Jesteśmy już na półmetku Wratislavii Cantans 2019. Poziom festiwalu jest bardzo wysoki, niemal każdy dzień przynosi słuchaczom arcydzieła sztuki wykonawczej, występujące całkiem często z arcydziełami do wykonywania, jeśli mogę się tak retorycznie i nieco barokowo wyrazić.
Tegoroczna Wratislavia dała sporo przestrzeni muzyce średniowiecznej, co łatwo wyczytać z moich poprzednich recenzji. W czwartkowy wieczór (12.09.2019) wróciliśmy jednakże na niwę sztuki barokowej, która jest tradycyjnie najbardziej prominentną z festiwalowych niw. Nie był to jednak barok typowy. Słuchaliśmy mniej znanych dzieł Alessandro Scarlattiego, napisanych w tzw. prima pratica, będącej kontynuacją stylu polifonicznego XV wieku, w dużej mierze bazującą na arcydzielnym języku muzycznym Palestriny. Alessandro Scarlatti, muzyczny guru późnobarokowego Neapolu, głównego ośrodku opery swoich czasów, objawił się nam zatem od odmiennej i mało znanej strony.
Odhecaton / fot. archiwum zespołu
Chyba nikt nie mógł tego zrobić lepiej niż włoski zespół Odhecaton pod kierownictwem Paolo Da Col. Ten związany z Bolonią muzyk jest także naukowcem, prowadzącym między innymi pismo „L’Organo”. Słynie z tego, że odnajduje zagubione dzieła największych twórców, lub też odnawia dawne praktyki wykonawcze, w efekcie zaskakując świeżością spojrzenia i interpretacji renesansu i baroku nawet najbardziej wytrawnych znawców. Na zespół Odhecaton natknąłem się swego czasu zupełnie przypadkowo. Otóż ukazała się płyta Monteverdiego dla firmy Arcana zawierająca nieznane wcześniej fonografii utwory geniusza. Jak każdy zakochany w twórczości ojca opery chciałem posłuchać tych dzieł. Były wspaniałe, lecz nie tylko to urzekało w tej płycie. Całe wykonanie pełne było świeżości oraz architektonicznej równowagi ruchu i napięć. Byłem pod ogromnym wrażeniem.
Dlatego ucieszyłem się, że tegoroczna Wratislavia ściągnęła do Wrocławia Odhecaton. Tym razem w muzyce znacznie późniejszej, bo Alessandro Scarlattiego. Usłyszeliśmy trzy dzieła: Missa defunctorum, Miserere, Magnificat. Missa defunctorum została wykonana swego czasu na pogrzebie Igora Strawińskiego. Strawiński starał się pogrzebać ostatecznie romantyzm, wskazując na muzykę, która buduje swój świat bez emocjonalnej dosłowności. Wzorowym żywiołem muzycznym był dla wielkiego Rosjanina barok, choć niestety nie żałował kąśliwych uwag dziełom Vivadiego, o których myślał, że są wciąż powielanym wzorcem. Do Alessandro Scarlattiego miał zapewne cieplejsze uczucia, skoro przy wtórze jego muzyki pożegnał się ze światem. Co ciekawe, nie wybrał Scarlattiego w pełni barokowego rozbuchania seconda pratica, lecz tego chowającego się w cieniach muzycznego języka renesansu.
Słuchając dzieł prima pratica możemy ujrzeć w nich prekursorów ruchu muzyki dawnej i historyzujących inspiracji, takich jak u Strawińskiego. Prima pratica był to mniej lub bardziej postrenesans w epoce, która z odrodzeniem dość dynamicznie zrywała. Kompozytorzy nie zawsze jednak sięgali po język Palestriny z miłości. Często zmuszały ich okoliczności, skromność i umiar żądane przez duchownych mecenasów. Dlatego nie zawsze przykładali się do swoich dzieł w dawnym stylu. Czasem pisali je w krótkim czasie, na bieżąco, w miarę potrzeb. Metody stosowane przez renesansowych mistrzów upraszczali jak tylko mogli, aby spełnić bez przekonania wymogi wymuszonej ascezy. Bywało jednak inaczej – wielcy kompozytorzy baroku przywdziewali renesansowe szaty Palestriny i wcielali się w niego wzbogaceni od dekady nowych muzycznych doświadczeń. Takie arcydzieła prima pratica paradoksalnie pozostawił nam główny twórca muzycznego baroku – Claudio Monteverdi.
