Mieliśmy mieć koncert Rudolfa Buchbindera i Christopha Eschenbacha poświęcony Beethovenowi. Niestety, okazało się, że kolejny koncert szefa artystycznego Wrocławskich Filharmoników odbył się bez jego udziału. Zmienił się też pianista. Zamiast najsłynniejszego Beethovenisty naszych czasów wystąpił młody pianista Fabian Müller, opisywany w Internecie jako wschodząca gwiazda pianistyki niemieckiej, zdobywca pięciu nagród Międzynarodowego Konkursu Muzycznego ARD w Monachium w 2017 roku. A ja kupiłem już do podpisywania komplet sonat Beethovena dla Sony zrealizowany przez Rudolfa Buchbindera. Kiedyś wydawał mi się trochę sztywny w swojej grze w stosunku do największych Beethovenistów poprzednich pokoleń, do Gilelsa, Arraua, Serkina czy Brendela. Jednak miło było posłuchać świetnych interpretacji sonat Beethovena w nagraniach z okolic roku 2011, a nie z lat 60. Po dużej porcji pianistyki związanej jeszcze z Konkursem Chopinowskim, który miał bardzo wysoki poziom, doceniłem jednakże bardziej kunszt pianistyczny Buchbindera.
Lecz Rudolf Buchbinder nie przyjechał, moje płytki Sony pozostały bez jego autografu, którym chwaliłem się już z wyprzedzeniem. Widać austriacki pianista miał kontrakt na koncerty z Maestro Eschenbachem, nie zaś z każdym dyrygentem w zastępstwie.
Dlatego w piątkowy wieczór (5.12.2025) w Sali Głównej NFM dużo było wolnych miejsc. Fabianowi Müllerowi towarzyszył w V Koncercie fortepianowym dyrygent hiszpański Andrés Salado, który po przerwie wykonał też II Symfonię ojca muzycznego romantyzmu.

Ja postanowiłem przybyć na koncert. Posłuchałem wcześniej nagrań Fabiana Müllera dostępnych na Tidalu. Nie było ich dużo, część zresztą była poświęcona współpracy z tajwańskim kompozytorem, co mnie ucieszyło, gdyż jestem wielkim zwolennikiem niepodległego Tajwanu, prawdziwej, nie czerwonej, Republiki Chińskiej. Niezależnie od tego mam już trochę nagrań kompozytorów tajwańskich (mam tam rodzinę) i uważam, że jeszcze nie osiągnęli oni pełnej dojrzałości twórczej. Dlatego skupiłem się na płycie z utworami Schuberta nagranej przez Fabiana Müllera dla Berlin Classics/Edel. To dosyć tanie wydawnictwo, jednak mają całkiem niezłe nagrania od strony poziomu artystycznego grających na nich muzyków. Schubert Müllera okazał się nieco ciężki w brzmieniu, trochę „drewniany”, jednak miał w sobie też intrygującą taneczność, przez co myślałem, że Fabian Müller jest Austriakiem, podobnie jak Rudolf Buchbinder. Jednak nie, okazało się, że jest Niemcem i to z Bonn, miasta Beethovena. Ta intrygująca taneczność i śpiewność Müllerowskiego Schuberta sprawiła, że chętnie poszedłem na koncert.

