Na czym polega największy wkład nauki w zaprzeczenie istnieniu boga? Nauka zakwestionowała i odrzuciła podział na rzeczywistość naturalną i nadnaturalną. Dokonała tego w praktyce badawczej. Naukowcy, prowadząc badania, konstruując teorie naukowe, przestali brać pod uwagę przyczyny i byty nadprzyrodzone. W praktyce przyjęli, że istnieje tylko jeden rodzaj rzeczywistości – przyroda, rzeczywistość naturalna. Postępowali tak nie dlatego, że nakazywał im to ich światopogląd lub że przyjęli takie założenie. Raczej przeciwnie, wielu naukowców było ludźmi religijnymi. Rezygnowali z uwzględniania bytów nadprzyrodzonych, bowiem – podkreślmy mocno – nic nie przemawiało za ich istnieniem. Bóg, najznamienitszy z bytów nadnaturalnych, odszedł w niebyt, wraz z innymi nadprzyrodzonymi istotami i wierzeniami – duchami, bóstwami, aniołami, szatanem, niebem, piekłem, sądem ostatecznym, reinkarnacją, magią, przeznaczeniem, wróżbami. Na gruncie nauki nastąpiła głęboka zmiana obrazu świata. Wykreślona została cała rzeczywistość nadnaturalna, pozostała tylko natura (przyroda) i jej pochodne, np. przeżycia psychiczne i pojęcia, które nie istnieją samodzielnie, a są pochodnymi funkcjonowania układu nerwowego i mózgu.
*
Naturalizm nauki
Nauka współczesna stoi na gruncie naturalizmu. Odrzucono dualizm ontologiczny, tj. stanowisko zakładające istnienie dwóch rodzajów rzeczywistości – naturalnej i nadnaturalnej (nadprzyrodzonej). Dlaczego? Bo nic nie świadczy o istnieniu rzeczywistości nadnaturalnej, boga, transcendencji itp. Istnieje tylko jeden rodzaj rzeczywistości, rzeczywistość naturalna, tj. przyroda i jej pochodne.
Często rozróżnia się naturalizm ontologiczny i metodologiczny. Ten drugi, to metodologiczna zasada, zgodnie z którą w badaniach i teoriach naukowych nie należy brać pod uwagę przyczyn i bytów nadnaturalnych. Zasada ta ma sens tylko dlatego, że byty i przyczyny nadnaturalne nie istnieją. Gdyby istniały, zasada byłaby pozbawiona podstaw. Dlatego naturalizm metodologiczny wiąże się z naturalizmem ontologicznym.
Są jednak naukowcy, którzy w badaniach stosują się do zasady naturalizmu metodologicznego, ale jednocześnie wierzą w istnienie rzeczywistości nadnaturalnej. Jest to brak konsekwencji zadziwiający, ale zrozumiały. Naukowcy zajmują się zwykle szczegółową dziedziną i mogą wierzyć, że gdzieś tam poza sferą ich badań bóg występuje, chociaż nie daje o sobie znać w ich badaniach. Wskazuje to też, że nasz mózg, ukształtowany w toku dość chaotycznej ewolucji, pozwala myśleć logicznie i nielogicznie zarazem. Odsetek naukowców religijnych jest niewielki („Ilu naukowców wierzy w Boga?” – http://racjonalista.tv/ilu-naukowcow-wierzy-w-boga/ ).
Bóg znikł nie tylko z nauk o przyrodzie, ale także z nauk społecznych, historycznych i humanistycznych. Przekonanie, że bóg kieruje zdarzeniami historycznymi i życiem społecznym, należy szczęśliwie do przeszłości, podobnie jak domniemanie, że jest sprawcą reakcji chemicznych i ruchu gwiazd. Wskazuje to na istotną jedność nauki nowożytnej.
Naturalizm nauki wywiera znaczny wpływ na sposób myślenia i światopogląd współczesnych ludzi. Bo skoro nauka zrezygnowała z pojęcia przyczyn i bytów nadprzyrodzonych, to może wiara w ich istnienie jest bezpodstawna? Naturalizm nauki podrywa zaufanie do „prawd” religijnych, przekształca religię, sprzyja sekularyzacji i przekonaniom ateistycznym. Można powiedzieć, posługując się retoryką Oświecenia, że bóg stanął przed trybunałem nauki i przegrywa proces.
Oskarżyciele boga zwracają uwagę, że współczesna nauka odkrywa zadziwiający mikro i makrokosmos, trudną do wyobrażenia fascynującą rzeczywistość. Ale wszystko okazuje się przyrodą, rzeczywistością naturalną. Tylko w przenośni nazywa się czasami jakiś obiekt boskim, np. boską cząstką. Nie odkryto jednak niczego, co byłoby prawdziwie boskie. To poważny argument – mówią oskarżyciele – że bóg to fikcja, pojęcie bez pokrycia. Gdyby istniał, dałby się metodami naukowymi zauważyć. Tymczasem na jego rzecz przytacza się jedynie argumenty spekulatywne, powtarzane od czasów św. Tomasza z Akwinu, zdecydowanie nieprzekonujące. Tak naprawdę pozostaje tylko argument wiary pozbawionej podstaw – przekonanie, że bóg jest, bo jest, chociaż brak na to dowodów.
*
"Fałszywe prawdy społeczne"
Oskarżyciele wskazują, że ludzie potrafią wierzyć w najdziwniejsze nieprawdziwe historie. Nie zawsze są to tylko indywidualne złudzenia. Niektóre fantazyjne wyobrażenia podlegają instytucjonalizacji, tzn. stają się przekonaniami kultywowanymi w pewnej społeczności, uznaje się je za prawdziwe, przekazuje z pokolenia na pokolenie, naucza. Obrastają w rytuały, obrzędy, zwyczaje. W ten sposób powstają „fałszywe prawdy społeczne”. Są to przekonania, które dzięki ciągłemu powtarzaniu, nauczaniu i kultywowaniu, uchodzą za „prawdziwe”, chociaż nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Tak powstają mity, legendy i „prawdy plemienne”, właściwe zarówno ludom archaicznym, jak i współczesnym. Taka „prawda” nie jest już indywidualnym złudzeniem, urojeniem, halucynacją. To mitologia. Oskarżyciele mówią, że „bóg” to właśnie mit plemienny, fałszywa prawda społeczna.
