Niepodległość w muzyce i w poezji

 

 

Dobiega końca sezon muzyczny w NFM, którego jednym z głównych tematów było 100 lecie odzyskania Niepodległości przez Polskę. Tym razem swój muzyczny głos zabrała Orkiestra Leopoldinum i przedstawiła ciekawy program. Zespołem dyrygował Ernst Kovacic, były szef artystyczny Leopoldinum, z którym orkiestra ma najwięcej nagrań dostępnych na rynku. Pisałem o tych nagraniach, zachwycałem się ich pięknym srebrzystym brzmieniem i arcyciekawą narracją muzyczną, w jaką opleciono muzykę głównie wczesnego modernizmu – Berga, Korngolda czy Křeneka.

 

Ernst Kovacic, fotografia z materiałów NFM

Kovacic i Orkiestra Leopoldinum słyszane na żywo nie rozczarowali mnie. Grali jak na płytach – perfekcyjnie, z dźwiękiem wybornym, intrygującym i zapraszającym do gruntownego poznawania prezentowanych utworów. Najpierw był Ignacy Jan Paderewski i jego Suita G-dur na orkiestrę smyczkową. Utwór oparty częściowo na polskich motywach, bardzo zgrabnie napisany, bez naiwności i zbyt prosto podanych cytatów, jak to się czasem Paderewskiemu zdarzało. Suita to chyba jeden z najciekawszych utworów tego pianisty, polityka i kompozytora jaki słyszałem. A może po prostu wykonawcy aż tak dobrze zrozumieli tę muzykę, że wszystko w niej zajęło odpowiednie miejsce w przestrzeni i wreszcie „zagrało”…?

 

Po Paderewskim usłyszeliśmy Krzystofa Pendereckiego i jego Chaconnę z Polskiego Requiem. To niezwykły utwór, gdyż stanowi niemal wyzywający przykład neoromantyzmu i nowej prostoty. To niemal niemożliwe, iż ten sam kompozytor napisał kiedyś Tren Ofiarom Hiroszimy. Chaconne brzmi niemal jak muzyka filmowa. A jednak jest oryginalna, wciągająca, nie pozbawiona głębi. To paradoksalnie piękna muzyka, mimo odrzucenia przez nią pewnej kompozytorsko – formalnej odwagi. Wydaje się, że nowa prostota Pendereckiego, mimo że wydała też dzieła znacznie mniej fortunne niż Chaconne, też wymagała od kompozytora wiele odwagi i wbrew oczekiwaniom wielu polskich krytyków muzycznych postawi Pendereckiego w historii muzyki i w pamięci przyszłych pokoleń melomanów ponad wieloma innymi kompozytorami działającymi w drugiej połowie XX wieku. Orkiestra Leopoldinum zagrała Chaconnę dobrze różnicując muzyczne plany, umieszczając narrację muzyczną w jasnej, przejrzystej przestrzeni. Było to znakomite wykonanie – zmysłowe i logiczne.

 

Po Pendereckim usłyszeliśmy coś naprawdę nowego, czyli Tomasza Skweresa Concertino na orkiestrę smyczkową. Było to prawykonanie, zamówione przez Leo Festiwal, w ramach którego odbył się ten koncert. Utwór Skweresa zrobił na mnie ogromne wrażenie. Oparty na falowaniu smyczkowych glissand, znakomicie posługujący się także ciszą, potoczysty, o intrygującej i dopieszczonej narracji muzycznej, która przecież często tak bardzo kuleje w dziełach najnowszych. Orkiestra Leopoldinum swoim wirtuozowskim wykonaniem złożyła prawdziwy hołd Skweresowi. Przypuszczam, że każdy współczesny kompozytor chciałbym mieć na swych usługach takich wykonawców! Ciężko przytoczyć tu wszystkie kunsztownie zagrane detale. W pamięci pozostał mi choćby kontrabas na koniec utworu, z nieziemsko i eterycznie wygasającą frazą.

 

Po Skweresie usłyszeliśmy Fryderyka Chopina bez fortepianu! Był to bowiem Mazurek c-moll op. 56 nr 3 w aranżacji Ernsta Kovacica. Takie aranżacje to dość ryzykowna sprawa, gdyż Chopin był niemal organicznie zrośnięty z brzmieniem fortepianu, podobnie jak Rameau z brzmieniem klawesynu czy Marin Marais z brzmieniem violi da gamby. Do tego Kovacic podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej, gdyż mieliśmy tu tylko smyczkowy skład orkiestry, żadnych dętych… Jak na tak ryzykowany eksperyment Kovacic odniósł gigantyczny sukces. Była to jednak z najlepszych aranżacji orkiestrowych muzyki Chopina jakie słyszałem. Dodam na marginesie, że istnieją też organowe transkrypcje muzyki Mistrza z Żelazowej Woli. Chyba są mniej kontrowersyjne od orkiestrowych, bo wciąż jednak pozostaje nam w nich instrument klawiszowy…

 

Na koniec Leopoldinum zagrała Jerzego Fitelberga Koncert na orkiestrę smyczkową. Fitelberg był głównym dyrygentem dwudziestolecia międzywojennego jeśli chodzi o pchanie muzyki polskiej dalej, w stronę nowoczesności. Jego kompozycja okazała się być ciekawa od strony motoryki, niejako antycypując niektóre zabarwione góralszczyzną pomysły Kilara.   

 

Strona muzyczna koncertu była zatem doskonała. Nie da się tego niestety powiedzieć o stronie poetyckiej. Justyna Skoczek wybrała ciekawą lirykę i interesujące fragmenty prozy. Mieliśmy więc Tuwima, Młodożeńca, Paderewskiego, Iwaszkiewicza, Słonimskiego, Gombrowicza etc. Zawiedli, niestety, aktorzy. W przypadku takich koncertów z muzyką zdarza się to często nawet największym legendom kina czy teatru, tak jakby aktorzy gardzili muzyką i uważali recytację wierszy przy muzyce jako jakąś tanią fuchę. Może warto by ich kiedyś uzbroić w skrzypce i posadzić obok innych muzyków orkiestry i niech grają. Może wtedy zobaczą, jak niski jest ich wkład pracy na tle muzyków.

 

Strona poetycka spektaklu spoczęła na głosach dwojga aktorów czytających z kartek – Agnieszki Więdłochy i Antoniego Pawlickiego. Agnieszka Więdłocha wypadła przy Pawlickim doskonale, choć i tak mogłaby się bardziej jeszcze postarać. Skupmy się jednak na Pawlickim. Otóż gdyby poprosić na chybił trafił trzy osoby z widowni i dać im treść wierszy do przeczytania, sądzę, że przynajmniej jedna z tych osób wypadłaby niewiele słabiej niż Pawlicki nie będąc aktorem i bez żadnego większego przygotowania. Pawlicki czytał wszystko niemal na jedno kopyto, jakimś patetyczno zawadiackim tonem znanym z reklam proszków, do tego potykając się o błędy w czytaniu. I to ma być profesjonalny aktor, który produkuje się obok świetnych muzyków Orkiestry Leopoldinum? Szkoda. Mam nadzieję, że kiedyś znajdą się w takim przedsięwzięciu aktorzy, którzy udowodnią, że wkładają w sztukę wyrażania słowa tyle samo pracy i pasji co muzycy NFM w sztukę dźwięku…

  

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *