Alvert Jann: „Rozwody kościelne”

W Kościele katolickim uznano w starożytności, że małżeństwo kościelne w żaden sposób nie może być rozwiązane. Rozwodów nie ma. Ale na wszystko są sposoby. Sąd kościelny może stwierdzić nieważność małżeństwa. Możliwości są tak duże, że należy mówić o rozwodach kościelnych.

Mógłby z tego być wielki biznes, gdyby wierni częściej wnosili do sądów kościelnych o stwierdzenie nieważności. W katolickich uczelniach i wydziałach nakształcono sporo prawników od prawa kościelnego (tzw. prawa kanonicznego). Ludzie ci muszą z czegoś żyć, szkoda żeby ich kwalifikacje się marnowały. Kancelarii adwokackich z odpowiednimi uprawnieniami mogłoby być więcej. Księża też powinni mieć jakieś intratne zajęcie, nie mogą żywić się pyłkiem kwiatowym i jeździć tylko rowerem. A zasiadanie w sądzie kościelnym powinno być godziwie wynagradzane.

Ale spraw o stwierdzenie nieważności wpływa tylko około 5 tysięcy rocznie. Zaś sądy państwowe orzekają rocznie ponad 50 tys. rozwodów cywilnych. Większość rozwodzących się to katolicy, którzy wzięli ślub kościelny. Prosta analiza biznesowa wskazuje, że istnieje tu olbrzymi potencjał rozwojowy. Gdyby wpływało więcej spraw do sądów kościelnych, mogłyby powstawać start-upy, dobrze prosperujące nowe kancelarie adwokackie. Bez tego prawnikom od prawa kanonicznego grozi bezrobocie. Będą musieli się wziąć za jakąś inną pracę. A myśleli, że ukończą prawo kanoniczne i będą żyć lekko z Kościoła i religii.

Widać jednak, że wierni gwiżdżą na sądy kościelne. Biorą rozwód cywilny, zawierają nowe małżeństwo cywilne, a o stwierdzenie nieważności kościelnego nie wnoszą.

Nietrudno zauważyć, że jest na to rada. Trzeba wiernym mocniej uświadamiać, że trwale żyją w grzechu cudzołóstwa, cudzołożą. Zawarcie i konsumowanie nowego małżeństwa cywilnego jest bowiem według Kościoła grzechem cudzołóstwa i tacy wierni nie mogą przyjmować komunii świętej, chyba że przestaną małżeństwo konsumować, będą żyć z poszanowaniem seksualnej abstynencji. Zdarza się to raczej rzadko.

Trzeba by też poluzować jeszcze bardziej kryteria stwierdzania nieważności małżeństwa oraz pouczać, żeby wierni korzystali z odpowiednich kancelarii adwokackich.

Wprawdzie obecnie w zdecydowanej większości spraw sądy kościelne orzekają stwierdzenie nieważności małżeństwa i większość delikwentów jest zadowolona – ale mogłoby być lepiej, np. 99,7%.

Po tym wstępie, nieco humorystycznym, potraktujmy sprawę zupełnie poważnie.

1. U protestantów

W wielu kościołach protestanckich sprawa rozwodów pozostawiona jest sądom państwowym. O ile sąd państwowy orzeknie rozwód, w kościele jest on uznawany, a rozwiedzeni małżonkowie mogą zawrzeć nowe małżeństwo kościelne. Np. w katechizmie Zjednoczonego Ewangelicko-Luterańskiego Kościoła Niemiec (to największy kościół protestancki w Niemczech) można przeczytać: „Małżeństwo stanowi dobry Boży początek, ale jest ono przeżywane w niedoskonałości ziemskiego życia. Chociaż więc rozwód z zasady jest przeciwny woli Boga, to w pojedynczych przypadkach trwanie we wszystkich uwarunkowaniach niedobrego związku małżonków może okazać się wielką szkodą dla ich ciała i duszy”. Kościół ten honoruje rozwody orzeczone przez sądy państwowe i nie wyklucza możliwości ponownego zawarcia małżeństwa przez osoby rozwiedzione. Podobnie jest w innych kościołach ewangelickich, w tym w Kościele Ewangelicko-Augsburskim (luterańskim) w Polsce.