Największy absurd może stać się fałszywą prawdą społeczną, mitem plemiennym. Jest to istotna różnica w porównaniu z nauką. W nauce istnieje obowiązek konfrontowania tez i teorii z rzeczywistością, respektowania zasad logiki, krytycznej analizy. Nie każda niedorzeczność może być uznana za prawdę, są granice fantazji i absurdu. Natomiast w religii i teologii nie ma granic absurdu. Dlatego teolodzy lubią mówić o granicach nauki i przenosić się poza te granice, gdzie za „prawdę” może uchodzić wszelka niedorzeczność. Teologia brnie w absurdy. Nie przesadzam. Np. w poważnym tekście rozważa się skutki grzechu pierworodnego i stwierdza, że przez ten grzech „wszyscy ludzie utracili łaskę uświęcającą, a tym samym prawo do nieba (…) odtąd musieli ciężko pracować, cierpieć, chorować i umierać”.
Dzisiejsze pojęcia boga, transcendencji, absolutu itp. nie zawierają żadnej wiedzy o świecie. To wyłącznie kontynuacja archaicznych mitów kulturowych, pierwotnych wyobrażeń mówiących o siłach tajemnych rządzących światem, i o bóstwach, które te siły ucieleśniały. Wskutek nawyku sądzi się nierzadko, że pojęcia te zachowały ważność. Warto spojrzeć krytycznie. Otóż wyobrażenie boga czy transcendencji wnosi do naszej wiedzy tyle samo, co wiara w duchy krążące po lasach. Podkreślmy, pojęcia takie jak bóg, transcendencja, idee platońskie, to mity kulturowe, a nie wiedza o rzeczywistości, mająca jakiekolwiek walory poznawcze.
Nauki społeczne i przyrodnicze dostarczają wystarczająco dużo informacji, by powiedzieć w zarysie, jak powstało wyobrażenie dwóch rzeczywistości – naturalnej oraz nadnaturalnej, boskiej. To ciekawa legenda. Równie ciekawe, że kilku fizyków i kosmologów legendę tę opowiada dziś, ubierając w nowe szaty, mieszając z naukowymi teoriami. To tak, jakby biolog-genetyk podtrzymywał na poważnie opowieści o wilkołakach, ludziach przemienionych w krwiożercze wilki.
*
U źródeł legendy o bogu
Nauki historyczne i społeczne wskazują, że pojęcie boga, jakie znamy z naszego kręgu kulturowego, pojawiło się stosunkowo późno. Przytaczany czasami pogląd, że w boga wierzono od zarania dziejów człowieka, jest pozbawiony podstaw. Bóg znany jest co najwyżej od kilku tysięcy lat.
Pojęcie boga ma charakter partykularny, a nie uniwersalny, także w tym znaczeniu, że pojawiło się tylko w niektórych, chociaż bardzo wpływowych, kulturach. W kulturze chińskiej nigdy chyba nie zakorzeniło się na dobre. Matecznikiem bogów/boga był w szczególności region dzisiejszego Bliskiego Wschodu. Przed trybunałem nauki wytknięto bogu, że gdyby nie inwencja rosnących w siłę korporacji kapłanów, chyba by o nim dziś w ogóle nie mówiono. Jest więc bóg pojęciem swojego czasu i swojego ludu, a nie uniwersalną postacią, za jaką chciałby uchodzić.
Badania sugerują natomiast, że dużo starsza i powszechniejsza była wiara w różne istoty, siły, byty i zdarzenia, które łączyło jedno: były nadzwyczajne, zasadniczo odmienne od tej rzeczywistości, której ludzie doświadczali zmysłami na co dzień. Czy to religia? Niekoniecznie, co najwyżej quasi-religia. Była to niejasna wiara w moce tajemne oraz w duchy, szczególnie w duchy ludzi zmarłych i przodków. Odkryte przez archeologów groby z epoki górnego paleolitu (20-40 tys. lat temu) świadczą o ceremoniach pogrzebowych i chyba także o wierze w „życie po śmierci”, chociaż na podstawie wykopalisk trudno powiedzieć coś więcej. Na pewno nie świadczy to o wierze w boga/bogów, zbyt pochopnie mówi się o religii i religijności. Wiara w życie pozagrobowe mogła powstać np. pod wpływem snów i należy do najbardziej elementarnych wyobrażeń protoreligijnych, ale nie oznacza wiary w bogów czy boga. Tego rodzaju powszechnie występujące imaginacje przypominają bardzo ludowe wierzenia w duchy, czary itp. Sam słyszałem, jak skądinąd normalna kobieta opowiadała, że przyszedł do niej w nocy zmarły niedawno mąż, stał w drzwiach, następnie powiedział: „Spotkamy się tam przed Wielkanocą”. Kobieta była przerażona. W dawnych społeczeństwach wierzenia te zostały zinstytucjonalizowane, stały się ważnymi składnikami ich kultury, a nie tylko pokątnymi opowieściami.
Badania etnologiczne prowadzone od połowy XIX w. w egzotycznych społecznościach tubylców, pozostających na prymitywnym poziomie rozwoju gospodarki i techniki, wskazywały – poza wiarą w duchy – na ważną rolę wiary w magię, w siły tajemne, które przenikają wszystko (Melanezyjczycy nazywali je „mana”), w tabu, totemizm, legendy. Czasami, np. wśród Indian Ameryki Płn., pojawiało się wyobrażenie istot duchowych, przypominających bóstwa.
Czy te dalece niejednorodne wierzenia miały jakiś wspólny mianownik? Jeżeli tak, to jest nim niejasne wyobrażenie rzeczywistości nadnaturalnej. Skłonność ku tego rodzaju fantazjom jest rzeczywiście pierwotna i szeroko rozpowszechniona. Wykazują ją też – na szczęście nieliczni – współcześni profesorowie fizyki i kosmolodzy.
