Karolina Korwin Piotrowska
Szanowna Pani,
po lekturze Pani tekstu Oszołomom mówmy STOP, ale mówmy mądrze chciałbym zadać Pani pytanie o to, czym są dla Pani media, czemu służą? I czym ma być dziennikarstwo polityczne i społeczne? Sądzę, że milcząco przyjmowane przez Panią poglądy rzucą sporo światła na koniec Pani tekstu, gdzie czytamy:
„A więc zanim stworzymy kolejną grupę na facebooku przeciwko czyimś niewątpliwie groźnym i kretyńskim wypowiedziom, zadajmy sobie pytanie dlaczego takie osoby są. jak na przykład Terlikowski czy Oko, zapraszane do mediów, jeśli nie dla swoich oryginalnych teorii. Odpowiedź jest boleśnie prosta: bo to Wy, Pan, Pani, społeczeństwo, kochacie oglądać jak oni bredzą. A media dają Wam to, czego chcecie. Proste?
Ja sobie powiedziałam jakiś czas temu, że kiedy obaj panowie pojawiają się w jakichkolwiek mediach, nie oglądam ich. Nie robię im oglądalności, klików czy lajków. Nie chcę ich oglądać, nie chcę słuchać ich teoryjek w mediach, a póki niczego nie można mi narzucić, mam wolną wolę. Mam pilota i nie waham się go używać. To jest moja prywatna wojna czego i wam życzę. Mądrej wojny. I myślenia o tym, co oglądam i dlaczego oraz kto, kiedy oglądam, czytam oraz „lajkuję”, na tym zarabia”.
Po pierwsze, nie zgadzam się z tym, że media tylko odpowiadają na potrzeby społeczne. Myślę, że struktura zależności jest kołowa – to znaczy, że także media kształtują potrzeby społeczne, uczą widzów określonego sposobu prowadzenia programów, kształtują – na poziomie emocjonalnym, a więc bardzo niebezpiecznym – stosunek widzów do świata. Nie zawsze sprawdza się tu także wolna wola – nie jesteśmy ekspertami we wszystkim, w wielu dziedzinach to media wyrabiają nasz pogląd na świat. Zazwyczaj najlepiej sprawdzają się tu osoby sprawne erystycznie – bo też erystykę promuje się w naszych mediach.
Po drugie, sądzę, że nie można traktować mediów jako niezłożonej całości. Inne reguły rządzą bowiem programem śniadaniowym, inne kabaretem, a inne dziennikarstwem politycznym i społecznym.
Szczególnie ostre kryteria powinny dotyczyć dziennikarstwa politycznego i społecznego. Pełni ono bowiem ważne funkcje społeczne. Nie wyobrażam sobie, żeby taki typ dziennikarstwa miał być uzależniony od lajkowalności, oglądalności czy innych plebiscytów. Jeśli tak jest (a chyba jest) oznacza to, że dziennikarz polityczny i społeczny nie spełnia swojej roli. Może być nawet niebezpieczny społecznie – kształtując stronniczy obraz rzeczywistości.
Elementarny kanon dziennikarskiej przyzwoitości opisuje Karta Etyczna Mediów”:
„Dziennikarze, wydawcy, producenci i nadawcy szanując niezbywalne prawo człowieka do prawdy, kierując się zasadą dobra wspólnego, świadomi roli mediów w życiu człowieka i społeczeństwa obywatelskiego przyjmują tę Kartę oraz deklarują, że w swojej pracy kierować się będą następującymi zasadami:
Zasadą prawdy – co znaczy, że dziennikarze, wydawcy, producenci i nadawcy dokładają wszelkich starań, aby przekazywane informacje były zgodne z prawdą, sumiennie i bez zniekształceń relacjonują fakty w ich właściwym kontekście, a w razie rozpowszechnienia błędnej informacji niezwłocznie dokonują sprostowania
Zasadą obiektywizmu – co znaczy, że autor przedstawia rzeczywistość niezależnie od swoich poglądów, rzetelnie relacjonuje różne punkty widzenia.
Zasadą oddzielania informacji od komentarza – co znaczy, że wypowiedź ma umożliwiać odbiorcy odróżnianie faktów od opinii i poglądów.
Zasadą uczciwości – co znaczy działanie w zgodzie z własnym sumieniem i dobrem odbiorcy, nieuleganie wpływom, nieprzekupność, odmowę działania niezgodnego z przekonaniami.
Zasadą szacunku i tolerancji – czyli poszanowania ludzkiej godności, praw dóbr osobistych, a szczególnie prywatności i dobrego imienia.
Zasadą pierwszeństwa dobra odbiorcy – co znaczy, że podstawowe prawa czytelników, widzów, słuchaczy są nadrzędne wobec interesów redakcji, dziennikarzy, wydawców, producentów i nadawców.
Zasadą wolności i odpowiedzialności – co znaczy, że wolność mediów nakłada na dziennikarzy, wydawców, producentów, nadawców odpowiedzialność za treść i formę przekazu oraz wynikające z nich konsekwencje”.
Podejmuje ona niektóre zapisy Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej i prawa międzynarodowego.
W artykule 47 Konstytucji czytamy:
„Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz decydowania o swoim życiu osobistym”.
Trybunał Konstytucyjny z kolei wyjaśnia, że „„Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz decydowania o swoim życiu osobistym”.
Konstytucja gwarantuje także obywatelom wolność światopoglądową. W Kodeksie Karnym znajdujemy dwa ważne artykuły
256. Kto publicznie […] nawołuje do nienawiści na tle różnic
narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ZE WZGLĘDU NA
BEZWYZNANIOWOŚĆ, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia
wolności do lat 2.257. Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z
powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej ALBO Z
POWODU JEJ BEZWYZNANIOWOŚCI lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną
innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Nigdzie nie znalazłem informacji, by obowiązywanie tych norm zależne jest od lajkowalności, oglądalności czy oczekiwań społecznych.
Wystarczy spojrzeć na wypowiedzi Dariusza Oko, które przytacza Pani w swoim artykule, żeby zobaczyć, że stoją one w jaskrawej sprzeczności ze wszystkimi regułami wyłożonymi wyżej. Oko lży ateistów czy mniejszości seksualne. Posługuje się językiem nienawiści, często gęsto perwersyjnie wulgarnym. Głosi poglądy niezgodne ze stanem wiedzy współczesnej medycyny (WHO, Polskie Towarzystwo Seksuologiczne). Rozstrzyga kwestie dyskusyjne, odmienne stanowiska traktując jako groźne ideologie. Zajmuje się życiem intymnym ludzi, mając w nosie swój brak uczciwości, wulgarność i prawną ochronę prywatności (jasne, inteligentnie mówi o gejach w ogóle, a nie o konkretnych osobach).
Nie sądzę zatem, by inkryminowanie jego obecności w mediach było niewłaściwe. Niemniej najbardziej odpowiedzialnym za sytuację są zapraszający go dziennikarze, na przykład Monika Olejnik. Na niej spoczywa bowiem obowiązek omawiania tematów w przestrzegających reguł dziennikarskiego etosu. A także dobór ekspertów. Proszę mi choćby wyjaśnić, dlaczego w debacie o ustawie o in vitro ekspertem był właśnie Dariusz Oko. Nie jest politykiem, nie miał więc udziały w procesie legislacyjnym. Nie jest także bioetykiem. Nawet jeśli uznamy, że głos Kościoła rzymsko-katolickiego (a dlaczego nie prawosławnego? Albo wspólnot protestanckich czy muzułmanów?) jest w tej kwestii ważny, w studio winien zjawić się ekspert znający się na danej dziedzinie. Choćby S. prof. Barbara Chyrowicz.
To smutne, że odbiorca musi przypominać dziennikarzowi o spoczywającej na nim odpowiedzialności. I o tym, że dziennikarstwo ma swoje reguły gry.
Nie ma też powodów, by bronić dziennikarskie patologie zasłaniając się oczekiwaniem odbiorcy i domniemaną wolną wolą.
