Autorytetów naprawdę nie ma i jak się zastanowić nie mogą oni istnieć w dosłownym sensie. Nie ma ludzie zawsze mądrych. Głupiec może mieć wspaniały pomysł a prof. Chomsky dać się ponieść głupocie (Benjamin Franklin uważa, że przez 5 minut dziennie każdy jest skończonym idiotą) lub złej woli ideologicznej i palnąć bzdurę. Lewicowi intelektualiści Horkheimer i Adorno doskonale rozwinęli teorię osobowości autorytarnej szukającej wodza, choćby na siłę, jednak wielu ich kolegów łapało się na wędkę różnych guru spod ciemnej gwiazdy typu Che Guevara. Pisałem już o tym kiedyś TUTAJ , ale myślę, że warto to przypomnieć.
Ludzie potrafią gadać straszne bzdury. Weźmy to stwierdzenie Franklina:
„early to bed, early to rise, makes a man healthy, wealthy and wise”
– a przecież ludzie najbardziej succesful nie są rannymi ptaszkami, kreatywni ludzie często wstają w południe, a najwięcej kasy mają biznesmeni i ludzie wolnych zawodów. Taka piękna sentymentalna bzdura z ust człowieka skądinąd mądrego.
Podobny przypadek to to słynne i bezrefleksyjnie powtarzane zdanie Richarda Dawkinsa:
„…”Umrzemy i to czyni z nas szczęściarzy. Większość ludzi nigdy nie umrze, ponieważ nigdy się nie narodzi. Ludzi, którzy potencjalnie mogliby teraz być na moim miejscu, ale w rzeczywistości nigdy nie przyjdą na ten świat, jest zapewne więcej niż ziaren piasku na pustyni. Wśród owych nienarodzonych duchów są z pewnością poeci więksi od Keatsa i uczeni więksi od Newtona. Wiemy to, ponieważ liczba możliwych sekwencji ludzkiego DNA znacznie przewyższa liczbę ludzi rzeczywiście żyjących. Świat jest niesprawiedliwy, ale cóż, to właśnie myśmy się na nim znaleźli, ty i ja, całkiem zwyczajnie. Należymy do nielicznych, którzy na tej loterii narodzin trafili szczęśliwy los. Jak można w tej sytuacji mieć czelność skomleć na myśl o nieuchronnym powrocie do stanu, z którego tak wielu nigdy nie miało szansy wyjść?”
po pierwsze ludzie potencjalni to nie ludzie, bo po prostu się nie narodzili. To taka piękna bzdura – nic dziwnego, ze czasem Dawkinsa wykpiwają jako papieża ateizmu, który daje fałszywe pocieszenia, co mi z tego, ze ktoś się tam nie urodził ? Nie uważam, że to, że umrę jest fair, ale godzę się z tym z trudem, jest to tragizm ludzkiego losu, tu nie ma żadnej mądrości, zapewne Dawkins nie zauważył nawet jak bardzo zbliżył się do ruchu pro-Life, choć jest za możliwością aborcji płodów z zespołem Downa (ja zresztą też).
http://www.youtube.com/watch?v=bD0lRHC_R_Y
Kolejna piękna bzdura:
Miłość jest fajna, ale serce to naprawdę „tylko” pompa. Mózg produkuje miłość. „Miękkie”, sentymentalne myslenie nie jest de facto myśleniem, a piękne bzdury to też bzdury…
Ta przytoczona tutaj opinia Dowkinsa od dawna wydawała mi się absurdalna.
słusznie, bo jest
właściwie zgadzam się z tekstem w pełnej rozciągłości – należy myśleć samodzielnie i kwestionować autorytety. jednakże: uważam, że podane przykłady są po prostu kiepskie. nie sądzę, że cytat przytoczony przez Dawkinsa był głupi. wypowiedź jest po prostu afirmacją życia – prawdopodobieństwo, że się nie narodzimy znacznie przewyższa prawdopodobieństwo narodzin. Dawkins (słusznie zresztą) zauważa, że jesteśmy wielkimi szczęściarzami, ponieważ w wielkiej, niesprawiedliwej loterii dostaliśmy przepustkę do życia – w odróżnieniu od przeważającej większości potencjalnych żyć. choć rzeczywiście nazywanie nienarodzonych istot ludźmi to lekkie nadużycie nie uważam, by wypowiedź była głupia. fakt, że się urodziliśmy jest astronomicznie nieprawdopodobnym fartem – dlatego właśnie powinniśmy docenić doczesność i korzystać z niej, póki możemy. w obliczu takiego wyróżnienia i więcej niż nieprawdopodobnego zrządzenia losu naprawdę nie powinniśmy skomleć ani narzekać.
to samo z sercem – to tylko użyteczna metafora i skrót myślowy. mówiąc, że ktoś ma „piękne pióro” nie mamy, oczywiście, na myśli narzędzia do pisania.
pozdrawiam.