Kościoły protestanckie powołują się na te same fragmenty Pisma Świętego i słowa Jezusa, co Kościół katolicki, ale wyciągają z nich odmienne wnioski praktyczne. Nie można powiedzieć, że popełniają błąd i że tylko katolicka interpretacja jest prawdziwa. Z obiektywnego punktu widzenia można stwierdzić, że Pismo Święte nie przesądza, jak wyglądać mają sprawy rozwodów. Zawiera zapisy zwięzłe i niejasne, powstało w odległej epoce, w określonym kontekście historycznym, który dziś trudno ustalić i uwzględniać. Sens poszczególnych wypowiedzi, nawet znaczenie poszczególnych słów, jest wręcz niemożliwe do bliższego ustalenia. Natomiast poszczególne kościoły skłonne są postępować w myśl przysłowia: „Każda pliszka swój ogonek chwali”. Bardzo to ludzkie.

Wykluczenie rozwodów nie ma dostatecznego uzasadnienia w Piśmie Świętym. Raczej przeciwnie. Więcej przemawia za protestantami.

2. Co mówi Pismo Święte i Jezus?

Zarówno kościoły protestanckie, jak i Kościół katolicki, powołują się na te same fragmenty Pisma Świętego i słowa Jezusa. Przyjrzyjmy się, oto one.

W Starym Testamencie, w „Księdze rodzaju” czytamy, że po stworzeniu świata Bóg stworzył mężczyznę i kobietę i złączył tak ściśle, jakby byli jednym ciałem: „Stworzył więc Bóg (…) mężczyznę i niewiastę”. Niewiastę ulepił – jak jest to opisane – z ciała mężczyzny. „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 1,27; 2,24).

Ale oto po wiekach Bóg przekazuje Izraelitom za pośrednictwem Mojżesza następujące prawo (to tzw. prawo mojżeszowe): „Jeśli mężczyzna poślubi kobietę i zostanie jej mężem, lecz nie będzie jej darzył życzliwością, gdyż znalazł u niej coś odrażającego (erwat dawar), napisze jej list rozwodowy (get), wręczy go jej, potem odeśle ją od siebie” (Pwt 24,1). Są duże trudności z ustaleniem, jak prawo to było rozumiane. Nie wiadomo, co znaczą słowa „erwat dawar”. Pojawiają się różne interpretacje. Księga pochodzi być może z VII w. starej ery. Trudno dociec, jak rozumiano wówczas treść tego prawa. W judaizmie w czasach Jezusa, a i obecnie, uważano, że zezwala ono mężczyznom dość swobodnie na rozwód.

Można domniemywać, że zapis w „Księdze rodzaju” dotyczył ludzi w raju i mówi, że pierwotnym zamysłem Boga było małżeństwo nierozerwalne. Zaś prawo przekazane Mojżeszowi dotyczyło ludzi już grubo po wygnaniu z raju, kiedy to stali się krnąbrni i grzeszni. Oznaczałoby to, że Bóg dopuszcza rozwody, chociaż kłócą się z jego pierwotnym zamysłem. Odpowiada to sposobowi, w jaki widzą rozwody protestanci.

Interpretację taką potwierdzają słowa Jezusa. Jezus nie odrzuca wymienionego wyżej prawa mojżeszowego. Oto scena z Nowego Testamentu, najpełniej przedstawiona w ewangelii św. Mateusza.

