszystkich ogarnia nastrój jakiejś takiej niesamowitości.
😉
tak szwedzki jest fajny z wielu powodów zgadzam się. I ładny do tego. Mimo wszystko jednak vous i plait to jednak nie to samo co h czy ch… bo sylaby to nie to samo co pojedyncze dźwięki, nie mam nic do tego, że chat czyta się szat
We Włoszech gerontokracja jakby odpuszcza, premier Renzi ma 40 lat.
on tak , ale jeden Renzi wiosny nie czyni, no fa la primavera il solo Renzi
Polska pisownia też jest bezsensowna, no ale to w końcu księża układali reguły polskiej pisowni. Natomiast wydaje się sensowna pisownia chorwacka, tam chyba jest mniej pułapek ortograficznych. Trzeba się tylko nauczyć, że pisze się Zagreb, a nie Zagrep no i ewentualnie Umag a nie Umak 🙂
no to faktycznie lepiej, słabo znam serbskochrwatski więc… Pani zna?
Nie znam aczkolwiek nawet czytając nazwy miast w Chorwacji widać że ciężko tam popełnić błąd ortograficzny. Nawet Rijeka – mówi się „RiJeka” a nie „Rieka” . A my mamy Żeszuf, Krakuf, Wrocuaf, Ostruf, Rzmigrut, Tszebnicę, Guoguf, Wouf, Namysuf, Zompkowice, Szczelin, Kódowę, Dzierzoniuf, Kuocko, Bżeg, Grodkuf, Szczegom, Waubżyh, Chodziesz, Tórek, Miendzyhut, Gożuf, Wżesnię, Zaguruf itp. itd 🙂
Swietna lista hehe
Dzień dobry. Co oznacza, że nie lubi Pan Rosjan ?