Czym jest postmodernizm? Pojęcie tak atakowane i postponowane przez wielu intelektualistów, naukowców, myślicieli czy polityków. A z drugiej strony – admirowane, wielbione, wywołujące zachwyty. Z jednej strony ponowoczesności (polski synonim pojęcia postmodernizmu) odmawia się racji egzystencji z tytułu labilności, niedookreśloności czy swoistego melting pot *, z drugiej – zarzuca się jej wszelkie zło zaistniałe we współczesnym świecie. Należy jednak wyrazić pogląd, że zapewne ani pierwsza ani druga teza nie są realnymi. Życie, zwłaszcza u progu XXI wieku, jest bogatsze i nie tak jednorodne jakby chcieli projektodawcy obu wizji.
Koniec nowoczesności następuje wtedy,
kiedy wszystkie konsekwencje postępu,
wzrostu, wyzwolenia, stają się dwuznaczne.
To wtedy lewica i demokracja tracą głowę.
Jean BAUDRILLARD
Dla Ludwika Stommy postmodernizm to „…swoista zbitka pojęciowa, w której łączą się nurty naukowe, artystyczne i obyczajowe”. W takim ujęciu do owego ruchu ideowo-światopoglądowo-filozoficznego można zaliczać aerobik, akupunkturę, Black Power, Cinema Verite, disco, ruch hippies, monetaryzm, New Age, Pop Art, skinheadów, Fryderyka Nietzsche, Margaret Thatcher…. Podstawą takiej interpretacji jest teza o kontestacyjnym charakterze ponowoczesności wobec obowiązujących do tej pory kanonów, idei, zasad czy pojęć.
Ta projekcja zawiera w sobie elementy antynaturalizmu (reprezentowanego nota bene przez czołowych przedstawicieli postmodernizmu: Richarda Rorty’ego, Jeana Baudrillarda czy Jeana Francoisa Lyotarda) twierdzącego, iż wszelkie systemy wartości – prawo, ideologie, oceny przeszłości, stosunek do Absolutu – wynikają z historycznie ujętego czasu.
Konkluzją rozważań Stommy staje się więc stwierdzenie, że „…żadnego postmodernizmu nie ma i nigdy nie było”. To właśnie jeden ze sposobów postrzegania owego prądu.
Na przeciwległym biegunie sytuuje się supozycja uważająca ponowoczesność za siłę kreującą wszelkie przypadłości trawiące dzisiejszy świat. Jeśli modernie przypisuje się a priori zło tkwiące w jej strukturze, a wynikać to ma z apologii postępu i rozwoju myśli ludzkiej oraz gloryfikacji osoby człowieczej (dorobek Oświecenia i nowoczesnej humanistyki), również analogicznie traktować się musi ponowoczesność i jej dorobek. Zagrożeniu bowiem podlegają dogmaty, pewniki, niezmienność prawd i stałość pojęć. Rację bytu tracą – zdaniem zwolenników o niecnym charakterze postmodernizmu i jego adherentów – wszelakie konsekracje, dostojne trwanie i hieratyczny bezruch.
Ponowoczesność reprezentuje wedle zwolenników tej opcji kulturowo-cywilizacyjną dżunglę i to w globalnym wymiarze. Postępująca subiektywizacja opisu otaczającej nas rzeczywistości i coraz bardziej indywidualistyczny charakter kultury Zachodu ma być właśnie efektem knowań postmodernistów.
Czy jednak globalny wymiar zmian obserwowany współcześnie, przede wszystkim w sferze kulturowo-cywilizacyjnej (a zwłaszcza w dziedzinie aksjologii) mamy traktować jako wypadkową wielu lokalnych i dotychczas praktykowanych systemów, czy też może ma to być aprioryczne, fundamentalistyczne i autorytarne spojrzenie, wywiedzione z dawno skompromitowanej oraz absolutnie nieprzystającej do epoki pluralizmu, demokracji i liberalizmu światopoglądowego idei kulturowego imperializmu? Chęć wytłumaczenia i zrozumienia pewnych zjawisk lub procesów nie jest jednoznaczna z aprobatą dla metod czy środków
przeciwstawianych naszym wyobrażeniom o świecie, wartościach czy imponderabiliach. Tolerancja bez uświadomienia sobie przyczyn każdego działania, jakiejkolwiek reakcji czy wyznawanych przez naszych adwersarzy cnót, prowadzi do obojętnej nienawiści (w najlepszym razie – chłodnej obojętności), która w ekstremalnych warunkach zawsze da znać o sobie w negatywny sposób.
