Ensemble Micrologus, zespół kierowany od wielu lat przez wybitną mediewistkę, harfistkę i śpiewaczkę Patrizię Bovi, jest bez wątpienia jednym z głównych punktów odniesienia jeśli chodzi o wykonawstwo muzyki średniowiecza. Jako, że z oczywistych względów, nie mamy nagrań z XIII wieku, a nawet z XV, zespół stanowiący jeden z głównych punktów odniesienia dla estetyki brzmienia muzyki wieków średnich jest tak naprawdę współtwórcą tej muzyki w naszych czasach.
Posiadając duże zamiłowanie do nauki i literatury science-fiction marzę sobie czasami o technice, która pozwoliłaby nam czasem usłyszeć dźwięki sprzed czasów Edisona. Może dzięki bardzo dokładnym skanom powierzchni można by kiedyś odkryć głosy z przeszłości utrwalone na przykład w rowkach zaprawy, podobnie jak na płycie analogowej? Warunkiem koniecznym byłoby oczywiście mówienie, czy wykonywanie muzyki przy świeżo zastygającej warstwie wapna albo cudem później ocalałego błota. Niestety, bardzo prawdopodobne, że moje futurystyczne marzenia nigdy nie ujrzą światła dziennego, w związku z czym zawsze będziemy mogli tylko snuć śmiałe w swej istocie hipotezy dotyczące tego jak brzmiała muzyka przed wynalezieniem fonografu. Oczywiście im dalej w przeszłość, tym mniej odnajdujemy też w miarę dokładnych zapisów muzycznych czy dających jakiekolwiek pojęcie o wykonawstwie muzycznym traktatów opisowych. Zdarzają się rzecz jasna wyjątki, takie jak ocalałe w Japonii przed szaleństwem Mao starożytne tabulatury chińskie cechujące się wysoką precyzją opisu tego, jak i co należy zagrać na cytrze qin, ale są to wyjątki. Dlatego to, co dziś nazywamy muzyką średniowieczną, to być może w dużej mierze po prostu Patrizia Bovi, Marcel Peres, Dominique Vellard, Pedro Memelsdorff, Eduardo Paniagua i inny wielcy mediewiści muzyczni. Wyliczając swoich ulubionych wykonawców zakreśliłem oczywiście moje ulubione rekonstrukcje muzyki sprzed siedmiuset lat, ale istnieją inne drogi, jak choćby znakomita, choć moim zdaniem przesadnie purystyczna droga brytyjska, za wyjątkiem Steviego Wisharta i jego Sinfonye.
Spotkanie z obecnym wykonawstwem Ensemble Micrologus było jednak dla mnie jeszcze ważniejsze, niż sądziłem wybierając się na finał poznańskiego Festiwalu Katharsis, organizowanego przez Fundację Świętego Benedykta. Jak łatwo zauważą znawcy mojej publicystyki, mam z Fundacją nieco inne cele, jednak jak się okazuje, muzyka łączy ponad podziałami politycznymi i światopoglądowymi. Możemy się też zgodzić, że stoi za nią duchowość bardzo potrzebna w czasach spłycania wszystkiego do rangi tanich gestów i pustych ideologii. Z tym, że moją duchowość nazwałbym zachwytem nad niezwykłością świata, zaś Fundacja Świętego Benedykta podąża w ślady swojego patrona.
Zespół Micrologus przedstawił w kościele św. Antoniego Padewskiego (15.10.2022) program o nazwie Najwyższe zwierciadło i poświęcony świeckim i sakralnym utworom Niccola Preposita de Perugia, oraz dziełom jego współczesnym. Znaleźliśmy się zatem w stolicy Jesieni Średniowiecza, czyli we Florencji (no dobrze – drugą stolicą był Paryż, a trzecią główne centra Burgundii), gdzie rozwijała się muzyka trecenta, zwana Ars Nova. Ten styl, dysonansowy, fantazyjny i nierealny, przypomina późniejszy o dwa stulecia manieryzm, a nie gryzłby się na koncercie z muzyką Weberna czy Xenakisa. De Perugia to jeden z najsławniejszych przedstawicieli Ars Nova, o czym zdecydował także niszczący wszystko czas, który to dla jego dzieł był nad wyraz łaskawy. Ars Subtilior i Ars Nova przyniosły bowiem wielu znakomitych kompozytorów, choć porównując dokonania Mala Punica i Micrologus Ensemble odkrywaliśmy zupełnie niemal odmienne światy muzyczne, trzeba zatem zgadywać, gdzie chcieliby siebie odnaleźć dawni mistrzowie Ars Nova.
