Moja najnowsza książka, ósma z kolei (lub siódma bo jedna z nich – o Holandii jest w dwóch wersjach językowych), lecz pierwsza traktująca nie tylko o XVII i XVIII wieku, ale przede wszystkim o XIX, XX wieku i czasach obecnych, oraz pierwsza obdarzona patronatem PSR, właśnie została wydana. Z przyjemnością wklejam tu fragment tekstu ze wstępu, bo całości ze względów handlowych wkleić niepodobna.
Niniejsza książka powstała w związku z cyklem wykładów na temat kontaktów kulturowych i politycznych Zachodu z Chinami i Japonią, jakie wygłaszałem w latach 2012-2014 na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu i. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W założeniu ma stanowić swego rodzaju kompendium i pomoc naukową dla podobnych przedsięwzięć akademickich. Cywilizacja Zachodu dominuje w świecie od około 500 lat, co zawdzięcza m.in. chronologicznej zbieżności europejskiego renesansu, rewolucji naukowej XVII-XVIII wieku i oświecenia z chińską cywilizacyjną „drzemką”, i japońską izolacjonizmem, które dały o sobie znać w XV i XVI wieku, tj. mniej więcej wtedy, gdy Europę ogarnęła gorączka odkryć geograficznych i kapitalizmu.
Japonia, i Chiny obudziły się w II połowie XX wieku z letargu, co zmusiło Zachód do niechętnego uznania, że nie jest on jedynym rejonem świata, w którym dzieje się coś ważnego. Zaczęliśmy sobie przypominać, że II wojna światowa zaczęła i skończyła się w Azji (1933-1945), albo, że pierestrojka Gorbaczowa była rezultatem chińskich wydarzeń roku 1989. O tych wydarzeniach będzie mowa w pracy. Chińczycy cieszyli się gdy na pierwsze demonstracje demokratyczne 1989 roku władze NRD reagowały ostro, bo to czyniło ich jednymi wśród wielu tyranów ( już w październiku mieli się srogo zawieźć; wtedy bowiem wielka demonstracja w Lipsku totalnie sparaliżowała władze komunistycznych Niemiec). Mylą się więc ci autorzy jak R. Pyffel, którzy głoszą, że „rola Chin w obaleniu ZSRR była żadna” . Zresztą autor ten zauważa przecież izolację ZSRR ze strony Chin, gdy pisze o tym, że wiedza Chińczyków o Polsce datuje się do roku 1980 (Bońka i Grubby), a wiec do obopólnej blokady informacyjnej obu komunistycznych gigantów . Warto też zwrócić uwagę na kategoryczny sprzeciw ChRL wobec potencjalnej interwencji zbrojnej ZSRR w naszym kraju po 13 grudnia 1981 roku. Wobec sankcji nałożonych wówczas na PRL przez administrację Ronalda Reagana, strona chińska udzieliła Polsce znacznej pomocy finansowej.
Chiny i Japonia charakteryzuje silny sino- i japonocentryzm. Chiny w przeszłości nie zawierały sojuszów, musiałyby bowiem uznać inne państwa za równorzędne siły; odrzucały propozycje anty-arabskich sojuszy wysuwane przez Bizancjum i Persję, potem żałowały, gdy pochód islamu przerwał linie komunikacji handlowej z Zachodem . Jednocześnie jednak Chiny i powiązana z nimi kulturowo Japonia są bodaj jedynymi kręgami kulturowymi, do których Europa i cały Zachód sięga nie jako przykładu zacofania, lecz by się czegoś nauczyć. Ta „równorzędność” cywilizacji „sokratejskiej” i „konfucjańskiej” jest uderzająca i fascynująca, stąd nie brak naukowych opracowań poświęconych podobieństwom i różnicom między nimi. Nie natknąłem się jednak, na żadną zgrabną syntezę, która obejmowałaby jednocześnie politykę, kulturę, i stereotypy w jednej chronologicznej narracji, stąd postanowiłam sam taką napisać, eksponując znaczenie tytułowych „nieporozumień” między obu cywilizacjami. Dwie tylko cywilizacje wybiły się na filozofię; sokratejska i konfucjańska. Bez pierwiastka wolnomyślicielsko-filozoficznego trudno mówić o cywilizacji. Może w ogóle istnieją tylko dwie cywilizacje? O ile, nie uznamy, iż istnieje tylko jedna – ludzka.
