Dyskusja o dyskusji czyli w obronie filozofii

Dobrze, że na r.tv pojawiają się teksty filozoficzne. Choć sam czasem krytykuję filozofię, daleko mi do negowania sensu jej istnienia. Wręcz przeciwnie – gdybym miał wskazać największy nasz problem, jako nowoczesnej internetowej cywilizacji wymieniającej się myślami, generującej idee i ideologie, postawiłbym na braki warsztatowe w dziedzinie rozumowania i wnioskowania.

Tu dochodzimy do pewnego tabu. Bo taka teza jest dość obcesowa i politycznie niepoprawna. Jednak większość przyjmuje że po prostu „to potrafi”, że przychodzi to z edukacją, doświadczeniem życiowym, w toku rozmów i formowania poglądów.

W ciekawej rozmowie Andrzeja Dominiczaka z prof. Hartmanem obaj panowie spierali się czy filozofów powinno być mniej czy więcej. Być może jest to zbyt uproszczone pytanie i prawidłowa odpowiedź brzmi: mniej profesjonalnych filozofów budujących nikomu niepotrzebne abstrakcje, więcej podstaw filozofii i logiki jako narzędzi i aparatu dla nasz wszystkich?

Bo nie licząc wykształconych filozofów, edukacja nie daje nam bezpośredniej styczności z aparatem rozumowania, który stworzyła filozofia, nie pozwala nam go w sposób bezpośredni ćwiczyć, tak jak na przykład ćwiczymy matematykę. Męczymy w szkole słupki, wzory i równania na matmie, a nauczyciele bardzo surowo traktują nasze błędy. Błąd to najgorsza rzecz w matematyce. Czy komuś za to pani z polskiego podkreśliła kiedyś w wypracowaniu błąd logiczny, nieuzasadnioną implikację, tautologię? Filozofia uściśla formalnie proces rozumowania i próbuje zapanować nad rozmytym znaczeniowo, nieścisłym językiem. Daje potężne narzędzia, które powinno się wpajać już dzieciom. Logikę dałoby się wykładać w formie przyjaznej dzieciom (https://bookofbadarguments.com/?view=allpages).

My, niefilozofowie, musimy dochodzić to tego metodą eskperymentalną, często wyważać otwarte drzwi i odkrywać coś, co w logice jest klasycznym, znanym od stuleci błędem.

Andrzej Bogusławski otworzył metadykusję tematem pól znaczeniowych, ich rozmycia, i możliwości nieporozumień i manipulacji z tym związanych.

Z polami znaczeniowymi wiąże się bardziej ogólna kwestia sposobu korzystania z języka i rozumienia języka. Język jest z natury rozmyty, ale my używając go jako narzędzia, często opisujemy kategorie ścisłe albo jednoznaczne. Wyobraźmy sobie teraz dyskusję taką półzgodną, która drąży jakiś temat, a interlokutorzy po części się wspierają wiedzą i wnioskami, a po części kontrują. W takiej dyskusji istnieć będzie wola zrozumienia kontekstu, czyli odwzorowania pola znaczeniowego danego słowa w oparciu o informacje poboczne. W wielu takich dykusjach nie ma zwykle problemu z zachowaniem pierwotnych znaczeń wprowadzonych pojęć. Wyobraźmy sobie teraz ostrą polemikę. Tutaj niestety wola posługiwania się kontekstem narzuconym przez interlokutora będzie ograniczona, a pokusa zmiany pola znaczeniowego pojęcia duża. Co najważniejsze, nie zawsze robimy to świadomie. W skrajnej postaci to po prostu czepianie się słówek, ale to łatwo wykryć i wyjaśnić. Trudniej poradzić sobie z subtelnymi zmianami pól znaczeniowych – tutaj łatwo możemy polec pod wpływem sprawnej retoryki i pozornie logicznego wywodu. Dlatego ostre polemiki zwykle kończą się wzajemnym przeświadczeniem, że nie jest się zupełnie rozumianym.