Z zespołem Micrologus przeżyłem swego czasu pewne ochłodzenie stosunków estetycznych. Kością niezgody stał się ich współudział w płycie i na koncercie poświęconym Stabat Mater Pergolesiego. Za późnobarokową część przedsięwzięcia odpowiadał Vincent Dumestre ze swoim Le Poeme Harmonique. Patrizia Bovi dodała do tego niejako wiejską stronę świata i było to piękne, ciekawe, ale ja jednak uznałem, że wolę słuchać zwykłej muzyki ludowej w wykonaniu ludzi żyjących z tą muzyką od dziecka, nie znających się najczęściej na Pergolesim czy genezie muzycznej utworów maryjnych. Ludowy, etnograficzny Micrologus też oczywiście był fascynujący, ja jednak zacząłem odnosić wrażenie, że wielcy artyści poszli o krok za daleko, podobnie zresztą jak czasami Peres ze swoimi Korsykanami.
Do Poznania jechałem zatem z mieszanymi odczuciami, a tu tymczasem okazało się, że Ensemble Micrologus od kilkunastu lat żeglował w inną stronę estetyczną, znacznie mi bliższą. Obecnie stoi on estetycznie bliżej zespołu Mala Punica, z wysublimowaniem drobnych muzycznych detali. Oczywiście brzmienie nadal jest konkretne, ziemiste i niepowtarzalne, przez co nadal są to antypody dla Mala Punica, ale już nie we wszystkich aspektach.
Oczywiście wszyscy członkowie zespołu Micrologus są żyjącymi legendami. Patrizia Bovi z jej charyzmą i swobodą wokalną, Crawford Young umiejący malować na strunach lutni, osiągając z niej cudowny, jedyny w swoim rodzaju dźwięk, w którym, w nieco późniejszym repertuarze dorównuje mu tylko Hopkinson Smith, Enea Sorini nadający, dzięki niepowtarzalnemu wykorzystaniu perkusji, brzmieniu Micrologusa chtoniczny, genialny wyraz, Gabriele Russo – poeta najdawniejszych instrumentów smyczkowych, wybitny flecista i dudziarz Goffredo Degli Eposti i śpiewacy Andres Montilla Acurero i ponownie, śpiewający nieraz nad swą perkusją Sorini. W sumie jedyną wadą poznańskiego koncertu było lekkie zmęczenie Patrizi Bovi objawiające się zmniejszeniem wolumenu jej głosu, co dodawało roli i znaczenia jej wokalnym partnerom.
Zatem Ars Nowa i nowy, przynajmniej dla mnie nowy, Micrologus. Mniej zapatrzony w korzenie rzeczy, bardziej cieszący się maswerkowym światłem późnego gotyku, nie rewolucyjny, ale najwyraźniej ewolucyjny wraz z najlepszymi w tej muzyce konkurentami. Kwestię zmiany stylistyki zespołu potwierdziła stosunkowo nowa płyta wydana już przez sam zespół, a nie jedną z dawno upadłych firm fonograficznych (niestety…). Płyta wspaniała, choć szkoda, że nie czuwała nad nią technicznie Jolanta Skura, tak wspaniale promująca świat muzyki dawnej, w tym Micrologusa, w dawno już nie istniejącej firmie Opus 111.
Na koniec warto się przyjrzeć Festiwalowi Katharsis. To już piąta edycja festiwalu i trzeba przyznać, że tegoroczny program był naprawdę dobry. Dzień przed moim przyjazdem do Poznania Marcel Pérès prowadził Chór Festiwalowy z XVI wiecznym repertuarze związanych z jego programem z Royamount Antoine de Févin / Anthonius Divitis. Na moich znajomych krytykach muzycznych i melomanach ogromne wrażenie wywarł też Jacek Kowalski przedstawiający twórczość wielkiego truwera Tybalda z Szampanii (Thibaut de Champagne). Mieliśmy też artystów z Litwy (GŠ Ansamblis, dyr. Gabija Adamonytė) i ze Słowenii (lutnista Bor Zuljan) oraz wiele innych muzycznych atrakcji. Jak widać festiwal przetrwał covid i warto trzymać kciuki za to przedsięwzięcie. Organizatorom udało się bowiem zaprosić do siebie największych mistrzów współtworzenia naszej pięknej, mitycznej przeszłości muzycznej.