Chińska niezależna linia ewolucji filozofii i nauki wzbudzała w Europie na przemian konsternację i zachwyt, z wzajemnością. Raz cieszono się w Paryżu i w Pekinie, że nie jesteśmy już sami z naszą cywilizacją w morzu barbarzyństwa, innym razem martwiono się, że ta druga cywilizacja zanadto rośnie w siłę, lub, że jest zbyt dziwna czy obrazoburcza dla nas, z perspektywy Pekinu i Tokio sytuacja wyglądała podobnie. Chiny są rejonem mocno wydzielonym geograficznie (pasma górskie, morza, mongolskie stepy), stąd też ich cywilizacja przyjmuje specyficzne czysto chińskie formy, oczywiste dla Chińczyków, egzotyczne dla obcych. Obecnie my, ludzie Zachodu, znajdujemy się w momencie, kiedy Chiny dołączają do klubu państw rozwiniętych gospodarczo i to wzbudza nasz niepokój, tym bardziej, że nigdy do końca nie zrozumieliśmy chińskiego sposobu myślenia. Stąd przypisujemy np. Chinom nasze skłonności misjonarsko-kolonizacyjne, i obawiamy się własnego fantoma. Chiny z kolei boją się być brane zbyt serio przez Zachód, którego również się boją, i którego nacisk czują. Jeszcze dwie-trzy dekady temu podobnie było z Zachodem i Japonią, choć mniejszy ciężar demograficzny Japonii, wzbudzał nieco mniejsze obawy, nigdy jednak nie zrozumieliśmy do końca Japończyków, stąd np. obawy, czy Japończycy nie zerwą z USA i nie poprą Chin w ich ewentualnym (na razie mało prawdopodobnym, wbrew szukającym sensacji dziennikarzom) konflikcie z Zachodem.
W naszym zachodnim spojrzeniu na Japonię i Chiny dominują rozmaite kalki kulturowe, np. manicheizm (świat jako arena walki dobra ze złem).
Przyglądając się od stuleci dwóm najpotężniejszym krajom Azji Wschodniej zawsze typujemy „wroga” i „przyjaciela”. W XVI i XVII wieku Chiny fascynowały, a Japonia była nieznana i mniej obiecująca. W XVII i XVIII wieku Chiny były stawiane za wzór moralny zarówno przez jezuitów, jak i świeckich filozofów oświecenia. Pod koniec XVIII wieku okazało się, że Chiny nie są ani tak chrześcijańskie, ani tak oświecone jakby Zachód chciał, lecz zacofane i wrogie zachodnim wpływom, więc rozpoczęła się sinofobia, kontrastująca z podziwem dla japońskiej westernizacji rozpoczętej w latach 60. XIX wieku. Zachód kibicuje Japonii do lat 30. XX wieku, kiedy zaczyna się wydawać zbyt ambitna i groźna, wtedy zaczyna wspierać Chiny, co trwa do lat 50, kiedy tym złym znów są Chiny, a dobrym – Japonia. W latach 70. i 80. mamy odprężenie z Chinami, które zaczynają się nam kojarzyć znowu pozytywnie, bo przypominamy sobie o ich kulturze, a zapominamy o polityce, za to boimy się rozkrzyczanej biznesowej Japonii, która miała „wykupić” Zachód . Japonia prześcignęła Zachód w niektórych dziedzinach; na przykład pod względem bezpieczeństwa. Już w latach 80. Dochodziło tam 5 razy rzadziej do przestępstw niż w RFN, USA czy Wielkiej Brytanii , do dziś wielu Japończyków uważa np. spokojną Danię za kraj niebezpieczniejszy od własnego (bywa też okradanych wkutek własnego nadmiernego poczucia bezpieczeństwa). Jeśli w Japonii zdarzy się napad bandycki to owi bandyci są zwykle bardzo mlodzi i mają zwykle noże i butle z benzyną, gdyż za posiadanie broni palnej grożą ekstremalnie wysokie kary . Słynna mafia jakuza jest raczej czymś w rodzaju konserwatywnego lobby (niektórzy politycy jak Nakasone mieli z nią otwarte kontakty) i firmą windykacyjną do wynajęcia niż typową mafią .
