Zabawne, bo nikt nie ma odwagi nawet zgadywać jak wielu nauczycieli w polskich szkołach jest ateistami. Dwunastu moich bliskich znajomych nauczycieli to ateiści. Nie jestem w stanie zliczyć nauczycieli-ateistów, którzy są czytelnikami „Listów”, znajomymi na FB, czy których spotykałem na różnych zebraniach. Przyjaciele pracujący w szkołach w odpowiedzi na pytanie ilu jest nauczycieli-ateistów mówią, że „sporo”, często dodają, że nawet gdyby były jakieś badania, to prawdopodobnie nie pokazywałyby prawdziwego obrazu, chociaż nikt nie słyszał o zwolnieniach nauczycieli za ateizm.
Oczywiście nauczyciele-ateiście nie nauczają w szkołach ateizmu. Moi znajomi to poloniści, angliści, biolodzy, chemicy, matematycy. Co ich cechuje? Przede wszystkim pasja, pasja pedagogów chcących wciągnąć dzieci i młodzież w czytanie książek, zainteresować nauką, nauczyć rozmawiania bez lęku, stawiania pytań, krytycznego myślenia i porządnego dyskutowania. Mam wrażenie, że ci nauczyciele, częściej niż inni mówią o swoich uczniach z sympatią, chociaż i oni płaczą, bo zawód nauczyciela do łatwych nie należy. Przede wszystkim jednak, są bardzo różni. Wspólna dla całej grupy wydaje się być tylko ostrożność. Ich ateizm jest w szkole sprawą prywatną. Jak bardzo prywatną?
Czy uczniowie wiedzą, że ich nauczyciel jest ateistą? Czasem tak, czasem zaledwie domyślają się, czasem nie mają pojęcia. Im wyższy poziom nauczania, tym mniejsze prawdopodobieństwo, żeby młodzież nie domyślała się.
Tak więc, nauczyciel-ateista nie uczy ateizmu, uczy patrzenia na świat bez odwoływania się do religii. To już bardzo dużo. Oczywiście nie wszyscy wierzący nauczyciele mówią w szkole o religii. Może nawet wręcz przeciwnie, Dobrzy nauczyciele, niezależnie czy są wierzący, czy nie, zazwyczaj koncentrują się na swoim przedmiocie, swój światopogląd zostawiają za murami szkoły, nie są misjonarzami ideologii, a misjonarzami wiedzy.
Czy wszyscy nauczyciele-ateiści to cudowni nauczyciele? No cóż, nauczyciele, z którymi ja się przyjaźnię, to ludzie, którzy mnie urzekli swoją pasją. Z pewnością muszą być jacyś nauczyciele-ateiści, którzy są okropnymi nauczycielami. Czasem słucham opowieści młodych ludzi, o tym, co dzieje się na uniwersytetach, o lekceważeniu studentów, o chamstwie wykładowców, o braku zainteresowania swoją pracą. Wśród tych nauczycieli akademickich jest proporcjonalnie znacznie więcej ateistów niż w szkołach średnich i niestety nic nie wskazuje na to, że ich stosunek do studentów i nauczania jest znacząco lepszy niż nauczycieli wierzących.
O życiu i problemach nauczyciela-ateisty w polskiej szkole wiemy mało. Rzadko dzielą się swoimi obserwacjami, a jeśli to raczej w prywatnym gronie. W tych rozmowach dominuje przerażenie nachalną indoktrynacją religijną w szkole, tym, do jakiego stopnia religijna indoktrynacja blokuje krytyczne myślenie i otwartą dyskusję, są krytyczni wobec łączenia patriotyzmu z „wartościami chrześcijańskimi”, wobec powracającego hasła „Polak-katolik”. Często mówią o narastającej atmosferze katolickiego fundamentalizmu, o wzrastającej arogancji grasujących w szkołach księży.
