Kolejny koncert tegorocznej Wratislavii Cantans zapowiadał się ciekawie z dwóch względów. Po pierwsze przedstawiał dzieła nowe, a bez nich zamienimy muzykę klasyczną w czcigodne muzeum odbierając jej walor sztuki żywej i wpływowej. Po drugie program obracał się wokół utworów Owidiusza, który jest moim zdaniem jednym z największych wieszczów naszej cywilizacji.
Poezja rzymska złotego wieku jest niepowtarzalna. Każdy jej wers jest dopracowany do absolutnej perfekcji, logiczny i pełny. Styl Rzymian jest lapidarny, więcej sugeruje niż wypowiada. Ciężko o lepszą strawę dla wyobraźni czytelnika. Ów lapidarny styl jest pełen umiaru i podskórnego stoicyzmu. Już sama forma umieszcza nas niejako poza czasem i moderuje nasze emocje strumieniem ciągłego katharsis. Owidiusz wśród klasycznych poetów Rzymu jest moim ulubionym. Ciężko nie cenić go za jego wyobraźnię, ironię, ciepły humanizm i mądrość.
Czekałem zatem na to, co mogą opowiedzieć mi o moim ulubionym Owidiuszu młodzi kompozytorzy. Okazało się niestety, że ich stosunek do poezji Rzymianina jest bardzo kontrowersyjny i modnie typowy. Z drugiej strony sama muzyka była całkiem całkiem, jak to już tradycyjnie bywa na MusMa, projekcie rozgłośni europejskich, w którym obok europejskich partnerów uczestniczy także NFM. O koncercie związanym z MusMa, też muzycznie udanym, pisałem na przykład przy okazji innego festiwalu – Musica Electronica Nova.
Nośnikiem muzycznych idei okazał się tym razem zespół Ex Novo Esnemble w składzie harfa, flet, altówka i sopran. Ten skład bardzo przypominał realia Starożytnego Rzymu, gdzie też rozbrzmiewały instrumenty z rodziny fletów, jak i liry, zbliżone brzmieniem do harf. Nic zatem dziwnego, że wśród wykonawców największe wrażenie zrobiła na mnie Nicoletta Sanzin grająca na harfie z pięknym wyczuciem brzmienia, koloru i ekspresji. Ważną rolę pełniła też sopranistka Valentina Coladonato.
Koncert rozpoczęła kompozycja urodzonego w 1991 roku Eliotta Delafosse’a. Uznał on, iż Owidiusz był męskim szowinistą, bowiem oceniał tylko wygląd kobiet. W związku z tym do krótkiego fragmentu poezji Owidiusza dodał on wypowiedzi Trumpa i innych polityków, którzy wykazali się seksizmem. Zdziwiło mnie to, bowiem, gdyby kompozytor studiował historię i literaturę, zauważyłby, że Starożytny Rzym dawał najwięcej przestrzeni kobietom wśród antycznych cywilizacji, zaś Owidiusz jak na ówczesne standardy był zapolonym feministą. Nie traktował on kobiet przedmiotowo, lecz podmiotowo, doradzając w swej Sztuce Kochania zarówno chłopcom jak i dziewczynom. Próbował też wniknąć w kobiecą psychikę i sposób odczuwania świata, pisząc na przykład fikcyjne listy mitycznych heroin. Byłem zatem naprawdę oburzony na wiedzę literacko – historyczną młodego kompozytora. Jednocześnie zadziwiła mnie jego muzyka, eklektyczna i delikatna, aforystyczna jak poezja Owidiusza. To było być może najlepsze muzycznie dzieło młodego kompozytora na MusMie, a jednocześnie najbardziej niesprawiedliwe i modnie sztampowe w warstwie literackiej.
Rafaelle De Giacometti w swoim utworze posłużył się techniką bardziej szmerową, ale również osiągnął dobre rezultaty. W partii wokalnej pojawiły się ciekawe nawiązania do chorału gregoriańskiego, który jest śladem wokalnej estetyki rzymskiej. Bałem się nieco utworu Katarzyny Krzewińskiej o nazwie π, gdyż składał się on z sylab a nie ze słów, dokonując dekonstrukcji poezji do poziomu dźwiękowego pyłu. Jednak ogólna aura dźwiękowa miała w sobie coś niejako mimochodem starożytnego, podobnie jak kompozycje Xenakisa.
Noso Magister Erat Williama Sääfa był najwierniejszy Owidiuszowi w warstwie tekstowej, nie czyniąc z niego pożeracza kobiet i boksera na współczesnym polityczno – ideologicznym ringu. Mieliśmy tu podobną muzyczną aforystykę jak u Delafossa, lecz cięższą, przez co miało się wrażenie niedokończonych myśli do formy długiej i monumentalnej.
Na koniec na melomanów czekało dzieło Jorisa Blanckaerta zatytułowane „Uderzam cię ponieważ cię kocham”. Wynikło to chyba z wiersza, w którym Owidiusz mówił o odwadze kochanka, który winien ośmielić się pocałować mimo pozornych odmów ukochanej. Przesłanie Owidiusza zostało spłycone, ale muzyka była bardzo interesująca.
W środku koncertu Ex Novo Ensemble zagrał II Sonatę na flet, altówkę i harfę Debussego. Było to niecodzienne wykonanie, zupełnie obojętne na przyjętą estetykę prezentowania muzyki kameralnej sławnego impresjonisty (który chciał być symbolistą, a nie impresjonistą). Nie było tu zamglenia, akcenty padały inaczej niż zazwyczaj i niż wskazał kompozytor. Muzycy wydobyli z sonaty zupełnie nieoczekiwane motywy i elementy, opuszczając oczywiste kulminacje. Było to wykonanie nieortodoksyjne, bardziej parafraza tego dzieła niż samo dzieło. Mimo to warto było spojrzeć na to arcydzieło z tak odmiennej i dalekiej perspektywy, zaś w ramach własnej konwencji muzycy grali oczywiście świetnie.
Choć nadal jestem oburzony z takiego potraktowania arcypoety Owidiusza i lękam się, czy nie wraca jakiś nowośredniowieczny purytanizm, cieszę się, że ten koncert się odbył. Kompozytorzy zaprezentowali nam dobrą i wciągającą muzykę, wypada im jednak życzyć bliższego zapoznania się również z innymi sztukami niż muzyka. Można oczywiście zabrać swoją muzyką nietypowy i kontrowersyjny głos w dyskusji na temat idei, praw i obyczajów, lecz bycie rewolucyjnym czy kontrowersyjnym w sztuce wymaga wiedzy i wolności, w tym nie ulegania modom. Piękna poezja Owidiusza nie może być traktowana jak farba na transparenty.