Zdaniem Ryszarda Legutko głównie wpływy marksizmu na umysłową kulturę Zachodu są przyczyną rozpowszechniania się tych tendencji oraz swoistej mody na ponowoczesność. Ponadto jego zdaniem owe tendencje o wyraźnie humanistycznej proweniencji (o oświeceniowym rodowodzie) wpisują się łatwo w kanony ideologii ciągłych zmian społecznych (czyli – permanentnej ewolucji). Trzeba w tym miejscu bez wątpienia przyznać, iż jest postmodernizm w jakimś sensie kontynuatorem krytyczno-sceptycznego dorobku filozofii europejskiej.
Ponieważ sens i racjonalność ludzkich dociekań istnieją realnie w świecie niezależnie od ludzkich usiłowań wyrażenia ich słowami, sposobem odsłonięcia kolejnych warstw i założeń – z pozycji czysto subiektywistycznych – a przyjętym przez wielu postmodernistów stała się tzw. dekonstrukcja. Ważne jest w niej jedynie znaczenie uzyskane w umyśle odbiorcy, interpretatora, egzegety czy komentatora danej myśli, tezy, tekstu bądź idei. Jest to emanacja pojęcie kultury interpretowanego w sposób skrajnie indywidualistyczny, wedle współcześnie przyjętych, utylitarnych wzorów.
Dekonstrukcja traktowana jako podstawowy sposób opisu świata i kluczowa metoda badań naukowych jest niczym innym jak próbą negacji, w oparciu o historyczne doświadczenie, poszukiwań ostatecznego sensu ludzkiej egzystencji, które były dotychczas centralną pozycją klasycznie rozumianej filozofii Zachodu. Dotyczy ona przede wszystkim humanistyki ale rozległy zasięg pesymizmu ducha epoki spowodował, iż owo narzędzie przeniknęło całokształt sposobu myślenia euroatlantyckiej formacji cywilizacyjno-kulturowej. Nie bez znaczenia były tu także wpływy: subiektywizmu (odartego z dotychczas przyjętej aksjologii i wystrzegającego się normatywnie brzmiących ocen), praktyczny indywidualizm oraz ekonomizacja wszelkich sfer ludzkiej działalności. Jak stwierdza Baudrillard „…zacierają się wszystkie wolności, aby pozostała tylko jedna – wolność wymiany” (czyli jak zauważa – słusznie i adekwatnie przy innej okazji – Benjamin Barber jest to tzw. zakupizm, będący forma uzależnienia jak każda inna, np. jak alkoholizm, seksizm, narkomania, machizm itd.)
Konserwatywno-tradycjonalistycznie nastawieni adwersarze i totalni krytycy postmodernizmu uważają właśnie dekonstrukcję za podstawową przyczynę takich jego cech jak: nihilizm, cynizm, hedonizm, agnostycyzm, ateizm, pozbawiony transcendencji naturalizm.
Warto jednak zauważyć, że dekonstrukcji jako narzędzia badawczego i dopuszczalnego środka opisu świata najlepiej broni sentencja Tadeusza Kotarbińskiego mówiąca , iż „…trzeba podważyć wszystko, co się da podważyć, gdyż tylko w ten sposób można wykryć to co podważyć się nie da ”. Trudno jest podejrzewać tego wybitnego (znając jego dorobek i zasługi) Uczonego i Myśliciela o popieranie czy promocję amoralnych, lub nieetycznych form pracy naukowej, pochwałę nihilizmu albo gloryfikację postaw graniczących z cynizmem.