Nowe programy, nowe podręczniki zmieniają niektóre przedmioty w narzędzia indoktrynacji. Historia, wychowanie do życia w rodzinie, wiedza o społeczeństwie stają się polami nauczania, na których ateista jest niemile widziany. Język polski, w szczególności na etapie nauczania początkowego to również narzędzie ideologicznej obróbki młodych umysłów. Równocześnie ranga nauk ścisłych spada, maleje liczba godzin poświęconych prawdziwej nauce.
Obserwując media widzimy jak dyskusja o likwidacji gimnazjów przygasa, podobnie jak przestaje się mówić o kwestii obniżenia wieku rozpoczęcia nauki w szkole. Przeciwnicy posyłania sześciolatków do szkoły zasadnie argumentowali, że szkoły nie są do tego przygotowane, ale już dyskusji o tym, co takie przygotowanie mogłoby oznaczać praktycznie nie było. O możliwościach zainteresowania prawdziwą nauką dzieci przedszkolnych nie mówi się praktycznie wcale, chociaż są zarówno zagraniczne, jak i krajowe próby, pokazujące, że dzieci przedszkolne mogą się nie tylko wspaniale bawić na spotkaniach z nauką, ale i uczyć odkrywania fascynujących zjawisk przyrodniczych.
Kto wie, może przede wszystkim brak nam opowieści jak wygląda polska szkoła widziana oczyma nauczycieli. Tych nauczycieli, którzy buntują się przeciwko szkole zabijającej w dziecku ciekawość i wdrażającej młodych ludzi do bezmyślnej akceptacji dogmatów.
Marcina Kruka nie trzeba przedstawiać czytelnikom „Listów z naszego sadu”. Wydawnictwo „Stapis” wydało właśnie jego książkę „Grzeszyć inteligencją”. To zbiór opowiadań o szkole widzianej oczyma nauczyciela-ateisty. Redakcja „Listów” oczywiście poleca, a nawet zaleca.
Jak napisał o tej książce dyrektor prywatnego gimnazjum w Lublinie:
"Jest, moim zdaniem, świetna pod względem literackim, a światopoglądowo wypełnia pewną lukę w naszej literaturze współczesnej, która niechętnie podejmuje publicystyczną tematykę, a zwłaszcza dotyczącą kwestii obecności religii katolickiej w naszym życiu społecznym."
W zapowiedzi wydawnictwa „Stapis” czytamy m. in.:
„Grzeszyć inteligencją wpisuje się w debatę o reformie szkoły, a przede wszystkim o gimnazjach. Marcin Kruk pisze właśnie o młodzieży gimnazjalnej, i to tej ze wsi oraz małych miasteczek, której z wielkich metropolii na ogół się nie dostrzega. To ważny głos w bieżącej dyskusji na temat reformy edukacji.”
Najlepiej jednak oddać głos samemu Marcinowi, bo jeśli on nie zachęci, to nikt nie zachęci. Poniżej fragment opowiadania ”Seks w małym palcu”:
Unia daje na organizowanie dokształcania, ale nie zawsze tym, co trzeba. Dokształcać się warto, zawsze trochę zmiany, nowi ludzie, zajęte weekendy, a i dyrekcja może się wykazać, że nauczyciele się dokształcają, więc zachęca.
Jurek na zajęciach siedział koło mnie i sprawiał wrażenie złośliwej, znudzonej małpy. Zadawał szeptem dobrosąsiedzkie pytania, czy inteligentny człowiek ma prawo mieć pretensje do douczającej go kretynki, czy raczej powinien winić samego siebie?
Wieczorem w pubie odzyskał wigor zastanawiając się nad kuflem piwa, czego właściwie oczekiwał. Może warsztaty powinny być przeciwieństwem lekcji – mówił – a może lekcje powinny być nieustającymi warsztatami. Ja to bym moim dzieciakom urządził warsztaty pod hasłem „seks w małym palcu”.
Z lewej strony usłyszałem damski pisk przerażenia, a z prawej damski pisk zachwytu. Mogło to wskazywać na fakt, że nauczyciele są różni, ale dokształcają się dziś niemal wszyscy.
– I jakbyś to przedstawił swojej dyrekcji – zapytałem w nadziei, że się dokształcę.
