Jako fizyka i inżyniera przeraża mnie częsta niefrasobliwość, oraz jakże powszechna u nas ignorancja decydentów. Jako przykład dla takiej właśnie oceny podam przypadek pożaru jednego z warszawskich mostów. Przecież dla decydentów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo miasta zagrożenie mostu pożarem nie powinno spadać na głowę jak przysłowiowy grad z jasnego nieba. Tymczasem takie właśnie potencjalne zagrożenie, trwające w stolicy kraju od lat przerodziło się przed tygodniem w realny byt mającej miejsce w stolicy katastrofy. Za tą sytuacje bezpośrednią winę ponosi Techniczny Zarząd Miasta i jego Prezydent.
Pożar mostu Poniatowskiego w Warszawie
Poruszyłem tą sprawę jako wprowadzenie do znacznie poważniejszego i szerszego tematu, którym jest bezpieczeństwo już nie mostu, lecz całej Polski. Przecież w świetle wydarzeń w Gruzji, na Krymie czy we Wschodniej Ukrainie, istnienie linii granicznej pomiędzy Rzeczpospolitą i Rosyjska Federacją powinno wywoływać realne i uzasadnione obawy Polskiego Rządu. Granica z Obwodem Kaliningradzkim jest dzisiaj całkowicie „ przezroczysta” i trywialnie łatwa dla jej przekroczenia przez rosyjskie wojska. Szybkie rosyjskie pojazdy wojskowe mogą z łatwością „ przełamać „ tą papierową granice, oraz wedrzeć się bez oporu na kilkadziesiąt kilometrów a w głąb naszego terytorium. Dla takiego wojskowego posunięcia Putin posiada zasoby techniczne i ludzkie, jak też cały arsenał propagandowych argumentów. Najważniejszym argumentem Putina byłoby tutaj wykazanie, iż „ ukryte i realizowane pod przykrywką nocnych ciemności ruchy polskich oddziałów” stanowią bezpośrednie zagrożenie dla życia rosyjskiej ludności zamieszkującej Kaliningradzki Obwód. Aby skłócić Polaków i Ukraińców w ramach „ odszkodowania za zajęte nasze północne powiaty, Putin gotów jest wskazać na „polski Lwów” i przyległe doń dawne ziemie Rzeczypospolitej. Dla naszych „ sojuszników” z NATO byłby to argument podobny do tego jakim posługuje się dzisiaj putinowska propaganda w kwestii sytuacji na Krymie czy też na Wschodzie Ukrainy. W tej sytuacji kilkadziesiąt pojazdów wojskowych oraz setki komandosów zajęłyby bez mrugnięcia okiem kilka powiatów leżących w granicach Państwa Polskiego. W cieniu tej sytuacji zaczęłyby się kolejne posiedzenia i narady w Warszawie i w NATO. Sądzę, że zarówno zwykli polscy obywatele jak i polski rząd lekceważą kwestię rosyjskiego bezpośredniego zagrożenia. Niemcy, Francuzi czy Włosi nie będą ginąć za kilka skrawków polskiej ziemi. Pani Kanclerz Niemiec odpowiedziałaby, iż należy rokować z Putinem. W obecnej więc sytuacji należy natychmiast podjąć kroki prewencyjne. W strefie granicznej należy rozmieścić czujne i gotowe na odparcie każdego rosyjskiego ataku odziały Komandosów. Trzeba jednak liczyć się z tym, iż Putin odpowie militarnie na taką sytuacje, i że granica z Obwodem Kaliningradzkim stanie się de facto granicą wzmożonej zimnej wojny. Sądzę, że byłby to cena jaka trzeba płacić za własną niepodległość.
Istniejąca dzisiaj sytuacja na tym fragmencie polskiej granicy nie jest do przyjęcia. Polska powinna zorganizować tutaj znaczne siły, takie jakie byłyby w stanie w krótkim czasie poradzić sobie nawet w przypadku nagłej inwazjo tysiąca rosyjskich czołgów, setek dział i transporterów, odrzutowców i helikopterów. Uważam, iż nawet za cenę uznania tego przez Putina za prowokację, należy prowadzić manewry obronne na całej linii granicznej jaką tworzą dzisiaj Zalew oraz granice: rosyjsko polskie oraz polsko – litewskie. Przy dzisiejszym stanie jej gotowości bojowej Litwa nie oprze się armii rosyjskiej dłużej, niż parę godzin. Potrzebujemy zgromadzenia na tym obszarze kilkudziesięciu nowoczesnych wyrzutni rakiet ziemia – powietrze służących strącaniu atakujących rosyjskich samolotów i helikopterów. Z kolei nasze myśliwce i helikoptery powinny znajdować się w tak zwanych utwardzonych silosach, gdyż obecnie nic nie zabezpiecza ich przez atakiem agresora. Przypomnijmy tutaj los Poczty Gdańskiej czy Westerplatte. Na błędach historii należy się uczyć. Polska jest dzisiaj zagrożona wojną z Rosja i tą prawdę należy właściwie przedstawić społeczeństwu, które w większości nie wie co to wojna. Ale nie wiedzą tego także młodzi przywódcy naszego kraju.