Faryzeusze (członkowie jednego z żydowskich ugrupowań religijnych), odnoszący się do Jezusa nieprzychylnie, pytają go prowokacyjnie:

„«Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On odpowiedział: «Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela». Odparli Mu: «Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją?» Odpowiedział im: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony; lecz od początku (tj. w pierwotnym zamyśle Boga – AJ) tak nie było” (Mt 19,6-9).

Jak rozumieć słowa Jezusa?

Jezus mówi, że małżonkowie nie powinni „rozdzielać” małżeństwa. Ustanawia powinność, normę moralną, przykazanie. Mamy wyraźnie powiedziane: „niech nie rozdziela”, bo jest to niezgodne z pierwotnym zamysłem Boga.

Ale Jezus mówi też, że Mojżesz pozwolił oddalać żony z powodu „zatwardziałości serc”, z powodu grzesznego charakteru ludzi. I Jezus nie odrzuca mojżeszowego prawa do rozwodu (a jest to prawo pochodzące od Boga, które Mojżesz tylko przekazuje).

Rzecz jest więc skomplikowana, ale daje się zrozumieć. Oto mamy przykazanie: Nie będziesz się rozwodził. Ale w ostateczności, jeżeli już małżeństwo jest beznadziejnie chore, Bóg pozwolił na rozwód.

Interpretację tę potwierdzają słowa Jezusa finalizujące dyskusję z faryzeuszami. Szczególnie stanowczo brzmią one w ewangelii Łukasza: „Każdy, kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo; i kto oddaloną przez męża bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo” (Łk 16,18). U Mateusza jest nieco inaczej: „Kto oddala swoją żonę – chyba w wypadku nierządu – a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo” (Mt 19,3-9).

Zdania te są różnie interpretowana. Ale spójrzmy, co Jezus rzeczywiście w tym zdaniu mówi. A mówi, że każde powtórne małżeństwo jest grzechem cudzołóstwa (wstawka „w przypadku nierządu”, różnie interpretowana, zdaje się dotyczyć sytuacji, kiedy to po ślubie mąż stwierdza, że żona nie była dziewicą, chociaż powinna – wtedy jej oddalenie jest według Jezusa całkowicie usprawiedliwione).

Ale jednocześnie, jak wynika z wcześniejszych wypowiedzi Jezusa, dopuszczał on – wzorem prawa mojżeszowego – rozwód w szczególnych sytuacjach ze względu na „zatwardziałość serc”, tj. krnąbrność i grzeszność ludzi.

Co wobec tego?

Powszechnie wiadomo, że małżonkowie czasami rozdzielają się. W świetle słów Jezusa można co najwyżej powiedzieć, że popełniają grzech. Nie oznacza to jednak, że Kościół jest zobowiązany nie uznawać faktu rozdzielania się małżeństw, czyli rozwodów. Raczej przeciwnie, powinien rozwody uznawać. Tak właśnie zapatrują się na rozwody protestanci. I w duchu ewangelicznym skorzy są przypuszczać, że Bóg może wybaczyć rozwód. Uważają też, że dla wyprostowania krętych ścieżek ludzkiego życia, powinno się zezwalać na zawieranie nowych małżeństw przez rozwodników.

Władze Kościoła katolickiego głoszą coś innego. Od wieków stoją na stanowisku nieuznawania rozwodów. W katechizmie czytamy: „Dopóki żyje prawowity współmałżonek, zawarcie powtórnego związku przez rozwiedzionych sprzeciwia się zmysłowi i prawu Bożemu, jak tego nauczał Chrystus” (pkt 1665).

Można domniemywać, że Luter i protestanci, reformując od XVI w. kościelne nauczanie, spojrzeli na małżeństwo trzeźwiej. Widzieli, że kurczowe trzymanie się zasady niedopuszczania rozwodów przynosi więcej złego niż dobrego. Podobnie jak celibat księży oraz stworzenie w Kościele kasty kapłanów. Dostrzegli też, że słowa Jezusa nie wykluczają rozwodów.

