Książka Thomasa Schmida: „Europa umarła. niech żyje Europa! Światowe mocarstwo musi wynaleźć się na nowo” (przeł. Bartosz Nowacki, Zuzanna Bogucka Polityka S.K.A Warszawa 2017). Schmid stara się przedstawić jako mędrca mającego pomysł na zażegnanie europejskiego kryzysu, niestety wychodzi zupełnie przeciwnie. Zwracają uwagę rozmaite globalistyczne fatalizmy: „Europa musi jakoś przygotować się do wspólnego świata, a Merkelowe: wir schaffen das stanowiło pierwszy nieporadny krok (s. 12). Potem Schmid niemożebnie kadzi Polsce: „wolna od kompleksów Polska mogłaby być drugim państwem UE” (s. 17) – co z Francją chciałoby się zapytać, no cóż „Francja wymaga reform” (s. 210). Następują co prawda rozmaite rozsądne zdania typu: „Europa nie powinna się jednoczyć dla samego jednoczenia” (s. 30), ale globalistyczne fatalizmy są jednakowo mgliste. Euro powinno być wprowadzone po zjednoczeniu jak w Italii (1859) i Niemczech (1870).
UE Schmid podziwia jako przykład pierwszych wiążących umów w Europie po holocauście (s. 41) – ciekawa perspektywa, ale monopolizowanie nadziei europejskiej na normalne życie po 1945 roku przez euroentuzjastów budzi pewnie dystans. Schmid nie udaje, że nie ma w Europie konfliktu Północ-Południe (o model ekonomii i o euro) i Wschód-Zachód (o uchodźców) i nie odsuwa swego wzroku (s. 52), ale w sumie nie ma recept poza: „więcej elastyczności” (s. 65). Dalej niestety mamy nieco propagandy, otóż zdaniem Europy unijna biurokracja to szczupła i dobra biurokracja; 60 tysięcy urzędników, którzy odpowiadają za ponad 500 obywateli UE (s. 81). Figura słowna jest śmiechu warta; w samej Francji jest ponad 2 mln urzędników, a w Polsce na przykład milion, a więc urzędnicy UE za nic nie odpowiadają poza sobą samymi i swoim małym cyrkiem. Potem nagle Schmid znowu widzi rzeczywistość: „bez europejskiego demosu PE ciągle będzie jeszcze długo przypadkową zbieranina (s. 93).
Bardzo rozsądnie Schmid przekonuje by pamiętać, że UK zwalczała nazistów i chroniła Voltaire’a i … Marxa (to drugie to nie wiem czemu zasługa…), więc nie wolno odwracać się od Brytów, choć UK mogła wiecie zrobić dla UE dzięki swemu liberalizmowi (s. 115). Odradza takim jak Oettinger ostro gadać z Polską (s. 143), i uniezależnić się od szantażu Turcji. Model dla UE widzi w HRR czyli starej Rzeszy istniejącej od średniowiecza do 1806 roku (s. 161, 254), co dowodzi zupełnego braku znajomości dawniejszej historii; HRR była bowiem igraszką w ręku Wiednia i Wersalu. Trafnie za to wytyka konserwatystom brak troski o ciągle śmiesznie mały i słaby Frontex. Potem znacznie mniej rozsądnie przekonuje by odważyć się na różne prędkości (s. 180), uznaje różnice mentalności Północy i Południa wg Montesquieu, choć uważa je za zbyt stereotypowe i chętnie przypomina, że Jean Monnet wcale nie żałował, ze nie jednoczył Wspólnoty Europejskiej na kulturze, to wymyślił Jack Lang, francuski minister kultury (s. 198-223). Schmid nie uważa, że UE musi się kulturowo jednoczyć, choć zaraz potem ma za złe poetom za milczenie (s. 230). Przewiduje że Trump pozostawi UE samej sobie w obliczu Rosji (s. 272), co wygląda trochę na myślenie życzeniowe, w końcu UE bez parasola z USA jest niemiecka…