Uważam, iż rozwiązania techniczne powinny być realizowane tutaj od zaraz i bez oglądania się na kolejne sesje budżetowe polskiego parlamentu. Ostatecznie przez 44 lata PRL nikt w Polsce nie negował wysiłku wojskowego realizowanego w ramach Warszawskiego Paktu. Podobna sytuacja zaistniała obecnie. Nasze zaangażowanie w wysiłek obronny kraju powinno zostać zwiększone do 10% PKB. Na NATO możemy liczyć dopiero w przypadku konfliktu o zasięgu ogólnoeuropejskim czy światowym. Wojska NATO nie będą biły się z Rosją tylko i jedynie za Polskę i jej kilka powiatów, tak jak nie zamierzają one dzisiaj walczyć po stronie Ukrainy. Sprawa pożaru mostu unaocznia nam więc scenariusz pożaru o zupełnie innym wymiarze. Na to trzeba być gotowym i to nie poprzez puste deklaracje podobne do tych z roku 1939. Zabawy w Nadzwyczajne Posiedzenia Rządu nie powstrzymają Putina od zmierzonych przezeń celów. Siła polskiej armii może dać jednak Putinowi wiele do myślenia.
„… i narady w Warszawie i w NATO. Sądzę, że zarówno zwykli polscy obywatele jak i polski rząd lekceważą kwestię rosyjskiego bezpośredniego zagrożenia. Niemcy, Francuzi czy Włosi nie będą ginąć za kilka skrawków polskiej ziemi. Pani Kanclerz Niemiec odpowiedziałaby, iż należy rokować z Putinem…”
Niech pan lepiej trzyma się fizyki bo wygaduje pan bzdury.
NATO jak każdy sojusz ma już plan działania w takim wypadku. Pan go jak widać nie zna. Proszę się najpierw poduczyć a potem pisać. Po co 100.000 amerykanów i Brytyjczyków stacjonuje w RFN. Po to właśnie! Poza tym co ma most do wiatraka?
„…Jako fizyka i inżyniera przeraża mnie częsta niefrasobliwość, oraz jakże powszechna u nas ignorancja …” Jako historyka i politologa przeraża mnie , pana polityczna panikarska ignorancja a la pis-smoleńsk …
Na bledach historii trzeba się uczyć ale też trzeba dostrzegać różnice w sytuacji. W 1939 uk i Francja nie miały odpowiedniej broni ani strategii. Zgineliby po nic. Uk bombardowala niemieckie statki. Francja prowokowala Niemców do ataku na linię Maginota. Tyle można było wtedy zrobić. Dziś nie ma równej NATO potęgi na ziemi
W odróżnieniu od Szanownego Autora, Sztyrlic AŻ TAK DURNY nie jest, by zagarniać to, …. co mu się …. prawnie należy (gdyby nie Polska). A że jest Polska, więc tym bardziej tego nie zagarnie, bo Dieduszka Dżugaszwili dosyć rozsądnie Prusy podzielił i nie nado etogo trogat`. Ponieważ również ma on dobrą pamięć, więc na pewno nie chce u siebie ani Nocy Listopadowej ani Sierpnia.
„Wojska NATO nie będą biły się z Rosją tylko i jedynie za Polskę i jej kilka powiatów, tak jak nie zamierzają one dzisiaj walczyć po stronie Ukrainy.” Ale przecież Ukraina nie jest w NATO! Tu nie ma żadnej analogii, między sytuacją Polski a sytuacją Ukrainy. Po za tym, że Ukraina nie jest członkiem sojuszu, to do niedawna była uważana za część rosyjskiej strefy wpływu, więc absolutnie nie można zakładać, że reakcja NATO na agresję na Polskę byłaby taka sama jak na reakcję na Ukrainę.
Ponadto, jak już napisał Piotr Napierała, sojusz ma plan działania w razie ataku na członka sojuszu-Polski. W wypadku ataku na Ukrainę, wcale takiego planu mieć nie musiał, bo w końcu to państwo nie należy do NATO.
Choć wojna na Ukrainie, nie jest sprawą, którą można by było lekceważyć, nie należy też panikować. Potencjał militarny Rosji, zarówno liczebny, jak i technologiczny jest znacznie słabszy niż państw Sojuszu. Wystarczy porównać wydatki na wojsko, które dla NATO są 15-krotnie wyższe niż dla Rosji. Putin po prostu bałby się zaatakować państwo należące do Sojuszu Północnoatlantyckiego.
„Niemcy, Francuzi czy Włosi nie będą ginąć za kilka skrawków polskiej ziemi. ” Za kilka skrawków ziemie, nie. Za wiarygodność sojuszu już tak.
To są żołnierze zawodowi, będą ginąć bo to ich zawód
Też prawda