Kuba. Życie i miłość na gorącej wyspie bezprawia

Wszystkim tym, których interesuje komunistyczny skansen i pomnik lewackiej głupoty jakim jest Kuba, polecam gorąco książkę: Lei Aschkenas: „Life and Love on an Illegal Island” (2005), czyli w wersji polskiej „To właśnie Kuba. Życie i miłość na gorącej wyspie bezprawia” (tłum. Tomasz Illg, Videograf II Katowice 2007). Książka jest zachwalana jako poruszająca opowieść młodej Amerykanki, która przybywa na Kubę na kurs językowy i pozostaje tu na dłużej. 

Trwałość reżymu jest zagadką, jedną z przyczyn może być izolacja wyspy o wiadomości z zewnątrz, drugą brak pomników i placów poświęconych Castro, co wyraźnie odróżnia Kubę od na przykład Rosji Stalina (s. 9). Mieszkańcy USA też niewiele wiedzą o Kubie; na przykład Castro przestał palić cygara na początku lat 80, i wymagał tego od swoich administratorów, oraz narodu, a Amerykanie nadal wyobrażają sobie Kubę w dymie cygar. Od 1992 roku nie wolno handlować tymi samymi okrętami z Kubą i USA (Toricelli Act).

Autorka, obywatelka USA, opisuje swój pobyt na wyspie w 2000 roku, czyli dwadzieścia lat po wielkiej fali imigrantów, która dotarła na Florydę. Pierwszym słowem jakiego się nauczyła na Kubie to sobornar (dawać łapówkę – s. 14). Na wyspie są trzy waluty; peso, dolar USA („fula” – głupek/dolar) i wymienne peso – ekwiwalent dolara (s. 15). Lea była zdegustowana przepaścią między snobistycznym hotelem, a warunkami, w których żyją tubylcy. Niektóre lokale są tylko dla turystów. Kubańczyk, w którym Lea z czasem się zakochała, Alfredo, starał się podchodzić do tego z godnością (s. 17). Gdy pierwszy raz rozmawiają obok camello – przepełnionego autobusu, policjant ją ostrzega przed wykorzystującymi cudzoziemki lokalnymi młodymi frantami (jineteros).

Filharmonia to jedyne miejsce z klimatyzacją, prócz hoteli dla turystów. Al;fredo jest dźwiękowcem w filharmonii, zarabia równowartość 15 $ miesięcznie. Bilet kosztuje 25 centów, jedna z nielicznych przyjemności dostępnych każdemu (s. 73). W każdy poniedziałek przerwy w dostawie prądu na 2-4 godzin (s. 111). Oferta księgarni to jedno wielkie wchodzenie do tylka Che i Fidelowi, plus nieco Dostojewskiego. Jedynymi amerykańskimi autorami, których Lea znalazła w księgarni są Edgar Poe i William Kennedy (s. 123). Kubańczycy z Hawany i miast w liczbie 100.000 wyruszyło w 1961 roku uczyć chłopów czytania, w Hawanie dziś wierzą, że Amerykanie straszyli wieśniaków tymi edukatorami, a nawet że co poniektórych CIA mordowała. Tak rodzi się polityczny cynizm – politica es sucia en todas partes (s. 126). Los Orishas to kubański zespół hiphop obecnie sławny w Europie, w USA. W 1994 roku przestano się uczyć rosyjskiego, na rzecz innych języków, niedostosowani popełniali samobójstwa (s. 135).

