Podobnie jak wiele innych Żydówek długo zmagałam sięz decyzją, czy wziąć udział w Marszu Kobiet 19 stycznia. Ominął mnie pierwszy Marsz, bo byłam tuż po porodzie i przytłaczało mnie wyczerpanie i niepewność, jak dam sobie radę z macierzyństwem i pracą w JIMENA. Od tego pierwszego marszu marzyłam o tym, by być częścią ruchu kobiet, który początkowo napełnił mnie wielką nadzieją.
Ta nadzieja zaczęła szybko zanikać w maju, kiedy tak się złożyło, że pracowałam w Izraelu w tym samym czasie, kiedy Tamika Mallory przybyła na objazd Izraela i palestyńskich terytoriów. W imieniu JIMENA zwróciłam się do niej via media społecznościowe, by zobaczyć, czy interesowałoby ją prywatne spotkanie z różnymi kobietami Mizrachi, żeby mogła wysłuchać ich historii i dowiedzieć się więcej o ich kulturze i działalności. To był ten sam wzór sięgania na zewnątrz, jak kiedy JIMENA wcześniej zwróciła się do Lindy Sarsour po jej uwagach na Konferencji Żydów Kolorowych, że ona i jej organizacja „powitają was i przyjmą w całej waszej złożoności”. Wyciągnęliśmy gałązkę oliwną i zapytaliśmy ją, czy będzie zainteresowana współpracą z nami, mimo że jesteśmy organizacją syjonistyczną. Jak można się było spodziewać, obie te próby zostały zignorowane.
Mimo wezwań Marszu Kobiet do uczestnictwa żydowskiego i ich stwierdzenia, że my, jako Żydzi, jesteśmy w trudnej pozycji i zmagamy się ze złożoną rzeczywistością, najwyraźniej nie były skłonne tego zrobić w kontekście, w którym rozmowa mogłaby być niewygodna i trudna dla nich, i to wykluczenie zostało zauważone.
Jest dla mnie zupełnie oczywiste, że te przywódczynie Marszu Kobiet nie są skłonne stworzyć wspólnej przestrzeni dla ideologicznej różnorodności, która pochodzi z autentycznego przyjmowania intersekcjonalnych społeczności do wspólnego namiotu. Zamiast być miejscem spotkania zwolenników wolności i wyzwolenia, Marsz Kobiet wywołał uczucia alienacji i tego, że jesteśmy niemile widziane – uczucia, które nie są rzadkością dla żydowskich kobiet z Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki.
Wiele sefardyjskich i mizrachijskich kobiet w społecznościach, z którymi pracuję, czuje się szkalowanych i ignorowanych przez ruchy postępowe, włącznie z Marszem Kobiet i żydowskimi ruchami feministycznymi, po prostu z powodu tego, kim są. Żydowskie kobiety z krajów arabskich mają instynktowne zrozumienie i niepokój wobec nierówności i ucisku kobiet na Bliskim Wschodzie. Nasze matki i babki opowiadały o tym, jak Żydzi byli uciskanymi obywatelami trzeciej kategorii, jak uciekli lub zostali wygnani z regionu jako uchodźcy z powodu antysemickich, antysyjonistycznych rządów. Poszły dalej, ale ich doświadczenia i poglądy zignorowano.
Chociaż pochodzimy z Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki, my, kobiety sefardyjskie i mizrachijskie, nie pasujemy do amerykańskich kategorii ras. Kontrowersje wokół „białych Żydówek” kontra kobiety kolorowe ignorują ważne niuanse żydowskiej różnorodności, całkowicie pozostawiając poza dyskusją kobiety mizrachijskie i sefardyjskie. Mamy wrażenie, że przyjmą nas w Marszu Kobiet tylko, jeśli dołączymy do narracji, w której kobiety bliskowschodnie stoją w opozycji wobec „uprzywilejowanych, białych Żydów” i syjonizmu. Całkowicie to odrzucam. Intersekcjonalizm kobiet sefardyjskich i mizrachijskich dostarcza niesłychanej okazji do budowania związków w postępowych przestrzeniach, ale olbrzymia większość z nas będzie nadal na marginesach, niezdolne do poczucia, że jesteśmy prawdziwie i bezwarunkowo mile widziane w ruchach takich jak Marsz Kobiet.
Moja odmowa uczestniczenia w Marszu Kobiet wynika z zachowania postępowych feministek w Stanach Zjednoczonych, które systematycznie ignorują bardzo rzeczywisty i ciągle trwający ciężki los kobiet na Bliskim Wschodzie, włącznie z Żydówkami. To jest dla mnie osobista sprawa, bo pamiętam opowieści mojej prababci, która uciekła przed antysemityzmem w Turcji, i opowieści mojej teściowej, kiedy wspomina traumatyczne przeżycia ucieczki przed sankcjonowanymi przez państwo antysemickimi prześladowaniami w Iraku. Nie chcę dołączyć do ruchu kobiet, który nie mówi głośno i odważnie przeciwko masowemu łamaniu praw człowieka i brutalnemu uciskowi kobiet muzułmańskich, LGBTQ i kobiet z mniejszości religijnych w krajach arabskich w wyniku wojny, skrajnego patriarchatu i mizoginistycznej interpretacji religii.
Nie chciałam z wami maszerować, bo jestem dumną syjonistką i w pełni solidaryzuję się z izraelskimi kobietami, które znoszą nigdy niekończącą się, antysemicką przemoc. Dla wyjaśnienia: mój syjonizm nie umniejsza mojego pragnienia, by palestyńskie kobiety żyły w pokoju i zamożności. Po prostu nie mogę maszerować z ruchem na rzecz uniwersalnej wolności kobiet, skoro przywódczynie tego marszu orędują za bojkotem żydowskich kobiet na świecie z powodu ich narodowości oraz odmawiają uznania prawa Izraela do istnienia.
