Jednym ze skutków religii jest, najkrócej mówiąc, życie w kłamstwie. Na czym polega? „Prawdy wiary”, których naucza Kościół, są – najdelikatniej mówiąc – niewiarygodne. Katolicy wierzą w kłamstwa. Jeżeli w kłamstwa się wierzy, to jest się okłamanym i w kłamstwie się żyje.
Autorzy „Pisma Świętego”, na które powołuje się Kościół, dokładali starań, by to co piszą przedstawić jako głos Boga. Np. Mojżesz miał otrzymywać polecenia i zasady prawa bezpośrednio od Boga. Biblijni prorocy głoszą to, co mieli usłyszeć od Boga. Trzeba okazać bezgraniczną łatwowierność, by uwierzyć, że to prawda. Widać wyraźnie, że autorzy spisujący święte księgi dopuszczają się oszustwa. Postępują w myśl zasady, że ciemny lud wszystko kupi.
Władze kościelne postępują podobnie. Powołują się na boże objawienie, które według nich zawierają księgi Starego i Nowego Testamentu. Mamy ciekawą sytuację. Nie dość, że starożytne księgi zostały oszukańczo spreparowane, to jeszcze Kościół twierdzi, że rzeczywiście zawierają boże objawienie. Nie ma na to jakichkolwiek dowodów, argumentów, uzasadnień. Wszystko wskazuje, że to szyte grubymi nićmi kłamstwo. Dlatego wierzyć w to, czego naucza Kościół, to żyć w kłamstwie.
Skupiam tu uwagę na Kościele katolickim, odgrywającym w Polsce największą rolę, ale inne kościoły i religie mają tę samą skazę.
* * *
„Pismo Święte”, tak jak mitologia grecka, zawiera pewne historyczne i geograficzne fakty. Ale jest tam mnóstwo zmyśleń.
Mojżesz co i rusz rozmawia z Bogiem, a następnie obwieszcza bożą wolę Izraelitom. Np. Bóg polecił Mojżeszowi wyprowadzić Izraelitów z Egiptu: „Pan mówił: «Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców, znam więc jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód” (Wj 3, 7-8). Według Biblii Bóg kazał Mojżeszowi ogłosić, że zawarł z Izraelitami przymierze. W ten sposób Izraelici dowiedzieli się, że są narodem wybranym.
Można zrozumieć, że Mojżesz i autorzy Biblii, powołując się na Boga, chcieli pokrzepić serca Izraelitów, umocnić patriotycznego ducha. Podobny cel przyświecał Sienkiewiczowi, gdy pisał Trylogię. Sienkiewicz raczej nie podpierał się bożym objawieniem. Natomiast autorzy Biblii i Kościół robią to ciągle. Uporczywe i bezpodstawne powoływanie się na boże objawienie ma smak propagandowego kłamstwa.
Czy mamy wierzyć, że Bóg rzeczywiście przekazał Mojżeszowi wszelkie prawa i zasady mające obowiązywać Izraelitów, łącznie z Dekalogiem? A może najzwyczajniej chciano dodać prawom większego autorytetu mówiąc, że pochodzą od Boga?
Także prorocy mówią to, co mieli usłyszeć wprost od Boga. Np. Izajasz, jeden z głównych biblijnych proroków, tak zaczyna: „Niebiosa, słuchajcie, ziemio, nadstaw uszu, bo Pan przemawia" – i następnie cytuje Boga wytykającego Izraelitom niewierność i liczne nieprawości (Iz 1,2-20).
Zwróćmy uwagę, że także dziś niektórzy ludzie słyszą głos Boga. W klinikach psychiatrycznych diagnozuje się to jako schizofrenię. Izajasz albo cierpiał na to schorzenie, albo kłamał, że ma wieści bezpośrednio od Boga. Współcześni teolodzy i biskupi na ogół nie twierdzą, że słyszą głos Boga. Powołują się na objawienie boże zawarte w „Piśmie Świętym” i na „zmysł wiary”, który mają zawdzięczać łasce bożej. Wychodzi na to samo. Albo mają urojenia, albo próbują wprowadzić wiernych w błąd. Zamiast mówić własnym głosem, powołują się na głos Boga.