Problem trzymania się znaczeń ma jednak swoje przeciwieństwo, coś co nazwałem „etykietkarstwem”, choć być może to coś ma już nazwę, której po prostu nie znam. „Etykietkarstwo” to fiksacja na słowie jako etykiecie a nie jego znaczeniu, nadmierny rygoryzm i usztywnianie znaczeń bardziej abstrakcyjnych i rozmytych pojęć. Czasami w dobrych dyskusjach, widać jak rozmówcy intuicyjnie podobnie rozumieją stopień rozmycia danego pojęcia i dzięki temu nie sprawia im ono problemów w dyskusji. Przykładem takiego rygoryzmu, jest upieranie się że słowo wieloznaczne albo rozmyte ma tylko jedną, ścisłą interpretację. Wśród tłumaczy technicznych często można spotkać tzw. nazistów terminologicznych, którzy preferują własne tłumaczenia ponad ogólnie przyjętymi (czyli ogólnie zrozumiałymi) bo są niby lepsze.

Innym problemem logicznym, który pojawia się w dyskusjach szczególnie często jest pozorne wykluczanie. Pewna kwestia zostaje postawiona silnie jako przeciweństwo innej kwesti, najczęściej z powodów dogmatycznych albo dla kontrowersji, podczas gdy kwestie się wzajemnie nie wykluczają. Jeżeli spiera się dwóch dogmatyków, oboje nie będą chcieli zejść na taki poziom niuansu, który ujawia brak wykluczania, bo podminowuje to zwykle siłę dogmatu. Zwróćmy też uwagę na to jak często, zupełnie automatycznie interpretujemy przeciwieństwo jako elementy się wykluczające. Prosty błąd logiczny, który pokazuje jak bardzo nasze umysły są zepsute schematami zaszytymi przez demagogię i propagandę.

Kolejny problem, o którym kiedyś pisał już Piotr Napierała to sztywny determinizm przy opisie systemów chaotycznych, takich jak ekonomia, historia, polityka albo chociażby klimat. Korwin robi to cały czas – dla niego, arcymistrza brydżowego, ekonomia to po prostu schemat brydżowy, który trzeba dobrze rozegrać. Inny typowy problem w opisie systemów chaotycznych, to tendencja do szukania jednej przyczyny w sytuacji gdy dany skutek może bazować na kilku przyczynach i nie zaistnienie przyczyny nawet z pozoru pomijalnej może znacząco zmienić skutek, co wynika z natury systemów chaotycznych. Teoria chaosu powinna być wykładana wszystkim studentom nauk społecznych. Podstawy statystyki też.

Częstym trikiem, bo dość skutecznym, jest uogólniona wersja argumentum ad hitlerum, czyli nawiązanie do czegoś okropnego, choć tylko pozornie albo pośrednio związanego z bieżącym tematem dyskusji. Celem jest wyjście z niewygodnego poziomu niuansu do dyscyplinującej interlokutora minuty ciszy w hołdzie bohaterom, ofiarom itp.

Żeby nie było, ta krytyka jest też samokrytyką. Sam na przykład zbyt często używam argumentum ad hitlerum. Grunt że można lepiej, i da się nad tym pracować. Kto jak kto, ale grono racjonalistów powinno częściej poddawać się takiej analizie i prowadzić więcej metadyskusji.

O autorze wpisu:

22 Odpowiedzi na “Dyskusja o dyskusji czyli w obronie filozofii”

  1. Świetny artykulik. Chętnie bym się pod nim rozpisał, a nawet podpisał (naprawdę uważam, że świetny).
    Co do wzmianki o Korwinie, uwaga jest totalnie chybiona. Mikke należy do tego grona osób, które właśnie ową chaotyczność ekonomii na każdym kroku podkreślają. Twierdzenie, że dla Korwina „ekonomia to po prostu schemat brydżowy, który trzeba dobrze rozegrać” jest po prostu takim podchwyceniem faktu, że Korwin gra w brydża i wywnioskowaniem z niego, że w związku z tym „ekonomia jest dla korwina itd.” Mniemanie, że „ekonomia to po prostu schemat brydżowy, który trzeba dobrze rozegrać” wolno natomiast przypisać zwolennikom mniejszego bądź większego interwencjonizmu. Bo to właśnie oni uważają, że ekonomie trzeba dobrze rozegrać. Mikke uważa, że ekonomia sama się ma rozgrywać.
    Wartość artykułu (jeszcze raz to podkreślę) w tej warstwie filozoficznej uważam za bardzo wysoką. Akapit odnoszący się do Janusza Korwin-Mikkego to zwykła manipulacja.

