Deklaracja racjonalności powstała w kontrze wobec prób narzucenia katolickich dogmatów edukacji w Polsce. O deklaracji mówią jej twórcy – prof. Wojciech Krysztofiak i Ryszard Bałczyński. Deklaracja powstała pod patronatem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów.
O autorze wpisu:
Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl
Irracjonalne akcenty w „Deklaracji Racjonalności”.
W punkcie 5.,6. i 9. „Deklaracji Racjonalności”, z dn. 6 czerwca 2014 r., czytamy:
5. Doskonale wiemy – i mamy na to niepodważalne dowody formalne – że kwintesencją rozumności jest logika, a zwłaszcza logika formalna, jako nauka o warunkach i metodach poprawności rozumowań.
6. Dlatego, jako świadomi i odpowiedzialni nauczyciele we wszystkich rodzajach szkół oraz uczący prywatnie, będziemy nauczać młodzież zgodnie z zasadami racjonalności naukowej oraz logiki formalnej.
9. Jako świadomi i odpowiedzialni nauczyciele będziemy uczyć dzieci i młodzież prawideł używania rozumu.
http://racjonalista.tv/deklaracja-racjonalnosci/
Jerzy Kijewski: Wydaje się, że „nauka o metodach poprawności rozumowań”, w kwestiach światopoglądowych i humanistycznych, jest słabo uzasadniona. Wysokiej inteligencji, wysokiej logiki i „poprawnego rozumowania” nie możemy nikogo „nauczyć”, ponieważ konkretny ich stopień ma charakter biologiczny, wrodzony. Otóż część ludzi rodzi się już z gotowym, dostatecznie ukształtowanym rozumem, wysoką inteligencją i wysoką logiką – zaś większa część ludzi rodzi się z niską inteligencją, niską logiką i nisko ukształtowanym rozumem.
Nie można nauczyć nikogo „prawideł używania rozumu”, „prawideł samodzielnego myślenia”, wysokiej inteligencji, wysokiej logiki ani szlachetnej moralności, ani uczuciowości wyższej. Biologiczna karta naszego człowieczeństwa, z którą przychodzimy na świat, jest zapisana w momencie urodzenia. Po urodzeniu zaś, stajemy się tym, co w niej zapisane.
Więcej: http://nieznana-epoka.com/cechy-nabyte-i-wrodzone/
No ja bym powiedział, że także tzw. nauki humanistyczne powinny być weryfikowalne. W przypadku historii mamy przecież kroniki, dowody archeologiczne, czy dokumentację archiwalną. Język polski jest kwestią w znacznej mierze konwencji, ale ta konwencja jest w dość ścisły sposób skodyfikowana, więc jego prawidła są również weryfikowalne, choć oczywiście zmienne wraz z konwencją. Istnieje oczywiście również bogaty zbiór weryfikowalnych faktów na temat tego języka w postaci jego praktycznego użycia, tj. literatury. Trudno mi sobie wyobrazić jakąkolwiek dziedzinę wiedzy, której nie dałoby się zredukować do weryfikowalnych faktów.
Chciałbym też z tego miejsca kategorycznie się niezgodzić z moim przedmówcą, ponieważ nie wierzę ani przez chwilę w tak skrajny „biologiczny determinizm”. Oczywistym jest dla mnie, że inteligencję i zdolność prawidłowego rozumowania daje się wyćwiczyć, tak samo jak zdolności matematyczne na przykład. Z czasem to się staje drugą naturą, ale na początku trzeba się nauczyć pewnych podstawowych reguł. Logika formalna; erystyka; krytyczna dyskusja, gdzie poddajemy swoje poglądy zbijaniu przez innych oraz uczymy się słabości pewnych konstrukcji myślowych; i przede wszystkim ciągłe doskonalenie swoich umiejętności – to podstawa.