Gdyby nie istniały autorytety trzeba by było je wymyślić ! Nikt bowiem nie ma wiedzy w każdej dziedzinie. Nikt nawet nie ogarnia jednej dziedziny wiedzy. Ze swojej działki mogę powiedzieć że nie ma takiego profesora chemii, który rozumiałby całą chemię !! Są tylko specjaliści od chemii polimerów, technologii tego i owego itd. Musimy przyjąć opinię autorytetów np z fizyki aby zrozumieć naturę np fal grawitacyjnych, bowiem niewielu ludzi ma czas i pieniądze aby studiować fizykę i lepiej zrozumieć mechanizm niektórych zjawisk. Podobnie jest w każdej dziedzinie ludzkiej działalności. AUTORYTETY SĄ NIEZBĘDNE I BASTA 😀
Wydaje mi się, że nie da się żyć całkowicie bez autorytetów, bo nie da rady wszystkiego kwestionować i samodzielnie weryfikować. Nie ma po prostu człowieka, który wie wszystko i zna się na wszystkim. Czasem trzeba po prostu zaufać, że ktoś wie coś od nas lepiej, tylko dlatego, że ma stosowną wiedzę i doświadczenie. Nie zawsze dobrze na tym wyjdziemy (każdy się przecież myli, nawet fachowiec w swojej dziedzinie), ale jaka na to rada?
Nie autorytety, ale specjaliści
Otóż to!
Podobne mam przemyślenia co do cytatu z Dawkinsa. Pan Richard nie jest, tak przy okazji – w brew temu, co niektórzy sądzą – pisarzem o niewiarygodnych talentach językowych czy poetyckich; jego siła tkwi w świetnej umiejętności przekazywania wiedzy akademickiej w formie popularnonaukowej, bardziej zjadliwej. I ma raczej talent nie językowo-, a sensacyjno-literacki.
Jeśli natomiast chodzi o różnych ludzi sentencje różne, to mają one tę podstawową właściwość, że wyglądają z reguły tak, jakby chciały zawłaszczyć sobie całą rzeczywistość: generalizują, sprowadzają wszystko do wspólnego mianownika. Na facebook aż roi się od takich mądro-głupich cytatów, z reguły tendencyjnych, żywiących się takim bądź innym resentymentem. Np. „człowiek mądry, to ten który…” i po słowie „który” pojawia się definicja, będąca opisem jakiejś cechy osoby publikującej cytat, albo opisem przeciwnym osobie, której publikujący chciałby dogryźć…
Studia służą nie tylko przekazaniu pewnej wiedzy, ale zmianie sposobu myślenia. Tzn. z myślenia dziecięcego na myślenie dorosłego człowieka, który myśli, kwestionuje, dopytuje, szuka dziury w całym, proponuje nowe rozwiązania, podejścia, krytycznie podchodzi do opinii innych i opinii swoich, odrzuca autorytety, wysłuchuje specjalistów.
Studenci pierwszego roku, z którymi mam do czynienia, mało myślą, mam wrażenie, że boją się myśleć, że boją się mieć własne zdanie. Dopiero, jak zauważą, że chcemy, żeby myśleli, że chcemy, żeby pytali, że chcemy, żeby podważali to, co im mówimy, dopiero wtedy się jakoś intelektualnie otwierają. Niestety tylko część. Na przestrzeni wielu lat widzę, że absolwenci szkół średnich są coraz bardziej zamknięci intelektualnie. Nie wiem, czy w szkole ich karzą za myślenie i dopytywanie się? Chociaż 12 lat religijnego oduczania krytycznego spojrzenia na świat może się na młodym człowieku odbić niekorzystnie.
Do pracy w szkole nie garną się najlepsi absolwenci, tylko raczej ci z przeciwnego końca spektrum. Ich kontakt z przedmiotem studiów kończy się często wraz z obroną i nie ma dalszego dokształcania się, pogłębiania wiedzy i jej uzupełniania. Dla kogoś, kto sam nie czuje się pewnie w swojej dziedzinie pytania uczniów stanowią zagrożenie, bo mogą nauczyciela ośmieszyć. Dlatego we wszystkich szkołach, od podstawowej do liceum panuje niepisany zwyczaj zniechęcania do zadawania pytań i dociekliwości. Zagięcie nauczyciela to zbrodnia. Już bardziej tolerowane są pytania spoza przedmiotu.