Wyobrażenia i kulty bogów pojawiły się lokalnie przed kilkoma tysiącami lat w kulturach Bliskiego Wschodu. Stamtąd pochodzi znany nam bóg, w Biblii występujący często pod imieniem Jahwe.
Bogowie są postaciami antropomorficznymi, ale jednocześnie ucieleśniają moce nadnaturalne, nadprzyrodzoną rzeczywistość. Już w starożytności wyobrażeniom bogów i rzeczywistości nadnaturalnej zaczęto nadawać bardziej abstrakcyjny kształt, a z powstaniem filozofii przekształcać i opowiadać za pomocą pojęć filozoficznych. Bóg w tych filozoficznych opowieściach zamienia się np. w transcendencję lub absolut. Pojawia się bóg filozofów, deistów, panteistów. Ale nawet w najbardziej abstrakcyjnej postaci zachowuje on cechy ludzkie, jest np. tym, który jak rzemieślnik stworzył świat i nadał mu ruch. Albo jest najwyższą inteligencją, umysłem na kształt ludzki, tylko nieskończenie doskonalszym. Ten abstrakcyjny bóg, pozornie obdarty z ludzkich szat, pozostaje – jak bóg z archaicznych religii – głęboko antropomorficzny.
Trybunał nauki ogłosił, że bóg – także ten abstrakcyjny, transcendencja – to jedno z wielu wyobrażeń istoty nadnaturalnej, jakie pojawiały się i pojawiają w różnych religiach. Bóg jest dzieckiem swojego czasu i ludu. Bóg chrześcijan jest postacią mitologiczną tak samo jak Zeus, Ozyrys i inni. Czy stanie się kiedyś bogiem "martwym", jak ci dwaj? Tacy bogowie przypominają nieużywane "martwe" języki.
W żadnym wypadku bóg nie jest istotą nadnaturalną, bo – jak twierdzi trybunał – istnienia rzeczywistości nadnaturalnej, nadnaturalnych sił i przyczyn nie stwierdzono. Bóg i transcendencja to tylko pojęcia, wytwory ludzkiego umysłu i kultury, a nie jakakolwiek rzeczywistość nadprzyrodzona, bo ta nie istnieje.
Nauka – twierdzi trybunał – odebrała pojęciu boga i transcendencji jakąkolwiek wartość poznawczą. Zaliczyła do kategorii archaicznych mitów, a nie pojęć z dziedziny wiedzy o świecie i nauki. Trybunałowi nie zabrakło poczucia humoru. Zwrócił uwagę, że nazywanie boga transcendencją może przynieść zaskakujące efekty. Niebawem ksiądz, pasjonujący się fizyką, powie do wiernych, że po śmierci będzie ich sądzić transcendencja. Kogo trybunał miał na myśli?
*
Boski eksperyment?
Nauka wymaga, by twierdzenia, które uznajemy za prawdziwe, były należycie uzasadnione. By spełniały wymogi logiki i metodologii badań naukowych. Czy twierdzenie, że bóg istnieje, jest wystarczająco uzasadnione? Czy opiera się jedynie na bezpodstawnej wierze i równie bezpodstawnych spekulacjach?
W naukach dedukcyjnych, formalnych, takich jak logika i matematyka, twierdzenia uzasadniamy przez poprawne wyprowadzenie z innych twierdzeń i aksjomatów. W naukach o rzeczywistości, tj. w naukach indukcyjnych, uzasadnianie opiera się na wynikach bezpośredniej lub pośredniej obserwacji, którą można wielokrotnie powtarzać, poddawać krytycznej analizie, sprawdzać, czy została prawidłowo wykonana (obserwacja pośrednia polega na badaniu objawów czy wskaźników dotyczących badanego obiektu, chociaż sam obiekt może być niedostępny obserwacji).
Na tej podstawie uznajemy dziś kulistość Ziemi, promieniowanie rentgenowskie, istnienie bakterii itp. Ale skąd wiemy, że Rzym istniał już w odległej starożytności? Wiemy pośrednio, na podstawie zabytków, wykopalisk, różnych dokumentów analizowanych krytycznie przez historyków. Mimo to, jeżeli ktoś bardzo chce, może wątpić w starożytność Rzymu. Może też nie wierzyć w istnienie bakterii. Rozmawiałem kiedyś z chrześcijańskim fundamentalistą, który twierdził powołując się na Biblię, że ludzkość liczy zaledwie kilka tysięcy lat. Powiedziałem, że badania naukowe wskazują na dużo dłuższą historię. Odpowiedział, że naukowcy popełniają błąd w datowaniu. Dla niego autorytetem było Pismo Święte, nie wyniki naukowych obserwacji i analiz.
Najlepszą metodą, stwierdzającą rzeczywiste istnienie boga, byłby eksperyment. Eksperymentalnie potwierdzono np. rzeczywiste istnienie takich cząstek, jak neutrino i cząstka Higgsa. Ich występowanie przewidywano na podstawie teorii i analiz, ale uznano dopiero na podstawie doświadczeń.
Nikt, jak dotąd, nie przedstawił możliwości eksperymentalnego potwierdzenia istnienia boga. Sfinansowaniem takiego eksperymentu powinna być zainteresowana wspierająca religię fundacja Templetona. Dotyczy to także takich pojęć, jak transcendencja, absolut czy platońskie idee, które pod względem istotnych treści utożsamiane są z bogiem. Czy projekt takiego doświadczenia, spełniającego wymogi przyjęte w nauce, pojawi się? Trybunał sądzi, że nie. Stanowi to poważny argument na rzecz tezy, że bóg to wyłącznie pojęcie, a nie rzeczywista istota.
*
Argumenty obrońców
Wszystkie argumenty, przytaczane na rzecz istnienia boga, to spekulacje, w których operuje się tzw. „bogiem luk”. Kto to taki? Jeżeli nauka czegoś nie wyjaśnia (luka w wiedzy), teolodzy i osoby wierzące przypisują sprawstwo bogu, wstawiają w lukę boga, „boga luk”. A istnienie luk w wiedzy miałoby dowodzić istnienia boga.
