Książkę przetłumaczył Adam Romaniuk (PWN 1998). Rawls wydał swoje nieco przyciężkie dzieło w Columbia University w NY w 1993 roku. Kontynuował w nim teorie, które pierwszy raz przedstawił w Theory of Justice w 1971 roku. Do miłośników tej teorii, sugerującej aby oprzeć liberalny ustrój na specyficznej idei sprawiedliwości zamiast na utylitaryzmie Johna Stuarta Milla, należeli Robert i Nozick i jego libertarianie, mimo iż już sam Mill mówił, że sprawiedliwość jest pojęciem zbyt względnym, by stanowić postawę prawa i ustroju. Jednak większość zarzutów w latach siedemdziesiątych wobec książki odnosiła się do samego faktu, że filozof nie tylko chciał opisywać rzeczywistość, ale ją kształtować. Dziś burza minęła, a pierwotna rola filozofii została przypomniana. Rawls to typowy amerykański guilty liberal, mający świadomość że bogactwo rodziców umożliwiło mu to i owo, natomiast biedni nie mają tyle szczęścia. Autor wypowiada się także przeciw wojnie w Wietnamie i za powszechnym poborem wszystkich – już go nie lubię… Ale zobaczmy dalej.
Sprawiedliwość Rawls rozumie jako bezstronność. Uznaje to za lepszy punkt wyjścia dla liberalnych koncepcji niż utylitaryzm Locke’a-Milla i intuicjonizm Kanta (s.5). Rawls uważa że liberalizm polityczny jest skromną doktryną, która na wzór greckiego demokratyzmu raczej porządkuje pluralistyczne społeczeństwo niż tworzy nowe (s. 41). Taka doktryna to minimum wzajemności między wolnymi i równymi obywatelami (s. 50). Każdy ma prawo mieć swoją koncepcję dobra. Ta wzajemność dla liberalizmu jest równie ważna jak inkwizycja dla władzy religijnej (s. 76). Różnice między ideologiami nie wynikają tylko z politycznego zepsucia czy niewiedzy (s. 102), a więc trzeba odróżnić prawa moralne i polityczne jak to robi liberalizm (s. 127). Rawls odrzuca jednak liberalizm etyczny w zasadzie i zajmuje się tylko politycznym, odrzuca konstruktywizm idealistyczny Kanta (s. 154). Uważa, że równość polityczna nie potrzebuje na przykład konstruktywistycznej krytyki niewolnictwa (s. 185). Rawls postuluje częściowy konsensus na gruncie tolerancji i wzajemności, który to konsensus nie wymaga według niego nic ponad niezbędnym minimum liberalizmu (s. 212). Wniosek ten uważam za mylny i za pochodną tego, że w USA wartości liberalne są dość szeroko akceptowane na wielu piętrach społecznego życia, lecz wiele innych krajów nie ma takich tradycji i ich nadzieja leży właśnie w liberalnym konstruktywizmie raczej niż w gołej Rawlsowskiej konstrukcji wydającej się etycznym odpowiednikiem państwa minimum i okrojonego liberalizmu Nozicka i libertarian jego rodzaju…
Autor liczy na to, że społeczeństwa akceptujące początkowo modus vivendi między różnymi ideologiami i politykami, po jakimś czasie wyciągają z niego liberalne zasady mechanizmu społecznego (s. 233). Rawls właściwie utożsamia swój liberalizm polityczny z neutralnością światopoglądową państwa (s. 271). Władzę powinno móc się znieważać dlatego w USA sediction act z 1798 roku przetrwał tylko do 1801 roku (s. 457). Nie wierzy Rawls w zagrożenia rewolucją dla rozumnego ustroju i wskazuje że rewolucjoniści zwykle podają powody z którymi można dyskutować. Bardzo dużo energii poświęca Rawls w dowodzenie że liberalizm polityczny nie byłby z automatu sceptyczny czy antyreligijny, dla mnie to bez znaczenia, natomiast obawiam się, że jak każdy libertarianizm miałby skutki ultrakonserwatywne. W realnym świecie liberałowie nie tyle głoszą szeroki liberalizm, co reagują na klerykalizm, socjalizm itd. Rawls chyba tego nie rozumie. To jeden z najbardziej przecenianych autorów politycznych XX wieku…