Osobiście powiedziałbym, że najlepiej w ogóle nie zawierać ślubów kościelnych. A na podstawie tzw. zdrowego rozsądku wiadomo, że czasami rozwód jest wskazany.

3. W judaizmie

Judaizm dopuszczał i dopuszcza rozwody w dość szerokim zakresie.

Biblijną podstawę rozwodów są w judaizmie te same fragment Starego Testamentu, o których dyskutował z faryzeuszami Jezus. Największe znaczenie ma krotki zapis w „Księdze powtórzonego prawa”: „Jeśli mężczyzna poślubi kobietę i zostanie jej mężem, lecz nie będzie jej darzył życzliwością, gdyż znalazł u niej coś odrażającego (erwat dawar), napisze jej list rozwodowy (get), wręczy go jej, potem odeśle ją od siebie” (Pwt 24,1). Owo „erwat dawar” bywa różnie tłumaczone. Np. w przekładzie rabina Izaaka Cylkowa z 1883 r. jest to „coś sprośnego” (Tora. Kraków: Wydawnictwo Austeria 2010).

Rabini poświęcali dużo uwagi ustalaniu, jakie to odrażające sprawy mogą być podstawą rozwodu. I udzielali różnych odpowiedzi. W rezultacie szczegółowe procedury i warunki udzielania rozwodu były różne w zależności od epoki, kraju i gminy żydowskiej.

Powszechnie o rozwodzie decydował religijny sąd rabinacki, przed którym spisywano „list rozwodowy” (get), potwierdzany przez świadków. Sąd kierował się zasadami uznanymi w gminie żydowskiej.

Stary Testament przyjęto za podstawę prawa regulującego sprawy rozwodów we współczesnym Izraelu. Więc w Izraelu rozwody są. Problemem jest co innego. Po pierwsze, ewidentne uprzywilejowanie mężczyzn i dyskryminacja kobiet (Stary Testament zezwala na rozwód dość swobodnie mężczyznom, ale nie kobietom).

Po drugie, sprawy małżeństw i rozwodów pozostają w gestii sądów religijnych, które stosują stare ortodoksyjne prawa judaistyczne (wyznawcy innych religii, mieszkający w Izraelu, mają własne sądy religijne). To archaizm. W Izraelu nie ma więc małżeństw i rozwodów cywilnych. Nie można też zawrzeć małżeństwa międzywyznaniowego. Sposobem na obejście tego zakazu jest zawarcie małżeństwa w innym państwie.

Dyskryminacja kobiet jest ewidentna. Rozwód wymaga zgody męża, ale nie żony. Według frazeologii biblijnej, rozwód wymaga wręczenia „listu rozwodowego” żonie przez męża – odwrotna sytuacja jest niemożliwa.

Stworzyło to w Izraelu poważny problem kobiet, które – mimo całkowitego rozpadu małżeństwa i wieloletniej separacji – nie mogą uzyskać rozwodu, gdy mąż odmawia im listu rozwodowego. Nie mogą one zawrzeć ponownego małżeństwa. Wprawdzie sądy rabinackie mają pewne środki nacisku na opornego małżonka, ale używają ich rzadko; często środki te są nieskuteczne.

Izraelskie feministki dzielnie walczą o zmianę prawa małżeńskiego, ale bezskutecznie. Światowy rozgłos zyskał film „Viviane chce się rozwieść” z 2014 r.

4. Małżeństwo sakramentalne

Małżeństwu nadano w Kościele katolickim charakter sakramentu, świętości najwyższej rangi ustanowionej przez Boga. W katechizmie czytamy: „przymierze małżeńskie (…) zostało między ochrzczonymi podniesione przez Chrystusa Pana do godności sakramentu” (pkt 1601).

W rozumieniu teologii kościelnej oznacza to, że władze Kościoła nie mogą zmienić jego głównych zasad, np. nie mogą wprowadzić rozwodów. Sakramenty są w mocy Boga.

