Nie będę ukrywał, że zagadnieniem, które głównie mnie interesuje, jest wieczność w sensie religijnym, czyli nic innego niż pożądane przez ludzi wierzących – życie wieczne. Co prawda, można odnieść się w tym kontekście do jakiejś formy istnienia, niekoniecznie związanej z bytowaniem w formie klasycznie rozumianej duszy, ale domyślam się, że taka opcja przypadłaby do gustu znacznie mniejszej części zwolenników niebiańskiej nagrody.
Zastanówmy się – czym kieruje się człowiek, który pobudza swą wyobraźnie w tym konkretnym celu? Co czuje i jakie żądze popychają go w stronę nieznanej transcendentności?
Dlaczego chcemy żyć wiecznie?
Spotkanie z bliskimi, Bogiem, czy też bliżej nieokreślona chęć rozpłynięcia się w jego miłosierdziu (co nie wyklucza poprzednich życzeń), jest tym, co w odpowiedzi słyszymy najczęściej. Jednak niektórym ludziom to nie wystarczy; dla nich są to puste pragnienia, pozbawione głębszej wnikliwości. Czy nie jest tak, że to drugie życie ściśle łączy się z faktami o tym doczesnym? Nie chcemy cierpienia, trosk, depresji, chorób – pożądamy wiecznej miłości i towarzyskich spotkań (chociażby o posmaku telepatii), wszystko to ma działać jak inteligentny komputer, który łączy się z różnymi stronami internetowymi (mam nadzieję, że to coś więcej niż szybkość LTE). Wieczne zrozumienie, nieprzerwany i do bólu przenikliwy kontakt z istotami o nieskończenie dobrych zamiarach. I tak w nieskończoność… Jaki jest w tym wszystkim sens? Sensem jest po prostu życie wieczne, i tyle? Może chodzi też o przyglądanie się, jak inni męczą się na jakimś kosmicznym padole łez i modlenie się za nich. Będziemy doświadczali powstawania i ginięcia Wszechświata(-ów), albo w ogóle – przenieniesiemy się do zupełnie innej (nie)rzeczywistości, bezczasowej formy, gdzie nie będzie to miało żadnego znaczenia. Będziemy tam razem ze swoim nieporuszonym niczym poruszycielem. Zaraz ktoś pewnie powie, że ”no… nie wiemy, jak to będzie, to ponad ludzkim pojęciem… kompletnie poza nim, chociaż swoich bliskich to na pewno zobaczę, porozmawiam sobie z nimi (jakoś) i będzie fajnie (oczywiście dopiero jak umrą, chyba że będę mógł interweniować w świecie materialnym i nawiedzać ich w ciemnych zakamarkach).” Lubimy szukać głębszego sensu we wszystkim, więc i w tym – jaki będzie?
Po stwierdzeniu ,,życie wieczne”, automatycznie wyłączamy swoje myślenie. Do myślenia nadnaturalnego motywuje nas tylko i wyłącznie czysty egoizm, chęć przetrwania, chęć przetrwania za wszelką cenę (bez ciała lub z ciałem, ale zawsze samoświadomie). Ewolucja… Walka o życie, instynkt bycia, istnienia. Jak wariujący człowiek, który chroniąc swoje życie, odbierze chleb swojemu bliźniemu. Nie interesuje nas to, co się z nami działo przed narodzinami, bo pewnie nie działo się nic, ale boimy się powrotu do tego stanu. Chcemy przejść z bezstanu (od chaotycznych atomów, jak ktoś woli) do stanu bezsensu. Moim zdaniem nie potrzebne to wszystko, ale i tak nie będziemy się bać jedynie po śmierci, ani też nie będziemy tkwić w stanie bezsensu. Dla nas nie będzie już niczego.
„Nasze istnienie jest tylko wąską szczeliną światła między dwiema wiecznościami
ciemności.”
Nonsens. Śmierć nie jest końcem i być nawet nie może bo wszystko ma swoją ciągłość. Pozatym śmierć nie może trwać wiecznie bo nic nie może trwać wiecznie, nawet śmierć.