Łatwo zauważyć, że takie wyjaśnienia nic nie wyjaśniają. Np. zamiast uczciwie przyznać, że nie wiemy, jak świat powstał, mówi się, że to bóg go stworzył. To pozorne wyjaśnienie. To tak, jakby na pytanie, kto stworzył piramidy w Egipcie, odpowiedzieć, że stworzyciel. A dlaczego żelazo rdzewieje? Bóg to sprawia.
Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, ale religia nic nie wyjaśnia. Na gruncie nauki dokonuje się jednak postęp wiedzy o świecie, teologia nic nie wnosi, oferuje mitologię.
Obrońcy boga mówią, że świat musiał mieć stwórcę, ale pomijają pytanie, kto w takim razie stworzył boga? Twierdzą, że bóg to rzeczywistość ostateczna, nie musiał być już stworzony. To manipulowanie definicjami, a nie merytoryczne wyjaśnienie. Nie ma powodu, by uznawać taką definicję boga. Co więcej, skoro mielibyśmy przyjąć, że bóg nie musiał być już stworzony, to dlaczego nie uznać, że świat nie musiał być stworzony przez kogokolwiek? Równie dobrze świat, przyroda, może być rzeczywistością samoistną i ostateczną.
Ostatnio obrońcy boga szczególnie dużo mówią o prawach przyrody. Według nich o istnieniu boga świadczy istnienie praw przyrody, oraz to, że te prawa poznajemy. Prawa i zdolności poznawcze człowieka muszą – jak twierdzą – pochodzić od boga. Są to, powiedzmy wyraźnie, tylko spekulacje, za którymi nic nie przemawia. Prawa przyrody są nieodłącznym atrybutem przyrody, ich istnienie w żaden sposób nie świadczy o istnieniu boga czy transcendencji. Bez tych praw przyroda nie mogłaby istnieć.
Niektórzy obrońcy boga, używając frazy „prawa rządzące przyrodą”, dokonują przy tym intelektualnego nadużycia. Sugerują, że „prawa” są bytami istniejącymi poza przyrodą i realnie „rządzą” przyrodą. Takie prawa, to ma być boska rzeczywistość. Otóż nie ma praw jako odrębnych bytów. To, co często nazywa się prawami, to pewne właściwości przyrody. Rozróżnijmy, istnieje np. grawitacja jako właściwość przyrody, oraz – po drugie – prawo grawitacji (prawo nauki), które jest twierdzeniem sformułowanym przez naukowców, czyli przez ludzi.
Nie świadczy o istnieniu boga także tzw. matematyczność świata. Prawa przyrody są często ujmowane w matematyczne formuły/wzory, ale z tego w żaden sposób nie wynika istnienie boga. A co wynika? Niestety, tylko to, że naukowcy pewne właściwości przyrody odkrywają i zapisują w formie matematycznej. Podobnie jak w matematyczny sposób, za pomocą liczb, określamy temperaturę powietrza. Nie ma czegoś takiego, jak „matematyczność” świata w postaci istniejących niezależnie od przyrody praw matematycznych rządzących przyrodą.
Niektórzy religijni naukowcy posuwają się czasami do stwierdzenia, że "prawa przyrody są doskonałe" (prof. Krzysztof Meissner w tok.fm w marcu 2015). Co by to miało znaczyć? Chyba tyle, że są boskie, bo według katechizmu to bóg jest doskonały. Nie ma nic bardziej ulotnego i niejasnego niż pojęcie doskonałości. Prawom przyrody nie można przypisać sensownie takich właściwości, jak doskonałość.
Czasami mówi się, że w przyrodzie panuje zadziwiający ład. Ma to dowodzić istnienia boga, który ten ład zaprojektował. Ale – zauważmy – zachwyt nad ładem wynika z niedostrzegania nieładu. Tyle kosmicznych kolizji, zderzeń, wybuchów, żywiołowości, ile mamy w przyrodzie, nie świadczy o ładzie, ale co najwyżej o współwystępowaniu ładu i bezładu. Być może świat jest systemem otwartym, a to znaczyłoby, że ład ma charakter względny, częściowy, zaś cały system charakteryzuje się czymś w rodzaju bezładu.
A może nie jesteśmy w stanie zrozumieć ładu i doskonałości wszechświata (księża mówią, że „niezbadane są wyroki boże” lub „bóg ma swój plan zbawienia”)? Wszelki absurd można uzasadniać tą równie absurdalną metodą argumentacji. Najlepiej gdyby profesor fizyki nie przypisywał prawom przyrody czy przyrodzie doskonałości, bo to nonsens.
Nie jest żadnym argumentem na rzecz istnienia boga to, że świat poznajemy. Mamy zdolność poznawania świata, bowiem jesteśmy jego częścią, z niego wyewoluowaliśmy i jesteśmy z nim „z natury” kompatybilni. Bez zdolności poznawczych nie moglibyśmy powstać i istnieć. Wszelkie zwierzęta, a w pewien sposób nawet rośliny, poznają swoje otoczenie. W żaden sposób nie dowodzi to istnienia boga. Można śledzić, jak ewolucyjnie zmieniał się układ nerwowy i mózg, jak rozwijało się życie psychiczne, świadomość i zdolności poznawcze. Teoria ewolucji, a nie bóg, to najlepsze wyjaśnienie, jakie znamy.
Przyroda, świat, jest skomplikowaną rzeczywistością. Może urzekać i zadziwiać. Nauka odsłania coraz to bardziej zaskakujące zjawiska. Czy są jakiekolwiek podstawy, by sądzić, że wszechświat rozwija się zgodnie z kosmicznym „planem”, wielkim „projektem”? Jak ktoś bardzo chce, może w to wierzyć, ale nic nie wskazuje, żeby istniał nadnaturalny umysł, który wszystko zaprojektował. Nie ma „inteligentnego projektu”. Nie wiemy, czy i jak świat powstał, ale twierdzenie, że taki „projekt” istnieje, jest niczym więcej niż kolejną wersją archaicznego mitu o stworzeniu świata przez boga.
*
Summa summarum
Bóg przed trybunałem nauki wypada fatalnie. Podsumujmy, pamiętając, że dotyczy to nie tylko boga, ale także pokrewnych mu bytów, takich jak transcendencja i absolut.
