Eseje polityczne Iwana Krastewa są zbiorem jego przemyśleń, rozważań i refleksji na temat zagrożeń jakie niesie współczesność dla demokracji, wolności obywatelskich, swobód które zdawałoby się zapanowały niepodzielnie na Starym Kontynencie (i poniekąd – na świecie w końcu XX i początkach XXI wieku). Krastew to bułgarski pisarz, eseista, politolog, szef Centrum Strategii Liberalnych w Sofii, współzałożyciel European Council on Foreign Relation, związany ściśle z warszawskim Instytutem Studiów Zaawansowanych. Jak widać – osoba zorientowana i predestynowana do wygłaszania takich opinii i komentarzy. Refleksje i istota tych esejów obracają się wokół esencjonalnego traktowania demokracji – jako określonego porządku społeczno-politycznego i jego funkcjonowania wraz z terytorialnym, czasowym i interkulturowym rozprzestrzenianiem się – oraz kryzysu w jaki ów system popadł. Nic to, że panuje ogólnoświatowe poparcie dla takiej formy rządów, dla takiego sposoby sprawowania władzy i kontroli społecznej nad nią (jest to poparcie i aprobata nie tylko retoryczna), przez elity sprawujące ową władzę. Po 1989 roku gdy załamał się bipolarny podział świata na dwa wrogie obozy wszystkim wydawało się, iż możemy kroczyć jedynie do świetlanej, a-historycznej (Fukuyama) przyszłości. Były to irracjonalne mrzonki, co pokazało życie i praktyka.
Mówiąc krótko – Unia Europejska
jaką znamy, już nie istnieje.
Iwan KRASTEW
Osiągając wolność, demokrację, dobrobyt, spokój i stabilizację w mentalność społeczeństw Zachodu zakradł się jednak strach, niepewność, brak poczuci racji i siły, wiary w moc idei przewodniej (a przede wszystkim – wynikające z „płynnej nowoczesności” poczucie zagubienia, nadmierny sceptycyzm, podejrzliwość wobec wymienionych wyżej elit władzy o nieczyste zamiary i działania) cywilizacji która wydawać się mogła totalnie wygrała konfrontację dwóch wspomnianych koncepcji rozwoju. Podstawa instytucji demokratycznych – czyli: wolne, bez-przymiotnikowe wybory stają się udziałem nielicznych. Reszta obywateli nie bierze udziału, jakby obraziła się na elity władzy, jakby wyalienowała się ze świata polityki, jakby udała się na „emigrację wewnętrzną”. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy na pewno jest rozbieżność czynów i słów dzisiejszych elit władzy, na pewno jedną z przyczyn jest też ciągła gonitwa za sukcesem materialnym i osłabienie tym samym (z tytułu braku czasu) samokształcenia, auto-doskonalenia, poszerzania horyzontów intelektualnych (a tego demokracja bezwzględnie wymaga). Na pewno także powodem takiego stanu rzeczy jest zamiana świadomego, odpowiedzialnego i kreatywnego obywatela w biernego, wierzącego reklamie i poddawanego tysiącu informacji (błahych, nie istotnych) mających zachęcić takiego osobnika jedynie do zakupów) konsumenta. A to dwie różne sfery, dwa różne punkty widzenia, dwie różne mentalności.
To tu dlatego może Autor napisać – na podstawie swych środkowo-europejskich i postkomunistycznych doświadczeń – że „…..Całkiem sporo mieszkańców Europy Środkowo-wschodniej jest dziś przekonanych iż w 1989 roku dawne (i nowe) elity wybiły się na wolność i zgarnęły największą stawkę”.