Z szacunkiem,
Marcin Bogusławski
Obawiam się, że kryterium oglądalności dopóty będzie przeważać, dopóki audycja musi się sfinansować z reklam. A oglądalność zapewni tylko (przepraszam) mordobicie.
Drugi problem (też chyba wynikający z oglądalności) to szybkie tempo obecnych mediów. Audycje są krótkie i dyskutanci mają mało czasu na wypowiadanie swych racji, co zmusza do sprowadzania ich do prostych haseł – możliwie mocnych i dosadnych. Miałem raz okazję słuchać Terlikowskiego w dłuższej debacie na jednej z uczelni i wyglądało to inaczej niż zwykle w TV.
Ciekawe, że w przestrzeni radiowej takie coś jest osiągalne (nawet w mediach komercyjnych, jak TOKFM)
.
Zwracam jeszcze uwagę na fakt, że o jakości dyskusji decydują obie strony. Ja wolałbym posłuchać godzinnej rozmowy np. Chyrowicz vs Płatek, zamiast 15-minutowej pyskówki Oko vs. Senyszyn. Szkoda że pani Korwin-Piotrowska i pan Bogusławski zdiagnozowali problem jednostronnie.
Na dyskusję Chyrowicz-Płatek piszę się z chęcią! Tylko, kto ją zrobi!
Moje uwagi dotyczą, oczywiście, wszystkich stron dyskusji. Ale reagując na cudzy tekst, reaguję na to, co tam stoi. No i na akcję oddolną na FB, która dotyczy konkretnych osób.
Pozdrawiam serdecznie!
kto ją zrobi?
A może racjonalista.tv ?
Bo póki co ten kanał to takie bardziej RM a rebours…
Bez przesady Panie Tomku – są tu bardzo różne opinie. Nawet nie sami ateiści do nas piszą. Oczywiście chętnie zrobilibyśmy taką dyskusję, gdyby uczestnicy się zgodzili dla nas wystąpić.
a w RM występują ateiści (np. prof. Wolniewicz)
A to sobie ateistę wybrali… 😉
Profesora Wolniewicza od dłuższego czasu (parę lat?) na antenie RM już nie słychać.
teiści pojawiający się w racjonalista.tv też nie należą do sztampowych….
Ale są mili. Nie chcą zatapiać barek z imigrantami jak Wolniewicz…
przynajmniej poznajemy różne oblicza ateizmu
Wolniewicz to przede wszystkim facet, za którego polskie środowisko filozoficzne powinno się wstydzić. Jego wywody o transplantacji jako kanibalizmie czy ksenofobia są kompromitujące. Także jeśli chodzi o uzasadnienie. Próba wmówienia ludziom, że obecność Wolniewicza w RM to pluralizm jest żenująca. To dęcie w te same dudy, co świadczy o tym, że RM jest w stanie dogadać się z każdym, kto śpiewa na tę samą nutę.
No tak.
Ale z tych samych powodów trudno uznać np. wywiad z ultra odlecianym mistykiem K.Pieczyńskim w racjonalista.tv za przejaw pluralizmu, gdyż został on zaproszony do wypowiedzi tylko i wyłącznie dlatego, że pomstował na Kościół Katolicki – czyli z uwagi na programowe dęcie w dudy antyklerykalizmu.
Tacy ludzie jak Kurski, Oko czy Korwin są zapraszani przez dziennikarzy do różnych programów, po to by podnieść oglądalność. Bo pozom i kompetencje jakie przedstawiają w/w są raczej mikre, chodzi więc o to ”żeby się działo”.Mogli by zapraszać ludzi kompetentnych, ale boją się spadku oglądalności. Tak więc wybierają komercje i ”widowisko”. To oni są tymi którzy dokonują wyboru a nie ”lud”. Licz się kasa a nie jakaś tam ”misja”.