Odpowiedział, że to proste, że niczego nie ujmując prawdzie, napisałby projekt warsztatów poświęconych badaniu stanu i możliwości rozwoju kultury narodowej. Byłby to zatem projekt zgodny z oczekiwaniami zainteresowanych stron, rokujący nadzieję na stymulację intelektualną uczniów, a zarazem wyjściowo zgodny z domniemaniami dyrekcji o tym, co pożądane, żeby dobrze wypaść we właściwych oczach. Ponieważ jednak na obecnym etapie dalsza realizacja projektu mogłaby natrafić na grubą warstwę skamieniałej mentalności – dodał szybko – że cała nadzieja w Wojewódzkim Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli. Tu moglibyśmy przedyskutować program warsztatów dla uczniów szkół gimnazjalnych pod hasłem ”seks w małym palcu”. Bo też seks, proszę państwa – mówił dopijając resztki piwa z kufla – przenika atmosferę gimnazjum, ale przenika niewłaściwie. Powinien być na testach, na egzaminach, powinny być olimpiady na temat seksu i warsztaty pod hasłem „seks w małym palcu”.
– Ja tak nie uważam – powiedziała powierzchownie atrakcyjna niewiasta z lewej, co wyraźnie podnieciło Jurka.
– I w tym właśnie problem. Pierwsze zajęcia na warsztatach – Z kim i o czym rozmawiać najpierw, czyli co powinniśmy wiedzieć zanim pójdziemy na pierwszą rozbieraną randkę i kto ci o tym może coś rozsądnego powiedzieć? To nie jest błaha sprawa, te dzieci już mogą mieć dzieci, a lepiej, żeby ich nie miały. Czyli powinny wiedzieć co zrobić, żeby nie nawarzyć piwa, kiedy biologia do warzenia piwa zaprasza.
Wyraźnie pragnął zamówić kolejne piwo, co dla jego sąsiadki stało się okazją do zadania odwiecznego pytania mentalnej skamieliny: Więc pan uważa, że powinniśmy te dzieci zachęcać do seksu?
– Ja uważam – odpowiedział wodząc wzrokiem za kelnerką – że powinniśmy spojrzeć prawdzie w oczy, zanim prawda pójdzie w krzaki. Biologii nie zmienimy, możemy zmienić kulturę, a kultura narodu to kultura seksu. Bez wysokiej kultury seksu, nie będzie wysokiej kultury narodu, a przyzna pani, że dzisiejsza kultura polskiego seksu…
Książkę Marcina Kruka można kupić zamawiając przez internet w sklepie wydawnictwa "Stapis"<http://www.stapis.com.pl> ale niebawem będzie już w hurtowniach i w księgarniach w całej Polsce.
Z dużym prawdopodobieństwem mogę stwierdzić, iż katecheci katoliccy (lub jacyś inni, o ile takowi bytują w Rzeczypospolitej!) raczej, z reguły, nie są ateistami. 🙂
Co do reszty, to bywa różnie, ale i tak poziom nauczania w Polsce jest daleki od ideału.
Faktem jest, iż agnostycyzm oraz ateizm (lub jakieś znormalizowane i zdedogmatyzowane formy teizmu zdroworozsądkowego) są poglądami otwartymi i anty-zaściankowymi, które nie narzucają jakichś bezsensownych wytycznych i reguł. Nie tworzą monopolizacji na tzw. "prawdę".
Zatem im więcej nauczycieli – wolnomyślicieli tym lepiej. 🙂
"Tu moglibyśmy przedyskutować program warsztatów dla uczniów szkół gimnazjalnych pod hasłem ”seks w małym palcu”. Bo też seks, proszę państwa – mówił dopijając resztki piwa z kufla – przenika atmosferę gimnazjum, ale przenika niewłaściwie. Powinien być na testach, na egzaminach, powinny być olimpiady na temat seksu i warsztaty pod hasłem „seks w małym palcu”."
.
Tego rodzaju "literatura" – kryptopornograficzna grafomania – mówi wiele o autorze opowiadań i jeżeli miałby być on reprezentatywny w postawie i poglądach dla nauczycieli-ateistów wystawia im nienajlepsze świadectwo, cokolwiek wbrew opinii autora artykułu.
