Lisiecki i Wrocławscy Filharmonicy

Po recenzji świetnej płyty z muzyką Brahmsa miałem okazję usłyszeć Wrocławskich Filharmoników na żywo i to mimo wirusa. 11 marca 2021 roku przyniósł potrójną radość melomanom. Nie dość, że NFM Filharmonia Wrocławska grali ze swoim dyrektorem artystycznym Giancarlo Guerrero, to jeszcze dawny gród Piastów odwiedził, ze swoim wielkim talentem, pianista Jan Lisiecki.

Koncert zaczął się od Cantus in memoriam Benjamin Britten  Arvo Pärta. Orkiestra zagrała to dzieło z wyjątkową subtelnością na wstępie, aby w końcu przejść do dramatycznych mroków zakończenia. Pärt w swoim Cantusie nawiązał do muzyki renesansowej, która inspirowała Brittena na równi z dziełami angielskiego baroku z Purcellem na czele. Muzycy bardzo ciekawie podkreślili tę wielowarstwową materię stylistyczną w utworze skądinąd bardzo minimalistycznym, jak to u estońskiego kompozytora bywa. Muszę przyznać, że zadumałem się głęboką nad kwestią czasu w sztuce. My przemijamy, zaś arcydzieła zostają, świadcząc czasem ponadczasowo o innych, odległych od nas ludziach, jak i o całych epokach, jakie ci ludzie współtworzyli. Tu zaś współczesny kompozytor żegnając się ze swoim neoklasycystycznym, starszym kolegą, sięgnął w głębie nieprzemijania znacznie dalej, zmuszając niejako odbiorców do refleksji również nad własnym istnieniem.

Jan Lisiecki / fot. Christoph Kostlin

Koncert fortepianowy Es-dur KV 482 Mozarta okazał się ponownie, jak przy każdym jego dobrym wykonaniu, odrębną kategorią muzyki ponad i poza czasowej. Mozart ze swoim światem muzycznych emocji, uczuć należących tylko do kosmosu abstrakcyjnej harmonii, odnalazł znakomitych ambasadorów w pianiście Janie Lisieckim i Wrocławskich Filharmonikach. O ile orkiestra pod batutą Guerrero grała szeroko, barwnie i uroczyście, o tyle fortepian był złocistym wcieleniem jakiejś zaczarowanej intymności, snów o cudownych ogrodach dzieciństwa. Ten piękny kontrast między orkiestrą a solistą zdominował całe wykonanie i miał zdolność całkowitego oderwania słuchacza od „tu i teraz”. Subtelne piana i wytworna retoryka pianisty świadczyły o tym, że stał się on jednym z najlepszych mozartowskich pianistów naszych czasów. A, jak twierdził stanowczo wielki Światosław Richter, pianistyka Mozarta to wielkie wyzwanie, którego nawet on się obawiał i dlatego sięgał po Haydna ku zdumieniu i radości melomanów. Równowagę i szlachetność pianistyki Mozarta potrafią oddać tylko nieliczni wśród wielkich pianistów i muszę przyznać, że byłem zaskoczony, iż Jan Lisiecki jest tak blisko ideału. Spodziewałem się wiele, otrzymałem jeszcze więcej!

Na koniec Serenada d-moll na instrumenty dęte, wiolonczelę i kontrabas op. 44 Antonina Dvořáka zagrali wybrani muzycy z orkiestry, wciąż jednak pod kuratelą Maestro Guerrery. I to było słychać, bowiem w przeciwieństwie do większości wykonań zespołów bez dyrygenta, ta Serenada imponowała całościowym rozplanowaniem wykonania i wysoką świadomością bardzo złożonej, Dworzakowej narracji.  Op.44 to niezwykłe dzieło. Ma fragmenty wyzywająco wręcz beztroskie i lekkie. Ale ma też momenty, kiedy nakładające się stylizowane tańce wydobywają z ciszy zupełnie nieoczekiwane barwy i emocje. W tym wykonaniu zarówno beztroska, jak i owe nagłe głębiny zarysowały się wyraziście i w pełni, pozostawiając mnie w kompletnej dezorientacji. Nie ma zaś nic cenniejszego, niż filozoficzna utrata kierunków, czyli moment, w którym można odkryć nową drogę. Znam melomanów, którzy zakochani w Brahmsie uważają Dworzaka za nieco rubaszny odprysk owego pomnikowego twórcy. Tymczasem, gdy Dworzaka zagra się naprawdę dobrze, co wcale nie jest łatwe, można znaleźć w nim zupełnie nieoczekiwane, inspirujące krainy. Filharmonikom Wrocławskim ta trudna sztuka udała się znakomicie i chyba po Brahmsie przyszedł czas na płytowego Dworzaka. Na Lisieckiego też oczywiście się nie obrażę, o ile Deutsche Grammophon pozwoli. Lisiecki to w końcu ich jedna z głównych gwiazd, czemu trudno się po tym koncercie dziwić…

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

One Reply to “Lisiecki i Wrocławscy Filharmonicy”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

four + one =