Nie ma już tajemnic, słońce świeci jasno. Kręgi światła się łączą w przejrzystym powietrzu. Dzień zdaje się mówić o kimś, kto złapał teraźniejszość za jej zwinny ogon jaszczurki. Nie wiadomo, czy był to ptak, czy pszczoła tańcząca w rannym powietrzu nad kwiatem. Zdarzyła się rzecz szczególna, która na krótki moment spaja odległe wszechświaty i czyni je sobie bliższymi w ich ciągłej jedności. Dlatego tez przestrzeń zarosła przestrzenią i otworzyła w sobie swoje własne okna. Będąc zarazem pojedynczo i we dwie nuciła swoje pieśni starannie, wskazują nowy most tym, co słuchają uważnie.
Jak go znajdę? – zapytał mnie któryś z wędrowców, podchodząc do mnie nagle.
Pytasz mnie o ten most, który biegnie w dali? – upewniłem jego pytanie swoim własnym.
Otóż to – odparł z uśmiechem.
Spójrz na tego motyla, który składa niedbale w powietrzu łuki swojego lotu. To przęsła kładki nad rzekami świata. Idź w jego stronę, dbaj by go nie spłoszyć, a gdy już postawisz pierwszy krok na szlaku, będziesz mógł odetchnąć i poczuć się pewniej, gdyż most nie runie – objaśniłem mu pokrótce. – Tedy idź, dąż wytrwale, nie ustępuj, a balustrady odlane ze światła ukażą ci drogę i nie pozwolą byś błądził.
Skąd to wiesz? – zdziwił się przechodzień. I ja przebyłem tą przeprawę, jednakże szedłem w przeciwną od twojej stronę – odrzekłem.
Musiałeś zatem na mnie czekać – domyślił się wędrowiec. – Pozbawiając wszechświat materii, z której jesteś utkany, musiałeś oddać mu dług w mojej postaci. Tak by nic nie zostało utracone, ani nic nie było zyskane ponad miarę. Tak, spodziewałem się ciebie – skinąłem twierdząco głową.
Więc to ty wzbudziłeś we mnie ciekawość i pragnienie podróży – dodał spoglądając na mnie mniej ufnie. Ja również przyjrzałem mu się baczniej, lecz nie wiedziałem, czy jest do mnie podobny. Była to stara zagadka, gdyż w jakimś sensie wszystko jest do siebie podobne i w ten sam sposób, zupełnie odmienne…
Równie dobrze mógłbym rzec to samo o tobie – zauważyłem. – Gdy byłem jeszcze w swoim kraju, naszła mnie nagła ciekawość i wyruszyłem w drogę. I oto jestem tutaj.
To ciekawe – zdziwił się przybysz. – Z jednej strony ja, z drugiej strony ty udaliśmy się w nieznane.
Zaszła pełna symetria, jak zawsze gdy zetkną się światy – uśmiechnąłem się.
Kto jest tego sprawcą? – zapytał wędrowiec, a ja nie mówiąc już ani słowa wskazałem małego motyla na którego locie wspierała się monumentalna konstrukcja mostu. Przybysz pogładził się po brodzie zamyślony i ruszył w stronę przeprawy. Ja zaś usiadłem na trawie, czekając aż mały owad rozerwie światy karmiąc się nowym nektarem któregoś z wielu kwiatów łąki.