Prawo kościelne (tzw. prawo kanoniczne) jednoznacznie stwierdza: „Małżeństwo zawarte i dopełnione nie może być rozwiązane żadną ludzką władzą i z żadnej przyczyny, oprócz śmierci” (kanon 1141). W katechizmie czytamy: „Dopóki żyje prawowity współmałżonek, zawarcie powtórnego związku przez rozwiedzionych sprzeciwia się zmysłowi i prawu Bożemu, jak tego nauczał Chrystus” (pkt 1665).

Sakramentalność małżeństwa jest często przytaczana jako główny argument przeciw dopuszczeniu rozwodów. Teolodzy twierdzą, że z woli Jezusa małżeństwo jest sakramentem i jest nierozerwalne. Zaś Kościół nie ma żadnej władzy, by zmieniać istotne treści sakramentów.

W kościołach protestanckich małżeństwo nie jest uznawane za sakrament. Najczęściej uznawane są tylko dwa sakramenty: chrzest i eucharystia/komunia.

Natomiast w Kościele katolickim przyjęto siedem sakramentów: chrzest, bierzmowanie, eucharystia (komunia święta), pokuta, namaszczenie chorych, święcenia kapłańskie, małżeństwo.

Wprowadzenie „sakramentów”, firmowanych przez władze kościelne, miało na celu usztywnienie, utrwalenie i ujednolicenie zasad obowiązujących w Kościele katolickim. Miało i ma zapobiegać zmianom. Podobną rolę pełni pojęcie „dogmatów”. Małżeństwo zostało uznane za sakrament właśnie po to, by utrwalić zasadę nierozerwalności małżeństwa i wykluczyć rozwody.

Pojęcie sakramentu jest dalekie od jakiejkolwiek jasności. Nie ma kryteriów pozwalających ustalić, co i dlaczego jest albo nie jest sakramentem. Zwykle podaje się, że jest to widzialny znak łaski bożej, a w sakramentach obecny jest Chrystus. Trudno jednak uznać, że wyjaśnia to cokolwiek. W praktyce sakramenty ustalają dowolnie władze kościelne.

Początkowo w chrześcijaństwie nie było sakramentów. Ich ustalanie trwało wieki. W Kościele katolickim zestaw obowiązujących sakramentów – w ilości siedmiu – ustalił się w XII w. Ostatecznie potwierdził je, w postaci obowiązującej do dziś, Sobór Trydencki w połowie XVI w. Potwierdzona została też katolicka doktryna dotycząca małżeństwa, akcentująca jego sakramentalność i nierozerwalność, wykluczająca rozwody. Sobór był zwrócony głównie przeciw protestantom. Odegrał on olbrzymią rolę w skostnieniu, „zabetonowaniu” kościelnej doktryny i wierzeń.

Czy sakramentalność małżeństwa to rzeczywiście poważny argument przeciw rozwodom? Nie, to argument pozorny.

Po pierwsze, pojęcie sakramentu to religijna fikcja. Jak pisałem, nie ma elementarnej jasności, co i dlaczego jest albo nie jest sakramentem. Wyjaśnianie, że sakrament jest znakiem łaski bożej i oznacza obecność Chrystusa, nie ma żadnego realnego, dającego się stwierdzić znaczenia.

Po drugie, nawet uznając pojęcie sakramentu, nie ma podstaw, by za ustanowiony przez Jezusa sakrament uznać małżeństwo. Z Nowego Testamentu dowiadujemy się, że Jezus tylko przelotnie wypowiadał się na temat małżeństwa, w szczególności zagadnięty przez faryzeuszy. To za mało, by twierdzić, że – jak mówi katechizm – małżeństwo zostało „podniesione przez Chrystusa Pana do godności sakramentu”. Dla protestantów małżeństwo nie jest sakramentem. Powiem tylko w największym skrócie, że dla teologów protestanckich małżeństwo i rozwód to instytucje świeckie, chociaż mają też znaczenie religijne. Natomiast sakramenty to jakości istotne dla zbawienia. Małżeństwo nie ma cech sakramentu.