@Mariusz: Ani wrodzonej inteligencji, ani wrodzonego szlachetnego charakteru – nie da się wyćwiczyć. ● Angielski psychiatra dr J. Shields, w swojej książce pt. „Bliźnięta pochodzące z jednego zapłodnionego jaja” (1983) dowiódł, że bliźnięta te (jednojajowe, posiadają one takie same geny) oddzielone od siebie we wczesnym dzieciństwie (dr Shields odnalazł 44 takie pary) i wychowane osobno w zupełnie różnych środowiskach, wykazywały już jako osoby dorosłe podobieństwo do siebie pod względem moralnym, charakteru, osobowości, inteligencji, uczuciowości i zainteresowań niemalże absolutne. Bliźnięta te były porównywane do bliźniąt pochodzących z dwóch jednocześnie zapłodnionych jaj matki (dwujajowe, posiadają one różne geny) i wychowanych cały czas razem w identycznym środowisku. Okazało się, że bliźnięta identyczne (jednojajowe) wychowane w różnych środowiskach i kulturach są o niebo bardziej podobne do siebie pod absolutnie każdym względem, niż bliźnięta dwujajowe wychowane cały czas razem w identycznych warunkach, środowisku, kulturze i otoczeniu. A więc wychowanie w różnych środowiskach wcale nie „ukształtowało” odmiennych struktur psychicznych, moralnych i osobowościowych u bliźniąt genetycznie takich samych! Nie nabyły one też żadnych „nabytych cech psychicznych”! Nie wystąpiło więc żadne — słynne u wszystkich chrześcijan i psychoanalityków — „kształtowanie się psychiki dziecka”, które okazało się koncepcją pseudonaukową i zupełnym mitem! Oczywistym jest więc, że ani wychowanie, ani środowisko, ani „wpajanie wartości”, ani „zaszczepianie uczuć”, ani żadne inne ideologiczne egzorcyzmy nie kształtują psychiki dziecka, ponieważ jest ona po prostu ukształtowana już w momencie urodzenia.
Człowiek nie nabywa w ciągu swojego życia ani jednej struktury psycho-neuronowej. W tym więc sensie żadnych nabytych cech, czy właściwości psychicznych (oprócz cech spowodowanych destrukcją oczywiście) w ogóle nie ma. A więc ideologiczną tezę, iż „byt kształtuje świadomość”, możemy wyrzucić na śmietnik pseudonaukowych i nieinteligentnych koncepcji człowieka wraz z równie irracjonalnymi, psychoanalityczno- chrześcijańskimi tezami o „kształtowaniu się psychiki dziecka” (z niczego), „nabytych cechach psychicznych”, „nie zapisanej karty psychiki noworodka” i „równych, potencjalnych możliwościach nowo narodzonych ludzi”.
@Jerzy Kijewski: Oczywistą oczywistością jest, że stwierdzenie „Człowiek nie nabywa w ciągu swojego życia ani jednej struktury psycho-neuronowej” jest całkowitą bzdurą. Proces uczenia się czegokolwiek polega na tworzeniu się nowych połączeń neuronowych, ergo nowych struktur. Nie mam teraz czasu na lekturę książki, na którą Pan się powołuje, żeby właściwie ocenić metodologię badawczą i zdecydować, czy Pana wnioski są poprawne. Z jakiegoś dziwnego powodu podejrzewam, że wpływu wychowania i explicite treningu na zdolności poznawcze tam nie badano i Pana implikacje stanowią ekstrapolację faktycznych wyników. Poza tym, nauki nie tworzą pojedyncze książki/artykuły, ale konsensus. Zabawny fakt: jedyne odniesienia do tej książki znalazłem w Pana komentarzach i na Pana stronie. Dziwnym trafem nikt inny nie uważa tej publikacji za wystarczająco wartościową, żeby o niej wspomnieć.
Kiedy patrzę na siebie 5, 10, 15 lat wstecz i uświadamiam sobie jakim głupkiem byłem wtedy i ile udało mi się dokonać, na prawdę współczuję ludziom, którzy nie posiadają tego poczucia osobistego rozwoju. Dla mnie to jest kwestia osobistych doświadczeń: ile pracy musiałem włożyć, żeby być kim jestem teraz. Nie daję wiary ani na sekundę, że gdybym zamiast tej pracy, położył się do góry brzuchem i nie robił niczego, dalej miałbym takie same umiejętności jak teraz. To nie ma absolutnie żadnego sensu.
@Mariusz Adamski: Nowe połączenia neuronowe tworzą wiedzę i sieć informacji, lecz nie tworzą nowych struktur neuronowych odpowiedzialnych za naszą wrodzoną strukturę człowieczeństwa, moralności, etyki, szlachetności lub bestialstwa i inteligencji. Struktury neuronowe (a nie połączenia), są niezmienne w ciągu całego życia.