Odkąd Japonia przeżywa kryzys ekonomiczny (od roku 1990), a Chiny rzucają wyzwanie USA role znów się odwróciły. Powszechne jest dziś na Zachodzie panikarstwo wywołane strachem, co byłoby, gdyby Chiny zaczęły masowo wyprzedawać dolara i tym, że juan jest znacznie niedowartościowany co ułatwia Chinom eksport . Kontakty bezpośrednie Japonii i Chin z Zachodem nadal są dość ograniczone. W latach 80. oceniało się, że aż 64 % mieszkańców Tokio i Kioto nie zetknęło się nigdy z ludźmi Zachodu, tylko 4% wyjeżdżało za granicę (niekoniecznie na Zachód), a 8% znało język obcy , stąd w ocenie wzajemnej dominują stereotypy. Japończycy lubią oskarżać ludzi Zachodu, że powinni się czasem czegoś nauczyć od nich zamiast pozostawać stale zapatrzonymi w siebie, z drugiej jednak strony powtarzają, że Japonia jest wyjątkowa i nie da się jej naśladować . Martwią się czy Zachód nie ma ich za pracoholików czy arogantów. Chiny dopiero otwierają się na Zachód; ich opinie są jeszcze bardziej schematyczne.
Chiny i Japonia, są zbyt wielkie i silne kulturowo i ekonomicznie, byśmy mogli ich na co dzień nie zauważać (jak np. Birmę czy Tajlandię), ale na tyle dalekie, by rozumieć je słabo. Spojrzenie Chin i Japonii na Zachód, to z kolei perspektywa ucznia najbardziej ekspansywnej cywilizacji globu, ucznia raz krnąbrnego, a raz pilnego, ale zawsze pamiętającego o własnym interesie, stąd westernizacja jest zawsze dość względna. Z zachodniej perspektywy Chiny i Japonia stanowią części wspólnej całości, jednak już pobieżna lektura krótkich opracowań dotyczących charakteru narodowego obu nacji uwydatnia spore różnice, które niezależnie od krwawej historii chińsko-japońskich stosunków, być może odpowiadają za niechęć obu narodów do siebie nawzajem . Gdy spróbujemy wymienić: dążenie do stoicyzmu (zwł. Chińczycy), silne przekonanie o wyjątkowości własnego kraju (u Chińczyków napędza je rozmiar ich kraju i starość cywilizacji, u Japończyków ich wyspiarskość i silniejszy niż u Chińczyków brak poczucia specjalnego pokrewieństwa z resztą Azji, porównywalny z podejściem brytyjskim do Europy kontynentalnej), rasizm (postrzeganie białych jako pouczających mędrków, „brązowych” za ospałych, a żółtych za poważnych i rozważnych, chińskie i japońskie przekonanie, że rasa i kultura narodowa to to samo, konsternacja w kontaktach z Europejczykiem mówiącym płynnie po japońsku i chińsku), brak sentymentów wobec zwierząt i życia na wsi, silny sentyment rodzinny, uwielbienie porządku, formalnej wiedzy i pewnej biurokracji (choć w Chinach policjantów jest dużo, a w Japonii niewielu z racji niskiej przestępczości), pochwała skromności i formalizmu zachowaniu, ciekawość wobec cudzoziemców z Zachodu (u Chińczyków bardziej spontaniczna, bo egzotyczniejsza dla nich), pracoholizm, opór wobec feminizmu, praktyczno-ceremonialne podejście do religii, jako stworzonej dla ludzi (a nie odwrotnie) i uwielbienie nowości.