Apoteoza końca, chaos intelektualny (wynikający z przeróżnych, pluralistycznie brzmiących propozycji, będących emanacją tzw. demokratury) i bezideowość współczesnego świata – to są pozycje wyjściowe dla mentalności postmodernistycznej. Język pustki, agonia wielkich emocji, koniec utopii, nekrofagia historii dopełniają reszty. Utrzymując się stale w tej konwencji Jean F. Lyotard uważa ponowoczesność za odpowiedź dzisiejszego człowieka na kryzys meta-narracji.
Skoro więc uznajemy postmodernizm za emanację stanu umysłowości współczesnego człowieka, za sposób i opis dzisiejszej rzeczywistości, można go stosować przy interpretacji zachodzących w niej zdarzeń, procesów czy interakcji. Trzeba uznać również, iż daje on w miarę całościowy obraz świata tu i teraz. Pozwala wyciągnąć stosowne wnioski i uogólnienia, przeprowadzić skuteczne analizy i dokonać opisu przyczyn (poprzez dekonstrukcję). W edukacji jest więc to wielokulturowość, w filozofii – kontynuacja tradycji sceptyczno-racjonalistycznych, w naukach społecznych – aktualne narzędzie analizy zjawisk, do etyki wprowadza relatywizm normatywny wynikający bezpośrednio z pluralizmu oraz równouprawnienia sądów. Ponowoczesność to także rodzaj języka opisującego otaczające nas formy. Języka ironicznego, prześmiewczego, wysublimowanego, nowatorskiego, eklektycznego i zarazem zdemokratyzowanego. Brak tylko postmodernizmowi szczypty utopii. W tej kwestii uprawnione jest zatem stwierdzenie przywoływanego już Baudrillarda, że „…Nie należy wierzyć, że rzeczywistość pozostaje rzeczywistością, kiedy wypędzono z niej iluzję, a zatem rzeczywistość nie posiada obiektywnej realności”. Coś w tym jest.
Podsumowując należy zauważyć, iż o ile potraktujemy ponowoczesność jako coś więcej niż prostacką, hedonistyczną doktrynę – np. jako metodę interpretowania dziejącego się wokół nas świata, jako (równocześnie) język tego opisu, jako narzędzie badawcze przeszłości i nieśmiało zarysowaną, holistyczną wizję przyszłości (wbrew de-konstrukcyjnym i anty-meta-narracyjnym tendencjom) to można, a nawet trzeba, stosować go we wszystkich aspektach dzisiejszego życia. I nie ma co się – biorąc za punkt wyjścia zarówno progresywne, postępowe czy liberalne jak i tradycyjne, konserwatywne lub fundamentalistyczne nurty oglądu otaczając ego nas świata – obrażać na postmodernizm i rzeczywistość przezeń objaśnianą. Jest on bowiem formą, metodą, stylem i normą zarazem. Brak mu jedynie – jak na razie – nieśmiało choćby zarysowanej wizji przyszłego człowieka epoki ponowoczesnej. Bo osoba ludzka to nie tylko ekonomia, zyski, hossy, bessy, konta i wskaźniki giełdowe.
Ten pełen nostalgii oraz pesymizmu, melanż różnorodnych trendów (najtrafniej ów stan określa Zygmunt Baumann „…Wszystko dziś pokrywa się mgłą, granice są w ciągłym ruchu, kategorie mętnieją. Różnice tracą korzenie strukturalne; mnożą się, unoszą się i krążą niemal bez skrępowania, wchodzą w coraz to nowe, ruchome i łatwo manipulowane konfiguracje”) i swoistego smutku charakter postmodernizmu wynika także (oprócz wspomnianego braku iluzji, utopii, idei czy ducha mocy) z rozdźwięku między oficjalnym językiem elit, a nieubłaganą degradacją coraz rozleglejszych sfer bazy i świadomości społecznej, sacrum i profanum, poziomem horyzontalnym i wertykalnym. To kwitnące wskaźniki i galopujące odrzucenie, niespotykany postęp techniki i umysłowe zapóźnienie setek milionów obywateli świata, technizacja realności i wtórny analfabetyzm absolwentów współczesnych szkół.