Mariusz: „Zabawny fakt: jedyne odniesienia do tej książki znalazłem w Pana komentarzach i na Pana stronie. Dziwnym trafem nikt inny nie uważa tej publikacji za wystarczająco wartościową, żeby o niej wspomnieć”.
Kijewski: Książka pt. „Bliźnięta pochodzące z jednego zapłodnionego jaja” nie była szeroko komentowana, ponieważ mało kto zrozumiał jej ogromne znaczenie dla naukowej, wrodzonej interpretacji człowieka, jego psychiki, moralności, charakteru, osobowości i inteligencji, ponieważ ludzie wierzą na ogół w ciemny, nieludzki i kryminogenny dogmat o nabytych cechach psychicznych.
Otóż ciemny, kryminogenny dogmat o „cechach nabytych” opiera się na założeniu, iż poprzez „zaszczepianie pozytywnych uczuć”, „wpajanie zasad etyczno-moralnych”, poprzez dobre wychowywanie i pozytywne wpływy środowiska, „kształtujemy” szlachetną osobowość, charakter, emocjonalność, uczuciowość, wysoką inteligencję i wysoką moralną wartość dziecka. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej: ani indoktrynacją, ani „wpajaniem” zasad etyczno- moralnych, ani „zaszczepianiem”, ani najbardziej wydumanymi zabiegami środowiskowo- wychowawczymi nie przetworzymy dziecka prymitywnego, lichego, złego, psychopatycznego, czy mało inteligentnego w dziecko szlachetne. Nie przemienimy u złych, psychopatycznych dzieci, ich uczuć niższych, podłych, czy też bestialskich, na uczucia wyższe, czy szlachetne. Nie „ukształtujemy” już nigdy żadnych nowych, neuro-psychicznych struktur wrodzonej osobowości, psychiki, inteligencji, uczuciowości, czy emocjonalności dziecka. Możemy jedynie w większym lub mniejszym stopniu osiągać pożądane typy zachowań, nastawień w stosunku do środowiska, lub interpretacji rzeczywistości, które dana kultura, czy kierunek wychowawczy preferuje.
A więc po to, aby dziecko było szlachetne, twórcze, inteligentne, przepełne uczuciowości i emocjonalności wyższej, tryskające energią i radością życia, nie są wcale potrzebne żadne „wartości chrześcijańskie”, żadne urojone „nabyte cechy psychiczne”, „kształtowanie psychiki dziecka”, ani też żadne bardziej czy mniej nachalne „wpajanie wartości”, „zaszczepianie uczuć”, „wychowywanie”, czy bici. Wystarczy odpowiednio szlachetne, bogate i wysokie wykształcenie psychicznych, osobowościowych, moralno- etycznych, neuronowych struktur mózgu w momencie urodzenia. Po urodzeniu zaś troskliwa opieka kochających, normalnych, nie wypaczonych rodziców czy otoczenia.
I odwrotnie: aby dziecko było prymitywne, złe, psychopatyczne i moralnie podłe wystarczy, że otrzyma gorszy, podły psychogenotyp po prymitywnych rodzicach, czy przodkach; rodząc się już jako poszkodowane przez naturę: powiedzmy z zupełnym brakiem uczuciowości wyższej, wyposażone w potężny ośrodek agresji w mózgu, niską inteligencję, wynaturzone preferencje seksualne i w szereg potężnych emocji i uczuć niskich, podłych, lub też bestialskich. Mózg człowieka w momencie narodzin jest już w pełni ukształtowany. Oczywiście mózg ciągle jeszcze rośnie ale tak, jak rosną opuszki palców nie zmieniając swych linii papilarnych – tak rośnie mózg dziecka nie zmieniając swojej neuronowej struktury. Mózg rośnie i funkcjonuje ale już się psychicznie i moralnie nie rozwija: – nie może być już jakościowo lepszy. Karta jest zapisana.
Wiara dużej części ateistów, racjonalistów i inteligencji światowej w nieludzką i kryminogenną ideologię cech nabytych – hamuje rozwój moralny i umysłowy ludzkości. Ideologię cech nabytych zwalcza się nauką cech wrodzonych.
@Jerzy Kijewski: Ok, osobliwy geniusz niedoceniony przez naukowy establishment… skąd ja znam tę historię?
Obawiam się, że musiałby Pan zdefiniować co Pan rozumie przez „struktury” i dlaczego nie mogą się one tworzyć przez nowe połączenia neuronowe, ale rozumiem o co Panu chodzi. Moim zdaniem Pana błąd polega na tym, że inteligencję wkłada Pan do jednego worka z etyką/moralnością itp., generalnie mających związek z empatią. Otóż te rzeczy mają swe źródło w układzie limbicznym. Postrzegamy je w kategoriach nagrody i kary, które nam serwuje układ nagrody będący częścią wspomnianego. Czujemy się źle, jeśli zrobiliśmy coś złego i dobrze, gdy coś szlachetnego. Zgodzę się z Panem, że tego „przeprogramować” się nie da. Są ludzie, którzy rodzą się bez tego mechanizmu i nazywamy ich psychopatami. Ale oprócz nich wyróżnia się jeszcze socjopatów, „inteligentnych psychopatów”; są to psychopaci, którzy nauczyli się norm społecznych i są w stanie funkcjonować w społeczeństwie. Jedynym czynnikiem, który sprawia, że nie zachowują się niemoralnie jest strach przed karą wymierzoną przez społeczeństwo, a nie ich własny mózg. Inteligencja, natomiast, „siedzi” w korze nowej, która jak najbardziej jest podatna na trening i naukę. Kora nowa jest strukturą młodszą ewolucyjnie i jest w stanie zdominować układ limbiczny. Dlatego jesteśmy w stanie kontrolować nasze instynkty, których źródłem jest wspomniany. Jednym ze schorzeń, polegającym na upośledzeniu tego mechanizmu jest np. zespół Tourette’a. Fakt, że jesteśmy w stanie wytłumić nasz instynkt moralny jest zresztą wykorzystywany praktycznie podczas szkolenia żołnierzy, gdzie stosuje się rozmaite sztuczki psychologiczne mające na celu odczłowieczenie przeciwnika, jak stosowanie eufemizmów w rodzaju „niszczenie siły żywej przeciwnika”, zamiast „zabijanie ludzi”. Podobną sztukę z ludźmi robi również religia. Ale to trochę styczne do głównego wątku.
Dalej, sam iloraz inteligencji definiuje się przecież jako iloraz (niespodzianka) wieku umysłowego do wieku życia, co implikuje, że sam wiek umysłowy jako miara inteligencji naturalnie zmienia się w czasie.
Podkreślę jeszcze raz, że zdolność prawidłowego rozumowania, czy rozwiązywania problemów, które zwykle asocjujemy z inteligencją, jest czynnością intelektualną, której źródło znajduje się w korze nowej i jest tym samym podatne na trening, naukę, doskonalenie, czy jakkolwiek chcielibyśmy to nazwać.
Obawiam się, że nie przekona mnie Pan, że jest inaczej, bo to zjawisko obserwowałem na sobie samym i mam poważny problem w zrozumieniu, że jakikolwiek inny posiadacz mózgu nie miał podobnych doświadczeń.
Jako humanista w 100% zgadzam się z Mariuszem. Wiedza przekazywana na języku polskim czy historii może, powinna i jest (na ogół) weryfikowalna. Ciężko jest uczyć o czymś, co nie zostało potwierdzone w źródłach. Tutaj mamy podobną sytuację jak w przypadku biologii czy geografii. To, co jest przekazywane uczniom, jest wiedzą opartą na badaniach pokoleń naukowców. Oczywiście nie oznacza to, że ta wiedza nie może być wypaczona przez ideologizację. Kilkakrotnie spotkałem się już z nauczycielami, którzy w ramach zajęć z historii puszczali materiały o tym, że piramidy zostały zbudowane przez kosmitów czy polonistami, którzy twierdzili, że opisów biblijnych (np. o stworzeniu świata) nie należy wcale traktować metaforycznie, jednakże ta sytuacja jest analogiczna do nauczyciela biologii twierdzącego, że teoria ewolucji jest równie prawdopodobna co kreacjonizm (również takich zajęć byłem świadkiem, a nauczycielka biologii była równocześnie katechetką). Jednakże problem nie leży tutaj w programie nauczania, gdyż on w teorii nie dopuszcza takich aberracji, a w kwalifikacjach i przygotowaniu odpowiednich osób, które mają się podjąć nauczania. Niestety niski status zawodu nauczyciela, kończenie studiów i nadawanie uprawnień ćwierćinteligentom rodzi później takie problemy. Dotyczy to nie tylko jednak ludzi głęboko wierzących (osoby, o których wspomniałem to jednak margines), a dużo większy problem stanowią osoby o poglądach komunistycznych (jeden z moich byłych historyków przemycał treści czysto komunistyczne na lekcjach) czy faszystowskich. Zwłaszcza tych ostatnich zauważam coraz więcej na studiach historycznych, co napawa mnie obawą, gdyż część z tych osób z pewnością trafi później do szkół.