Po pierwsze, nic nie przemawia za istnieniem boga. Dlatego zarówno na gruncie nauki, jak i w praktyce w życiu codziennym, nie bierze się pod uwagę jego istnienia, nawet jeżeli bez dowodów w niego się wierzy.
Po drugie, pojęcie boga jest celowo przedstawiane niejasno, by można było powiedzieć, że może jednak w nieokreślonej postaci i nieokreślonym miejscu bóg istnieje.
Po trzecie, pojęcie boga to absurd, obciążone jest wewnętrzną sprzecznością, ma wszelkie cechy sofizmatu (triku, sprytnej kuglarskiej sztuczki). Według teologów bóg istnieje obiektywnie, ale nie ma żadnych właściwości obserwowalnych bezpośrednio lub pośrednio, jest niewykrywalny, jest niepojętą rzeczywistością nadnaturalną. Cóż to takiego? Mamy tu do czynienia z rozumowaniem niedorzecznym, a zarazem chytrym wybiegiem, w którym można dostrzec chęć oszustwa. Taka istota nie może istnieć, tak jak nie istnieje kwadratowe koło. Bóg to tzw. pojęcie puste, pozbawione desygnatów, tj. obiektów istniejących realnie.
I po czwarte, badania historyczne i religioznawcze wskazują, że bóg to pojęcie mitologiczne, postać fikcyjna. Zostało wykreowane w kulturach Bliskiego Wschodu, tak samo jak Ozyrys, Zeus i inni, a następnie przetworzone przez wieki w toku sofistycznych zabiegów. Nie ma żadnych dowodów i uzasadnień wskazujących, że te mitologiczne postacie istniały lub istnieją w rzeczywistości.
Trybunał nauki uznaje, że przedstawione zarzuty stanowią wystarczający dowód na nieistnienie boga. Półżartem trybunał dodaje, że według tzw. logiki religijnej, bóg istnieje, nawet jeżeli go nie ma.
*
Epitafium
Istnieje tylko jedna rzeczywistość. Jest to rzeczywistość naturalna, przyroda i jej pochodne, np. właściwe rozwiniętym organizmom biologicznym przeżycia psychiczne i świadomość. Nie ma rzeczywistości nadprzyrodzonej. To dlatego nauka nie może odkryć boga, ani nie można zaplanować doświadczeń, które by jego istnienie potwierdziły. Nie można odkryć czegoś, czego nie ma. To dlatego wszystko, co nauka odkrywa, okazuje się przyrodą, formą natury, a nie boską transcendencją. Rzeczywistość nadnaturalna w jakiejkolwiek postaci – bóg, transcendencja, absolut, idee platońskie, pierwszy poruszyciel – nie istnieje. To wyłącznie kulturowe mity i ludzkie złudzenia, które nie mają żadnej wartości poznawczej.
Z pewnością oczom nauki ukażą się niewyobrażalne dziś formy istnienia przyrody. Np. badania astrofizyczne wskazują na istnienie tzw. ciemnej energii, o której niewiele jeszcze wiadomo. Nie słyszałem, by teolodzy na poważnie uznali, że idzie tu o byt nadprzyrodzony. Zawsze okazuje się, że nowo odkryta forma rzeczywistości to postać przyrody, a nie coś boskiego. Dlaczego? Bo rzeczywistość nadprzyrodzona, bóg, transcendencja, to starodawne wyobrazenia mitologiczne, co najwyżej aktualizowane. Mają to do siebie, że nie istnieją realnie, podobnie jak duchy leśne, wilkołaki i krasnale.
Nauka odsłania zdumiewającą budowę naszego świata i nas samych, fascynującą rzeczywistość przyrody i jej pochodnych, ludzkiej psychiki i umysłu. To bez porównania ciekawsze niż religijne fantazje, nawet w filozoficznych wariantach. Czasami z nostalgią mówi się, że racjonalne myślenie i nauka odczarowują świat, niszczą wyobrażenia zakorzenione w religii i magii. Nie ma czego żałować. Lepiej mówić o odfałszowaniu, i nie żałować odczarowania. Obraz świata, który kreśli nauka, jest bardziej ekscytujący, ciekawszy i ma walor prawdy.
Strofy poetyckie czasami ujmują problem lepiej niż jakakolwiek analiza. Dlatego naukowcom, skłonnym dziś jeszcze wierzyć w boga lub transcendencję, polecam alegoryczny wiersz Juliana Tuwima (skróty i tytuł pochodzą od A. Janna):
SEN O TRANSCENDENCJI
Pomnę dzieciństwa sny niewysłowne
Baśń lat minionych wstaje jak żywa
Bajki czarowne, bajki cudowne
Opowiadała mi niania siwa
O złotym smoku, śpiącej królewnie
O tym jak walczył rycerzy huf
A gdy skończyła, płakałem rzewnie
Prosząc, nianiusiu, mów dalej mów
Mów dalej, mów dalej, mów jeszcze
Aż usnę i dalej śnić będę
Niech we śnie spokojnym wypieszczę
Złocistą tajemną legendę
Złóż z marzeń wzorzystą mozaikę
Niech przyjdą rycerze tu do mnie
Mów dalej czarowną swą bajkę
Ja bajki tak lubię ogromnie
Alvert Jann
…………………………………………………………………………
* O ateizmie, religii i nauce piszę także w artykułach:
„Podręczniki do religii. Koniec świata według Kościoła” – http://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/podreczniki-do-religii-koniec-swiata-wedlug-kosciola/
„Jan Paweł II bez taryfy ulgowej” – http://polskiateista.pl/cwiceniezateizmu/jan-pawel-ii-bez-taryfy-ulgowej/
"Lekcje religii w szkołach wyższych" – http://racjonalista.tv/lekcje-religii-w-szkolach-wyzszych/
"Bóg przed trybunałem nauki" – http://racjonalista.tv/bog-przed-trybunalem-nauki/
"Wypędzanie szatana" – http://racjonalista.tv/wypedzanie-szatana-2/
"Sens według teologów" – http://racjonalista.tv/sens-wedlug-teologow/
"Racjonalność według teologów" – http://racjonalista.tv/racjonalnosc-wedlug-teologow/ i innych.
Jak zwykle pięknie pan pisze i konkretnym, jasnym językiem.
Poprawiłbym tylko w trzecim akapicie:
byty i przyczyny naturalne nie istnieją. => NADnaturalne
oraz:
boska cząsteczka => boska cząstka
(no chyba, że chodzi Panu o cząsteczkę wody).
Pokrzepiające jest widzieć, że i humaniści nie gęsi i 'kłamstwo boga’
dostrzegają i demaskują.
Dziękuję, już poprawiłem. Mam nadzieję, że mój artykuł nie jest odbierany jako wyraz niechęci do przedstawicieli nauk przyrodniczych. Nie chcę też wykazywać wyższości nauk społecznych i humanistyki nad naukami przyrodniczymi i matematycznymi.
Jeżeli cząsteczka wody, to tylko święconej.
Nie wiem czy pan Lech Karwowski mi wybaczy, ale byłoby intelektualnym marnotrawstwem nie podrzucić go autorowi tekstu; „Artykuł bezzasadnie neguje rozróżnienie na naturalizm ontologiczny i metodologiczny. Nauka może badać dowolne relacje między obiektami pomijając inne. To należy do istoty podziałów gatunkowych nauki. I w ogóle do istoty abstrakcji, jako właściwości ludzkiego umysłu. Badania pomijające więc istnienie czynników nadnaturalnych są możliwe, zwłaszcza żw wszyscy naturaliści, czy to ontologiczni czy metodologiczni, zgodnie kwestionują możliwość ich doświadczalnego uchwycenia. A wnioskowanie na te podstawie że czynników nadanturalnych nie ma, jest zwyklym błędem logicznym non sequitur, charakterystycznym dla dogmatyzmu ateistycznego. Zwykle posuwa się on o krok dalej, negując istnienie tego czego nauka nie może zbadać, co już jest pospolitym głupstwem. Konsekwencją naturalizmu metodologicznego mogą być dwa poglądy: 1) czynniki nadnaturalne istnieją ale nie ingerują (więc nic dziwnego że są niewykrywalne) poza aktem stworzenia, który może mieć charakter jednostkowy albo permanentny. Przy przyjęciu tej opcji nic dziwnego że są doświadczalnie niemożliwe do wykrycia. 2) ingerencje czynników nadnaturalnych są niewykrywalne bo są nieodróżnialne do procesów naturalnych. Kryją się w tej sferze rzeczywistości, którą postrzegamy jako probabilistyczną, czyli ktorą nazywamy przypadkiem. Tego typu „interwencja” może zachodzić na poziomie kwantowym, czy molekularnym. Opisuje to słynny przykład ruchu skrzydeł motyla w puszczy brazylijskiej wywołującego huragan na Jamajce. Podsumowując: artykuł jest bałamutny, nic nie dodaje do znanych zarzutów przeciwko teizmowi, i niczego nie udowadnia. Jak zwykle w przypadkach propagadnowych tekstów ateistycznych, liczy na niewiedzę czytelnika.”
Lubię sensowną krytykę, ale powyższa nic nie wnosi. Po pierwsze, nie neguję rozróżnienia na naturalizm ontologiczny i metodologiczny. Piszę, że ma on sens, bo są naukowcy, którzy uznają ten drugi, zaś odrzucają pierwszy (stoją na gruncie teizmu). Sporo uwagi poświęcam natomiast wskazaniu, że powszechne w nauce uznanie naturalizmu metodologicznego stanowi bardzo poważne uzasadnienie na rzecz naturalizmu ontologicznego. W nauce liczą się uzasadnienia, o czym piszę, a na rzecz teizmu przytacza się tylko domniemania, co jasno widać także w powyższym komentarzu. Można sobie domniemywać, że „czynniki nadnaturalne istnieją, ale nie ingerują”, co zresztą dla teizmu chrześcijańskiego jest nie do przyjęcia. Można też wierzyć, że czynniki nadnaturalne mogą interweniować na poziomie kwantowym, co również nie przystaje do pojęcia boga chrześcijańskiego, który jest dobry, sprawiedliwy i wspomaga ludzi, chociaż ze względu na grzech pierworodny skazał ich na cierpienia i śmierć.
Nie popełniam błędu non sequitur, bo w ogóle nie przeprowadzam takiego wnioskowania, o którym pan pisze (proszę przeczytać uważnie mój tekst i nie powtarzać bezpodstawnie stereotypowych zarzutów). Twierdzę natomiast, że – po pierwsze – nie ma ani dowodów, ani uzasadnień, które wskazywałyby na istnienie bytów nadnaturalnych. I po drugie, badania historii religii wskazują, że znane nam pojęcie boga powstało jako mit w starożytnych kulturach Bliskiego Wschodu, a następnie było modyfikowane przez teologów i filozofów. Inaczej mówiąc, status boga/bogów jest taki sam, jak smoka wawelskiego, krasnoludków, wilkołaków itp., chociaż teolodzy i filozofowie nie zajmowali się tymi wytworami ludzkiej wyobraźni tak intensywnie, jak bogiem z Biblii. Ponadto nierzadko dziś przywoływane pojęcie boga, który istnieje obiektywnie, rzeczywiście, ale jest całkowicie niewykrywalny, to pojęcie niedorzeczne i sofizmat, tzn. rozumowanie błędne, mające na celu zmylenie oponentów. Można oczywiście wierzyć w boga, ale wiara ta nie opiera się na dowodach czy uzasadnieniach, które mogłyby świadczyć o jego istnieniu.
W artykule za najważniejsze uważam podkreślenie, że bóg i rzeczywistość nadnaturalna, to archaiczne mity kulturowe, a nie jakakolwiek sensowna wiedza, którą trzeba traktować poważnie.
Powiedzenie, że „artykuł jest bałamutny”, „propagandowy”, wskazuje tylko na brak merytorycznych argumentów i chęć zdyskredytowania oponenta.
Więc teraz już wszyscy wy głuptasy powinniście wiedzieć, że świat nadprzyrodzony istnieje, tylko nie ingeruje i nie wpływa, lub podszywa się pod przypadek!
Deistycznego boga nie da się ani obalić ani udowodnić
Ale bóg deistyczny to taki sam mit kulturowy, zakorzeniony w archaicznej tradycji, jak bóg chrześcijański. Można go obalić na tej samej zasadzie, jak wiarę w duchy i podobne istoty, tzn. wskazując na psychokulturową jego genezę i brak realnych dowodów jego istnienia. Pojęcie abstrakcyjnego boga deistycznego powstało w sferach ludzi wykształconych, w sytuacji narastającego kryzysu religii w czasach nowożytnych. Wydaje się, że deiści mogliby nie używać nazwy „bóg”, tylko mówić po prostu o naturze, przyrodzie. Mogliby też czcić naturę, co jest dużo bardziej sensowne niż wiara w abstrakcyjnego boga.
Nie za bardzo bo bóg deistyczny nie dokonuje cudów wiec zachowuje się tak jakby go nie było
Duchy, reinkarnacja są faktem naturalnym i tyle w temacie.
W Biblii ponoc napisane, ze Adam uslyszał kroki Boga. Czyli jednak zydowski bog pobudza powietrze i wywołuje wrazenie dzwieku w mozgu ludzkim. Albo Adam miał urojenia. Albo Biblia to bajka. Wielkie pole do popisu dla badaczy mysli JP2.
No i ponoć Bóg potrafi produkować inflacyjną plazmę kwarkowo-gluonową.
Potrafi też znaleźć długopis, który gdzieś mi się przed chwilą zawieruszył
(zaraz się o to pomodlę).
Watykańskie komisje cudo-kwalifikacyjne rutynowo wykrywają boga metodami „naukowymi”.
Bóg, krasnoludek, wielki diament w kieszeni pana Tomasza Świątkowskiego,
oraz … (tu wstaw swoje pobożne życzenie) – wszystko to istnieje, tylko nie jest
wykrywalne metodami naukowymi. Ale to tylko z tego błahego powodu, że nie jest częscią przyrody. Ale to istnieje – uwierzcie mi (i wrzućcie na tacę).
Jesli mi uwierzycie, spotkacie swoich utraconych najukochańszych bliskich
w świetnej formie w niebie.
„A pewien uczeń powiedział, że wiara to uznawanie czegoś,
o czym wiadomo, że tak nie jest.”
Jeśli ktoś jasno i uczciwie deklaruje: wierzę, to znaczy, że przyjmuje brednie,
które trzeba chronić przez umieszczenie ich w „świecie nadprzyrodzonym”.
„Deistycznego boga nie da się ani obalić ani udowodnić”
A co to takiego „Bóg deistyczny”?
Dziadek z brodą czy fluktuacja kwantowa?
Czy może „pierwsza przyczyna”?
Ale jeśli to ostatnie, to dlaczego użył Pan rzeczownika „Bóg”, pod którym
czai się dziadek z brodą?
Pierwsza przyczyna
Jesli miales na mysli „pierwszą przyczynę” to oczywiście masz (czy możesz mieć) rację.
Niestety przez przemianowanie „pierwszej przyczyny” na „boga deistycznego”
nastepuje personifikacja przedmiotu dyskusji i w praktyce przedefiniowanie tego przedmiotu na użytek krzewienia wiary.
„Deizm – nurt religijno-filozoficzny, którego cechą wspólną jest przekonanie, że racjonalnie można uzasadnić istnienie jedynie Boga bezosobowego, będącego konstruktorem świata…”
Jesli „bezosobowego” to dlaczego „Boga”, „konstruktora” czy „stwórcę”?
Dowód na niestnienie „boga” deistycznego zawarty jest już w samym zwrocie
„bóg deistyczny”, które po przetłumaczeniu na język polski oznacza
„osobę bezosobową”. Czyli ciastko, ktore zjadlem, ale ciagle je mam.
„Bóg deistyczny” to lingwistyczne zakamuflowanie personifikacji bóstwa
(mniej wymiotna wersja boga niz tatuśkowaty bóg katolickiej religii).
Próba przemycenia antropocentryczności w słowie „Bog”, maskowana
przez przymiotnik, ktory rzekomo implikuje bezosobowość.
I ludek prosty szczęśliwy, i „filozofowie”.
„Nie za bardzo bo bóg deistyczny nie dokonuje cudów wiec zachowuje się tak jakby go nie było”
Eeee tam. Na razie nie dokonuje, bo nie chce szafować obecnością,
ale jak umrzemy, to na pewno nas zbawi.
Bóg deistyczny ma na swoim koncie dwa „cuda” (a właściwie dwie cudaczności),
które zdecydowanie dowodzą jego nieistnienia:
1) jest nim jego podobieństwo do człowieka, przemycane w nazwie Bóg;
(dlaczegóżby „abstrakcyjną pierwszą przyczynę” określać słowem stosowanym wobec brodatego dziadka?); fakt ten wskazuje na to, że Bóg ten został zmajstrowany przez bezogoniaste kręgowce.
2) jest nim funkcja kojenia naszego narcyzmu i zachcianki życia wiecznego
(również widoczna w słowie „bóg”).
Dlaczegożby przypisywać takie możliwości „abstrakcyjnej pierwszej przyczynie”?
Bóg deistyczny to oczywisty efekt życzeniowego fantazjowania.
Dzieki trickowi z bogiem deistycznym wielu normalnych ludzi, którzy bez trudu dostrzegają komediowość boga biblijnego, spedza sporo czasu na klęczkach. Czy to nie cud?
Może jest (był) i trzeci cud, podczas puszczania tego świata w ruch,
no chyba, że w tym celu nasza kochana „pierwsza przyczyna” użyła zapałki…
Tu mozna zadać pytanie o potencjalną wykrywalność tego czynu,
lub jego sprawcy.
Nie mozna rozstrzygnąć istnienia deistycznych wróżek tańczących w ogrodzie
(takich co to strajkują i odmawiają dokonywania cudów).
Łatwo powiedzieć takie zdanie wiedząc, ze one nie istnieją.