Boskie pochodzenie ma mieć mitologia religijna podawana przez Kościół do wierzenia. Mówi ona o stworzeniu świata i człowieka przez Boga, o raju i grzechu pierworodnym, przymierzu Boga z Izraelitami, narodzinach Jezusa, który miał być synem Boga-Ojca poczętym przez Ducha Świętego, został ukrzyżowany, zmartwychwstał i przed końcem świata ma sądzić żywych i umarłych. Jest tam też o duszy nieśmiertelnej, zbawieniu i potępieniu, aniołach, szatanie, licznych cudownych wydarzeniach, w tym uzdrowieniach i wskrzeszaniu zmarłych. Itd.
Podsumujmy: Na prawdziwość wierzeń religijnych, także na istnienie Boga, o którym mówią religie, brak jakichkolwiek dowodów, argumentów, uzasadnień. Wszystko wskazuje, że mamy do czynienia z fantazją przedstawianą jako prawda, czyli z kłamstwem. Dlatego wyznawanie jakiejkolwiek religii to nieuchronnie życie w kłamstwie.
* * *
Teolodzy bronią „Pisma Świętego” twierdząc, że nie można go rozumieć dosłownie, literalnie. Są tam – mówią – przenośnie, symbole, trzeba też wziąć pod uwagę, że księgi miały przemówić do ludzi odległych epok.
Jest to nieskuteczna obrona prawdziwości „Pisma Świętego”. Pozwala natomiast przeinaczać jego treść, dowolnie interpretować, usprawiedliwiać absurdy. Gdy jakieś treści są zupełnie nie do obrony, teolodzy mówią, że to przenośnie, symbole. W ten sposób, mimo absurdów i kompromitującej zawartości, Kościół katolicki niezmiennie utrzymuje, że – jak czytamy w katechizmie – księgi Starego i Nowego Testamentu zawierają prawdy objawione przez Boga, spisane zostały pod natchnieniem Ducha Świętego i „Boga mają za Autora” (Katechizm 105).
Nie dajmy się zwariować, dziś Bóg nie przemawia do papieży i biskupów – i tak samo nie przemawiał wówczas do Mojżesza i proroków. Nic nie objawił i nie objawia.
Moja znajoma, niepokorna teolożka Celestyna twierdzi, że autorzy ksiąg biblijnych znajdowali się pod natchnieniem poetyckim, powstającym pod wpływem wina a nie Ducha Świętego. Daje ono niepohamowaną zdolność zmyślania. Z Biblii wynika niezbicie, że Izraelici spożywali wina bardzo dużo i traktowali jako produkt pierwszej potrzeby. Wyjaśniałoby to, dlaczego w księgach mamy tyle niedorzeczności i słów wzniosłych jednocześnie.
Wrabianie Boga w autorstwo Biblii, jak robi to katechizm Kościoła katolickiego, jest nie fair. Celestyna mówi, że Bóg, gdyby istniał, na pewno nie zgodziłby się ze stanowiskiem Kościoła. Nie potwierdziłby kłamstwa o boskim pochodzeniu treści zawartych w „Piśmie Świętym”. Zważywszy na dziwactwa i niedorzeczności, których tam pełno, trudno byłoby mu się dziwić.
Oto na przykład w Biblii napisano – mówi Celestyna – że Bóg spowodował śmierć czterdziestu dwojga dzieci, bo biblijny prorok Elizeusz przeklął je imieniem Bożym za niemądre wygłupy. A było to tak: „Kiedy (Elizeusz) postępował drogą, mali chłopcy wybiegli z miasta i naśmiewali się z niego wzgardliwie, mówiąc do niego: «Przyjdź no, łysku! Przyjdź no, łysku!» On zaś odwrócił się, spojrzał na nich i przeklął ich w imię Pańskie. Wówczas wypadły z lasu dwa niedźwiedzie i rozszarpały spośród nich czterdzieści dwoje dzieci.” (2Krl 2,23-24).