Faktem jest, że media kreują odbiorcę i mogą go nauczyć oglądać bardziej merytoryczne programy publicystyczne. Przykładem są seriale – stały się obecnie dużo bardziej wyrafinowane niż 20 lat temu. I choć trzeba czasem wysiłku, aby zrozumieć klimat i fabułę, widzów nie brakuje. Zatem media mogą kreować ambitniejsze oczekiwania odbiorców.
Hi hi, zabawne. I nudne!
Wypowiada się kilka osób i wszystkie mają rację. Z K. Korwin – Piotrowską i M. Bogusławskim na czele.
1. Potrzeby motłochu wpływają na media.
2. Media wpływają na potrzeby motłochu.
3. Nieoglądanie i niekomentowanie wyczynów Oka czy Terlikowskiego spowodowałoby ich powolne zniknięcie.
4. Ludzie chcą Oka i Terlikowskiego (nawet ich wrogowie>sam na to choruję trochę).
5. Oko i inni łamią prawo lżąc, nawołując do nienawiści i faszyzując.
6. Nie ma atmosfery społecznej, aby ścigać tych typów, a zatem żadnemu prokuratorowi nie przyjdzie do głowy tym się zająć.
7. Media, które ośmieliłyby się zamknąć drzwi dla tych bydlaków, z miejsca stałyby się „stronnicze”, nie wspominając o spadku zysków, związanym z brakiem jatki.
8. Poziom dziennikarstwa większości naszych gwiazd, sprzyja patologiom.
9. Fantastycznie by było, gdyby tv pełna była mądrych programów, w których mądrze dyskutowaliby mądrzy ludzie.
10. Jeśli nie dostanę od Was miliarda złotych na początek, a potem po 200 mln co miesiąc – nie będziecie mieli medium z Waszych marzeń.
Media nie służą rozwojowi intelektualnego, mają być tubą propagandy państwowej, dostarczać prostej rozrywki, wpływy z reklam i zwiększanie oglądalności przez poszukiwanie sensacji, zniekształcanie, przekłamywanie wydarzeń.
Dzisiaj jest mało programów popularno-naukowych.
Jest zależność – badanie popularności programów i gustów telewidzów i zaspokajanie tych potrzeb.
Może rządzący chcą, aby media ogłupiały ludzi?
Najbardziej w tej całej sprawie rozbawiła mnie sama autorka, która nie dość, że w porównaniu z księdzem profesorem Oko obraża i wyszydza konkretnych ludzi z imienia i nazwiska (np. posła Godsona), czy celebrytów (to jednak też ludzie!), to jej osiągnięcia dziennikarskie (i inne, włącznie z osobistym doświadczeniem rodzinnym) są marniutkie (podobnie jak jej kultura osobista).
PS. Podejrzewam, że Pan Bogusławski jest gejem, stąd Jego obiektywizm w „tym temacie” jest mocno wątpliwy.
A co ma do rzeczy moja orientacja seksualna. Owszem, jestem gejem. I nie czuję się związany z Krk. To, jak sobie ureguluję naukę w ramach Kościoła – jego sprawa. Ale nijak nie ma się to do in vitro czy ateistów (nie jestem ateistą). I do wulgarnego języka oraz przeinaczeń x. Oko. Nikt nie ma prawa znieważać nikogo. A Oko prowadzi taką kampanię dzięki mediom, które uwielbiają wojenki.
Dziwnie, że Pan nie widzi róznicy, między obrzucaniem ludzi błotem a wysuwaniem argumentów. Przywołałem w tekśćie Chyrowicz – nie zgadzam się z nią w olbrzymiej liczbie kwestii, a jednocześnie bardzo cenię jako naukowca. I dyskusji z nią wysłucham zawsze chętnie. Chyba nie wynika to z mojej orientacji? W końcu do Oko powinienem mieć większą słabość…
Jak już napisałem, najbardziej mnie bawią wielcy oburzeni, którzy kulturą osobistą sami nie grzeszą, a chcą wiele pouczać innych – a Korwin-Piotrowską czy np. prof. Hartmana do takich ludzi zaliczam. Rzekomym „problemem” w tym przypadku nie jest wcale styl, tylko różnica poglądów, ot co – pozdrawiam.