Szczególnie ciekawymi są te eseje które bezpośrednio dotykają porównania demokracji i współczesnego autorytaryzmu. I nie z tytułu zagrożenia bezpośredniego jaki stanowi autorytaryzm dla systemu demokratycznego, ale wewnętrznego znużenia społeczeństw tzw. „zachodniego dobrobytu”, korupcji przeżerającej ów system, (przede wszystkim – korupcji politycznej), bezideowości, bezalternatywności programowej partii politycznych występujących pod różnymi sztandarami, amoralności, a zwłaszcza wszechogarniającej komercjalizacji i merkantylizacji życia publicznego. Tu Krastew daje przykład Władimira Bojko, uczestnika i aktywisty Majdanu (2004), który po Pomarańczowej Rewolucji założył przedsiębiorstwo „wynajmowania tłumu”. Jego firma – Easy Work – zgromadziła bazę danych kilku tysięcy studentów, emerytów i bezrobotnych, których można było mobilizować w każdej chwili jako „demokratycznych demonstrantów” bez względu na proweniencję polityczną i przyczynę protestu. Zamawiającymi były zarówno partie polityczne, oligarchowie, przedsiębiorcy prywatni itd. Oczywiście zakontraktowane były też media, aby przekazać relacje z tych protestów. Uczestnicy tych „spontanicznych” demonstracji dostawali – w zależności od czasu i form protestów – po około 4 $. Resztę zgarniał Bojko i jego współpracownicy.
Zdaniem Krastewa takie właśnie przedsięwzięcia ośmieszają demokrację w jej rudymentarnych sferach postponując paradygmaty „obywatelskości” w ich samym, podstawowym jądrze.
W „Iluzji transparentności” Autor stawia ciekawe tezy o współczesnej potrzebie (i chęci) społeczeństw o niczym nieograniczonej ciekawości oraz wścibskości. Przywołując myśli Johanna W. Goethego iż „Gdzie najjaśniejsze światło tam najgłębsze cienie” pokazuje jak działa obniżając jakość funkcjonowania demokracji współczesny orwellowski Wielki Brat. Tak samo – wszystko zależy od siły przekazu, jego komercjalizacji i ewentualnych zysków możnych tego świata (przede wszystkim – wielkiego biznesu) – rozpowszechniać można wielką prawdę jak i wielkie kłamstwo.
Totalna transparentność – zdaniem Krastewa – to odpowiednik benthamowskiego panopticonu (lecz skierowanego a rebours). Społeczeństwo obserwując władzę w sposób bezwzględny i absolutny – przy pomocy mediów – powoduje, iż ludzie władzy są „przeźroczyści” lecz społeczeństwo w tym szaleństwie obserwacji, podglądania, kontroli staje się „zbiorowiskiem szpiegów”. Krastew zadaje pytanie – czy przy takich formach jest możliwa z jednej strony racjonalna i twórcza dyskusja na linii władza -społeczeństwo, po drugie – czy nadmiar informacji (często infantylnych i bez znaczenia) nie psuje podstawowej, oświeceniowej zasady demokracji gdzie racje rozumu, a nie emocje, mają być zasadniczym elementem publicznego dyskursu, a po trzecie – czy w takiej perspektywie (wynikłej z obu, wyżej postawionych tez) społeczeństwo i władza, będąca jego częścią, nie staje się orwellowskim Wielkim Bratem ?
Jak można mówić w takim razie o zaufaniu, dyskrecji, wierze. A to są podstawowe zasady na jakich opierało się pojecie demokracji. Te wartości w powodzi informacji – najczęściej infantylnych, zbędnych, absurdalnych – są niwelowane a właśnie zaufanie, wzajemny szacunek i partnerstwo to esencja demokracji i społeczeństwa obywatelskiego.