A oto co Bóg przekazał ludowi swojemu za pośrednictwem Mojżesza: „Jeśli się bić będą mężczyźni, mężczyzna i jego brat, i zbliży się żona jednego z nich i – chcąc wyrwać męża z rąk bijącego – wyciągnie rękę i chwyci go za części wstydliwe, odetniesz jej rękę, nie będzie twe oko miało litości” (Pwt 25,11-12).
Czy to nie głupota przypisywać Bogu coś takiego? – pyta retorycznie Celestyna.
Nie ma też – dodaje – żadnego uzasadnienia przekonanie, że Bóg uznaje Kościół katolicki za swój.
* * *
Wielu ludzi, wychowywanych w religijnych rodzinach, zrywa z religią wchodząc w okres dojrzewania, gdzieś między 12 a 16 rokiem życia. Sam to przeszedłem. Jak napisałem w innym miejscu, stojąc w kościele w tłumie ludzi coraz bardziej miałem poczucie, że uczestniczę w przedziwnym kulcie nieprawdy, fałszu. Dziwiłem się, że ludzie mogą w te zmyślone „prawdy wiary” wierzyć. Wstydziłem się być w kościele, uczestniczyć w kłamstwie. – Alvert Jann
……………………………………………………………………………..
Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – http://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ . – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.
Na portalu RacjonalistaTV zamieściłem m.in. następujące artykuły:
„Złe skutki lekcji religii (część 1)" – http://racjonalista.tv/zle-skutki-lekcji-religii/
"Argumenty przeciw istnieniu Boga” – http://racjonalista.tv/argumenty-przeciw-istnieniu-boga-komentarz-do-podrecznikow-religii/
„Kim jest Bóg?” – http://racjonalista.tv/podreczniki-do-religii-kim-jest-bog/
Umysł od malogo wyćwiczony w łykaniu klamstw, spokojne potem łyka i akceptuje takie na przykład brednie smoleńskie czy pislamizm.
Jak zwykle Alvert pisze ciekawie i jasno.
Mozna tylko dodac ze jednym z nazwiekszych szkod jakie przynosi religia jest wiara w ponadnaturalna sile ktora decyduje o wszystkim: chorbie na raka, zdolnosci dziecka,
wypadku na ruchliwej ulicy itd. Caly swiat staje sie kukielkowym teatrem w ktorym niewidoczna reka porusza figurkami. Jest to swiat despotyczny tyrana ktory wymaga posluszenstwa, chwalenia i sluchania anbasadorow boga na ziemi. Krotko mowiac jest to niebianski swiat Drogiego Wodza Kim Un .Tylko tytle ze od Kim Una mozna uciec a od boga nie mozna.
Świetne, panie Januszu!
p. Alvert robi dobrą pracę, która powinna być wspólnym celem tego portalu. Odsłania mechanizm specyficznego psychicznego urzeczenia (?) otumanienia (?). Znam osobiście przypadek byłego kleryka który miał dokładnie takie reakcje. Ponieważ długo walczył z presją zakonu zanim go opuścił nie był w stanie wytrzymać nawet jednorazowej wizyty w kościele. Wielu z nas ma to samo uczucie. Ja też nie mogę się zmusić do uczestniczenia w tych obrządkach, nawet z okazji rodzinnych. Zamiast jedności z bogiem czuję, że robi mi się niedobrze.
Ja też miałem podobnie, gdy zostałem agnostykiem/ateistą i przez jakiś czas chodziłem jeszcze do kościoła, żeby "nie robić przykrości rodzicom". Też robiło mi się niedobrze. Plus z tego był taki, że w końcu przyznałem się do niewiary i definitynie zerwałem z odwiedzaniem przybytków tej załganej instytucji.
