W dzisiejszych czasach w Polsce i w Unii Europejskiej coraz modniejsza jest krytyka demokracji. Jednocześnie krytycy demokracji, podając tysiące dowodów na jej słabości (z których część jest prawdziwa, a część naciągana) nie są w stanie podać przykładu wspaniale i sprawnie działającej nie-demokracji w perspektywie trzech pełnych pokoleń i w nowoczesnym świecie.
Gdy pytam zwolenników liberalnej monarchii o kwestię dziedziczenia, najczęściej mój głos zbywany jest dość cienkimi argumentami.
Krytyk demokracji: „Mądry król wybierze mądrego syna”
Ja: A co jak ma jedno dziecko, albo emocjonalnie mu bliżej do durnego i sadystycznego syna?
Ja: Jeśli nawet będzie mądry król, to ktoś bezwzględny może przejąć po nim władzę.
Krytyk demokracji: Nie przejmie
Ja: A co z setkami przykładów z historii i brakiem ciągłości dobrych dziedziców tronu w trzech pokoleniach?
Krytyk demokracji milczy i wie swoje.
Faktem jest, że czasem drogą demokratyczną dochodzili do władzy totalitarni zbrodniarze. Na przykład Adolf Hitler. Ale faktem jest też, że aby zacząć działać, musieli ową demokrację zniszczyć, czyli złamać jej zasady. Gdyby ludność, która wybrała Hitlera pilnowała cały czas demokracji, nie byłoby problemu. Nie przypadkowo też Hitler stworzył nazistowskie bojówki, zanim doszedł do władzy.
Swoją drogą przykładów na porażkę demokracji wcale nie ma tak wiele. Największe mocarstwa XIX wieku i rewolucji przemysłowej były cały czas na drodze do demokracji i nie została ona zbytnio wykolejona. Nie można powiedzieć, że w UK demokracja upadła, albo że Francja po nieudanej rewolucji i okresie cesarstw nie była na drodze do demokracji.
Dziś głównym mocarstwem świata są Stany Zjednoczone i ich historia jest przykładem nieustającego triumfu demokracji, którą z powodzeniem zaraziły swoich dwóch największych kiedyś wrogów – Japonię i Niemcy. Nie udało się USA zarazić demokracją fanatyków religijnych z Bliskiego i Środkowego Wschodu, ale fanatyzm religijny ma to do siebie, że nie liczy się z życiem i z rzeczywistością. Z Rosją też nie wyszło, ale czy zamiłowanie Rosjan do władzy autorytarnej przyczynia się do rozwoju ich kraju? Śmiem przypuszczać, że gdyby Rosja w latach dziewięćdziesiątych wstąpiła na ścieżkę demokracji i konsekwentnie na niej wytrwała, mogłaby być dziś rzeczywistym mocarstwem, a nie tylko uzbrojonym w głowice nuklearne skansenem.
Oczywiście w tym momencie niejeden krytyk demokracji stwierdzi, że przed chwilą w ramy triumfów demokracji wpisałem republikę i monarchę konstytucyjną. Nic nie szkodzi, staram się wyjść naprzeciw rzeczywistej krytyce, a nie bawić się w słówka. Krytyka demokracji polega na krytyce rządu ludu poprzez wybory. W brytyjskiej monarchii konstytucyjnej lud rządzi poprzez wybory, zaś królowa ma tylko funkcje reprezentatywne, zupełnie nieistotne wobec władzy premiera, rządu i parlamentu. W USA prezydenta, jak i członków kongresu, jak i władze poszczególnych stanów wybierają ludzie w wyborach powszechnych na określony czas, po którym następują nowe wybory. To właśnie ta zasada jest krytykowana, jak w artykule Piotra Napierały, do którego też, między innymi się odnoszę. Pozwolę sobie zacytować:
Demokracja to fatalny ustrój polityczny ponieważ oddaje decyzje polityczne ignoranckim masom i podburzającym je politykierom. To masy wybrały frankistów i ich socjalistycznych przeciwników, masy nie myślą. Każdy człowiek zna się na dwóch trzech tematach. W przypadku co tysięcznej jedną z nich jest polityka/geopolityczne i inne interesy państwa. Tak więc widać że rządzą ignoranci z definicji.
Jak widać, demokracja jest krytykowana jako ustrój oddający „władzę ignoranckim masom”. Republika, jaką są USA, czy monarchia konstytucyjna jaką jest UK są rządzone przez lud w wyborach powszechnych, zatem krytyka demokracji tak ujętej dotyczy także tych państw.
Raz jeszcze powtórzę, że demokracji brakuje wiele do doskonałości. Głosują często idioci i wybierają idiotów. Piotr ma trochę racji, iż cenny w demokracji jest mechanizm oznaczający konieczność kompromisu pomiędzy różnymi grupami w państwie.
Moja niezgoda bierze się stąd, że w tekstach krytykujących demokrację istnieje domniemanie jakiejś lepszej alternatywy. Nie ma natomiast dowodów na takową alternatywę, czyli na przykład na nieprzerwaną monarchię (ale nie symboliczną, tylko pełną, gdzie monarcha ma najwyższą władzę w państwie) lub na nieprzerwaną dyktaturę, które trwałyby tyle co demokracja w USA lub UK i przeniosły równie dobre rezultaty, zwłaszcza jeśli chodzi o rozwój i prawa jednostki.
Wzrost nastrojów populistycznych na Zachodzie dodatkowo premiuje krytykę demokracji i czyni ją groźniejszą niż w spokojnych czasach. Wspiera to argumenty populistów dążących do dyktatur (albo już je mających), takich jak Orban, Putin, Łukaszenko, Erdogan etc. oraz ich zwolennicy.
[divider] [/divider]
[divider] [/divider]
Dlatego wszelkich miłośników innych dróg niż demokracja gorąco proszę o podanie przykładu faktycznej monarchii czy dyktatury, która trwała 200 lat i dała swojemu państwu rozwój, a obywatelom wolność. I niech to będzie w państwie mającym co najmniej 5 milionów mieszkańców i obszar większy od jednego miasta, bo już słyszę „Monako!”. Monako to maleńki raj podatkowy i tego, co się tam dzieje nie da się przełożyć na kraj wielkości Francji. Ludzkość nie zmieści się w Monako, świat nie może składać się z samym Monako, bo sukcesem maleńkich rajów podatkowych jest obecność obok nich wielkich państwa, których luki prawne czy ociężałość wykorzystują. To samo można powiedzieć też o Singapurze czy można było powiedzieć o Hong Kongu (jak widać mały Honk Kong nie mógł powiedzieć Chinom „nie”, Monako również było zagrożone całkowitym wchłonięciem przez Francję).
Wystąpił jakiś błąd serwera i utrudnione jest dodawanie komentarzy. Ewentualne komentarze dawajcie proszę pod artykułem Piotra, do którego odniosłem się w treści. Przepraszam za niezawiniony problem. Chyba udało mi się uruchomić komentarze. Jeśli tak – komentujcie tutaj.