    1. Nie widzę manipulacji. Mikke może mówi, że ekonomia powinna sama się rozgrywać, ale zarazem mówi w jaki sposób, wedle jakich zasad. Ustala ramy tej rozgrywki i raczej podchodzi do tego jak do gry ze skończoną liczbą możliwości, niż do takiej z nieograniczoną. Nie ma tu miejsca na wiele wariantów, dlatego jest to dla mnie wizja toporna i przede wszystkim nierozwojowa. Jednak nie porównywałbym tego do brydża, lecz do jakiejś prostszej gry.

    2. Oczywiście to było trochę żartobliwe uproszczenie. Ale bazuje na tym, że modele, na których Korwin tłumaczy różne zjawiska są bardzo uproszczone – nie da się mikroekonomią sprzed 100 lat wytłumaczyć całej makroekonomii, szczególnie w dzisiejszych zglobalizowanych warunkach. Sam wolny rynek to tylko perfekcyjny model, który w naturze nie występuje, a bliskie perfekcji wolne rynki są niestabilne w czasie i się degradują do monopoli, oligopoli itp. Paradoksalnie czasami trzeba interwencji po to by utrzymać względną wolność rynku.

      1. Ten kontrargument na tzw. (czy jak go tam zwał) „perfekcyjny wolny rynek” jest wolnorynkowcom dobrze znany. Używanie pojęcia „perfekcyjnego” wolnego rynku nie jest sugerowaniem, że ISTNIEJE jakiś perfekcyjny wolny rynek, ale jest właśnie takim abstrakcyjnym modelem, który ułatwia teoretykom ekonomii tworzenie pewnych teoretycznych modeli. Weźmy za przykład ów słynny esej Frederica Bastiat’a „rozbita szyba” ( https://www.youtube.com/watch?v=4WuMKI4wvHg ). Komuś rozbito szybę. Ludzie wołają, że zyska na tym rynek, ponieważ szklarze będą mieli zarobek (rozwinie się przemysł szklarski). Ale nie pomyśleli o tym, że właściciel szyby straci (na szklarzy) pieniądze, które chciał wydać na nowe buty (straci przemysł obuwniczy). Widać więc szklarza, który zarobił, ale nie widać szewca który stracił i nie widać właściciela szyby który stracił jako pierwszy. Rynek jako całość jest teraz „biedniejszy” o cenę rozbitej szyby. Możliwe że szewc za zarobione pieniądze zamówiłby sobie u szklarza małe akwarium dla rybek: gdyby szyby nie rozbito, zyskali by wszyscy. Różnica między takim modelem idealnym a rzeczywistością jest tylko taka, że w rzeczywistości szewc wyda swoje pieniądze niekoniecznie u szklarza, ale jakąś inną branżę wzbogaci, albo sobie odłoży itp. Faktem pozostaje, że zrobi tak, jak sam sobie będzie życzył. W „nieidealnej” rzeczywistości mamy o wiele więcej branż niż tylko szewska i szklarska (na tym polega jej – rzeczywistości – skomplikowanie), ale rządzą te same prawa.

        Każda prawdziwa nauka tworzy abstrakcyjne (uproszczone) modele rzeczywistości i bazując na nich, tłumaczy jakie to są owe proste prawa, którymi rządzi się skomplikowana rzeczywistość o wielu zmiennych.

        1. Tak, ale pytanie w tle to zawsze: na ile dany model jest reprezentatywny dla ekonomii jako sumy zdarzeń, czy reprezentuje trwały na przestrzeni czasu i autonomiczny mechanizm. Wolnorynkowcy nie traktują tego modelu neutralnie poznawczo tylko 'pożądliwie’ i postulują, że aby się do niego zbliżyć w naturze trzeba deregulować, podczas gdy w praktyce trzeba częściej regulować i izolować (protekcjonizm) systemy, by zbliżyły się do stanu doskonałego. Libertarianie mają tak naprawdę dziś swoją krainę snów i jest to internet, a jak widać rynki jakie produkuje internet to przeważnie rynki gdzie zwycięzca bierze wszystko.