I to się nie zmieni jeśli zawód nauczyciela będzie pogardzany i źle opłacany.
Mój nauczyciel matematyki miał z grunty odmienne zdanie. Twierdził, że dzieci właśnie tę dociekliwość i sceptycyzm mają, a dopiero młodzież w trakcie edukacji w systemie nabiera (nie)stosownych przyzwyczajeń.
to jakaś bzdura
Jeśli w szkole są jakieś lekcje, gdzie jest miejsce na dyskusję i własne zdanie, to właśnie religia albo etyka.
Na przedmiotach przyrodniczych uczy się rzeczy ostatecznie rozstrzygniętych przez naukę. Nikt nie dyskutuje z chemią, biologią czy fizyką na poziomie szkolnym.
Akurat Franklin ma troche racji, zycie gdy jest jasno jest zdrowsze niz zycie o zmroku, w ciemnosci. Tym bardziej ze człowiek ten zył w latach 1700-, bez elektrycznosci. A nawet dzisiaj tez jest zdrowiej miec uregulowny dzienny styl zycia, niz praca na zmiany czy zarywane noce. Poza tym kto mu pojdzie na plantacje, do pracy na polu jak bedzie w nocy harcował? Powiedzenie miało raczej na celu dyscyplinowanie gawiedzi, niz oznajmienie jakiejs uniwelsalnej prawdy.
no to tak, ale wealthy? poza tym ja zrywam sie rano do pracy i mam migrene od tygognia z przerwami z tego powodu, i nie nie ide jakoś strasznie pozno spac.
Mozg produkuje wszystko, rozumiem ze od dzisiaj pan PN bedzie mowił „boli mnie mozg”, gdy go bedzie bolała reka, noga czy duda.
Serce akurat jest organem przy pomocy ktorego mozg oznajmia nam rozne stany, w tym stany uniesienia. Kołatanie serca, przyspieszone bicie, wiec jak widac oprocz zwykłego pompowania, serce sie przydaje do innych rzeczy.
W ten sposob mozna by tez zdeprecjonowac inne czesci ciała, bo wiadomo, seks tez siedzi w mozgu.
nie deprecjonować tylko umiescic myśli tam gdzie są. Boli cię duda, że o tym wspomniałeś?
Mózg nie boli, bo nie ma receptorów bólu 🙂
Stany emocjonalne wywołują reakcję psychomotoryczną, która manifestuje się sensacjami z różnych regionów ciała: przyspieszeniem akcji serca, bladością, bólami brzucha itd. Dlatego mówi się np. że coś komuś leży na wątrobie. Nawiasem mówiąc po górnołużycku wutroba to serce 🙂
Ale to jednak mózg jest siedzibą emocji i psychiki. Reszta to ładne poetyckie przenośnie.
W 3. czy 4. klasie liceum trzeba było napisać coś o swoim autorytecie. Wzburzyłem panią od polskiego, bo napisałem, że nie mam autorytetów. Chętnie się kogoś poradzę, ale nie przyjmuje opinii autorytetu bezkrytycznie, bo to autorytet.
Autorytet powinno mieć dziecko, które nie zna świata, i lepiej będzie, jeżeli przyjmie jako pewnik słowa rodziców, by nie wybiegało na jednię ani nie wchodziło na zamarznięte jezioro. Ale w okresie dojrzewania dziecko zaczyna podważać autorytety, co wywołuje często gwałtowną reakcję rodziców. A przecież trzeba się cieszyć, że młody człowiek zaczyna krytycznie podchodzić do świata.
bo trzeba tłumaczyć dzieciakowi zamiast rozkazywać, i to niektórych rodziców przerasta
Zupełnie niedawno rozmawiałem z córką, powiedziałem: pomyśl, gdyby nie było Hitlera i drugiej wojny, Europę i w dużej części świata zapełniliby zupełnie inni ludzie, nie byłoby Ciebie, mnie, Twoich dziadków, pradziadkowie najpewniej mieliby zupełnie innych partnerów. Przed wybuchem drugiej wojny, można powiedzieć, byliśmy jedynie potencjalnymi ludźmi, gdyby udał się jeden z wielu zamachów na Hitlera byliśmy tymi, o których właśnie mówi Dawkins.