A jak było z Alessandro Scarlattim? Nikt nie mógł lepiej pomóc w odpowiedzi na to ważne pytanie niż Odhecaton. Jak dowiadujemy się z notki programowej, program koncertu powstał dzięki podjętym niedawno wnikliwym studiom zapomnianych manuskryptów z Biblioteca musicale Gaetano Donizetti w Bergamo. Tak było już zapewne na płycie nagranej przez zespół trzy lata temu, której zawartość jest podobna do tej na koncercie, za wyjątkiem tego, że płyta zawiera jeszcze hymn Salve Regina. Wpływ badań miał ogromny wpływ na postrenesansową prima pratica Scarlattiego. Poszczególne głosy zostały w stosunku do ortodoksyjnie renesansowych wykonań rozsunięte i nabrały przestrzeni oraz patosu. Szczególnie dobrze było to słychać w Missa defunctorum, której poważny, metafizyczny charakter zrobił na mnie niezwykłe wrażenie. Zastanawiałem się też, wpływ którego z głównych ośrodków działania kompozytora był tu większy – Rzymu czy Neapolu. Chyba jednak Rzymu, gdyż we wczesnym baroku twórczość Stefano Landiego charakteryzuje się podobnym zanurzeniem w przestrzeni, skłaniającym do filozoficznych rozważań i zagubienia się w ciemnościach zagadek świata i ulotności ludzkiego losu.
Miserere było już firmowo rzymskie, gdyż miało rywalizować ze sławnym Miserere Alegriego w Kaplicy Sykstyńskiej. Zbyt erudycyjny i plastyczny język muzyczny Scarlattiego nie zostawił jednakże dość miejsca solistom Sykstyny do improwizacji, które były w tym miejscu przyjęte i którym poświęcił swą godną polecenia płytę Nova Metamorfosi Vincent Dumestre z Le Poeme Harmonique. Wprawdzie nie byliśmy na Wratislavii w Kaplicy Sykstyńskiej, ale w habsbursko – barokowym kościele uniwersyteckim, lecz Scarlatti wraz z Odhecaton zapewnili nam silne wrażenia. Kompozycja momentami przechodziła w stan abstrakcji, zagadkowej i tajemniczej. Nie był to już barok ani nawet renesans, ale indywidualna wypowiedź na temat natury świata i miłosierdzia.
Magnificat objawił się naszym uszom jako oryginalny melanż prima i seconda pratica. Stworzyło to bardzo atrakcyjne napięcie formalne i miało w sobie świeżość szkicu połączoną z ostentacyjną pewnością fresku. Gdy dziś patrzymy na sztukę barokową największych mistrzów swojej epoki, nie ulega wątpliwości, że tylko słaba pamięć naszego gatunku skłania nas do uznania, że artyści plastycy XXI wieku są szczególnie oryginalni i w swoich konceptach, formach i realizacjach szokująco buntowniczy. To już było – pierwszy zaczął Michał Anioł w swoich późnych rzeźbach. Żyjący później Alessandro Scarlatti pokazał ten sam śmiały ekscentryzm w muzyce. Nie zabrzmiałoby to w grzecznym wykonaniu wielu dobrych barokowców, natomiast było ewidentne w mądrej, analizującej każdy trop i detal interpretacji Paolo Da Col.
Wiedza, mądrość, wrażliwość i wspaniałe brzmienie – tak mogę postawić kropkę nad „i”, jeśli chodzi o recenzję z czwartkowego koncertu. Moi znajomi krytycy muzyczni byli podobnie jak ja pozytywnie wstrząśnięci, ja jeszcze do tego rozważałem pewne ostre kanty w dziełach Scarlattiego. Wyszły mu dzieła znakomite, ale może i on wolał napisać coś innego niż postrenesans, lecz walcząc sam ze sobą zwyciężył i stworzył muzykę która inspiruje i zapada w pamięci?