        2. Tylko kto to ma regulować i jak? Państwo to są ludzie: urzędnicy państwowi, istoty interesowne i omylne, biorące w łapę i stronnicze, a nie genialne komputery, które by wiedziały co i jak (w tym chaosie!) regulować.
          Twierdzenia w stylu, że „dzisiaj sprawy rynku są o wiele bardziej skomplikowane niż w 19-tym wieku, więc trzeba interweniować” jest błędne. W rzeczywistości im bardziej system rynkowy jest skomplikowany, tym mniej należy ingerować. Bo to właśnie w najmniej skomplikowanych systemach rynkowych (jakieś na przykład plemię indiańskie) najlepiej się sprawdza model sterowany odgórnie. W systemach bardziej skomplikowanych potrzebna jest jak największa wolność gospodarcza, BO TO WŁAŚNIE przeciwdziała tworzeniu się monopoli. Jak zauważa Tom G. Palmer, „gdyby rynki rutynowo prowadziły do tworzenia się monopoli, ludzie nie zwracaliby się tak często do państwa z prośbą, aby zapewnić im monopol, dający przewagę nad konkurentami i klientami”. Ten sam autor pisze: „Jeśli na rynku, do którego swobodnie można się włączyć, jakieś firmy zdobywają ponadprzeciętne zyski, przyciąga to rywali, którzy walcząc o udział w owych zyskach, obniżają je”.

          1. Na tym właśnie polega ekonomia – poznajemy ten system i uczymy się go regulować. Regulujemy go bo nieregulowany się nie sprawdził. Czysty racjonalizm i pragmatyzm. A libertarianizm to czysty idealizm, nie poparty żadną empirią ani nawet sensownymi teoriami. Palmer to nie jest ekonomista, Cato institite to polityczny think tank, który popiera teorie spiskowe, zaprzecza antropogeniczności zmiany klimatu, popiera pracę dzieci, generalnie jest antynaukowy i dość aspołeczny. Ludzka niedoskonałość psuje w taki sam sposób proces regulacji jak i proces rynkowy więc dylemat skorumpowany urzędnik kontra święty przedsiębiorca jest też z gruntu fałszywy.

          2. Ostatni kryzys bankowy, który położył świat zachodni na łopatki, był np. konsekwencją deregulacji w amerykańskim sektorze bankowym, która miała podreperować koniunkturę po zamachach na WTC. To pokazuje jak niebezpieczne jest nieingerowanie w wolne rynki. I tak przecież rozkręciliśmy globalne giełdy, które pozostają poza jurysdykcją państw, są bliskie rynkom doskonałym i zamiast libertariańskiej idylli mamy domki z kart, których nikt już nie rozumie, a 30% transakcji jest generowana przez algorytmy i każdego dnia może wyłożyć globalną ekonomię na pysk i doprowadzić do wojny światowej. Tak wygląda obraz makro i różni się on diametralnie od biblijnych niemal przypowieści o szewcach i pojedyńczych aktach wymiany w kowbojskiej wiosce w środku pustyni Nevada.