Dołączam się do pochwał za ten tekst. Brawo Alvercie!
Byc moze osobe dorosłe maja uczucie kłamstwa. Ale wg mnie osoby dorastajace (12-16 lat) nie maja takich odruchow. Po prostu dochodzi sie do momentu kiedy dreptanie i wspolne rytuały staja sie bezsensowne i wymuszone. I to nie dlatego ze to kłamstwo, po prostu budzi sie indywidualnosc, i młody człowiek mysli, co ja tu robie, dlaczego mam padac na kolana, dlaczego ten pedofil znow ubrał sie w sukienke itp. Jesli jakis bog/zydowski Bog istnieje to dlaczego mam wykonywac te same ruchy co niedziele, rok w rok, to potworna strata czasu. Po co Bogu te ruchy, to kadzenie. Młody przestaje chodzic do kosciola, ale nie ze wzgledu na kłamstwo. Tylko ze wzgledu na inne ciekawsze rzeczy i rytuał wydaje mu sie zbyteczny. Dziewczynki jednak dłuzej są w stanie uczestniczyc w tej grze, ale to dlatego, ze wyrosły na filmach gdzie slub sie bierze przed ołtarzem. A wiadomo, kleszka pogroził, ze slubu nie da, wiec do koscioła trzeba chodzic, takich mały szantaz.
Podobnie jak nikt młody sie nie obraza, ani nie przechodzi jakiegos wielkiego procesu odrzucenia z chwila gdy sie zorientuje, ze nie ma Sw. Mikołaja, co roznosi przezenty.
—
Dlatego byc moze wiele osob dorosłych przezywa rozterke kłamstwo-prawda, ale młodziez sie kłamstwem/prawdą jeszcze nie przejmuje.
Nie zgadzam się z tym: "Tylko ze wzgledu na inne ciekawsze rzeczy i rytuał wydaje mu sie zbyteczny. Dziewczynki jednak dłuzej są w stanie uczestniczyc w tej grze, ale to dlatego, ze wyrosły na filmach gdzie slub sie bierze przed ołtarzem". Obie z siostrą przestałyśmy być wierzące jako nastolatki nie ze wzglądu na ciekawsze rzeczy, ale właśnie spostrzeżenie kłamst KK oraz stosunku kościoła do kobiet i ich praw. Niech pan nie spłyca rozumowania młodzieży.
Znam również dziewczyny, które w wieku 12-16 lat nabierały co do religii przekonania, że wszystko to zmyślone, a to, co mówią katecheci, to bajki. Nastolatki częściej niż się przypuszcza przestają być "wierzące". Znam przypadek dziewczynek chodzących na lekcje religii, które w wieku 12 lat z przekonaniem sobie opowiadały, że religia to jest "dla postrachy".
W takich sytuacjach nastolatki odczuwają chodzenie do kościoła jako fałsz i uczestniczenie w obrzędach bezprzedmiotowych (czci się coś, co nie istnieje). Można to określić jako niechęć do uczestniczenie w kłamstwie, chociaż nie muszą tego nazywać dokładnie tymi słowami. Wydaje mi się, że p. Lucjan trochę nie docenia nastolatków.
Dzisiaj tak, moze wiecej młodziezy "widzi" ze to kłamstwa. Ale to na skutek dostepu do intenetu, ksiazek. Dawniej takiego dostepu nie było. Natomiast dziwi brak aktywnego uswiadamiania dzieci (5-10 lat), ze kler je ogłupia. Tak jakby osoby dorosłe były zgodne, ze lata 5-10 to czas na bajki i pozwalaja na indoktrynacje przez kler, a czas na uswiadomienie przyjdzie pozniej. To tak jakby ludzie chcieli oszczedzic dzieciom traumy, ze nie ma jezuska, tak jak nie ma krasnoludkow i nie ma Sw.Mikolaja co przynosi prezenty.
Ciekawe ilu rodzicow mowi swoim dzieciom (5-10 lat): słuchaj, chodzisz na katecheze zeby cie reszta nie zadziobała, ale tak na prawde to sa to kłamstwa.
Poza tym nikt nie czyta Biblii, miliony ludzi zostały zaindoktrynowane bez przeczytania Biblii, i nikt sie nie zagłebia w wersety biblijne. Czytanie Biblii jest niejako zarezerwowane dla heretykow (protestantow) i ateistow.
Nie wierze, ze młodziez przestaje wierzyc, bo przeczytała Biblie. Jedyna forma zaszczepienia rozumu byłoby juz w wieku lat 5-10 pokazywanie dzieciom rownolegle mitow greckich, babilionskich, zydowskich i new-age-owskich i innych.
Tylko, że spora część dorosłych sama w to wierzy, więc trudno żeby bronili dzieci przed indoktrynacją.
Mam wrażenie, że od pewnego czasu zmieniła się polityka katechetyczna. Obserwuję od kilku lat wśród studentów młodszych lat niemały odsetek studentów głęboko wierzących. Nie manifestują wiary, ale też jej nie kryją. Zwykle są mili, uprzejmi, chętni do nauki (choć niekoniecznie najlepsi).
Polecam przeczytać Jana Pawła II: "KObietą i męźczyzną stworzył ich", a także fenomenalną książkę Edyty Stein – świętej KOścioła katolickiego: "KObieta i jej rola w kościele i świecie". Podkreślam, że wszystko co jest tam zawarte stanowi aktualną doktrynę Kościoła katolickiego. Poprostu jeśli są pytania to trzeba szukać…
No to moze strescisz co takiego waznego tam napisane? Nie kazdy ma dostęp do bogatej sakralnej literatury.
"Stworzył ich …" – juz tu sie roznimy, "Kobieta i jej rola …" – w praktyce rolą kobiety jest zmiana wody na kwiaty w wazonach plus zmywanie koscielnej posadzki. Księza mowią otwarcie: zeby byc księdzem trzeba miec penisa.
tyle że na "księdzach" nie kończą się kościelne role
kilku teolożkom katolickim przyznano tytuł "doktora Kościoła"
W wieku 12-16 lat młodziez "zwyczajowo" przechodzi przez fazą buntu i kwestionuje cały dorosły świat. Aby to dostrzec wystarczy poobserwowac przygotowania do sakramentu bierzmowania. Moja żona będąc wychowacą w internacie miała nieraz okazję się temu przyglądać służbowo. Młodzież robi sobie z tej imprezy jaja – mało kto traktuje ten jakby nie było, sakrament, z powagą.
>Młodzież robi sobie z tej imprezy jaja – mało kto traktuje ten jakby nie było, sakrament, z powagą.
-Traktowanie tego z powagą to dopiero "jaja".
Panie Januszu. Czym jest wiara dla pana?
Jeśli nie zostawia pan suchej nitki na Bogu ani na Kościele, który pan także stanowi czy chce czy nie chce, bo pan przecież jest ochrzczony.
>Jeśli nie zostawia pan suchej nitki na Bogu ani na Kościele, który pan także stanowi czy chce czy nie chce, bo pan przecież jest ochrzczony.
-To raczej Kościół nie zostawia suchej nitki na ewentualnym Bogu, przedstawiajac go w tak prymitywny i naiwny sposób. Religie ośmieszają swych bogów lepiej niż ateiści.
http://racjonalista.tv/religie-osmieszaja-swych-bogow/
-A chrzest niczego nieświadomego dziecka, aby je uwolnić od grzechu pierworodnego, to już szczyty religijnych absurdów.