Kubańczycy lubią narzekać na Fidela cudzoziemcom. Tubylcy kupują w bodegas – sklepach na kartki, turyści w zwykłych negocios. Turystów o białej skórze pyta się o kraj pochodzenia zaczynając od krajów Europy, potem Ameryki Południowej, dopiero na końcu pytając o USA (s. 64). Turystów z USA jest bowiem niewielu. Kubańczycy udają na przykład agrentyński akcent by coś załatwić przez telefon sprawnie, bo turyści są traktowani serio (s. 66). Kubańczykom nie wolno przebywać w hotelach dla turystów. Wiele zwykłych kobiet oddaje się turystom za pomoc finansową lub bycie dla nich miłym, nie uważają tego za prostytucję (s. 67). Komplementy kubańskich mężczyzn to istny teatr zachwytu szczerego lub udawanego. Nie ma na Kubie przyjaciółek, są albo dziewczyny albo znajome kobiety (s. 86). Przyjaźń ludzi płci przeciwnej uważana jest za „wymysł Zachodu”. Kubańczycy są słabi z ekonomii, choć np. szefowie stancji muszą płacić podatek za każdy pokój, niezależnie czy są zajmowane czy nie, nie podwyższą czynszu (s. 143). Jak ktoś ich oświeca ekonomicznie, zdziwieni nazywają to kapitalistycznym myśleniem. Kubańczycy marzą o McDonald’s rejestrują wizyty krewnych w restauracjach w Rosji czy RFN (s. 218). Z amerykańskich komórek nie da się dzwonić na Kubę, a ze stacjonarnych na Kubie do USA też ciężko, głosy docierają z opóźnieniem (s. 222). Kubańczycy z Miami lubią udawać bogaczy wobec krewnych pozostałych na wyspie (s. 235). Kubańczycy marzą o Disney’u; Mickey to przezwisko człowieka w krzykliwym stroju, większość psów wabi się „Pluto” (s. 239). W 1961 roku Kubańczycy którzy dotarli do USA dostali o wiele większe prawa pobytowe niż inni Latynoamerykanie (s. 261).

Wielu ludzi nosi za małe lub za duże lub podarte czy poplamione ubrania (s. 21). Rezerw żywności nie ma, więc towary pojawiają się i znikają w tajemniczy sposób (s. 23). Fidel zapewnia darmową edukację i służbę zdrowia z podatków, reszta kuleje. W związku z epidemią AIDS na Haiti, wszyscy Kubańczycy byli badani na obecność wirusa HIV (s. 149). Opieka jest jednak tylko w szpitalach, po wypisaniu do domu znów trzeba bulić za większość leków (s. 198). Są taksówki klimatyzowane dla turystów, ale można też za pomocą kciuka coger una botella – czyli wezwać taksówkę z lat 50, rozklekotaną i bez klimy, ale 10 razy tańszą (s. 23). Jedynym luksusem większości mieszkańców są pañuelos – chusteczki higieniczne do wycierania co chwilę potu z czoła (s. 22). Na kubie jest tak samo niewiele papas (dań/papieży) jak w Watykanie – kubański dowcip. Kubańczycy nie pytają o Michaela Jacksona, lecz o naukę i medycynę w USA. Kubańczycy w większości lubią Amerykanów, ale nie chcieliby interwencji – ocenia autorka (s. 28). Ukryte kamery są wszędzie, na przykład w lampach, ale mieszkańcy zwykle wiedzą o nich (s. 30). Nikt nie wie gdzie mieszka Fidel. Rower jest dobrem luksusowym, czasem dosiadają go cztery osoby. Nie można go tak po prostu kupić w sklepie. Kubańczycy cenią darmową edukację i brak dużych rozbojów (bo co kraść jak nikt nic nie posiada) w jednej chwili, jednak za chwilę potrafią narzekać, że wyspa jest jak więzienie (nie można wyjeżdżać bez zezwolenia rządu). Seksizm jest zakazany – Hoy como siempre, Muher es Revolucion (s. 39). Maczyzm mocno przytępiony. Kobiety zabiera się na randkę na przykład do Muzeum Rewolucji. Rząd uczy mężczyzn pomagania w domu, prania, szycia i prasowania z kreskówek i piosenek: „Sabe lavar, sabe planchar, sabe coser, sabe cocinar. Mi casa, limpia y bonita. jQue maravilla es ese papa!” (s. 107). Rasizm ma się jednak dość dobrze. Fidel potrafi dla akcji politycznej zabrać busy ze stolicy by zrobić na przykład spęd w obronie Eliana Gonzalesa, więc niektorzy muszą wracać z pracy dwie godziny marszem (s. 54), kobiety mdleją na ulicach… Kubańczycy nie podróżują po wyspie z wyjątkiem okazji rodzinnych, hotele nieturystyczne są tylko dla ulubieńców reżymu; polityków, baseballistów, urzędników (s. 165). Kubańczycy biorą urlop kiedy szef im karze. Bez Castrów na Kubie będzie chaos – uważają wyspiarze (s. 171). prowincja żyje w przeszłości jeszcze bardziej niż Hawana; w Santiago wielki napis: Que se fortaleca y prospere la amistad sovietico-cubano (s. 173).

Aborcja i antykoncepcja na życzenie przy teoretycznym zakazie praktyk religijnych, i wielkim rozbuchaniu religijności (s. 43). Alfredo zajmował się już wszystkim, na przykład był robotnikiem, ochroniarzem, oraz … hodował gołębie do celów religijnych (s. 49). Pełno jest kapłanów (babalawo) afroamerykańskich religii. Wyspiarze są przesądni; wykapują kilka kropel rumu dla przebałagania afroamaerykańskiego boga Ellegguy (s. 17). W szpitalach są dobre warunki, i nawet dla cudzoziemców jest dobrze i tanio, lecz na codzień warunki sanitarne są złe. Trzeba używać gazet, gdy nie rzucą w sklepach papieru toaletowego (s. 363). Narzekanie to sport narodowy, jest zawsze śmietelnie poważne (s. 372).

Ostatecznie Alfredo zamieszkuje w USA dzięki wizie. Porównuje amerykański profesjonalizm, z jego brakiem na Kubie, uważa, że to ważniejsze niż podział socjalizm/kapitalizm (s. 390). Główne ulice z morzem samochodów w Los Angeles fascynowały go, zachwycały i przytłaczały (s. 396), dziwiło go, że firm particular jest o wiele więcej niż „del gobierno” – państwowych. Przerażało go to jak często dzwoni telefon w jej mieszkaniu (s. 399), tempo i skomplikowanie życiowe.

W 2002 roku Jimmy Carter pojechał na Kubę, jednak nadal każdy Kubańczyk jest nielegalny, aż dotrze do USA, tak jakby USA chciały pozbawić castro wszystkich pozostałych 11 mln poddanych, w 2004 roku Bush ograniczył swobodę Cuban Americans w odwiedzaniu krewnych na wyspie (s. 408). Poprzednio można było wyjeżdżać na 30 dni w roku z 3000 $, teraz 15 dni w trzy lata z 300$. Lea straciła tak kontakt z większością swoich kubańskich znajomych.

Oto co inny polski fascynat podróżami i egzotyką pisze o książce:

„…Lea z rozbrajającą szczerością opisuje wszystkie wątpliwości, jakie miała co do Alfreda, miłości pomiędzy osobami z tak różnych światów i wyspy, która ją oczarowała, a jednak życie na niej okazało się zbyt trudne, by pozostać. Wyobraźcie sobie młodą dziewczynę, obytą w świecie i Kubańczyka, który nie rozumie, czym jest kapitalizm i we własnym kraju jest traktowany gorzej niż turysta. Jak to jest być z osobą, która nie rozumie pojęć współczesnego świata? Czy taka miłość w ogóle jest możliwa? Książka powstała co prawda 15 lat temu, ale myślę, że wiele tematów w niej poruszonych nadal jest aktualnych: różne waluty dla miejscowych i turystów, pustki w sklepach, wszechobecna bieda, fatalne warunki sanitarne… Najgorszy jest jednak sposób, w jaki władza traktuje Kubańczyków. Nie może być tak by mieszkańcy byli traktowani gorzej od przyjezdnych. Turysta może wszystko, Kubańczyk nie może nic. Alfredo z rozrzewnieniem wspomina czasy dzieciństwa, gdy jeszcze mógł pojechać na wakacje na półwysep Varadero. A teraz? Jest to miesjce zakazane, dostępne tylko dla turystów i pracujących w hotelach Kubańczyków. Jak to jest czuć się dyskryminowanym we własnym kraju? To tylko jeden przykład z wielu, które Lea opisuje w swojej książce. I choć Alfredo z uśmiechem na twarzy mówi „Es Cuba”, Lea pomimo miłości do wyspy, nie potrafi zrozumieć niektórych jej absurdów. Zaczepiający na ulicach mężczyźni, ludzie wyciągający ręce po amerykańskie dolary, brak możliwości zrobienia zakupów przez kilka dni, bo nagle zamknięto wszystkie sklepy, karaluchy…”