"MARCIN KRUK – pedagog z powołania, który zaczął spisywać obserwacje z gimnazjalnego świata dla zabawy i odstresowania, w akcie protestu przeciwko hipokryzji dorosłych, brutalnie tłumiących potrzebę uczciwości i szczerości uczniów. Marcin Kruk to pseudonim, przybrany nie z obawy o pracę, ale ze względu na to, że wiele scen z jego opowiadań jest zakorzenionych w rzeczywistości. „Nie pytajcie, kim jestem – mówi. – Spróbujcie zrozumieć, że wasze dzieci to myślące istoty oraz odkryć, co myślą, chociaż to niełatwe zadanie”. Autor uważa, że likwidacja gimnazjów wyrządzi młodzieży ogromną szkodę. Okres fizycznego dojrzewania jest szczególnie trudny i dla samych młodych ludzi, i dla pedagogów, zwłaszcza w małym mieście, dlatego wymaga szczególnego traktowania."
.
https://bonito.pl/k-1679842-grzeszyc-inteligencja-opowiadania-dla-obdarzonych-laska-krytycznego-rozumu
.
Informację pozostawiam bez komentarza. Podkreślenia moje.
Edukacja seksualna zła. Lepiej nie mieć edukacji seksualnej za to mieć milion aborcji rocznie jak w Rosji.
http://www.fronda.pl/a/milion-dzieci-co-roku-tak-zabijaja-rosjanie,52246.html
Logika Elaspa jak zwykle powala na kolana.
No widzisz. Jak żyć? Jak żyć? Tusku wróc, ratuj wraz z Michnikiem, Kijowskim i Mazgułą demokrację w Polsce, bo putniznacja idzie wielkimi krokami. Wyrażne ślady już na Racjonaliście.
Widzę, że Arminius tu też grasuje, tylko maseczkę zmienił 🙂
Też tak sobie niedawno pomyślałem. I jest chyba nawet skuteczny, przynajmniej w moim wypadku. Odpuściłem już nieco własnych komentarzy, gdyż po prostu niesmak jaki pozostaje po przeczytaniu jego wpisów sprawia, że najlepiej zająć się szybko czymś innym. Szkoda, że nie ma opcji włączenia ignorowania wpisów.
-Przez całą swoją "kariere" szkolną miałem do czynienia tylko z jednym nauczycielem, biologiem z liceum, co do którego miałem pewność, nie tylko ja zresztą, że jest ateistą. Nie wyobrażam sobie spokojnej pracy jako nauczyciel ateista w dzisiejszych czasach w tym rejonie Polski. Kiedyś trzeba było uważać na słwoa przeciwko władzy ludowej, teraz by nie obrazić uczuć religijnych. Szczęśliwie ominęło mnie rozpoczynanie lekcji modlitwą, czego doświadczali uczniowie zaraz po 1989 r. Dziś widzę szkoły wystrojone czasami jak stacje drogi krzyżowej, szczególnie, gdy jest imienia Kardynała Wyszyńskiego, albo JPII. Rok szkolny dopasowany jest do kalendarza liturgicznego KK, np. dni wolne lub skracane lekcje w czasie tzw. rekolekcji. W gimnazjum 3 lekcje religii w tygodniu, a jedna chemii. Pisałem kiedyś o stołówce w jednej ze szkół w Lublinie, im. JPII na Czubach, gdzie na tablicy z zasadami kulturalnego spożywania posiłku pierwsze zdanie mówi, by odmawiać modlitwę przed i po posiłku. Taki katolicki savoir vivre, czyli kto się nie pomodli, to prostak albo i cham. Reasumując nieco się religiantom w d..przewrca.
Hmmm… patronami wielu katolickich obiektów są Wyszyński i Wojtyła.
Nie żebym miał uraz do Wojtyły (cenię go za jego humanitaryzm) ale znajdzie się trochę takich "katolików" – tradycjonalistów, którzy, delikatnie mówiąc, za Wojtyłą nie przepadają, a z pewnością nie uznają go za świętego!
