Wydaje się że Star Wars się epopeją o pewnej dość zwartej ideologii. Wydaje mi się że jest to ideologia stoicyzmu, demokracji i oświecenia aż trzy powody by papież wolał opowieści z Narni…
Oto mały dowcip Gwiezdnowojenny:
Grzegorz Braun nie ma racji że kapitaliści są w SW przedstawieni jako źli. Co prawda federacja handlu buntuje się przeciwko ONZ…eee galaktycznej republice, która bardziej przypomina ONZ niż państwo, ale jednak bunt federacji jest lokalny i dość łatwo rozbity mimo pomocy zakonu Sith i najemników. Problem zaczyna się gdy kanclerz staje się cesarzem co przypomina nieco Hitlera, choć zwyczaje i stroje imperium przypominają raczej ZSRR…
Demokracja nie jest wychwalana lecz widziana jako zło konieczne. Jedi muszą być stoikami, pamiętać o obowiązkach, unikać emocji i zemsty. Jednocześnie trudno winić Anakina, że bliżsi są mu Sithowie, którzy czerpią moc z emocji i obiecują życie wieczne i podsycają nierealistyczne pragnienia. Coś jak KrK zgadza się? Choć bez misericordii…
Jasna strona mocy to panteistyczna energia brana z siły życiowej ludzi którzy kiedyś żyli, a zapewne także ludów typu Gunganowie i Wookowie. Tak więc każda ze stron ma swoją mistykę. Jedi od złych odróżnia nie moc, lecz głównie umiar i stoicyzm oraz panteizm, być może bo nigdzie nie jest powiedziane czy Sithowie czerpią energię z własnych emocji i gniewu czy z emocji i gniewu w ogóle. Spójność mistyki i etyki obu stron wyjaśnia niesłabnącą popularność epopei. Polecam nową 7 część która o dziwo nie tylko nie odstaje poziomem ale zgrabnie się łączy z poprzednimi, a przy okazji uczłowiecza szturmowców. No i ktoś wreszcie konsekwentnie wybiera z