http://prelittlemoments.blogspot.com/2015/10/to-wasnie-kuba-lea-aschkenas-czyli-moje.html

Nie udało mi się dotrzeć do informacji na temat tego czy Lea i Alfredo są nadal razem, czy nadal mieszkają w LA, i co sądzi ona o polityce Obamy, który dopiero co odnowił stosunki z Kubą, zerwane w 1961 roku. Jak na poczytną autorkę o Lei Ashkenas w necie jest niewiele. Oto wywiad jaki udało mi się znaleźć, nie jest jednak zbyt aktualny:

http://rolfpotts.com/writers/index.php?writer=Lea+Aschkenas

Co się zaś tyczy polityki Obamy wobec Kuby:

„…„Na krótką metę zwiększą się dochody Kuby z turystyki i dojdzie do rozluźnienia restrykcji finansowych, ale kraj może wciąż odczuwać wpływ kryzysu gospodarki Wenezueli. Na dłuższą metę skutki amerykańskiego otwarcia na Kubę zależeć będą od zdolności Hawany do rozwiązania strukturalnych problemów gospodarki i od tego, kiedy USA zniosą embargo. Rząd kubański prawdopodobnie będzie wprowadzać reformy stopniowo i selektywnie, twardo trzymając się jednocześnie swojej władzy politycznej” – czytamy na stronie internetowej Stratfor. W ostatnich latach Raul Castro, który przejął ster rządów od starszego brata, Fidela, znacznie zliberalizował gospodarkę, tworząc sektor prywatny – drobny biznes – w którym pracuje obecnie około pół miliona Kubańczyków. Rząd zezwolił obywatelom na podróżowanie za granicę, co poprzednio było przywilejem nielicznych, a zwiększony limit przekazów pieniężnych od rodzin w USA (do 2000 dolarów na kwartał) dodatkowo przyczynił się do poprawy ich poziomu życia. Administracja Obamy wezwała Kongres do zniesienia ponad 50-letniego embarga, argumentując, że w niczym nie osłabiło ono reżimu i dostarcza mu tylko uzasadnień niewydolności gospodarki. W miarę możliwości władzy wykonawczej w USA rząd stara się znosić wynikające z embarga ograniczenia. Nadal jednak Amerykanie nie mogą swobodnie podróżować na Kubę i inwestować tam kapitałów. Na uchyleniu ambarga zależy od lat amerykańskiemu biznesowi, który dostrzega na Kubie możliwości robienia interesów nie tylko w turystyce czy przemyśle wydobywczym (bogate złoża niklu), lecz i w takich branżach jak biotechnologia i farmaceutyka. Na razie robią je konkurenci z Kanady, Chin i Europy Zachodniej. Zwolennicy utrzymania embarga w USA powołują się na ustawy Kongresu, zgodnie z którymi można je znieść dopiero w odpowiedzi na wyraźne posunięcia Hawany w kierunku politycznego pluralizmu (jak utworzenie tymczasowego rządu z udziałem opozycji) i poszanowania praw człowieka. Reżim braci Castro nie sygnalizuje jednak gotowości do osłabienia monopolu władzy i dialogu z dysydentami, którzy nadal są szykanowani i nazywani agentami imperializmu. Na Kubie nie zanosi się na razie na Okrągły Stół. (System jest owocem miejscowej rewolucji – inaczej niż w Europie Środkowo-Wschodniej – w dodatku wspomaganej resentymentami wobec USA.) „Zmiany polityczne na Kubie nie nastąpią prędko. Jeżeli reżim przetrwał po rozpadzie ZSRR i upadku komunizmu w Europie, to przetrwa i teraz. Zmiany muszą nastąpić od wewnątrz systemu. Przed pluralizmem