Nawiązując jednak jeszcze do wypowiedzi Pana Ryszarda nt. języka polskiego. Trudno przypuszczać, by na języku polskim więcej miejsca poświęcano literaturze światowej niż polskiej. Jednak, jak sama nazwa wskazuje, jest to język polski (chociaż literatury światowej jest na lekcjach omawianej jednak całkiem sporo). Osobiście uważam jednak, że język polski, jako przedmiot, powinien zostać ograniczony do szkoły podstawowej, natomiast na późniejszych etapach edukacji powinny go zastąpić dwa inne przedmioty, tj. literatura polska i literatura światowa czy powszechna (język polski mógłby powrócić w szkole średniej jako uzupełniające zajęcia z zakresu wiedzy o języku polskim). Myślę, że to zdecydowanie ułatwiłoby pracę polonistom, a także nazwy te byłyby bardziej adekwatne do omawianych na zajęciach tematów (zaraz może zostać podjęty temat wzrostu liczby godzin, jednakże jest on pozorny, gdyż godziny te mogłyby się pokrywać z obecnymi godzinami języka polskiego, a nawet jeżeliby były większe o godzinę w skali roku, to jednak w sposób istotny uzupełniłyby wiedzę z zakresu języków obcych, na których literatury się nie omawia). Nieprawdą jest także, że listy lektur są zdominowane przez pozycje z literatury chrześcijańskiej. Obowiązujące podstawy programowe gwarantują dużą samodzielność nauczycieli w wyborze lektur, nie narzucając zbyt wiele. Oczywiście istnieje pewien kanon i trudno sobie wyobrazić by nie znalazły się tam niektóre utwory chrześcijańskie czy biblia, wszak chyba wszyscy się zgodzimy, że biblia, oczywiście nie jako święta księga, ale dzieło literackie, jest ważne dla naszej kultury. Odnośnie natomiast do samych podstaw programowych, mogę zapewnić, że są one na tyle ogólne i elastyczne, że nauczyciel naprawdę ma duże możliwości w kształtowaniu programu nauczania. Problem leży, jak już powiedziałem, by ułożony przez nauczyciela program (to samo tyczy się podręczników) był wolny od ideologizacji.
Ostatnią kwestię chciałbym odnieść do wypowiedzi Jacka. Już w którymś z kolei wywiadzie wspominasz o tym, że na religii powinno się uczyć o różnych religiach. Oczywiście na to powinna wskazywać sama nazwa przedmiotu (nie jest on bowiem nazwany „katechezą”, ale właśnie „religią”), ale nie ukrywajmy, że pod tą nazwą kryje się katecheza. Wspominam o tym nie dlatego, że się nie zgadzam, że religię powinno się usunąć ze szkół, ale wręcz przeciwnie, powinno jej nie być, ale także nie powinno być takiego przedmiotu jak religioznawstwo. Oczywiście z przyczyny bardzo prozaicznej – nie można przeładowywać uczniów zajęciami szkolnymi. W moim przekonaniu istnieje szereg ważniejszych tematów, w związku z czym wystarczyłoby, gdyby różnym religiom były poświęcone 3-4 lekcje w ramach obowiązkowej etyki, zwłaszcza, że o Islamie, Chrześcijaństwie i Judaizmie i tak mówi się na lekcjach historii.
@Mariusz: Wydaje się, że inteligencja jest niejako narzędziem, dzięki któremu możemy zwiększyć zakres wiedzy, interpretację informacji i poszerzyć naszą świadomość.
