Zamknij oczy.
No ok. Otwórz oczy, bo inaczej nie przeczytasz dalej. Zamkniesz oczy jak doczytasz do końca.
Zamknij oczy i wyobraź sobie…… Krakowskie Przedmieście 10 czerwca 2017 roku. Od strony placu Zamkowego jak zawsze od siedmiu lat sunie pochód nienawiści sekty smoleńskiej. Na sztandarach hasła rozliczeń politycznych pomieszane z katolickim umiłowaniem wybranych bliźnich. Tłum sunie śpiewając pieśni i skandując „Jarosław, Jarosław". Na czele Jarosław Kaczyński człowiek odpowiedzialny za wciągnięcie całego Narodu w niekończącą się żałobę, Obok kapłan smoleńskiej religii, najbliżsi współpracownicy, oficjele państwa na usługach PIS. Wszyscy otoczeni poczwórnym kordonem policji chroniącej człowieka wolności od wolnych ludzi. Idą, nadchodzą.
Naprzeciwko na ulicy pozornie chaotyczny tłum. Ludzie z parasolkami, z różami, Kobiety, nauczyciele, rodzice, Koderzy, członkowie TAMA, OSA, Rebelianci i ci najważniejsi Obywatele RP. Ale tym razem jest inaczej. Na ulicy staję nie garstka bohaterów a kilkutysięczny tłum, który gęstnieje, staje twarzą do nadciągającego pochodu i nie zamierza ustąpić.
Pochód staje. Trwa gorączkowa wymiana zdań między Prezesem Polski a ministrem spraw wewnętrznych odpowiedzialnym za zapewnienie panu lepszego sortu komfortowej drogi. Policja usiłuje zepchnąć pojedyncze osoby, tłum gęstnieje, bierze się za ręce.
Otwórz oczy. Nie będę malował dalszych scenariuszy w tym miejscu. Napisze za to, dlaczego już czas.
Tytułowy Sun Tzu i jego dzieło „Sztuka wojny” to raczej nudziarz i do tego mocno przeterminowany. Gdyby „Sztuka wojny” była żywnością, cementem albo puszkami z tuszonką dla wojska nadawałaby się tylko na śmietnik. Ale jest dziełem napisanym dwa i pół tysiąca lat temu i da się trzy z jego tez zastosować na Krakowskim Przedmieściu AD 2017.
Rozpoznanie przeciwnika. Według sztuki wojennej nie wygrasz z przeciwnikiem, którego nie znasz. A my przeciwnika znamy już dobrze. Wiemy jak zareaguje na niemożność spełnienia swoich zachcianek. Wielokrotnie byliśmy świadkami, że przeciwnik nie ma twarzy pokerzysty, nie trzyma nerwów na wodzy i nie rozgrywa na zimno. Każda sytuacja, w której świat idzie nie po myśli wywołuje wściekłość i …kolejne błędy.
Narzucenie narracji. Wiemy, że Kaczyński jest całkiem sprawny w zarządzaniu kryzysami. Niektórzy twierdzą, że zarządza kryzysem i czuje się w tym jak ryba w wodzie. Według mnie legendarne zarządzanie kryzysem jest mocno przesadzone, co pokazał chociażby kryzys z brukselskim głosowaniem. Kryzys dodajmy wywołany i przeprowadzony na własne życzenie i zakończony wizerunkową i sondażowa katastrofą.
Wracając. Kaczyński i jego formacja radzi sobie z kryzysami wywołanymi przez siebie i kompletnie nie radzi sobie z kryzysami przychodzącymi z zewnątrz. Jeśli więc stanąć do walki to w sytuacji kryzysu wywołanego przez nas a nie przez niego.
Pat. Przyjęcie bitwy w miejscu i czasie wyznaczonym przez przeciwnika rodzi zagrożenia złej oceny sytuacji.
Zostawiłem was na Krakowskim Przedmieściu vis a vis smoleńskiego pochodu. Kaczyński nie ma dobrego wyjścia. A w zasadzie każde wyjście jest tragiczne w skutkach wizerunkowo. Użycie policji do utorowania drogi Kaczyńskiemu i świcie to groźba nadużycia siły, eskalacji emocji, złamania prawa. Zakończona sukcesem postawiłaby Kaczyńskiego na drabince w kordonie policji, odgradzającej go od wrogiego tłumu. Szans na eskortę jednego marszu przez drugi jest żadna. Da się przeprowadzić kilkunastu Vipów i otoczyć ich pierścieniem. To moment, w którym Kaczyński może zorientować się, że nie warto było się przebijać.
Zatrzymanie pochodu i ustąpienie to przegrana. Realne prawdziwe ustąpienie przed tłumem z rangi wydarzenia fizycznego zmienia się w wydarzenie symboliczne.
Czy zostanie czy przejdzie. Przegrywa.