wielopartyjnym musi dojść do pluralizmu w partii komunistycznej. To możliwe, bo stara gwardia krytykuje Raula Castro za reformy. Większych zmian można oczekiwać dopiero od młodszego pokolenia kubańskich przywódców” – mówi Trinkunas. Ekspert Brookings Institution zwraca uwagę, że kubańskie elity, nawet niekoniecznie bezpośrednio związane z władzą, twierdzą, że „nie chcą tego, co stało się w Rosji po rozpadzie ZSRR”, ani kapitalizmu takiego jak w USA. „Kiedy się z nimi rozmawia, mówią, że modelem powinna być np. Kostaryka, która z prozachodnich krajów latynoamerykańskich najbardziej przypomina europejską socjaldemokrację” – mówi Trinkunas. Eksperci przyznają zarazem, że dotychczasowa polityka Hawany nie świadczy nawet o konsekwentnym wyborze „drogi chińskiej”, czyli daleko idących reform wolnorynkowych przy nienaruszalności systemu politycznego, jak czasem interpretuje się linię Raula Castro. Na Kubie nadal obowiązuje restrykcyjne prawo o bezpośrednich inwestycjach zagranicznych i system dwóch walut – peso wymienialnego i peso dla miejscowej ludności – co zniechęca zagraniczny biznes do lokowania tam kapitałów. Często działa tu prawdopodobnie obawa przed utratą kontroli nad społeczeństwem. Na propozycję usprawnienia internetu złożoną Kubie przez Google’a Hawana odpowiedziała, że krajowi wystarczą połączenia dial-up (liniami telefonicznymi). Według Trinkunasa do zniesienia embarga nie dojdzie na pewno przed wyborami w USA w 2016 roku. Opozycja wobec polityki Obamy w sprawie Kuby jest wciąż silna… Obamie zarzuca się, że rozluźniając restrykcje embarga „przedłużył tylko istnienie reżimu”. Krytykę wywołało niezaproszenie dysydentów na ceremonię otwarcia ambasady – potępił to m.in. w artykule redakcyjnym „Washington Post”. Krytycy uznali potraktowanie dysydentów za dowód lekceważenia przez prezydenta kwestii praw człowieka.
„W polityce USA wobec Kuby nie chodzi już o to, co jest dobre dla narodu kubańskiego. Chodzi o to, co będzie się podobało antyamerykańskiemu reżimowi, który od ponad 55 lat utrzymuje się u władzy za pomocą brutalnej siły” – napisał po normalizacji stosunków były asystent sekretarza stanu ds. Ameryki Łacińskiej w administracji prezydenta George’a W. Busha, Roger Noriega, obecnie ekspert w konserwatywnym American Enterprise Institute. Ekipa Obamy odpowiada na to, że dotychczasowa polityka izolacji Kuby nie przyniosła efektów, więc trzeba szukać alternatyw. W swym wystąpieniu w piątek Kerry mówił o prawach człowieka, sugerując, że Ameryka będzie wspierać kubańskich dysydentów. Tłumacząc fakt ich niezaproszenia na uroczystość w ambasadzie, wyjaśnił, że było to wydarzenie „między rządami”. Podobnie jak w przypadku dialogu z Iranem, Obama lekceważy kubańskich dysydentów, oceniając najwyraźniej, że nie są dość silni, aby być partnerami w rozgrywce z braćmi Castro. Zgodnie z zasadami realpolitik woli negocjować z reżimem, co wymaga ustępstw. Dokonał otwarcia na Kubę w nadziei, że rozmowy, wciąganie jej rządu do współpracy, wymiana międzyludzka doprowadzą do stopniowej erozji totalitarnego systemu…”.