Przykład:
Kiedy miałem 9 lat, w ciągu 15 minut stałem się mądrzejszy. Wyczytałem w gazecie, że wąż pyton pożarł niemowlę pozostawione bez opieki w ogrodzie, w Indiach. Byłem wstrząśnięty. Poszedłem na podwórko i rozmyślałem: jeśli Bóg jest miłością i kocha ludzi, jest wszechwiedzący i wszechmocny – to dlaczego nie uratował dziecka? Po ok. 15 min. doszedłem do wniosku, że Boga nie ma, bo gdyby był, to by uratował dziecko. W ten oto sposób, całkowicie z własnych przemyśleń, bazujących na uczuciach moralnych i braku uczuciowości magiczno-mistyczno-religijnej, zostałem zupełnym ateistą. Zdobyłem ważną wiedzę i usunąłem ze swojej świadomości myślenie w kategoriach magicznych i takie absurdy jak Bóg, Szatan, duchy, cuda, życie pozagrobowe itp.
Zdolność prawidłowego rozumowania nie wynika z rzekomo podatnej na trening, naukę i doskonalenie inteligencji, ponieważ inteligencja − w jakiejś czystej postaci – nie istnieje. Nie możemy wyodrębnić inteligencji od wrodzonych cech psychiki i osobowości człowieka. Inteligencja powiązana jest z wrodzonymi uczuciami religijnymi lub ich brakiem, moralnością lub jej brakiem, empatią lub jej brakiem, uczuciami wyższymi lub ich brakiem i słuchem muzycznym lub jego brakiem. I dlatego nie możemy już dokonać zmian wrodzonej inteligencji w ciągu życia. Podatność inteligencji na trening, naukę i doskonalenie wydaje się mitem. Otóż my doskonalimy naszą interpretację rzeczywistości (poszerzając naszą świadomość przez naukę), a nie inteligencję.
10 przypadkowych osób, posługując się inteligencją jako czynnością intelektualną, przy rozwiązywaniu problemów humanistycznych (nie matematyczno-fizycznych), dojdzie do bardzo różnych wniosków. Być może u nikogo nie wystąpi zdolność prawidłowego rozumowania. A więc inteligencja, jako zdolność prawidłowego rozumowania nie istnieje.
Dopiero 10 szlachetnych osób z wrodzonej natury, przy rozwiązywaniu problemów humanistycznych (nie matematyczno-fizycznych), dojdzie do podobnych wniosków, ponieważ warunkiem każdej wyższej inteligencji i zdolności prawidłowego rozumowania, jest szlachetna, wrodzona natura konkretnego człowieka. A więc to nie inteligencja prowadzi do prawidłowego rozumowania, lecz inteligencja pojmowana jako całość psychicznej i moralno etycznej, wrodzonej natury człowieka.
Isaac Newton, który odkrył prawo powszechnego ciążenia, poświęcał studiowaniu Biblii więcej czasu niż nauce. Napisał: „Jestem przekonany, że Biblia jest Słowem Bożym, napisanym przez tych, których On inspirował. Studiuję ją codziennie” oraz: „Żadna inna nauka nie jest tak potwierdzona, jak nauka Biblii”. Na podstawie Biblii obliczył datę końca świata na rok 2060. Obliczył też ciężar arki Noego. Otóż posługując się inteligencją, doszedł do mądrych i głupich wniosków, ponieważ inteligencja, w jakiejś czystej postaci nie istnieje.
John Augustus Roebling, genialny architekt, zbudował Most Brookliński (ang. Brooklyn Bridge), w nowym Jorku – jeden z najstarszych mostów wiszących na świecie. Budowę mostu ukończono w 1883. Roebling był także idiotą, zajmującym się na co dzień „spirytyzmem”, czyli wywoływaniem „duchów”. Otóż posługując się inteligencją, doszedł do mądrych i głupich wniosków, ponieważ inteligencja, w jakiejś czystej postaci nie istnieje.
Dlaczego ludzie wierzą w „Boga”?