Natomiast wśród różnic między Chińczykami a Japończykami należałoby wymienić: większy sentyment Chińczyków do Europy (bliskość geograficzna oraz starość kultury) , a Japonii do USA (30% Japończyków chętnie urodziłaby się Amerykanami), większa niepohamowana żywiołowość Chińczyków, bardziej niejednoznaczne podejście japońskie do seksu (w Chinach seks jest czasem uważany za niepotrzebną dystrakcję od pracy, w Japonii również uchodzi za sprawę mniej istotną niż praca, ale pochwała romantycznej miłości, i czystości współegzystuje z dość rozpasaną pornografią, która w Chinach jest zakazana), większa niechęć Chińczyków do ekscentryków (ekscentryzm jest sprzeczny z byciem „zhengjing” czyli „poprawnym”) . Inne różnice to: skłonność Japończyków do rozluźniania hamulców społecznych podczas pobytu za granicą (fascynacja światem Zachodu pełnym pałaców i wolnych przestrzeni, popularne śluby w Italii czy USA na które nie trzeba zapraszać szefa i kolegów) , japońska naiwność wobec kieszonkowców i złodziei, większy nacisk Japończyków na odgadywanie intencji rozmówcy, większa u Japończyków skłonność do naśladowana i uwielbiania wszystkiego co zachodnie (błękitne szkła kontaktowe, operacje oczu), co może jednak wynikać z zamożności Japonii, uwielbienie tego co ulotne widoczniejsze w Tokio niż w Pekinie. Japoński humor bazuje częściej na grze słów niż dosadności i rubaszności jak w Chinach. Szybkie jedzenie w Chinach kontrastuje z wolnym delektowaniem się nim w Japonii. Warto też wspomnieć, że Japończycy dużo bardziej niż Chińczycy, interesują się tym, co myśli o nich Zachód.
Przez wieki Japończycy spędzali dnie na kolanach (na matach zwanych tatami), przez co kości nóg rosły wolniej, i stąd ich przezwisko chińskie: „kraj/naród karłów” (woren) , obecnie – w epoce krzeseł – są zwykle nieco od Chińczyków wyżsi . Chińska niechęć oparta na wspomnieniach II wojny światowej stanowi zaporę dla większych japońskich inwestycji w ich kraju , z kolei japoński szowinizm stanowi zaporę dla chińskiej imigracji, mimo iż pomogłaby ona przeciwdziałać obecnej japońskiej zapaści demograficznej. Chińczycy w Japonii to głównie żony szukające japońskich mężów, i studenci pracujący legalnie lub na czarno i odsypiający na wykładach . Tadeusz Kisielewski, powołując się na Krzystofa Łozińskiego znajdował jeszcze jedną różnicę: japońska lojalność jest jakoby niezależna od wygody – chińska wręcz przeciwnie . Rith Benedict dowodziła, że Chiny są bardziej egalitarne (egzaminy urzędnicze w czasach Tangów zdawali też synowie chłopscy), w Japonii jednak wyłącznie szlacheccy. Japonia tradycyjna to wspólnoty sąsiedzkie, Chiny zaś – klany, stąd lojalność chińska jest bardziej rodzinna, a japońska bardziej „pracownicza”.Świat „skośnooki” jest więc równie zróżnicowany jak Zachód.