Po trzecie, nawet uznając małżeństwo za sakrament, można uznawać rozwody. Otóż w dokumentach kościelnych stwierdza się, że Kościół może wprowadzać pewne zmiany dotyczące sakramentów, o ile nie obejmują one istoty sakramentu. Analiza teologiczna wskazuje, że istotą małżeństwa jest złączenie małżonków. Natomiast nierozdzielność jest religijną powinnością, mocnym zaleceniem, tym, co jest pożądane. Ale jak wcześniej wskazywałem, według Pisma Świętego Bóg i Jezus dopuszczali rozwód w szczególnych okolicznościach (Jezus mówił, że ze względu na „zatwardziałość serc” ludzkich).

Prowadzi to do wniosku, że władze Kościoła mogą zmienić obowiązujące obecnie prawo kościelne, które nie dopuszcza rozwodów. Mogą dokonać zmiany w treści sakramentu małżeństwa oraz dopuścić rozwody i zezwolić na zawarcie nowego małżeństwa kościelnego.

Władze Kościoła katolickiego wolą jednak wykluczać rozwody i brnąć w bagnisty teren, jakim jest naciągane stwierdzanie nieważności małżeństwa. Kłoci się to z elementarnym poczuciem przyzwoitości i kompromituje sądy kościelne.

5. „Rozwody” w Kościele katolickim

Doktryna i prawo obowiązujące w Kościele katolickim (tzw. prawo kanoniczne) nie przewidują czegoś takiego jak rozwód. Natomiast sąd kościelny może stwierdzić nieważność małżeństwa. Jest to, inaczej mówiąc, stwierdzenie, że małżeństwo nie zostało zawarte w sposób prawidłowy, a więc nie zaistniało. Prawo kanoniczne jest jednak tak skonstruowane i tak dziurawe, że w rzeczywistości mamy do czynienia z rozwodami, tylko inaczej nazwanymi. Potoczna nazwa „rozwód kościelny” jest jak najbardziej uzasadniona.

Głośne stają się przypadki, kiedy np. sąd kościelny stwierdza nieważność małżeństwa po dwudziestu latach od ślubu i spłodzeniu kilkorga dzieci, albo kilkakrotnie w przypadku tej samej osoby.

Władze Kościoła wolą jednak utrzymywać fikcję prawną i teologiczną, niż uznać rozwody.

Nie budzi wątpliwości, jeżeli stwierdza się nieważność małżeństwa z takich powodów jak równoczesne pozostawanie w innym związku małżeńskim (bigamia) czy ewidentny przymus. Także sądy państwowe przewidują unieważnienie małżeństwa cywilnego, a nie tylko rozwód. Rzecz jednak w tym, że sądy kościelne orzekają stwierdzenie nieważności małżeństwa także wtedy, kiedy należałoby mówić o rozwodzie. W Kościele mamy dwa w jednym: rozwody nie są w ogóle orzekane, zaś pod nazwą stwierdzania nieważności małżeństwa kryją się zarówno unieważnienia małżeństwa, jak i rozwody.

Ale wadą jest przede wszystkim co innego. Sądy kościelne stwierdzają nieważność małżeństwa z bardzo wątpliwych przyczyn, zaś nie biorą pod uwagę przyczyn bardzo ważnych. Np. sąd kościelny nie stwierdza nieważności, jeżeli małżonkowie zerwali ze sobą kontakt i pozostają w innych związkach nieformalnych lub małżeńskich. Natomiast stwierdza nieważność, jeżeli co najmniej jedna ze stron, zawierając małżeństwo, nie wykluczała rozwodu (np. rodzina zezna, że kobieta miała wątpliwości, czy zawrzeć małżeństwo, ale mówiła, że „w razie czego to wezmę rozwód”).