Alvert jak zwykle na wysokim poziomie. Pozdrawiam
ZORRO pisze: "Obserwuję od kilku lat wśród studentów młodszych lat niemały odsetek studentów głęboko wierzących. Nie manifestują wiary, ale też jej nie kryją. Zwykle są mili, uprzejmi, chętni do nauki (choć niekoniecznie najlepsi)". Warto się nad tym zastanowić. O ile dobrze się orientuję, to tacy studenci są bardzo często światopoglądowymi konserwatystami. Religia jest dla nich niezbędną częścią pożądanego konserwatywnego ustroju społecznego. Często nie tyle wierzą w Boga, co uznają Boga, czczą jak konserwatywną fikcję. Praktyki religijne są dla nich konserwatywnym rytuałem, który spełniają. W ten sposób łykają kościelne kłamstwa religijne, na zewnątrz deklarują wiarę w Boga jednocześnie nie wierząc. Można powiedzieć, że kłamią i żyją w kłamstwie.
I jeszcze jedno. Znam podręczniki religii dla liceum (pisałem o nich) i nie sądzę, by mogły się przyczynić do pogłębienia religijności w pozytywnym znaczeniu. Zdecydowanie dominują tam kościelne dogmaty i mity, np. o czekającym ludzi Królestwie Bożym na ziemi i w niebie. Próbkę jednego z podręczników, wydanego nie przez byle kogo, ale przez "zasłużony" zakon jezuitów, dołączyłem do części pierwszej tego artykułu ("Złe skutki lekcji religii, część 1" – link powyżej). Zapewniam, że warto przeczytać, by poczuć jak to smakuje. Nie sądzę, by Kościoł mógł zmienić charakter podręczników. Jest zbyt uwikłany w ideologiczne/mitologiczne fikcje – musiałby przestać być sobą.
"Religia jest dla nich niezbędną częścią pożądanego konserwatywnego ustroju społecznego. Często nie tyle wierzą w Boga, co uznają Boga, czczą jak konserwatywną fikcję. Praktyki religijne są dla nich konserwatywnym rytuałem, który spełniają. W ten sposób łykają kościelne kłamstwa religijne, na zewnątrz deklarują wiarę w Boga jednocześnie nie wierząc. Można powiedzieć, że kłamią i żyją w kłamstwie. "
.
Czy są jakieś socjologiczne badania, które pozwalają tak uogólniać?
Nie jest to uogólnienie, tylko rezultat mojej obserwacji. Obserwacja jest bardzo ważną metodą badań socjologicznych. W tym przypadku jest to obserwacja nazywana częso swobodną, otwartą lub niesystematyczną. Bez tego rodzaju obserwacji nie byłoby nauk społecznych (a także jakiejkolwiek nauki). Obserwacje tego rodzaju stanowią punkt wyjścia dla badań, które pozwalają na ilościowe określenie zjawiska i uogólnianie.
Na podstawie swoich obserwacji napisałem w komentarzu, że religijni studenci są "bardzo często" światopogladowymi konserwatystami, kultywują wiarą w Boga, ale w jego istnienie nie wierzą, czyli kłamią i żyją w kłamstwie. Są bardzo często członkami czy sympatykami konserwatywnych klubów, korporacji, portali. Z takich studentów często wyrastają politycy i aktywiści, którzy fałszywie deklarują wiarę religijną, bo to wymóg obowiązujący w ich ugrupowaniu politycznym.
OK – czyli to jest indywidualne wrażenie a nie wynik rzetelnych socjologicznych badań (reprezentatywna próba, usystematyzowany zestaw właściwie przygotowanych pytań itd.)
.
To jeszcze spytam skąd pan wie, że oni "fałszywie deklarują wiarę"?
Czy może wobec pana zadeklarowali szczerze brak wiary?
Już odpowiedziałem powyżej na te pytania, proszę czytać uważnie.
Dodam, że wśród polityków, posłów, publicystów i aktywistów PiS jest dużo rozwodników i osób żyjących w związkach pozamałżeńskich (szacunkowo nie mniej niż w innych ugrupowaniach). Gdyby poważnie traktowali swoją religię, nie byłoby tak.