Po Schubertowskim koncercie Ars Cantus spodziewałem się zupełnie niezwykłych wrażeń i nie zawiodłem się. Zespół przyzwyczaił nas do muzyki znacznie dawniejszej niż dzieła jednego z pierwszych romantyków. Wciąż, choć minęło już kilka lat, przeżywam koncert Ars Cantus z późnośredniowieczną muzyką Mikołaja z Radomia. Koncert ów dowiódł nie tylko najwyższej klasy muzycznej polskiego zespołu, zrównując się w doskonałości i sile wyrazu ze sławną Malą Punicą, ale też pokazał, że muzycy z Ars Cantus stale doskonalą swoje interpretacje i poszerzają swe horyzonty, bowiem Mikołaj z Radomia pojawiał się już wcześniej w ich repertuarze.
Koncert z pieśniami solowymi i chóralnymi Schuberta jest kolejnym dowodem na to dążenie do muzycznego absolutu i na stałe poszukiwania. Może w ogóle aby być dobrym muzykiem trzeba być nieco niespokojnym, błądzącym po muzycznej mapie odkrywcą? Takie postacie jak pianista Vladimir Horowitz przeczą nieco tej mojej tezie. Horowitz z wielkim uporem wracał do zbioru bliskich sobie dzieł i niczym nie przypominał Rubinsteina, którego repertuar był z kolei przepastny jak ujście wielkiej rzeki do morza. Być może w wykonawstwie istnieją po prostu dwa bieguny – wirtuozów zanurzonych w swoim ściśle określonym świecie i odkrywców sięgających po coraz nowe lądy…
20 sierpnia 2021 roku, w ramach festiwalu Forum Musicum, w nie tak często wykorzystywanej w koncertowym życiu Auli Ossolineum, muzycy Ars Cantus pokazali niezwykłe bogactwo wyobraźni i wrażliwości Franza Schuberta w sposób historycznie poinformowany. O niecodzienne dzisiaj brzmienie muzyki zadbali nieliczni, ale znakomici instrumentaliści. Tomasz Dobrzański grający na klarnecie romantycznym i pianistka Ewa Prawucka. Dobrzański, będąc też oczywiście szefem artystycznym całego przedsięwzięcia, ale też i całego festiwalu, pokazał, że partie klarnetu w dziełach Schuberta są pełne przepychu i zaskakująco wręcz bogate.
Największe wrażenie wywarły jednak Schubertowskie związki muzyki ze słowem. Nawet jeśli poezja bywała niekiedy znacznie słabsza od muzyki wiedeńskiego romantyka, to dzięki jego wyczuleniu na czas, na życie i śmierć, na miłość i utratę, na pełnię i samotność, każde słowo spotykające się z muzyką nabierało wagi, mocy i znaczenia. Już otwierający koncert An die Sonne D.439 zapraszał nas na sam środek sceny Schubertowskiego teatru życia i śmierci. Piękny obraz natury w tej pieśni na sopran, alt, tenor i bas z towarzyszeniem fortepianu skłania podmiot liryczny do mocnej refleksji nad własną śmiertelnością.
Takich pieśni było więcej, ale koncert posiadał też drugi biegun, humorystyczny, momentami wręcz rubaszny. Mogliśmy sobie dzięki temu wyobrazić Schuberta, dość wcześnie dotkniętego śmiertelną chorobą, niedocenianego przez mecenasów i kobiety, który mimo to śmieje się do swoich przyjaciół i wraz z nimi buduje wielki muzyczny świat, w jego czasach skazany na pozostanie w cieniu wielkiego i kochanego przez wszystkich, z Schubertem chyba na czele, Beethovena. Mieliśmy zatem małą scenę komiczną zatytułowaną Der Hochzeitsbraten D.930, czyli „Pieczeń weselna” ukazującą Pana Młodego i Panią Młodą jako kłusowników nakrytych na gorącym uczynku przez gajowego. Mieliśmy liczących brzęczące monetki Die Advocaten D.37.
Część pieśni odwoływała się do kręgu przyjaciół Schuberta i do wiosen, niestety nielicznych w jego życiu, na które czekał z utęsknieniem uwielbiając swoje wypady poza Wiedeń, na łono sielskiej natury, gdzie życie zdaje się czystsze i prostsze.
Wielkimi gwiazdami koncertu byli oczywiście śpiewacy. Sopranistki Aleksandra Hanus i Joanna Klisowska, Radosław Pachołek śpiewający altem, niestrudzony i świetny tenor Maciej Gocman, Piotr Gałek również śpiewający znakomitym tenorem, baryton Piotr Karpeta i bas Rafał Chabała. Tych ostatnich dwóch wykonawców siłą rzeczy wywarło na mnie największe wrażenie, bowiem akustyka zabytkowych wnętrz, takich jak sale Ratusza, czy Aula Ossolineum, poprzedzona fantastycznym dziedzińcem dawnego klasztoru Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą, lubi niskie głosy.
Koncert poświęcony muzyce Schuberta okazał się podróżą do wspaniałego świata wyobraźni wielkiego romantyka. Pokazał też, iż geniusz Schuberta płonie też w jego mniej znanych utworach, że warto pójść dalej w tym repertuarze, poza symfonie, dzieła fortepianowe i cykle pieśni z akompaniamentem fortepianu.
Ilustracja przedstawia Tomasza Dobrzańskiego i pochodzi ze stron NFM