Na jakiej podstawie sąd kościelny może stwierdzić nieważność małżeństwa?

Według prawa kanonicznego sakramentu małżeństwa nie może przyjąć osoba, która nie uznaje jakiegokolwiek z jego elementów (kanon 1101). Idzie tu np. o nierozerwalność małżeństwa, wierność małżeńską i gotowość do posiadania dzieci. Jeżeli więc ktoś zawiera ślub kościelny, ale nie akceptuje wszystkich związanych z nim kościelnych zasad, małżeństwo zawarte zostało nieważnie. Oznacza to też, że złożył przysięgę nieszczerze. Sąd kościelny uznaje wobec tego, że małżeństwo w ogóle nie zaistniało.

Kilka przykładów.

W Kościele uważa się, że gotowość do posiadania dzieci jest niezbędnym atrybutem małżeństwa. Sąd kościelny może stwierdzić nieważność małżeństwa, jeżeli jedna lub obie strony, zawierając małżeństwo, od samego początku nie chciały mieć dzieci (nie idzie o bezpłodność). Jeżeli z czasem wynikł z tego w małżeństwie konflikt, to można wnieść o stwierdzenie jego nieważności i sąd może się na to zgodzić.

Sąd może stwierdzić nieważność małżeństwa w przypadku, kiedy biorąc ślub jedna lub obie strony nie zamierzały dochować wierności małżeńskiej. Mogły ten zamiar ukrywać, albo mogły powiedzieć o tym przyszłemu małżonkowi. Oznacza to jednak, że biorąc ślub złożyły fałszywą przysięgę, mówi się w niej bowiem, że dochowa się wierności małżeńskiej. O ile się uwiarygodni tak niecny zamiar, sąd kościelny może stwierdzić nieważność małżeństwa.

Co ciekawe, według prawa kanonicznego małżeństwo w ogóle nie zaistniało, chociaż para żyła wspólnie przez lata, jeżeli w momencie jego zawierania któreś z małżonków zamierzało nie mieć dzieci lub nie dochowywać wierności. Wygląda to na kabaret kościelny.

Wątpliwych i zawiłych sytuacji jest dużo więcej. Tytułem do stwierdzenia nieważności małżeństwa może być dla sądu kościelnego zawarcie małżeństwa pod wpływem bojaźni i nacisków (np. jeżeli dziewczyna zaszła w przedmałżeńską ciążę, zawarła małżeństwo, ale później decyduje się na rozwód). Sprawa sensownie kwalifikuje się jako rozwodowa. Ale sąd kościelny stosuje swoje teologiczne koncepcje i prawo kanoniczne, co ma istotne konsekwencje.

Stwierdzanie nieważności małżeństwa przez sąd kościelny jest tak dziwaczne, że nasuwa się jeden tylko wniosek. Zdecydowanie lepiej by było, gdyby Kościół katolicki, wzorem kościołów protestanckich, pozostawił sprawy rozwodów sądom państwowym. Największe dziwactwo, a właściwie absurd, to orzekanie stwierdzenia nieważności małżeństwa przede wszystkim na podstawie dociekań, jakie były intencje delikwentów w momencie zawierania małżeństwa. Natomiast nie stwierdza się nieważności na tej podstawie, że małżeństwo rozpadło się całkowicie i trwale. Kościół utrzymuje fikcję, małżeństwa, które nie istnieją realnie. Widocznie władze Kościoła przywykły do tolerowania i głoszenia fikcji.

Nie namawiam tu do zmiany prawa kanonicznego ani do występowania o uznanie nieważności nie istniejącego realnie małżeństwa. Nasuwa się tylko jedna sensowna rada: Nie zawierajcie małżeństw w Kościele.