Nie uważam tego rodzaju dywagacji za niedorzeczne, gdyż w ten sposób podchodzimy do wielu rzeczy, na przykład ktoś opowiada, że w pewnym momencie mógł podjąć decyzję, zostać lekarzem lub studiować sztukę, że jest zadowolony, iż wybrał właśnie to, a nie to i próbuje sobie wyobrażać jakby to było, gdyby losy potoczyły się inaczej.
Myśl Dawkinsa nie tylko mówi o potencjalnych możliwościach, ale także skłania do refleksji, iż mamy pewien wpływ na bieg zdarzeń, że nasze decyzje są istotne, ot choćby właśnie zdecydują o tym kto się urodzi, a kto nie. Uważam wręcz, że to fantastyczna refleksja.
Też się zgadzam, że ta myśl Dawkinsa jest dobra, jako zachęta do refleksji. Podobnie jak „jestem ateistą tak samo jak ty, tyle że ja wierzę o jeszcze jednego boga mniej niż ty”. Ale o gigantycznej możliwości sekwencji genetycznych, z którymi jakimś cudem wygrała ta nasza, to jeszcze głębsza myśl.
jako zachęta do refleksji może być wszystko nawet uwaga Hitlera z lat 1912-1914 o tym czemu nie ma niemieckonarodowej wiedęńskiej prasy z Żydami w reakcji. To, że coś jest zachętą do refleksji nie znaczy, że jest mądre. Potencjalny człowiek nie jest człowiekiem, o to przecież prowadzi spór z profife’owcami. Wygłupił się tym zdaniem i zgrywa papieża. Nie widzisz tego bo Dawkinsa zawsze traktowałeś jak guru.
Nasza sekwencja nie wygrała żadnym cudem, bo jakaś musiała wygrać.
Inne sekwencje nie przegrały, bo ich nie ma i nie będzie.
.
żeby wygrać, trzeba mieć z kim przegrać – pokonaliśmy tych, których nigdy nie było
to żadna wygrana
„…pomyśl, gdyby nie było Hitlera i drugiej wojny, Europę i w dużej części świata zapełniliby zupełnie inni ludzie…” ale tak się nie stało, proponuję przestać śnić na jawie
A co tam Hitler…
Gdyby tata z mamą współżyli 15 minut później, albo w innej pozycji, to prawdopodobnie inny plemnik wygrałby wyścig i urodziłby się mój brat a nie ja…
@LIPSCHITZ
Pan bełkocze ! Przecież była wojna i był Hitler i Pan też jakoś jest. Nie bardzo rozumiem co miałby zmienić brak wojny i Hitlera ? Czy ma to oznaczać że gdyby nie wojna i Hitler to pańscy przodkowie nigdy by się nie spotkali i nie spłodziliby Pana ??
Bycie potencjalnym człowiekiem, to najdziwniejsza konstrukcja pojęciowa jaką w życiu spotkałem. Proszę państwa !!! Jesteśmy otoczeni przez niewiadomą liczbę potencjalnych ludzi. Najwyższa pora nawiązać z nimi jakiś kontakt, lub ustanowić jakieś prawa dla „potencjalnych” Bycie potencjalnym to dziwniejszy stan niż człowiek w niebie/piekle/czyśćcu 🙂 Aby pokazać nasze współczucie dla „potencjalnych” należy się biczować codziennie, wtedy dopiero sobie uświadomimy sobie jakie to szczęście że my istniejemy rzeczywiście a „potencjalni” potencjalnie 😀
wedle logiki Dawkinsa jesteśmy „sierotkami” wyciągającymi losy
nie decydujemy
Myśl Dawkinsa jest niezła, zwraca uwagę na rolę przypadku – ci co istnieją „wygrali” szczęśliwy los, równie dobrze mogłoby ich nie być. Toż to banalna prawda. Może tak samo było z całym „naszym” wszechświatem? Też wygrał los do istnienia, bo akurat tak zadziałały tzw. prawa natury i cząstki zamiast gonić w niezmierzonym chaosie zaczęły ewoluować, czy cuś, bo to chiba nie tamten pan, co to lubi topić. Natomiast jak już istniejemy (a to zagadka) to oczywiście mogiemy mieć „wpływ” na tyle, na ile nas stać.Ja to tak z grubsza rozumiem tak: cieszmy się więc, że istniejemy razem z rzeczywistością, bo mogłoby nas nie być i to wystarczy, po co sobie obiecywać niewiarygodne.
Mogę prosić edytora o poprawkę błędu i usunięcie pierwszego „tak” w ostatnim zdaniu.