Obecnie temat polityki Berlusconiego może wydawać się nieco przebrzmiały, choć wydaje mi się, że niesłusznie. Oczywiście obecnie – od 22 lutego 2014 roku -premierem słonecznej Italii jest lider centrolewicowej Partii Demokratycznej Matteo Renzi, były burmistrz Florencji, postać również ciekawa. Niedawno Renzi oświadczył PE, że chętnie podda się euro biurokracji, bo włoskiej biurokracji, jak każdy Włoch ma serdecznie dość. Tyle się mówi o fali euroscpetycyzmu, a w czwartym najsilniejszym kraju Unii, podobnie jak w Niemczech, niepodzielnie panuje euroentuzjasta Renzi. Wróćmy jednak do Berlusconiego, którego sposób sprawowania władzy, zmienił tak wiele w polityce Włoch i Europy, że nadal pozostaje fenomenem polityki.
Berlusconi to człowiek-orkiestra. Po pierwsze jest to lider i założyciel (1994) partii: Forza Italia. Partia ta w 1994 roku była główną częścią koalicji Oś Wolności, która jednak upadła, gdy Liga Północna opuściła ten sojusz. Odzyskała władzę w 2001 z poparciem LN, tworząc koalicję Dom Wolności, którą sprawowała do 2006. W 2009 formalnie rozwiązana. W 2013 powstała nowa partia o takiej samej nazwie. FI samodzielnie wystartowała w wyborach europejskich w 2014, uzyskując 16,8% głosów (13 mandatów). Berlusconi, mimo zatopienia przez kryzys w 2011 roku, pozostaje więc politykiem o znacznym wpływie na polityczne życie Włoch. Premierem był 3 razy (w latach 1994–1995, 2001–2006 i 2008–2011). Jest też właścicielem medialnej sieci Finivest (obecnie Mediaset), właścicielem grupy bankowej Mediolanum Banca Mediolanum, akcjonariuszem hipermarketów Standa oraz właścicielem krajowej sieci księgarni multimedialnych Mondadori. „Forbes” w 2008 oszacował jego majątek na 9,4 mld USD, co sytuowało go na 3. miejscu wśród najbogatszych osób we Włoszech. Berlusconi jest też znany jako prezen A.C.Milan.
Dał się poznać jako – nie tylko werbalny – przeciwnik socjalizmu; „Będę walczyć z komunistami, tak jak Churchill walczył z nazistami”; konstytucję włoską uważał za „zainspirowana przez sowietów”. Był zwolennikiem Jest zwolennikiem liberalizmu gospodarczego. Jego rząd doprowadził do utworzenia armii zawodowej i obniżenia podatków. Od 2001-2006 parlamentarna większość Berlusconiego przeprowadziła m.in. te reformy:
* Roboty publiczne; projekt „autostrady morza”, superszybkie pociągi na linii Turyn-Mediolan-Florencja-Rzym-Neapol i Turyn-Werona-Wenecja; projekt MOSE – ratujący renesansową Wenecję, most między Sycylią a włoskim stałym lądem, metro w Rzymie, Parmie, Neapolu, Turynie i Mediolanie, modernizacja autostrad.
* Reforma prawa pracy; zw. „legge 30” lub „legge Biagi”, (od prof. prawa pracy Biagiego, zamordowanego przez lewacką bojówkę) – ustawa promująca większą elastyczność; doprowadziła do zmniejszenia bezrobocia.
* prawo emerytalne (lipiec 2004) zwiększająca minimalny wiek emerytalny do 60 lat(tzw. „reforma Maroni’ego” zanim weszła w życie na pocz. 2008 została zmodyfikowana przez rząd lewicowy Prodiego – 58 lat.
* reforma szkolnictwa („riforma Moratti”).
* reforma zasad wydawania prawa jazdy, zmniejszyła ilość wypadków.
* wobec zatrzymanych szefów mafii co dwa lata należy potwierdzać ich przetrzymywanie w areszcie domowym.
* zniesienie podatku spadkowego i od darowizny, przywrócenie przez lewicowy rząd Prodiego, ale już o niższej wysokości.
* zniesienie przymusowej służby wojskowej.
* zakaz palenia w miejscach publicznych (od stycznia 2005 r.)
* dekret Urbaniego – kara 1,500 € za piractwo komputerowe, konfiskata instrumentów i materiału.
* reforma prawa wyborczego Ordynacja większościowa zastąpiona reprezentacją proporcjonalną, dającą dodatkowe mandaty zwycięskiej koalicji.
Oczywiście nie obyło się bez iście reaganowskiej bigoterii np. w kwestii prawa regulującego sztuczne zapłodnienie, z uznaniem praw człowieka wobec embrionu. (wywołała protesty lewicy i referendum w 2005 r.), czy z wpadką zwiazaną z ministrem Rocco Buttiglione, który w latach 2001–2005 sprawował urząd ministra do spraw europejskich w drugim rządzie Silvia Berlusconiego (W 2004 został wystawiony przez rząd włoski jako kandydat na członka Komisji Europejskiej. Nowy przewodniczący KE Jos Manuel Barroso włączył go na listę nominowanych jako swojego zastępcę i komisarza do spraw sprawiedliwości. Kandydatowi wytknięto wówczas publicznie jego konserwatywne poglądy, m.in. dotyczące homoseksualizmu i roli kobiety w rodzinie („…AI [Amnesty International] musi porzucić propagandę aborcji, którą papież Jan Paweł II nazwał obroną „kultury śmierci”. We Włoszech protestujemy przeciwko tej propagandzie, organizując wielkie manifestacje w obronie życia. Na demonstracjach tych widać prawdziwe Włochy: kraj ludzi, którzy pracują, zakochują się w sobie, żenią i wychowują razem swoje dzieci…”, Źródło: „Dziennik”, 15 czerwca 2007). Frakcje socjalistów i zielonych przedstawiły zastrzeżenia co do zdolności Rocca Buttiglione do podjęcia działalności politycznej w sferze praw obywatelskich. 11 października 2004 Komitet ds. Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych Parlamentu Europejskiego głosował w stosunku 27:26 za nieprzyjęciem nominacji. W jego obronie stanęli europejscy politycy katoliccy i przywódcy kościelni, zarzucając PE „ujawnienie prawdziwego oblicza Europy”. Ostatecznie premier Silvio Berlusconi 29 października tegoż roku oświadczył, że Rocco Buttiglione pozostanie ministrem do spraw europejskich w rządzie włoskim). Zdarzało się także ludziom Berlusconiego płaszczenie przed Watykanem, co krytykowała m.in. Sabina Guzzanti.
Generalnie jednak polityka Berlusco była w miarę do rzeczy, choć oczywiście sam Berlusco był utaplany w aferach finansowych i sądowych. Przez idealistycznych demokratów nie jest więc lubiany; za dużo u niego załatwiania spraw nieformalnymi kanałami. Np. dla red. Żakowskiego z GW Berlusconi to tylko „nieprzyjemny facet” kontrolujący media i uzależniający od siebie część włoskiej elity, odpowiedzialny za regres tamtejszej demokracji. Pan redaktor przy okazji nie omieszkał „ostrzec” Polskę przed podobną sytuacją. Czemu dziennikarze nie umieją odróżnić skorumpowanego polityka od czasem ciekawych ustaw przepchniętych przez jego ekipę? Świat nie jest taki prosty; nie brakowało nawet zasłużonych mężów stanu o zszarganej reputacji: Mirabeau, Robert Walpole, Talleyrand, Gołuchowski, Bismarck, by wymienić tylko kilku. Kiedyś jak jeszcze miałem dość elitarystyczne spojrzenie na świat, Berlusconi wydawał mi się sposobem na niestałość chwiejność demokratycznych rządów; coś z tego zostało do dziś; nadal uważam, że np. Palikot powinien był zacząć od własnej TV i gazety, gdy próbował rozbetonować establishment polityczny. Berlusconi rozczarował mnie mocno dopiero w czasie kryzysu ekonomicznego, kiedy więcej myślał o uciechach niż rządzeniu i płaszczył się przed Kadafim. Zresztą właśnie kryzys go zatopił. W 2011 roku na czele gabinetu zastąpił go ekonomista Mario Monti. Media zauważyły wówczas, że już sama zapowiedź rychłej nominacji dla cieszącego się uznaniem w Europie Montiego znacznie poprawiła sytuację włoskich obligacji na rynkach.