Realpolitik Obamy wobec Kuby w nadziei na rozmiękczenie reżimu Castro

„…Czołowi Republikanie zapowiedzieli, że zamierzają użyć wszelkich możliwych środków, by zablokować jakiekolwiek zmiany w polityce Stanów Zjednoczonych wobec Kuby. Serwis „Politico” wymienia metody, które, teoretycznie, mogą zastosować Republikanie na forum Kongresu; według serwisu, wśród takich możliwości jest odmowa funduszy na otwarcie ambasady USA w Hawanie, zablokowanie, lub opóźnienie, nominacji dla kandydata na ambasadora, odrzucenie ustawy rozszerzającej możliwość podróży na Kubę lub zignorowanie wezwań Białego Domu do zniesienia embarga. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by zablokować przekazanie funduszy na otwarcie ambasady na Kubie – oświadczył Lindsey Graham – Normalizacja stosunków z Kubą to nieodpowiedni pomysł w nieodpowiednim czasie – dodał wpływowy Republikanin, cytowany przez serwis „TheHill”. Biały Dom, wsparty przez wielu ekspertów od prawa, oświadczył jednak, że prezydent dysponuje szerokimi uprawnieniami wykonawczymi dotyczącymi np. ograniczania restrykcji nakładanych na handel, transport czy usługi bankowe, nawet jeśli Kongres wyraziłby swój sprzeciw – także wobec kwestii otwarcia amerykańskiej ambasady na wyspie. Oświadczenie w takim duchu wygłosił rzecznik Białego Domu Josh Earnest podkreślając, że nie martwi się negatywnym stanowiskiem Partii Republikańskiej…”

http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/spor-w-usa-o-polityke-wobec-kuby-republikanie-chca-pokrzyzowac-plany-obamy/fnztm8

Osobiście myślę, że w tej sprawie nie ma idealnych rozwiązań, faktem jednak jest to, że skoro mimo upadku ZSRR, Kuba nadal trwa w dziwacznym, okrutnym i głupawym systemie, gdzie na każdym osiedlu funkcjonuje Komitet Obrony Rewolucji, choć mało kto w nią wierzy, świadczy o tym, że reżym braci Castro trzyma się mocno. Jest on moim zdaniem skuteczny psychologicznie; inwestując w filharmonie i medycynę, trzyma on przy sobie wierną garstkę intelektualistów, którzy przymykają oko, że poza muzyką i szpitalami właściwie nic na wyspie nie działa. Jest to skuteczne wobec wszystkich słabych umysłów, którzy przytłoczeni pędem współczesnego życia tęsknią do życia na wolnych obrotach, w zakłamaniu dziecięcego pokoju. Tania filharmonia i tapas zamiast drogiej i McDonald’s, państwo ekhm „wspierające kulturę”, takie głupotki nadal przemawiają do tysięcy intelektualistów także Europejskich. Przy okazji warto przypomnieć, że UE nie uznaje embarga nałożonego na Kubę, Kanada – uznaje. Pewnie dlatego socjalizm trwa. Jeśli ktoś utożsamia kapitalizm z Mc Donaldem, socjalizm z nauką, a jednocześnie nie zauważa tysięcy psów wabiących się Pluto, to jaki jest kontakt socjalistycznej wiezy z kości słoniowej z ludem, jaki był kontakt innych latynoamerykańskich myślicieli z Gabrielem Garcią Marquezem z prawdziwą Kubą, gdy popijał drinki z Fidelem? Przy okazji czy Kuba wydała dysydenta choćby na miarę Jerofiejewa lub Chena Guangchena? Może o kimś zapominam? Ayuda me y mi memoria…

Dlatego chyba dobrze, że Obama nie bierze pod uwagę dysydentów, nie mają oni w sobie wigoru dysydentów chinskich czy rosyjskich. Tymczasem Cuban Americans z Miami, głosują na republikanów (to jedyna latynoska grupa nie będąca za Demokratami) i są za podtrzymaniem embarga. Dziwne, prawda?

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

eighteen + 13 =