Mam tutaj oczywiście na myśli pół – schizmatyckich lefebrystów oraz w pełni schizmatyckich sedewakantystów (że o konklawistach nie wspomnę!) – te pseudo-katolickie subkultury są de facto o wiele bardziej katolickie niż Kościół posoborowy, który wprowadza krypto-agnostycyzm pod katolickim płaszczykiem. 🙂
Nie szczególnie mi to przeszkadza, bo sam jestem agnostykiem, ale fałszywość KRK z wieku na wiek coraz bardziej daje się we znaki. 😉
Atmosfera w polskich szkołach nie była dobra, obecnie gwałtownie się pogarsza. Brak porządnych analiz podręczników, brak głosów nauczycieli pokazujących, co się dzieje. Dla przykładu warto przeczytać artykuł tureckiej dziennikarki Uzay Bulut, ktora opisuje czego uczą w meczetach. http://www.listyznaszegosadu.pl/notatki/czego-ucza-w-islamskich-szkolach-i-w-meczetach-na-zachodzie . Konieczna jest systematyczna obserwacja, zbieranie danych, raport o stanie oświaty przygotowany przez środowiska laickie.
Panie Andrzeju!
Cieszę się że znów Pan zaczął publikować na racjonalista.tv !
To jakiś sztuczny problem.
Nauczyciel wiarzący tez nie ma powodu ani okazji, by ujawniać, że nie jest ateistą.
Z wszystkich lat swojej edukacji pamiętam tylko dwóch nauczycieli, których światopogląd był mi znany. Nauczycielka niemieckiego – katoliczka, ale ona była wychowawcą, więc często była okazja na mniej formalne rozmowy. Drugim był fizyk – ateista. Uczył mnie astronomii i w sposób dość nachalny demonstrował w czasie lekcji swój ateizm, oraz pogardę dla kościoła. Lubił prowokować dyskusje o wierze. Typowy misjonarz.
.
Oboje byli bardzo dobrymi nauczycielami, ale tylko pani od niemieckiego potrafiła dokonać cudu, czyli sprawić, że zakochałem się w tym języku, który wcześniej był dla mnie tylko językiem nazistów z wojennych filmów. Pan ateista uczył dobrze, ale pasją nie zarażał.
Najlepiej byłoby gdyby szkoły panstwowe byly po prostu neutralne, nie pozwalające na zadne religijne agitacje. Nauczyciele powinni trzymac sie tematu, a nie mieszac swoj swiatopogląd w czasie szkolnym. Takie rzeczy mogą sobie robic poza czasem szkolnym. Niestety, w obecnej sytuacji to religianci zawładneli szkołami i obsikują cały swoj rewir.
Dlatego dla rownowagi własnie moze przydaloby sie troche ateizmu. Nie w sensie aby obalac zydowskie czy greckie mity, ale w celu uswiadomienia młodego człowieka ze bogow było i jest wielu. Fizyk astronom nie musi wylewac swoich zali na lekcji astronomii, wystarczy ze pokaze ruch planet np. wokoł Słonca. I jak Feynman
http://www.youtube.com/watch?v=j3mhkYbznBk&t=17m26s
pokaze dawne wyobrazenia kto popycha te planety i w ktorym kierunku, i pokaze obecne naukowe teorie. Dziecko samo sie zorientuje, ze te aniołki i diabełki to kompletna bzdura, i ze nauczyciel w to nie wierzy.
Greckie owszem. Żydowskie już nie. U Greków i Rzymian faktycznie za każde zjawisko przyrody odpowiadał jakiś bóg.
Nie tylko za ruchy gwiazd, ale także z wiatry, fale na morzu, erupcje wulkanu, deszcze, płodność albo choroby.
W judeochrześcijaństrwie przyroda jest utonomiczna. Zapewne dlatego nowoczesna nauka powstała w Europie, a nie w innych cywilizacjach.
Nie widzę żadnego związku religii danego nauczyciela z jego pasją do przedmiotu.