          3. Dylemat „skorumpowany urzędnik kontra święty przedsiębiorca” NIE JEST „z gruntu fałszywy”. Urzędnicy bywają skorumpowani, urzędnicy bywają różni (stołki przypadają w udziale różnym ludziom), urzędnicy nie znają się na tym, na czym znają się przedsiębiorcy i kiedy dokonują jakichś regulacji, robią to na korzyść jednej, a kosztem drugiej braży (nie likwidują problemu, a jedynie przesuwają go na jakiś inny sektor gospodarczy, co jest właściwie tego problemu pogłębieniem). Przedsiębiorcy nie są święci, ale właśnie w tym tkwi ich zaleta: każdy przedsiębiorca chce dla swojej firmy jak najlepiej, więc walczy (konkuruje) z innymi przedsiębiorcami, co w rezultacie prowadzi do rozwoju danej gałęzi i rynek jako całość (a właśnie o dobro tej całości powinno nam chodzić) zyskuje. W gospodarce regulowanej silniejsi (bogadsi) przedsiębiorcy wykupują sobie przywileje i prawa do monopoli.
            .
            To, jak Pan po tym Palmerze pojechał zaliczyłbym do (tak jak w pańskim artykule zdefiniowanych) „argumentów ad hitlerum”. Ja tu podaję jakiś cytat i rzeczowy kontrargument autorstwa Palmera, a Pan (prawda to czy nieprawda), a Pan tu o jakichś jego poglądach na pracę dzieci i (cokolwiek to znaczy) aspołeczności.
            .
            I co to znaczy, że się rynek nieregulowany nie sprawdził? Sprawdził się wszędzie tam, gdzie się powzbogacały państwa. A gdzie się te państwa na powrót postaczały do rynków regulowanych/lub częściowo regulowanych, tam się winę zrzuciło na rynek wolny.

  2. Sa filozofowie zawodowi i amatorzy.
    Do pewnego stopnia kazdt myslacy czlowiek jest filozofem amatorem bo posiada jakis scalony system pogladow na zycie i zwiazane z nim problemy. W jezyku angielsko-amerykanskim jest wyrazenie „My philosophy
    about this issue is……”Tu przez philosophy rozumie sie zasady jakie uzywam do rozwiazywania jakiejs klasy problemow.
    Takie pojmowanie filozofii jest bliskie filozofii pragmatyzmu.Pragmatyzm uwaza ze celem filozolfii jest rozwiazywanie praktycznych problemow w zyciu.
    Szkola pragmatyzmu powstala w 20 wieku < jej tworca byl Sanders Pierce.Nazwisko wymawia sie tak samo jak slowo purse (torebka).

  3. Tekst trochę ramotowaty a trochę ku pokrzepieniu ego autora. Aczkolwiek zgoda co do tego, że w filozofia powinno być w podstawie programowej. Owszem, ale to z innych przyczyn niż sie autorowi wydaje.
    Czytając ten tekst można odnieść wrażenie, że świat jest pełen tłuków (takich bez warsztatu) niezdolnych do rozumowania i wnioskowania, i wnioskować potrafią tylko wybitne jednostki. Jak można się domyślić autor sam siebie zalicza do owej wytwornej mniejszości.
    Oczywiście ani logiki anie wnioskowania, ani rozumowania, ani rozumienia skutków, mających wiele przyczyn autor z matematyką nie kojarzy – bo i skąd?! Skoro matematyki w szkole uczono go mało, a jeszcze nie tak dawno i na tą okoliczność autor sie wyraźnie cieszył.
    „/../Zwróćmy też uwagę na to jak często, zupełnie automatycznie interpretujemy przeciwieństwo jako elementy się wykluczające. Prosty błąd logiczny, który pokazuje jak bardzo nasze umysły są zepsute schematami zaszytymi przez demagogię i propagandę./../”
    Weźmy przykład: MĄDRY i przeciwieństwo tego: GŁUPI. Jeżeli powiemy: Jaśko jest MĄDRY. To takie postawienie sprawy z automatu wyklucza, że Jaśko jest GŁUPI.

    1. Jaśko może być jednocześnie mądry i głupi, jednocześnie dobry i zły, ale nie może być jednocześnie leworęczny i praworęczny albo jednocześnie głuchy i słyszący. Na przykład napisałem kiedyś tekst o tym, jak Google jest jednocześnie dobry i zły (http://racjonalista.tv/czy-google-zamyka-nas-w-bance-wlasnych-pogladow/). Tak widzę różnicę między przeciwieństwami wykluczającymi się i nie wykluczającymi się. To ilustruje też problemy jakie pojawiają się gdy czysta (matematyczna) logika zderza się z rozmytym językiem i dlaczego sama matematyka logiki w prowadzeniu dyskusji nas nie nauczy. Nie uważam też że tylko mały odsetek ludzi potrafi rozumować, tylko że wszyscy, nawet najciekawsi, najbardziej kreatywni z myślicieli są narażeni na proste błędy w rozumowaniu.