Od wielu miesięcy niecierpliwi powtarzają „wiosna nasza”. Krytycy Kod czekają aż ten zajmie się, czym innym poza sobą, nauczyciele i rodzice zbierają siły, dziewuchy czekają na dobry czas by rozłożyć parasolki. Najkonsekwentniejsi z nas Obywatele RP z Pawłem Kasprzakiem trwają na krakowskim w liczbie pozwalającej na spacyfikowanie ich bez zatrzymywania pochodu.
Nie mamy na co czekać. Stańmy na Krakowskim Przedmieściu 10 czerwca wszyscy razem. W biernym oporze przeciwko ponuremu pochodowi smoleńskiej sekty>Zatrzymajmy ich a dostaniemy w zamian poczucie wpływu na Państwo. Odzyskamy wiarę w siłę bezpośredniego sprawowania władzy. Przypomnijcie siebie radość po wyborze Donalda Tuska. Poczuliśmy przez chwilę wiarę w zwycięstwo dobra. Pora to powtórzyć.
Ja tam będę. W drugim szeregu. Pierwszy należy do tych ludzi, którzy stoją tam od wielu miesięcy.
Pora żeby za ich plecami wyrósł tłum. Już pora.
" dostaniemy w zamian poczucie wpływu na Państwo" – lepiej sie zastanowic jak nie dostac poczucia wpywu tylko miec wpływ. Czyli jak wygrac wybory. Jak mozna miec pretensje ze PiS "nas" nie słucha? Wygrali wybory wiec sie wywyzszają i robią co chcą. Problem w tym, ze jak druga strona (czy trzecia) wygra wybory to "nic nie robi". PiS po prostu realizuje swoje plany (debilne i yayowate ale realizuje).
"Nie mamy na co czekać. Stańmy na Krakowskim Przedmieściu 10 czerwca wszyscy razem."… ale rzecz jasna z p. Parolem na czele. Bez obrazy, proszę Pana, ale jest Pan o wiele "za krótki" na Kaczora (tak jak i wielu innych), a to, co Pan obmyśla, to nie jest żadna długofalowa strategia, ale indycent, po którym nazbyt wiele Pan sobie obiecuje. Historia Polski pełna jest marzeń i rojeń o tym, że jeden incydent spowoduje lawinę, który zmiecie przeciwnika. Zapomina Pan jednakowoż nie tylko o tym, że taka strategia – polegająca de facto na wierze w uśmiech losu, innymi słowy łaskawość Opatrzności lub też Fortuny – nader rzadko się udaje (prawa rachunku prawdopodobieństwa zdają się o tym decydować), ale i o tym że Kaczor jest po porstu geniuszem politycznym i że dziadek Parol bedzie się kiedyś najnornalniej w świecie wstydzić, przed zdziwionymi i zażenowanymi wnuczętami-Parolętami, że próbował się Kaczorowi przeciwstawiać. Za kilkadziesiąt lat nikt bowiem nie będzie pamiętać o Dudzie czy Tusku, ale o Kaczorze – tak. Piszę w żartobliwym tonie, wszelako trudno brać enuncjacje takie jak Pańskie na poważnie. Czas poświęcony na rozwijanie "political fiction" (z sobą w roli skrytej, acz głównej) lepiej zainwestować w coś bardziej sensownego i intratnego, a przynajmnieć pisać coś bardziej racjonalniego i realistycznego, zwłaszcza jeżeli korzysta się z uprzejmości "Racjonalisty" i apeluje do jego czytelników, czyli ich (chyba jednak) rozsądku, a nie wyobrażni albo uczuć. Zrobi Pan coś sensownego i pożytecznego składając zawiadomienie do prokuratury na złodzieja M. Kijowskiego, a nie zajmując się kolorowymi, ale próżnymi fantazmatami. Przynajmniej takie jest moje zadnie. Tak czy owak – powodzenia.
.
Dodam jeszcze, przy sposobności i tytułem niejakiego pocieszenia, że w takich marzeniach nie pozoastaje Pan bynajmniej odosobniony. Miałem okazję być świadkiem dyskusji prowadzonej przez prof. M. Króla i prof. A. Smolara – ci dwaj bolszewicy – jeden pseudoliberał, drugi poststalinowski trockista udający oświeconego demokratę – przyjęli tylko nieco szerszy, że tak powiem socjologiczny kontekst i przekonywali (tyle że raczej mocą własnych autorytetów aniżeli dobywając starannie oszlifowane argumenty ku zdumieniu, a pożniej zadowoleniu publiczności), że "skończyła się demokracja liberalna" w Europie i że "nadchodzi czas na coś (w domyśle: rewolucję), co określi nowy, równościowy ład". Oznaczałoby to w dalszej perspektywie upragniony koniec nikczemnie nacjonalistycznych rządów PiSu. Bolszewicy Smolar i Król są jednak kompletnymi intelektulanymi indolentami, toteż chyba lepiej nie brać z nich dalej idącego przykładu. Przynajmniej takie jest moje zdanie. Tak czy owak…
Przepychanki z wariatami na ulicach nie dodadza nikomu powagi, ani wiarygodności