Nauczyciele powinni starać się ukrywać swoje preferencje polityczne i orientacje religijne.
Może miałeś też Tomaszu nauczyciela-protestanta, który Cię zaraził "pięknem" Biblii i nieuczęszczaniem na żadną mszę w żadnym obrządku. 😉
Wybacz mój ton, ale napisałeś tak, jakby z reguły nauczyciel-ateista (czyli wyznawca wrogiego dla ciebie poglądu) był nieco mniej "zaraźliwy" niż nauczyciel-chrześcijanin. 🙂
Napisełem to aby pokazać, że nauczyciel ateista nie jest w jekiejś szczególnej sytuacji. Jego sytuacja jest taka sama, jak nauczyciela katolika, buddysty albo agnostyka.
🙂
-No tak, dla religiantów samo słowo ateizm jest nachalne. Prowokowanie do dyskusji to rola nauczyciela, ale rozumiem jak irytujące jest to dla strony pozbawionej racjonalnych argumentów i to w sytuacji, gdy nie można oponentowi zamknąć ust jakimś paragrafem, czy groźbą uszczerbku na zdrowiu i życiu, co miało miejsce przez wieki wieków dominacji religijnych troglodytów nad istotami rozumnymi.
prowokowanie do dyskusji światopoglądowych to jest misjonarstwo a nie rola nauczyciela
opowiastki o tym jaka niedobra jest religia nie wchodzi w zakres programu z astronomii
Pogląd wygląda na klasyczne polskie upupienie i infantylizm. Dyskusje o światopoglądach to ważna sprawa zarówno na lekcjach o historii, wiedzy o społeczenstwie, wypływaja na lekcjach wychowawczych, na języku polskim, a nawet na angielskim. (Znam taki przykład.) Rozumiem, że tu jednak chodzi o coś innego – religijna indoktrynacja jest O.K. otwarta dyskusja i traktowanie młodzieży jak dorosłych, z którymi się rozmawia, a nie tylko zaucza, to demoralizacja i naruszanie neutralności światopoglądowej. Czy to chciał Pan powiedzieć? .
chodzi o coś dokładnie odwrotnego: religijna indoktrynacja to "misjonarstwo" i jest be, a ateistyczna indoktrynacja to "dyskusja światopoglądowa" i jest cacy
.
osobiście jestem przeciwny jednemu i drugiemu
A na jakiej podstawie "dyskutant" doszedł do tego wniosku? Warto kiedyś dorosnąć, chociaż jak zaobserwował Gombrowicz i świetnie pokazał Mrożek, mamy kulturę, w której dorosłość jest niemożliwa. Rozumiem, że inaczej pan nie może, bo wymagałoby to wyrwania się z kultury upupienia. Internet to cudowne medium, można w nim spotkać setki myślących ludzi. Na to potrzeba czasu, a to wymaga unikania wdawania się w takie rozmówki. Mój artykuł opowiada o książce nauczyciela ateisty, który pokazuje szkołę, Pana to nie interesuje, pan posiada opinie, które nie maja nic wspólnego z moim tekstem. Goddag yxskaft, jak powiadaja Szwedzi.
Na podstawie lekko histerycznawego komentarza Piotra Korgi lub Huberta (layout nawala więc nie wiem od kogo jest ten wpis) do mojej wzmianki o ateistycznym nauczycielu-misjonarzu.
.
Prosze się więc nie irytować bez powodu.
Zwróciłem tylko spokojnie uwagę, że niezaleznie od światopoglądu normy postępowania w neutralnej światopoglądowo szkole są dokładnie takie same dla każdego. Zarówno dla ateisty, jak dla katolika czy buddysty.
Opisana w artykule sytuacja nauczyciela ateisty nie jest więc moim zdaniem pod żadnym względem specyficzna. Może on popełnić dokładnie takie same błędy, jak nauczyciel katolik. Mój nauczyciel astronomii jest tego przykładem, więc o nim opowiedziałem.
Tak się składa, że nie jestem ani ateistą, ani katolikiem, więc nie czynię tutaj rozróżnienia.
😉
🙂