Inspirującym i kontrowersyjnym jest esej pt. „Polityczna logika dezintegracji. 7 lekcji z rozpadu ZSRR”. Krastew w błyskotliwy sposób porównuje – choć oba przypadki są w wielu elementach nieporównywalne – rozkład i rozpad Związku Radzieckiego z hipotetycznym (choć jego zdaniem możliwym) rozpadem Unii Europejskiej (choć nikt tak naprawdę nie przewiduje takiej możliwości i nie jest to ujęte w podstawowych dokumentach unijnych). Właśnie ta logika niemożliwości jest największym zagrożeniem dla jedności Unii (zresztą jak w każdym przypadku polityki nie ma rzeczy niemożliwych, bo gdy zostanie uruchomiony pewien proces, im bardziej się zastrzegamy o niemożliwości najgorszego rozwiązania tym bardziej jest on prawdopodobny gdyż działa tu zasada kuli śniegowej). Interesującym w tym fragmencie książki jest zwrócenie uwagi czytelnika na degrengoladę (w wielu płaszczyznach życia publicznego i polityki) oraz upadek Związku Radzieckiego jako memento dla Unii Europejskiej. Co prawda warunki są różne, przyczyny diametralnie nie kompatybilne, ale owo „zmęczenie”, wszechogarniająca apatia społeczna i pesymizm oraz „nie wiara” w siłę sprawczą demokracji, a co za tym idzie – w sens wspólnego trwania, dają zdaniem Autora wiele do myślenia (na przyszłość) i są na pewno warte zastanowienia i refleksji. Refleksji krytycznej, nie panegirycznej, realizmu a nie płaskiej apologetyki, racjonalizmu – nie wańkowiczowego „chciejstwa”.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na część materiału poświeconą Chinom i Rosji czyli tym obszarom świata które są jakby konkurencyjne (pod wieloma względami) dla Zachodu. Oba kraje z punktu widzenia łacińsko-atlantyckiej cywilizacji są autorytarne, ale ich modele gospodarki i organizacji państwa zyskują poklask w tzw. III Świecie jako synonim sukcesu. Zwłaszcza iż projekt oparty o prawa człowieka, wolności obywatelskie, transparentność życia publicznego nie przystaje po pierwsze (na dzień dzisiejszy) – do kultury różnych regionów świata z racji historii, przyzwyczajeń ludzi, mentalności, religijnych obrzędów i kultów, a po drugie – działania Zachodu (zwłaszcza USA) w wielu sferach ten humanistyczny i uniwersalny projekt dokumentnie skompromitowały.
Krastew pokazuje te dylematy w różnych perspektywach, na różnych przykładach, w różnych kontekstach politycznych, kulturowych itd. Podsumowując: niezwykle ciekawym aspektem książki – choć dyskusyjnym – jest wspomniana analiza sytuacji w Rosji i Chinach, ich systemu politycznego, usytuowania władzy (historycznie, kulturowo, ekonomicznie). Również odniesienia do myśli Orwella w przedmiocie tzw. „Wielkiego Brata” i inwigilacji jako nieodzownej części systemu współczesnej demokracji – choć jest to element niezwykle kontrowersyjny – trzeba uznać za ciekawą próbę spojrzenia na dylematy dzisiejszego systemu politycznego Zachodu.
Zachęcam do zapoznania się z tezami Krastewa gdyż w tych wnioskach, refleksjach i rozważaniach kryją się także zagrożenia polskiego systemu politycznego i porządku społecznego. Dla racjonalnego spojrzenia na świat polityki (tak dziś zmitologizowanego i zmistyfikowanego) to lekcja poglądowa i pouczająca.
Iwan Krastew, Demokracja nieufnych (eseje polityczne), Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013, ss. 140, przekład; Michał Sutowski
Niepokój o stan i przyszłość demokracji towarzyszy jej zawsze – i dobrze. Również krytyka funkcjonowania demokracji jest konieczna.
Póki nie biorą góry ruchy antydemokratyczne, dążące do wprowadzenia niedemokratycznego ustroju konstytucyjnego, nie jest jeszcze źle. Bierność polityczna obywateli jest problemem, ale w bardziej konserwatywnych teoriach demokracji, to raczej nadmierna aktywność, nadmierne żądania pod adresem władzy, są groźne. Jest w tym pewna racja, chociaż nie jestem konserwatystą.
Przyszłość demokracji wyglądała bardzo źle (także w Polsce) w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Obecnie w skali świata i w Europie jest dużo lepiej. Oceniając stan demokracji warto zachowywać zrównoważone i nieidealistyczne miary. Inaczej tworzy się – bez powodu – atmosferę klęski, co jest wodą na młyn rzeczywistych przeciwników demokracji. Światopoglądowy pesymizm budzi mój sprzeciw, chociaż nie jestem też nieprzejednanym optymistą. Moim skromnym zdaniem, demokracja i prawa człowieka, to najbardziej dynamiczne idee polityczne i moralne współczesnego świata. Przyszłość jest nieznana, ale zachowujmy trzeźwe spojrzenia na rzeczywistość. Częste obecnie traktaty polityczne, przypominające lament i apokalipsę, więcej mówią o autorach niż o rzeczywistości.
Bez liberalizmu demokracja to tylko pusta skorupa