Ponieważ wszyscy uważają się za jakąś ofiarę wyimaginowanego SYSTEMU to amoralność dzisiejszej sytuacji nie może być złą. Bo zło istnieje tak naprawdę w labilnej rzeczywistości komputerowej. Prędzej lub później taki sam los czeka wszelkie nasze zakotwiczenia cywilizacyjno-kulturowe: ostatnie rafy dotychczasowego humanizmu, człowieczeństwa, duchowości. Reality show skłębił się w obrazie TV z realną rzeczywistością, a jedyną nadzieją biorących czynny lub bierny udział w tym spektaklu (gdzie wszyscy grają przed wszystkimi) jest kasa i fakt, że „ktoś nas podglądnie”.
Postmodernizm nie ma ambicji zwiastowania i kreowania nowej epoki, nowego okresu w historii człowieka. Brak mu bowiem wspomnianej szczypty utopii, idealizmu, irracjonalizmu. Jest prezentacją bólów, rozterek i zgryzot typowych dla dzisiejszego świata pączkujących w społeczeństwach. Oferuje im ekspansję wolności osobistej w zamian za kurczenie się zakresu bezpieczeństwa osobowego losu. Postmodernizm jako emanacja wolności, liberalizmu i demokracji jest równocześnie akuszerem tych zgryzot, ich ekonomem, piewcą i kapłanem. A poza tym totalna krytyka postmodernizmu, obserwowana w rodzimych (i nie tylko) mediach przez zwolenników tradycji, konserwatyzmu, przez adherentów upolitycznionego religianctwa i fundamentalizmu religijnego, przez pospolity ciemnogród (czyli współczesnych inkwizytorów małych i dużych, lokalnych i światowych) ma za podstawowy cel odrzucenie dorobku Oświecenia. Epoki która wyrwała człowieka z wieku niemowlęcego infantylizmu i pozwoliła wkroczyć mu (poprzez uświadomienie pewnych wartości, norm i treści) do przedpokoju dorosłości i dojrzałości gatunkowej.
__________________
* melting pot – kocioł do upłynniania metalu i tworzenia przez to stopów
Postmodernizm to bzdura; to przerobiony konserwatyzm, który wsyztsko uważa nie za emanację dobrego pomysłu lecz za emanację kultury; a więc jest jednym wielkim zwątpieniem, pozwalającym może poczuć się lepiej w błogim sentymentalizmie, ale intelektualnie zupełnie nieprzydatnym do niczego.
Ale nie można zaprzeczyć, że to kultura ma przemożny wpływ na nasze zachowania, sposób myślenia czy opis świata. Wychowując się w określonych warunkach, przesiakając określonymi mitami, legendami, fantazmatami (modne ostatnio okreslenie) jakich pełno w przekazie społecznym, edukacji (najszerzej pojętej), publicznej narracji i takimże dyskursie, „dostajemy” jednoznaczne kalki myślowe i „pieczęcie” jakie ukierunkowują nasze myślenie, zachowania, sposób odbioru rzeczywistości. A stą późniejsze interpretacje zjawisk nas dotyczących, nas otaczających, nas dotykających.
Każdy fundamentalizm jest groźny, w tym przypadku – także. Wg mnie postmodernizm nie tyle jest „konserwatyzmem” co wyidealizowanym, hiper-liberalnym (fundamentalistycznie traktowanym) kontynuowaniem/praktykowaniem i podejściem do wolności jednostki. Rzekłbym nawet – wulgaryzacją tego pojęcia.
O nie nie. Nie mylmy anarchii doboru kultury z liberalizmem. My liberałowie uwazamy ze ludzie pragną podobnych rzeczy worldwide, a kultura tylko ich ogranicza
Z całym szacunkiem dla wysiłku włożonego w ten artykuł i autora, który chciał przekazać pewnie coś mądrego. co to kur..a jest? dla kogo te artykuły. nie jestem idiota, ale po 3 zdaniach miałem dosyć wyrazów z encyklopedii i abstrakcji. Sukcesem każdego publicysty jest zasięg działania, a nie retoryka z chałą ideologiczną.
Nie podoba mi się to, trudne w czytaniu, złożone w sensie. Zamiast konkretów, wywód akademicki na egzamin z retoryki.