6. Na zakończenie

Olbrzymia większość Polaków, w tym katolików, akceptuje rozwody. Uznaje więc poglądy niezgodne z nauczaniem Kościoła. Sondaże na ten temat są prowadzone od wielu lat i wskazują na stopniowy wzrost akceptacji rozwodów. Według sondażu z 2018 r. rozwody akceptuje aż 84% Polaków (link na końcu).

Oto dokładniejsze wyniki.

Pytanie: Jaki, ogólnie rzecz biorąc, jest Pana(i) stosunek do rozwodów?

1. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem rozwodów, bez względu na sytuację – 12%

2. Nie popieram rozwodów, ale dopuszczam je w pewnych sytuacjach – 52%

3. Jestem zwolennikiem rozwodów, uważam, że jeśli oboje małżonkowie zdecydują się na rozwód, nie powinni mieć ku temu żadnych przeszkód – 32%

4. Mam inne zdanie na ten temat – 2%

5. Trudno powiedzieć – 2%

Łącznie akceptujący rozwody – 84%

Alvert Jann

……………………………………………………………………

Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – http://polskiateista.pl/

Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.

Na blogu znajduje się kilkadziesiąt artykułów artykułów, m.in.:

„Co to jest płeć kulturowa (gender)?” – https://racjonalista.tv/co-to-jest-plec-kulturowa/

„Gender i kapłaństwo kobiet” – https://racjonalista.tv/alvert-jann-gender-i-kaplanstwo-kobiet/

„Władze Kościoła kontra wierni: Małżeństwa homoseksualne” – https://racjonalista.tv/alvert-jann-wladze-kosciola-kontra-wierni-malzenstwa-homoseksualne/

„Kara śmierci a Kościół katolicki i Jan Paweł II” –

„Teoria Boga krótko wyłożona” –

…………………………………………………………………

Linki do cytowanych źródeł:

Stary i Nowy Testament cytuję za Biblią Tysiąclecia (Wydawnictwo Pallottinum) – http://biblia.deon.pl/

Katechizm Kościoła Katolickiego – http://www.katechizm.opoka.org.pl/

Kodeks prawa kanonicznego – http://www.katolicki.net/ftp/kodeks_prawa_kanonicznego.pdf

CBOS. Stosunek Polaków do rozwodów – https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2019/K_007_19.PDF

……………………………………………………………………..

O autorze wpisu:

3 Odpowiedzi na “Alvert Jann: „Rozwody kościelne””

  1. Co jest celem tego artykułu, przybliżenie jak wygląda małżeństwo w katolicyzmie, judaizmie i protestantyzmie czy też życzenie aby KK dopuszczał rozwody? Czy też ma to być ostrzeżeniem przed małżeństwem kościelnym, niejako zniechęceniem do kościoła kat.?

    Przecież małżeństwo i rozwody to sprawa tylko świecka, małżeństwo i unieważnienie/rozwód w kościele nie ma żadnego wpływu czy skutku w życiu poza kościołem. Kościół może sobie wymyślać jakie bzdury chce, a ludzie jak chcą się w to bawić w ceremonię i organy i płacić to ich sprawa. Z tekstu widać że w Izraelu jest jeszcze komiczniej, państwo ma niby aspiracje nowoczesne, a o małżeństwach i rozwodach świeckich decydują kościoły i gminy czyli w Izraelu de facto szariat.

    Nawet jakby kk wprowadził rozwody, to by to tylko ludziom pomieszało w głowach, bo nie rozróżnialiby rozwodu świeckiego od kościelnego. Ludzie „rozwodzą” się kościelnie, ale tylko po to aby móc wyprawić sobie nowy ślub kościelny – inaczej to nie ma po co.

    Swoją drogą to ładnie że KK respektuje małżeństwa i rozwody świeckie, bo czy da komuś sakrament małżeństwa z inną osobą, podczas gdy ma się małżeństwo świeckie z drugą osobą? Czy “unieważni“ sakrament małżeństwa bez rozwodu świeckiego? Nikt takich cyrków nie robi, chyba że WC.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *