Wracając pociągiem z Krakowa, gdzie uczestniczyłem w obradach tamtejszej „Kuźnicy”, w przedziale na odcinku Kraków Gł. – Katowice Gł. natknąłem się na polskich kreacjonistów. I to takich w stylu hard, tak klasycznych jak opisuje się tego typu mentalność i poglądy przy okazji enuncjacji oraz badań populacji amerykańskich ewangelikanów z tzw. pasa biblijnego.
Zestaw podróżujących w tym przedziale był przedziwny i symptomatyczny zarazem: oprócz mnie jechał trzy kobiety. Jak się okazało jedna z nich to studentka architektury, mieszkanka Katowic (studiująca pod Wawelem), wracająca do domu z zajęć, druga – osoba w średnim wieku o wyglądzie pensjonarki z czasów schyłkowej Secesji (biała bluzka, wykładany kołnierzyk, czarna spódnica, czytająca literaturę bogobojną i ezoteryczną – kilka książek o tytułach sugerujących taką tematykę leżało od początku podróży obok niej) oraz obywatelka Belgii, młoda dziewczyna, jak się okazała Turczynka z pochodzenia, wyznawczyni islamu (choć bez hidżabu, ubrana po europejsku, jak przystało na młodą dziewczynę w jej wieku).
I stało się że wszyscy
mieszkańcy tego kraju usłyszeli głos.
ks. Mormona, 3 Nefi 9/1
Już od początku dyskusja zeszła na tematy przekonań, a po pewnym czasie skoncentrowała się na zagadnieniach związanych z teorią ewolucji gatunków Karola Darwina, historią i wiarą religijną. No i oczywiście z boskością Jezusa oraz realną obecnością Szatana w świecie. A zaczęło się od dysputy nad terminem idea Boga, którego w czasie rozmowy użyłem. Ale nie to jest przedmiotem zainteresowania tego materiału.
Wymiana zdań – i to często w formie konfrontacyjnej – odbywała się głównie między mną a studentką architektury, która oświadczyła na samym początku iż jest absolutną kreacjonistką (zadeklarowała się też jako ewangeliczka o purytańskiej denominacji – czyli wyznawca ewangelikanizmu wg nomenklatury religioznawczo-politologicznej). Dla niej Biblia jest absolutnym i jednoznacznym źródłem wszelkiej wiedzy, punktem wyjścia do jakichkolwiek rozważań nad sensem życia, jego powstaniem, biologią, medycyną, geologią, geomorfologią, fizyką itd. Co nie mieści się w tej konwencji jest herezją, którą absolutnie odrzuca (i powinno się odrzucić). Więcej – to co obraża boga (czyli nie mieści się w treściach biblijnych) winno być przez niego zniszczone. Tylko miłosierdzie i łaskawość Absolutu pozwala, że takie „wyrzutki rodzaju ludzkiego” (cytat dosłowny) i osobnicy zdemoralizowani, niegodni miana człowieka, obrażający „Majestat Pana” i zaprzeczający „Dobru Absolutnemu” jakim jest bóstwo chrześcijańskie chodzą po tym pięknym świecie stworzonym przez niego.
Sekundowała jej jejmość o wyglądzie pensjonarki, twierdząc autorytatywnie, że ludzie nie wierzący w boga, agnostycy i sceptycy to zło współczesności i „w ogóle ich nie powinno być na świecie”. Nie zaznaczyła tylko jak takich osobników wyeliminować z tego życia. Co raz to deklarowała także swe przywiązanie do „Świętego Kościoła katolickiego, Matki naszej” i miłości jaką owa instytucja szerzy (i szerzyła od swego zarania).
Tak szczere wyznania, pozy i mimika twarzy przy wypowiadaniu owych tez (analogie ze znaną z polskich mediów prof. Krystyną Pawłowicz nasuwały się same) nie pozostawiały żadnych wątpliwości co do związków fundamentalizmu religijnego, fanatyzmu przekonań z namiętnością w zaprowadzania (w przeszłości i ….. przyszłości, oczywiście w razie zaistnienia określonych, sprzyjających warunków społeczno-kulturowo-politycznych) porządków „miłych” naszemu „Bogu”. W tym kontekście mordy dokowane w świecie codziennie przez żarliwych i nawiedzonych fanatyków różnych wyznań i denominacji nabierają zupełnie innego, wymiaru. Wymiaru realnego i w jakimś stopniu uzasadnionego (z punktu widzenia wszelkiej ortodoksji i purytanizmu). Trzeba tylko umiejętnie wyzwolić z jednostki te pokłady odrazy, pogardy, nienawiści jakie religijny obsesjonat nosi (jako stygmat nauk swego boga) w sobie do Innego.
Jednak największa niespodzianka spotkała mnie w chwili gdy doszło do wymiany zdań o ewolucji, historii Ziemi i gatunku ludzkiego etc. Przyszły architekt stwierdziła autorytatywnie, że jej wiara i przekonania łączą się w jedno: świat stworzono (oczywiście to bóg jak napisano w Biblii uczynił – Księga Genesis) w 6 dni, w sumie ma on „coś około” 6000 lat, a dinozaury żyły razem (równolegle) z ludźmi, a wszelkie skamieniałości (geologia, stratygrafia) świadczące o czymś zupełnie przeciwnym. To zdaniem tej dziewczyny wymysły „zwolenników pseudo-nauki Darwina”, wrogów „Pana Boga”. Moje argumenty z dziedzin biologii, geologii, geografii czy filozofii były zbywane gorącymi zapewnieniami o jedno-prawdziwości Pisma Świętego i jego absolutności we wszystkim co się dzieje na Ziemi (wczoraj, dziś i jutro). Nauka ma być służką teologii, religii – to słowa osoby, która za-nie-długo będzie architektem z tytułem magister-inżynier ! A ja do tej pory zawsze sądziłem że z nauk technicznych, właśnie architektura (immanentna studiom politechnicznym) jest kierunkiem dającym ludziom szerokie pole świadomości, estetyki (intelektualnej także), wolności myśli – jako, iż jest niezwykle kompatybilna ze sztuką, kulturą i artyzmem. I że to obcowanie z taką dziedziną ludzkiej kreatywności wymusza niejako otwartość, postępowość, wolność w opisie świata i swobodę w formułowaniu idei.
Jednym z argumentów studentki architektury przeciwko darwinowskiej koncepcji powstania życia na ziemi, a tym samym i człowieka był następujący szlagwort (spotkałem się już onegdaj z nim przy okazji wertowania zagadnień związanych z fundamentalizmem chrześcijańskim – konkretnie; ewangelikanów – w USA):
Dziecko pyta matkę; Mamo, tata powiedział, ż pochodzimy od małp. Czy to jest prawda ?
Matka odpowiada; Nie wiem, nigdy nie wspominał o swojej rodzinie.
Kolejnym curiosum (ale wynikającym z przedstawionego światopoglądu) był fakt dotyczący podróży w Kosmos człowieka i zdobyczy techniki na tym polu (tu człowiek moim zdaniem realizuje swą gatunkową potrzebę rozwoju i postępu, odkrywania i zdobywania nowego, nieznanego, zaspokajania potrzeby poznania tego co go otacza wokoło). Przyszła pani architekt nie interesuje się tym zupełnie, to zbędne trwonienie ludzkiej energii bo „Wszechświat to domena Boga”, nie można mu zakłócać spokoju, bo „On tam realnie jest”. Na moją konkluzję, że może kiedyś ludzkość potrzebowała będzie przeniesienia się w inne światy, na inne planety, do innego układu itd. otrzymałem odpowiedź, że „Chrystus Pan wówczas weźmie nas, wiernych i przeniesie w bezpieczne miejsce. Ot tak, fiu. On wszystko może”. Tym samym „ci inni” znikną z przestrzeni „tego świata”. Moje tłumaczenia o potrzebie rozwoju w tej kwestii bo przecież nasz świat jest skończony, nie znalazły zupełnie zrozumienia czy nawet jakiejkolwiek refleksji: i to nie tylko z powodu (małego, ale zawsze) prawdopodobieństwa uderzenia weń meteorytu bądź innego ciała niebieskiego. Moje argumenty w tej mierze skwitowano, iż taka apokalipsa będzie zemstą „miłosiernego Boga nad niewiarą i zasługą dla Jego wyznawców”. Jak łączyć zemstę z miłosierdziem obie niewiasty nie potrafiły jednak wyłuszczyć.
Zupełnie zrozumiałym w takim kontekście prezentowanych poglądów był stosunek moich adwersarek do badań nad komórkami macierzystymi i klonowaniem (przyszłym) człowieka czy jego narządów. To niedopuszczalne poprawianie pana boga …… Więc w takiej perspektywie przeszczepy narządów, dokonywane przez medycynę od wielu dekad i uznawanych jako norma we współczesnej medycynie jawią się jako niedozwolone eksperymenty, odbiegające do tzw. „woli bożej” i zapisów w Księdze Genesis (obie panie to zgodnie stwierdziły i to całkiem serio). Gdyby im się taka sytuacja przydarzyła – czego nikomu nie życzę jako „zły ateista” i „pomiot szatana” – co by zrobiły ? Nie zdążyłem zapytać i postawić je przynajmniej teoretycznie przed takim dylematem.