Kusił mnie też V Koncert fortepianowy, nazwany przez wydawcę „Cesarskim”. Nazwa jest zasadna. W żadnym innym koncercie Beethoven aż tak śmiało nie bawi się przestrzenią, nie staje się aż tak rewolucyjnym architektem. V Koncert to brama do romantyzmu, ale też do elementów w muzyce klasycznej, które nie zostały jeszcze odkryte. Może dopiero jakiś styl muzyczny w XXIII wieku będzie można nazwać „cesarskim konstruktywizmem” od tego koncertu? Podobne spojrzenie w geometryczne dale cechuje też Koncert skrzypcowy Beethovena, arcydzieło absolutnie wyjątkowe w repertuarze skrzypcowym, najlepsze z najlepszych.
Fabian Müller zagrał Piąty we właściwym tempie, czyli nie za szybko. Gonienia w koncertach fortepianowych Beethovena nie mogę wybaczyć na przykład Serkinowi. W dużej skali było to zatem wykonanie znakomite. Obok tego pianista wprowadził też trochę własnych pomysłów na wychodzenie i wchodzenie do oceanu abstrakcyjnych biegników i akordów, które w tym koncercie pełnią funkcję gzymsów i ryzalitów, mamy tu przecież zupełnie wyjątkową w świecie muzyki architektoniczność. Dźwięk Müllera nie był już drewniany, jak momentami w Schubercie dla Berliner Classics, jednak przydałoby się większe jego zróżnicowanie. Pojawiło się też trochę potknięć w pasażach, zaskakujących, gdyż ogólnie od strony technicznej Fabian Müller reprezentował budzącą zaufanie swobodę. Ogólnie była to ciekawa interpretacja pozwalająca delektować się arcydziełem Beethovena. Na bis była kołysanka Brahmsa op.49 nr 4, zagrana impresyjnie i nastrojowo, bardzo pięknie. Brahmsowi pianista poświęcił też część swoje niedawno wydanej płyty.
Osieroceni przez Eschenbacha Wrocławscy Filharmonicy mieli przez cały koncert drobne problemy z precyzyjnych wchodzeniem sekcji orkiestry. Jednak po mikrosekundach lekkiego chaosu grali znakomicie, w czym była też wielka zasługa dyrygenta Andrésa Salado. Partia orkiestrowa w koncercie zagrana została bardzo dobrze, ale nie porywająco.
Inaczej było z II Symfonią. Andrés Salado przypomniał nam, że to też arcydzieło, że nie można umieszczać go w gęstym cieniu kolejnych siedmiu symfonii. Ba! Pomyślałem nawet, że również styl wczesnego Beethovena miał w sobie genialne elementy, które musiały przeminąć na rzecz późniejszych stylistyk – romantycznej i metafizyczno – futurystycznej. Do stylistyki romantycznej należą środkowe utwory Geniusza, zaś do tej ostatniej IX Symfonia, Missa Solemnis, ostatnie sonaty fortepianowe i ostatnie kwartety smyczkowe. Missy Solemnis i IX Symfonii jeszcze nie rozumiemy, nawiązujemy do nich od 200 lat, ale wciąż toczy się odkrywanie tych zdumiewających arcydzieł. Jednak przechodząc do kolejnej stylistyki Beethoven musiał też rezygnować z elementów stylistyk dawniejszych. Szedł do przodu, był coraz wspanialszy, jednak część świetnych wynalazków muzycznych zostawała na dawnym brzegu. Do tej pory nie sądziłem, że wczesny Beethoven to też takie zapomniane, jedyne w swoim rodzaju skarby.
Andrés Salado przekonał mnie, że tak jest. Byłem zdumiony. Nie spodziewałem się po koncercie „w zastępstwie” aż takich odkryć. A jednak! Dzięki niemu II Symfonia brzmiała zupełnie naturalnie, nie była przyczepiona do stylistyki Haydna, nie była też grana aby grać, jak traktują ją nawet wybitni dyrygenci. Nie, to był zupełnie odrębny świat i byłem zachwycony. Dlatego muszę napisać parę słów o Andrésie Salado.

Fragment strony dyrygenta
Salado urodził się w Madrycie w 1983 roku i rozpoczął naukę gry na fortepianie, skrzypcach i flecie barokowym, ostatecznie decydując się na specjalizację w grze na perkusji, którą uzyskał w Królewskim Konserwatorium Muzycznym w Madrycie. Później, zafascynowany orkiestrowym brzmieniem, które słyszał podczas licznych występów, zarówno jako współpracownik, jak i członek orkiestr takich jak Joven Orquesta de la Comunidad de Madrid, Joven Orquesta Nacional de España czy Orquesta de la Comunidad de Madrid, rozpoczął naukę dyrygentury orkiestrowej. Uczył się u mistrzów Miguela Romei, Petera Rundella, Jormy Panuli, Sandro Gorliego, Petera Gülke, Petera Eötvösa i Antoniego Rosa Marbà. Od tego czasu dyrygował wieloma czołowymi orkiestrami hiszpańskimi, a także orkiestrami młodzieżowymi z Galicji, Sewilli, Comunidad de Madrid, JONDE i Orquesta Joven de Extremadura, której jest głównym dyrygentem i dyrektorem artystycznym. Poza Hiszpanią dyrygował ważnymi zespołami: w Meksyku, Kostaryce, Portugalii, Austrii i Szwajcarii.
W sieci nie ma niezależnych nagrań Salado, jest obecny tylko na jakichś zbiorczych płytach. Tym niemniej ta II Symfonia to było coś!