    2. „Jaśko może być jednocześnie mądry i głupi, jednocześnie dobry i zły, ale nie może być jednocześnie leworęczny i praworęczny albo jednocześnie głuchy i słyszący. ”
      I pana zdaniem to co zacytowałem jest przykładem czego? – rozumności i logiczności ?

  4. „Teoria chaosu powinna być wykładana wszystkim studentom nauk społecznych. Podstawy statystyki też.”
    🙂 tak! teoria chaosu i matematyka z ogólniaka… braki wyłażą na wierzch Widać słychać i czuć że autor nie ogarnia wyobraźnią tego o czy próbuje się mądrzyć. Wodolejstwo, strojenie min i raz jeszcze wodolejstwo.

  5. Wywołany do tablicy, chciałbym uzupełnić, iż zbyt często na forumowych dyskusjach się zdarza, że dyskutanci używając tego samego narodowego języka rozumieją się tak jakby z dwóch różnych planet byli. „Jeden mówi o zupie, a drugi o reakcjach jądrowych”.
    Moim zdaniem nie jest możliwą jakakolwiek merytoryczna konkluzywna rozmowa bez zbliżonego rozumienia terminów, których się w danej rozmowie używa. Oczywistym jest też, iż publicznym dyskursie są czynione permanentne próby zawłaszczenia języka i nadania nowego znaczenia nawet starym dobrze opisanym terminom pod potrzeby aktualnie panującej ideologii. Takim przykładem może być nazywanie płodu, a nawet zarodka, dzieckiem, ale podobnych można by i całe setki przytoczyć.

    1. np. nazywanie małżeństwem związku osób tej samej płci?
      .
      redefiniowanie pojęć to nie musi byc ani ignorancja, ani manipulacja, tylko dążenie do zmiany sposobu myślenia na jakiś temat

      1. Mnie definicja małżeństwa z Wikipedii odpowiada: http://pl.wikipedia.org/wiki/Ma%C5%82%C5%BCe%C5%84stwo gdy Panu nie, to może warto tam oprotestować.
        _________
        Zdecydowanie warto tu by opisać co Pan rozumie pod terminem „redefiniowanie”, gdyż ja protestowałem przeciwko używaniu słów w rozumieniu dostępnym tylko profetycznym autorom, niezgodnym z słownikowymi definicjami. Takie używanie słów o ile nie wynika z prób manipulacji, to jest dowodem nie tylko ignorancji, ale wprost trzeba od strony merytorycznej nazwać je bełkotem, gdyż niczym innym nie są.
        Czymś zaś innym jest napisanie, iż określony termin to albo ja rozumiem w ogóle inaczej, albo inaczej będę go tu na potrzeby mojego wywodu rozumiał – wraz podaniem własnej definicji tego terminu. Moim zdaniem tylko takie postępowanie możemy nazwać próbą „redefiniowania”. Niedostatki intelektualne należy wykazywać i nazywać po imieniu.

  6. To sie zdarza. Np termin: Spolegliwy” może wprowadzić trochę zamieszania. Pół biedy gdy ktoś źle użyje jakiegoś słowa lub jakiegoś nadużyje. Błyskotliwy rozmówca i tak wyłapie z kontekstu o czym się do niego mówi, i zawsze istnieje szansa sukces komunikacyjny. Można dopytać, uściślić lub nawet na potrzeby rozmowy przedefiniować. Gorzej gdy ktoś plecie; gdy uczy Marcin Marcina; albo jak sie ktoś „nazapamiętuje” gatunkowo ciężkich haseł, i na kamień włazi i kłapie do tłumu.

  7. Panie Jarku, w rozmowie z pof. Hartmanem nie chodziło mi wcale o „zawodowych filozofów”. Chodziło o ludzi skłonnych do poważnej refleksji typu filozoficznego, ale również o myślenie krytyczne, poprawne logicznie i racjonalne – w zgodzie z kryteriami racjonalności, które omawiqam w pogadance z Wrocławia. Do filozofów zaowodowych mam stosonek ambiwalentny. Czassem wręcz myślę, że filozofię powinno się uprawiać na wydziałach nauk szczegółowych, niejako na marginesie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

17 + pięć =