Belgijka tureckiego pochodzenia odzywała się najmniej i to nie tylko z tytułu nieznajomości języka polskiego – ale jej rzadkie enuncjacje zachowywały największy umiar i dystans (była poza tym zatopiona w muzyce – miała na uszach słuchawki – oraz lekturze książki) .
Co rzucało mi się w oczy oprócz tego fundamentalizmu, zapiekłości i twardości poglądów, jednoznaczności i autorytaryzmu Pisma Świętego ? Spokój, impregnacja na treści z zewnątrz, swoista pogoda ducha (zwłaszcza u przyszłej pani architekt) ale nieukrywana wyższość, miłość w słowach, ale nóż w ręku za plecami; „oby się Pan nawrócił bo będzie z Panem źle” – zabrzmiały jak groźba i ostrzeżenie jej ostatnie słowa przy wyjściu w Katowicach z przedziału. A na pewno było to poczucie wyższości i misji. Misji nawrócenia grzesznika, Innego. Pani o wyglądzie pensjonarki nawet nie raczyła bąknąć „do widzenia”. Na twarzy jej podczas dyskusji malowało się – na przemian – obrzydzenie pomieszane ze wstrętem albo lubieżność z wężową jadowitością. Tak, religijny fanatyzm i miłość do boga mają coś w sobie z seksizmu i seksualnego pożądania. Wystarczy popatrzeć na wiele posągów czy obrazów gdzie Maria czy święte kobiety Kościoła rzymskiego w ekstazie – religijnej, mistycznej – zbliżają się niebezpiecznie (dla owych religiantów – oni nawet o tym nie pomyślą bo to grzech) do erotyków czy obrazów z gatunku soft-porno.
I jeszcze jedno – fundamentalizm religijny, wszystkich opcji zawsze znajdzie porozumienie, gdy chodzi o walkę z Innym; sceptykiem, niewierzącym, agnostykiem, ateistą. Czyli „religianci, fundamentaliści wszystkich denominacji – łączcie się”. Czy to ma być daleki, nie wypowiedziany ex cathedra, horyzont tzw. ekumenizmu ?
Nie ma co się dziwić poglądom i postawie prof. Chazana i jego licznym, umiejscowionym w różnych agendach naszego państwa i życia publicznego, akolitom. Nie ma co liczyć, że te anty-modernistyczne, konserwatywne, bigoteryjne – i nie wstydzę się tego powiedzieć: obskurancko-prymitywne – poglądy wyprostuje demografia. To młodzież, często akademicka (czyli ludzie z cenzusem wykształcenia, predestynowani do zajęcia miejsca w elitach różnych szczebli tego kraju w przyszłości), reprezentuje nader często taki poziom świadomości i takie właśnie spojrzenie na świat i rzeczywistość. To jest po prostu realność współczesnej Polski. Polski XXI wieku, członka Unii Europejskiej. I nad tym, co zrobić aby to zmienić, trzeba na prawdę się poważnie zastanowić (to akcja na dekady).
Co zrobić, aby to zmienić? ZABRONIĆ EDUKACJI RELIGIJNEJ W SZKOŁACH. To na początek.
A może należałoby badać IQ kandydatów na studia? Bo żeby rozumować tak jak te panie, trzeba być umysłowo opóźnionym. A Uniwersytety to nie miejsce dla niedorozwojów.
I tu z tej historii wynika sedno problemu. Obok nas żyje cała masa ludzi. Wydawało by się mądrych, inteligentnych i wykształconych. Problem zaczyna się gdy kontakt z nimi otrze się o sprawy religijne bo okazuje się, że ci wydawało by się mądrzy, inteligentni i wykształceni pod jednym względem wyglądają na totalnych debili ignorujących rozwój nauki przez setki lat. Zresztą nie jest problemem, że wierzą w jakieś bzdury bo każdy może sobie wierzyć w co mu się żywnie podoba. Problemem jest to, że bardzo często tacy ludzie próbują narzucać swój skrzywiony światopogląd innym, którzy mają głęboko gdzieś debilne pomysły na urządzanie świata tych wydawało by się mądrych, inteligentnych i wykształconych. 😉
Bzdurą jest wasz urojony przypadek ale na poważnie po śmierci się realnie przekonasz zresztą jak wolisz z rzekomej nicości. ☺️Masz moje i nie moje tylko słowo. Również Alverta Janna, Jacka Tabisza, Janusza Kowalika i wielu innych.