Nie chciałam uczestniczyć w waszym marszu, ponieważ uważam, że Marsz Kobiet ma niewyrażony, ideologiczny papierek lakmusowy, determinujący, kogo wpuszczają, a kto musi najpierw zostawić za drzwiami swoją tożsamość i ideologię. To zraniło najbardziej narażone, wyalienowane i intersekcjonalne kobiety w społeczności żydowskiej, włącznie z żydowskimi imigrantkami z krajów arabskich i Żydówkami, których życie bezpośrednio dotknęła i całkowicie wywróciła antysemicka i antysyjonistyczna przemoc. Mam również silne wrażenie, że uprzedzenia przywódczyń Marszu Kobiet wobec białych Żydówek alienowało i obraziło silnych potencjalnych sojuszników i stanowczo odrzucam tezę, że takie myślenie jest zdradą wobec moich sefardyjskich i mizrachijskich społeczności. Jeśli Marsz Kobiet naprawdę chce działać w ramach intersekcjonalności, to musi pogodzić się z żydowską intersekcjonalnością wraz z całym jej zabałaganieniem. Ostatecznie przecież jesteśmy bardzo zróżnicowanym i złożonym narodem.
Podobnie jak dla wielu innych kobiet żydowskich moja decyzja nieuczestniczenia w marszu wyrosła z głębokiego bólu i jeszcze głębszej nieufności do aktywistek i ruchu sprawiedliwości społecznej, które trzymają transparent postępu, podczas gdy powiewają flagami i wygłaszają przemówienia, które wielu Żydów, włącznie ze mną, uważa za rażąco antysemickie. Choć rozumiem potrzebę dialogu, mam poważne wątpliwości co do tego, czy możemy dojść do konstruktywnego postępu z ruchem, którego narodowe przywódczynie systematycznie oczerniają syjonizm, odmawiają nazwania i potępienia antysemickich ideologii i przywódców, i zraniły naszą społeczność. Osobiście nie widzę tego jako powodu, by podchodzić do stołu; widzę to jako powód odejścia od niego.
Podobnie jak wiele Żydówek, jestem zmęczona napięciem między chęcią odejścia, a pragnieniem pełnego uczestnictwa. Kiedy przywódczynie Marszu Kobiet proszą Żydówki, byśmy wyszły ze swojego wygodnego miejsca i zobaczyły, jak odnosimy korzyści z tych samych strukturalnych przywilejów, które szkodzą ich społecznościom (a także członkom naszej społeczności), pragnę, by one uczyniły wysiłek zobaczenia, jak ważne jest dla nas, by one wyszły ze swojego wygodnego miejsca i uznały – w jasnych i wyraźnych słowach – jak różnorodne ideologiczne siły w Ameryce i poza Ameryką kontynuują uwiecznianie antysemityzmu i przemocy wobec żydowskich kobiet.
Głównym powodem, dla którego postanowiłam nie uczestniczyć w marszu jest to, że przez ostatnich parę miesięcy za każdym razem, kiedy myślałam o Marszu Kobiet, mój umysł wędrował do najmroczniejszych miejsc w nowoczesnej historii żydowskiej. Dla mnie Holocaust jest także osobistą sprawą i kiedy zmagałam się z myślami o marszu, nieustannie czułam ciężki nacisk pamięci o mojej drugiej prababci, która została zamordowana przez nazistów w Holocauście. Czułam, jak jej duch nabiera życia, żeby ostrzec mnie, bym nigdy nie sprzymierzała się z ruchem, którego przywódczynie są tak głęboko wplątane w antysemickie łajdactwo. Niestety, podczas gdy Marsz Kobiet powinien był napełniać mnie nadzieją na postęp, przynosił ból, który jest aż nazbyt znajomy wielu potomkom ofiar Holocaustu.
Nie żałuję tego, że nie poszłam. Jest zbyt wiele Żydówek, które nadal płacą najwyższą cenę za żydowskie przetrwanie i kontynuację, bym mogła maszerować w szeregach ruchu, którego przywódczynie są wplątane w oskarżenia o antysemityzm. Nieproporcjonalna liczba Żydówek, które płacą wysoką cenę, to sefardyjki i mizrachijki, i jest niezbędne, by ruchy żydowskie – ruchy postępu – zrobiły miejsce dla głosów kobiet ze społeczności mizrachijskich i sefardyjskich, gdziekolwiek one są. Czy są w Sderot, czy w Pittsburghu, walka Kobiet Żydowskich jest aż nazbyt realna, by można było być wybiórczym. Mam nadzieję i naprawdę wierzę, że nasza społeczność może zjednoczyć się i znaleźć sposób na uzdrowienie i na orędowanie za uniwersalnymi prawami żydowskich kobiet i za prawami wszystkich kobiet w Stanach Zjednoczonych i w reszcie świata.
JNS, 22 stycznia 2019
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
najlepiej byłoby skończyć z czerpaniem pieniędzy z odgrywania ofiary czy toislamofobii czy to antysemityzmu czy to mizoginii
Ale co by wtedy zrobiło TVP?
Co by zrobił PIS?
Co by zrobili nacjonaliści?
Co by zrobili neoreakcjoniści tacy jak Ty?
Co by zrobił Stephen yaxley Lennon?
Co by zrobił Jacek Tabisz?
Przecież bycie ofiarą (fałszywa, udawana słabość) to ich główny sposób działania.