Piotr Napierała, Chiny i Japonia a Zachód – historia nieporozumień, Libron-Filip Lohner Kraków 2015 ISBN 978-83-65148-09-4
W opracowaniu zaprezentowano losy relacji Chin i Japonii z Zachodem (Europą, Ameryką, Rosją, Australią) od starożytności do dziś. Dotyczą one rozmaitych sfer życia społecznego, kultury, polityki, obyczajowości, przy czym szczególny nacisk został tu położony na wzajemne stereotypy. Korzystałem zarówno ze źródeł historycznych, jak i opracowań orientalistycznych, historycznych i politologicznych. Nie unikałem wyrażania własnych refleksji, oraz przytaczania doświadczeń znajomych osób, które zetknęły się ze specyfiką funkcjonowania współczesnej kultury Chin i Japonii. Praca podzielona jest na 40 rozdziałów o nieco zagadkowych tytułach, których znaczenie staje się jasne po przeczytaniu każdego z nich.
Ludzie Zachodu lubią mówić, że wszyscy Azjaci wyglądają podobnie, i dopiero z czasem ich odróżniają. To wrażenie jest obustronne. Dlatego dla człowieka Zachodu dziwnie brzmi zdanie z powieści Kenzaburo Oë: „chłopak wyglądał na Filipińczyka” – chciałoby się zapytać jak on to poznał, skoro Chińczycy rozpoznają Japończyków głównie po farbowanych włosach. Niektórzy jednak Europejczycy uważają, że nawet Japończycy,jak na tak homogeniczne społeczeństwo, są bardzo zróżnicowani wygladowo . Chińczycy i Japończycy z kolei zwykle uważają, że każdy Westerner mówi od urodzenia po angielsku.
Brzmi bardzo zachęcająco 🙂 Wraca mi też refleksja na temat tego, czy Indie są, jak Ty chcesz, pomniejszym w stosunku do Chin i Japonii kręgiem kulturowym, czy odrębną cywilizacją (tudzież „wielką kulturą” a nie subkulturą). Swoją drogą Japonia w swoim formacyjnym okresie była bardzo mocno wpatrzona w Chiny, w Japonii zachowały się też jedne z najcenniejszych dzieł chińskiej sztuki „ruchomej” (czyli nie architektury). Jakkolwiek by nie było, przytoczone przez Ciebie fragmenty brzmią bardzo zachęcająco.
Może nie tyle pomniejszym co mniej konsekwentnym filozoficznie i politycznie. Japonia w sporym stopniu stanowi całość z chinami.
A jak widzisz w tym Koreę? Oni też są mocno obecni wśród nas, choćby Samsung 🙂 Chiny chyba nie mają tak mocnej marki, a to nie jedyna silna marka koreańska
Powoli Lenovo wkracza do domów bardziej niż Samsung. Korea pięknie się unowocześnia od lat 80 choć to kraj wojskowo klanowy pod względem kulturowym. Może napiszę coś o Korei… Koreańczykom jest kulturowo bliżej Chinom niż Japonii
Bardzo zachęcająco napisane; ale czy Piotrze byłeś w Chinach i Japonii? 🙂 Co ciekawe, ale w Japonii najmodniejszym filozofem jest Heidegger. Nie ma ani jednego znaczącego, wplywowego filozofa z Japonii, znanego szeroko filozoficznej kulturze zachodniej. To róznicuje Japonię w stosunku do Korei Południowej; tu mamy filozofów z pierwszej setki; i rodza się nowi, ambitni. Ale Japończycy mają swoją szkołę logiczną; co ciekawe – jej początek datuje sie w Polsce; w latach sześćdziesiątych do Polski przyjechało wielu doktorantów logiki; po powrocie zaczeli rozwijać logikę w Japonii (ale bez filozofii analitycznej). W Chinach trudniej jest znaleźć wplywowych filozofów. Tak czy siak – Japończycy sę egzystencjalistami filozoficznymi. Nie są analitykami (np. takimi, jak Popper)