Większość ludzi na świecie rodzi się z biologicznymi predyspozycjami do religijnej wiary. Główną przyczyną wiary i religijności jest to, że ludzie już rodzą się z gotowymi uczuciami mistyczno- magiczno- bojaźliwo- religijnymi, które zostawały wcielane i utrwalane genetycznie w ciągu długich tysiącleci, kiedy absolutnie nie można było inaczej interpretować choroby, śmierci lub wyzdrowienia, powiedzmy, ukochanego dziecka, jak tylko za przyczyną „Złego lub Dobrego Ducha”. U jednych ludzi te wrodzone, mistyczno- magiczno- religijne uczucia mogą być bardzo potężne, u innych słabsze, jeszcze u innych mogą nie występować w ogóle. Jeśli dany człowiek urodzi się ze strukturą psychiczną, której uaktywnianie się w określonym czasie, na skutek odpowiednich bodźców, będzie powodować silne wzruszenia, emocje i uczucia mistyczno- magiczno- religijne, to z całą pewnością dziecko zacznie myśleć (na bazie tych odczuwań) w kategoriach religijnych, stając się stopniowo głęboko wierzące. Natomiast dziecko zupełnie pozbawione neuronowych struktur uczuciowości mistyczno- magiczno- religijnej, nigdy w życiu nie dozna żadnych wzruszeń religijnych, nawet będąc wychowane w środowisku ludzi wierzących i praktykujących. Z czasem, dziecko takie myśląc o zagadnieniach związanych ze swoją religią (z konieczności bardzo „instrumentalnie” i bezuczuciowo) staje się bardzo krytyczne rozważając niektóre jej twierdzenia. W wieku 9-10-ciu lat niektóre tego rodzaju dzieci stają się już (na podstawie własnych przemyśleń) zupełnymi ateistami, ponieważ mają argumenty ośmieszające, lub podważające logikę kluczowych dogmatów wiary. Od dzieciństwa, osoby takie nie są w stanie w ogóle uczuciowo „wierzyć”, lecz co najwyżej – myśleć o wierze.
Żaden wierzący nie może dostąpić tak wysokiej inteligencji, jaką może osiągnąć ateista – ponieważ wiara w Boga jest czymś nieinteligentnym. Warunkiem każdej wyższej inteligencji jest ateizm.
Widzimy na tym przykładzie, że światopogląd człowieka, jego świadomość, inteligencja, jak w ogóle interpretacja rzeczywistości, są przepotężnie uwarunkowane biologicznymi, psychicznymi cechami wrodzonymi.
„Proponuję modyfikację naukowego humanizmu poprzez uznanie, że umysłowe procesy wierzeń religijnych (…) są zaprogramowanymi predyspozycjami, których samowystarczalne elementy składowe zostały wbudowane w neurologiczny aparat mózgu przez ewolucję genetyczną, trwającą w ciągu tysięcy pokoleń”. Twórca socjobiologii (1975), amerykański prof. Edward O. Wilson „O naturze ludzkiej” PIW, Warszawa 1988, str. 246
Panie Mariuszu, proszę zwrócić uwagę, że naukowcy mówią jednak o wrodzonej, a więc biologicznej strukturze, inteligencji:
JESIENIĄ 1994 r. ukazała się w USA bardzo mądra, naukowo udokumentowana książka znanych i poważanych uczonych amerykańskich: socjologa Charlesa Murray’a i zmarłego w październiku 1994 r. byłego wykładowcę psychologii na Uniwersytecie Harvarda Richarda Herrnsteina – zatytułowana The Bell Curve, czyli „krzywa dzwonu”. Chodzi tu o wykres inteligencji (społeczeństwa USA). Murray i Herrnstein dowodzą, że bogactwo i powodzenie życiowe są ściśle związane z ilorazem inteligencji (IQ). Osoby obdarzone wysokim IQ osiągają sukcesy, natomiast osoby z niskim IQ są zdecydowanie bardziej niż inne narażone na życie w biedzie, bezrobocie, rozbicie rodziny, niechcianą ciążę czy zejście na drogę przestępstwa. Dowodzą, że iloraz inteligencji znacznie mocniej determinuje te sprawy niż fakt urodzenia i wychowania w bogatszej czy biedniejszej rodzinie, ponieważ inteligencja jest wrodzona i dziedziczna. Autorzy – którzy poświęcili prawie dziewięć lat swych badań psychologicznych, socjologicznych i antropologicznych, w wyniku czego powstała 850 stronicowa praca naukowa – uważają, że to, czy ktoś ma lepsze, czy gorsze predyspozycje intelektualne jest w 60 procentach zdeterminowane przez odziedziczone przez niego po rodzicach geny, a tylko w 40 procentach zależy od wszelkich pozostałych uwarunkowań; w tym od wpływu środowiska, w którym się urodził i wychował. Oznacza to, że jedni są z urodzenia i z natury mniej inteligentni od drugich, cokolwiek by się w ich życiu nie zdarzyło. Oznacza to też, że Murzyni jako rasa są z natury mniej inteligentni od białych – a nie dlatego, że ich dzieci wychowują się w wielkomiejskich gettach, źle się odżywiają, chodzą do gorszych szkół itp. Autorzy powołują się tu na badania murzyńskich dzieci, adoptowanych przez białe, bogate rodziny, które mimo to zachowywały poziom inteligencji właściwy dla swej grupy rasowej. Porównując ze sobą wyniki testów na inteligencję różnych grup rasowych wynika, że Azjaci i Żydzi są minimalnie lepsi od białych, natomiast Murzyni znajdują się daleko z tyłu. W typowym teście na inteligencję Wechslera, biali zdobywali średnio 102, a czarni 87 punktów. Podobna różnica istniała cały czas w poprzednich dziesięcioleciach.