By dowiedzieć się czegoś więcej o Berlusconi zajrzałem do książki Jakuba Jóźwiaka-Di Marcantonio: „Silvio Berlusconi. Geniusz mediów i marketingu politycznego” (Atla Wrocław 2011). Jakub Jóźwiak-Di Marcantonio, związany z Instytutem Politologii Uniwersytetu Wrocławskiego.W 2005 roku studiował we Włoszech na Università degli Studi di Macerata. Prowadził badania empiryczne we Włoszech z zakresu komunikacji politycznej i kampanii wyborczych, gdzie opracował m.in. model sprzężenia zespołu cech syndromatycznych populizmu z instrumentarium marketingowo-medialnym. Jóźwiak-Di Marcantonio
skoncentrował się na wyjątkowości Berlusconiego jako imprenditore-politico (polityka-przedsiębiorcy), co dziś nasuwa skojarzenia z Palikotem, który także zaangażował własne pieniądze w wyborczy sukces. Berlusconi dopiero w wieku 57 lat zaangażował się w życie polityczne (s. 10). Na podobieństwo biznesowego zabiegania o klienta, a populisty-polityka gromadzącego wyborców uwagę zwracał już cytowany przez Jóźwiaka-Di Marcantonio, Joseph Schumpeter, autor książki: „Kapitalizm, socjalizm, demokracja” (s. 12). Jóźwiak-Di Marcantonio analizuje zmiany w marketingu politycznym i zauważa, że jeszcze na początku lat 60tych na Zachodzie osobowość polityka miała znaczenie minimalne w porównaniu z programem partii, lecz centralizacja i profesjonalizacja kampanii wyborczych i wzrost roli TV zwł od lat 70., odwróciły proporcję (s. 42-43). Autor zwraca uwagę na aspekt technologiczny walki politycznej. G. Sartori pisał o tym, że TV kreuje własny świat, stąd kampania to walka kreacji (s. 83). W Homo videns, Sartori twierdził, że TV nigdy nie odzwierciedla poglądów ludu. USA są oczywiście w czołówce tych przemian, ze swą wiarą w self-made mana, ale i Włochy pozostają niewiele w tyle. Właściwie się nie dziwie; Włosi to indywidualiści, z domieszką anarchizmu; ludzie teatru i kreacji, stąd pewnie Berlusconi miał większe pole do popisu i lepiej ten popis był odbierany, niż byłby w innych krajach Europy.
Do tzw. afery Tangentopoli (1992), jak pisze Jóźwiak-Di Marcantonio, polityka Włoch była zdominowana przez stosunki patron-klient. Afera ujawniła skalę korupcji i rodzinno-mafijnych układów zwłaszcza w chadecji (Democrazia Christiana DC), która nie mogła już liczyć na taryfę ulgową i straszenie komunistycznym zagrożeniem (Partito Communista Italiano, od 1988 przerabiana na socjaldemokratyczną PDS przez Achille Occhetto) po upadku ZSRR (s. 97). Dotąd socjaliści np. B. Craxi wspomagali DC w imię demokracji. Podobnie czynili republikanie (PRI) i PLI (Partito Liberale Italiano). MSI, od 1994 roku AN czyli postfaszyści byli izolowani, podobnie jak padańska Lega Nord. Jako liberała najbardziej interesuje mnie oczywiście PLI. Jóźwiak-Di Marcantonio zalicza ją do prawicy. PLI istniała od 1922 roku do 1994 roku (załatwiła ją Tangentopoli), a potem wznowiona w 1997 roku. Jej politycy od 1994 roku współpracowali z Berlusconim. Od 2004 roku całkowicie uniezależniła się od Forza Italia, choć w wyborach parlamentarnych w 2006 PLI startowała w ramach centroprawicowego bloku Dom Wolności, bez specjalnego sukcesu.
Berlusconi postanowił przeszkodzić postkomunistom z PDS w przejęciu władzy po kompromitacji prawicy i centrum w 1992 roku. Kreował się na outsidera, centrowca (liberała) i anty-polityka, człowieka spoza układów (s. 117). 26 stycznia 1994 roku, czyli w 8 dni po powstaniu FI, w przebojowym, 9-ciominutowym przemówieniu zapowiedział przeciwstawienie się komunistom. Berlusconi przemawiał prostym językiem i eksponował swe biznesowe talenty (s. 125), co nasuwa skojarzenia z Tymińskim, Palikotem i Mittem Romneyem. Barlusconi zamawiał rozległe sondaże, unikał skrajności, i łączył nowatorsko promocję ze fund raising. W lipcu 1993 roku zainicjował spotkania z liberalnymi przedsiębiorcami, profesorami i dziennikarzami, tworząc stowarzyszenie: Alla Ricerca del Buongoverno (s. 133), zaczątek Forza Italia. Zwroty piłkarskie jak scendere in campo (wejść na boisko), hymny w wersji karaoke i inne chwyty pomagały w promocji partii. Było to święto utraconej energii narodu. Menedżerowie Mediasetu szukali kandydatów (cacciatori di candidati) do politycznego reprezentowania FI od września 1993 roku. Preferowano osoby w wieku ok. 40 lat, czyste od podejrzeń korupcyjnych, mało lub w ogóle nie obecne dotychczas w polityce. Przedsiębiorcy i kierownicy stanowili około 30 % wytypowanych 276 kandydatów, zawodowi politycy – zaledwie 4%. FI była partią-firmą (partito-azienda), co niektórzy jak Marcello Dell’Ultri czy Norberto Bobbio, krytykowali, zwolennicy zaś odparowywali zwykle, iż firma jest organizacją racjonalną, i stąd taka partia różni się na plus poziomem zarządzania (s. 150-151). Berlusconi unikał skrajności, mocno walił tylko w PDS, jak w 1994 roku (s. 168-169):
„…Nasza lewica uważa, że się zmieniła. Twierdzi, że stała się liberalno-demokratyczna. To nieprawda! To są ci sami ludzie, ich mentalność … przekonania … są nadal takie same. Oni nie wierzą w rynek, w inicjatywę prywatną, w zysk i w jednostkę … Oni już w nic nie wierzą. Chcieliby przekształcić kraj we wrzeszczący plac, który … przeklina i oskarża. Dlatego jesteśmy zmuszeni, im się przeciwstawić. Ponieważ my wierzymy w jednostkę, w rodzinę, we współzawodnictwo, rozwój, wydajność, wolny rynek i w solidarność, która jest córką sprawiedliwości i wolności…”.
Berlusconi mówił, że nie chce żyć w kraju pozbawionym wolności i, że marzy o zastąpieniu zazdrości i strachu przez poświęcenie, umiłowanie pracy, tolerancję i poszanowanie życia (s. 170). W ten sposób dość populistycznie łączył hasła liberalne, socjalliberalne i konserwatywne. Unikał (pseudo)naukowych dywagacji typowych dla lewicy i budował klimat optymizmu. Obiecał obniżkę podatku dochodowego, i zachowanie emerytur na dutychczasowym poziomie. Unikał starć bezpośrednich z kontrkandydatami w TV, i preferował dyskusje przetykane informacjami o osobistym życiu. Lewica nie dysponował nikim tak charyzmatycznym i nie zorientowała się jakie to ważne, by kogoś takiego znaleźć (s. 193). W 2001 roku Francesco Rutelli za późno rozpoczął bitwę bilboardową. W kampanii 2001 roku Berlusconi organizował szumnie zapowiadane w jego TV rejsy-spotkania z wyborcami. Dzięki temu uniknął negatywnych skutków kampanijnych ograniczeń medialnych z ustawy z lutego 2000 roku. Inspirował się też „Kontraktem z Ameryką” Newta Gingricha (s. 208). W 2001 roku the Economist i Umberto Eco zaatakowały moralny element kampanii Berlusconiego, ale już same dane ekonomiczne wystarczyły na sukces wyborczy. Jeśli przegrywał to nieznacznie, a potężna FI zwierała szyki w opozycji i czekała. W kampanii 2008 roku podkreślał różnice miedzy starą polityką tj. tą kliencką sprzed 1992 roku, a nową (219). Veltroni próbował dotrzymać mu kroku w TV; obaj straszyli widmem swych rządów. Veltroni za słabą oprawę nadał swej wędrówce po Italii i przegrał. Berlusconi jednak doceniał przeciwnika, i był ostrożniejszy w wypowiedziach. Obaj powoływali się na ideały: Valori – wartości (to Veltroni), i Liberta – czyli wolność. FI, swą eklektyczna partie Berlusco nazywał: primo partito liberale di Massa – pierwszą masową partią liberalną (s. 239), z lekką przesadą.
Słowem: Berlusconi był pierwszym swoim chłopem/biznesmenem w długim szeregu polityków „telewizyjnych” do którego należą też Matteo Renzi i Tony Blair, czy Nicolas Sarkozy. Lecz Cameron, Hollande i Prodi już nie. Nie ma więc absolutnego monopolu „berlusksizmu” w polityce; jednak co jakiś czas ludzie starają się wskrzesić świeżość jaką emanował Silvio mimo zaawansowanego wieku. A może pierwszy był Kennedy lub Trudeau? Nawet jeśli to dawno już żadnego takiego nie było…