Obraz amerykańskiego społeczeństwa z punktu widzenia ilorazu inteligencji według autorów wygląda następująco: najwięcej ludzi – 125 milionów Amerykanów mieści się w granicach „normy”, czyli pomiędzy 90 a 110 punktów IQ. 50 milionów Amerykanów zalicza się do „tępych” – IQ od 75 do 90. Do grupy „bardzo tępych” zalicza się 12,5 miliona ludzi – IQ od 0 do 75.
A więc w USA mamy w sumie 62,5 miliona ludzi upośledzonych umysłowo! Nie wlicza się tu milionów Amerykanów upośledzonych psychicznie, którzy mogą mieć IQ znacznie powyżej 90 punktów!
Autorzy udowadniają, że programy powszechnego nauczania są wyrzucaniem pieniędzy w błoto, ponieważ uczyć się powinni tylko ci, którzy mają po temu wrodzone kwalifikacje genetyczne.
Murray i Herrnstein dowodzą, że różnice społeczne będą się pogłębiać: „kompetentna elita”, zawierając małżeństwa między sobą i posyłając dzieci do lepszych szkół, wyizoluje się z reszty społeczeństwa. „Podklasa tępych” będzie w tym czasie również rozmnażać się i gnić w swym zacofaniu”. W książce ostrzega się, że wysoki przyrost naturalny wśród ludzi o niskim ilorazie inteligencji doprowadzi do stopniowego zidiocenia całego społeczeństwa.
Autorzy obliczyli, że: poziom inteligencji ludności USA obniża się w tempie 1 punkt IQ na 10 lat!
Widzimy na tym przykładzie, że nauka wyraźnie potwierdza genetyczną i dziedziczną interpretację predyspozycji umysłowych człowieka, zaprzeczając stanowczo głupocie mówiącej, że „potencjalne możliwości wszystkich ludzi są jednakowe”.
@Jerzy Kijewski: Urzekła mnie Pana historia, ale rzecz, o której rozmawiamy jest dalece prostsza niż może się wydawać. Umiejętność poprawnego rozumowania jest taką samą umiejętnością jak każda inna. Jak matematyka. Matematyka w znacznej mierze opiera się na umiejętności przeprowadzania ścisłych, prawidłowych wywodów. Nikt nie rodzi się znając matematykę, podobnie jak nikt nie rodzi się umiejąc poprawnie rozumować. Paradoks polega na tym, że jednak matematyki w szkole się uczy, ale poprawnego rozumowania – nie. Większość ludzi jest skazana na samouctwo. I nie przekona mnie Pan, że człowiek, który zapoznał się z logiką, zapoznał się regułami prawidłowego rozumowania, nie będzie w tym lepszy niż ten, który nie ma o tym bladego pojęcia. Równie dobrze możemy niczego nie uczyć.
Pana dalszy wywód na temat inteligencji nie ma większego sensu. Inteligencja to jest ten dziwny, rozmyty twór, który nawet trudno zdefiniować. Testy na IQ de facto mierzą zdolność rozwiązywania testów na IQ, którą tylko umownie zwie się inteligencją. Ludzie, którzy potrafią lepiej rozwiązywać testy na IQ być może potrafią też lepiej rozumować. Może też są lepszymi matematykami, niż ci, którzy dostają mniej punktów. I co z tego? To retoryczne pytanie, nie musi Pan odpowiadać, bo to już nie na temat.