Czy zaryzykowalibyśmy jednak takie stwierdzenie nie mając żadnej wiedzy na temat szans wykrycia tych wróżek?
Tylko wtedy łatwo szafować takim stwierdzeniem, gdy w definicję tych wróżek włożymy ich niewykrywalność.
Nie wiem wiec po co serwować ten nieświeży i trywialny problem:
Ha! Weźmy niewykrywalny byt. Wowczas nie da sie rozstrzygnąć jego istnienia!
I tu was mamy! Potrzebny nam byt, to właśnie taki byt!
Nie można rozstrzygnąć istnienia pierwszej przyczyny.
(Czy aby na pewno to zdanie jest prawdziwe? Dzisiaj owszem, nie mozna, ale czy
istnieje jakaś pryncypialna przeszkoda dokonania tego w przyszłości?)
Nie można rozstrzygnąć istnienia Boga deistycznego.
A czy to zdanie jest prawdziwe?
Czy to zdanie rozni się od poprzedniego?
Wielki fizyk Richard P. Feynman często powtarzał, że w nauce najciekawsze jest to, co nie pasuje, gdyż może być to impulsem do odkrycia czegoś, czego jeszcze nie wiemy.
Załóżmy więc teoretycznie, że zdarzył się najprawdziwszy cud.
Czym on będzie dla nauki?
Czymś co nie pasuje.
I co MUSI z tym zrobić naukowiec?
Musi poszukiwać w nim czegoś, czego jeszcze nie wiemy.
Nauka nie uznaje żadnych cudów nie dlatego że one się nie zdarzają, tylko dlatego, bo zasady nauki na to nie pozwalają.
Grawitacja była dla współczesnych Newtonowi cudactwem. Ale cud i cudactwo to nie jest to samo, bo cud nie jest wyjaśnieniem naturalistycznym, a tylko takie nauka dopuszcza.
Brakuje wam lepszych teorii niż cud? To szukajcie ich!
Bóg nie ma NA IMIĘ Jahwe – Bóg JEST Jahwe.
To nie jest imię, to jest opis , który mówi ON JEST (z wszelkimi niuansami czasu użytego w gramatyce hebrajskiej, nie do dodania w polskim).
Nauka może co najwyżej stwierdzić nie bez racji, że język Biblii to opisujący jest dla nas cokolwiek archaiczny, ale nie stwierdziła, że tego nie ma.
Można, oczywiście, wierzyć w cuda. Nie ma zakazu.
Co do nauki, sądzę, że zbyt wąsko ją pan widzi i zbyt wąsko ocenia jej możliwości. Powtarza pan częsty nietrafny pogląd, że to zasady i ograniczenia nauki nie pozwalają uznawać boga i cudów. To nie tak. Nauka nie uznaje bytów nadnaturalnych nie dlatego, że tak sobie założono lub że ma takie ograniczenia, ale dlatego, że nic nie wskazuje na ich rzeczywiste istnienie. Starałem się pokazać, że nauki przyrodnicze i społeczne na podstawie obfitego materiału uzasadniają tezę, że byty nadnaturalne, o których się mówi dziś dość powszechnie (bóg, aniołowie, transcendencja itp.), to pojęcia mitologiczne, takie same jak np. Zeus, hades, Ozyrys, wilkołaki itp. Byty mitologiczne nie istnieją realnie. Ponadto, po pierwsze, teologia/Kościół nie dostarcza żadnych dowodów, że bóg istnieje obiektywnie – to tylko pojęcie. Po drugie, pojęcie boga istniejącego obiektywnie, ale w żaden sposób niewykrywalnego, jest niedorzeczne i zawiera wewnętrzną sprzeczność; to sofizmat (rozumowanie błędne pod względem logicznym) wymyślony i powtarzany przez teologów i ludzi religijnych. Po trzecie, nauka jest w stanie bardzo dobrze uzasadnić, że różne byty (coś) nie istnieją, np. krasnoludki, Zeus, bóg Jahwe, również bóg, którego istnienia w żaden sposób nie da się stwierdzić. Taki bóg, to – powtarzam – sofizmat i nonsens.
Udowodnienie, że coś (bóg) nie istnieje, jest – wbrew częstym poglądom – możliwe. Jeżeli bardzo mocny materiał dowodowy przemawia na rzecz tezy, że jakieś „coś” realnie nie istnieje, to dowodzi to nieistnienia – nie istnieją więc krasnoludki, Zeus itp. W przypadku boga wszystko przemawia przeciw istnieniu, nie ma uzasadnień wskazujących na istnienie, ponadto pojęcie boga niewykrywalnego, to niedorzeczność, sofizmat.
Myślenie życzeniowe, które spowodowało ugruntowaną pozycję tych legend i baśni jest głównie smutną konstanacją naszego zupełnie nie zadowalającego położenia w kosmosie na które pragnienia życzeniowe pod postacią wszelakich wierzeń mają być egzystencjalnym lekarstwem. To oczywista sprawa choć zarazem też komiczna i na swój sposób przerażająca gdy tyle atramentu przelano, tylu wyjców-modlitewników w niebo patrzy w imię wymyślonego „coś”. Tym niemniej sądzę, że nawet w czasie „nieuchronnego nadejścia wszech-ateizmu” człowiek metafizyki nie porzuci, potrzebuje doznawać „czegoś wyższego” także w momencie gdy koncepcje boga podsuwane przez religie porzuci, będzie musiał, nie widzę innego wyjścia, „licz się Chrystus z tym, że będziesz już niedługo jak Zeus”, będzie wypracowywał nowe koncepcje na „duchowość przyszłości”. Być może sztuka w jakimś czasie gdy nadejdzie stosowny moment będzie się tym zajmować, na pewno żeby była dobra musi oddzielić dotychczasowe „myślenie życzeniowe” uprawiane jak dotąd przez ludzki gatunek od rzeczywistości takiej jaka jest. Nawet gdy religie upadną, materializm nie jest satysfakcjonujący i człowiek wymyśli coś nowego. Liczę, że „nowy” bóg nie będzie tak kłócił się z racjonalizmem jak ten powoli ( całe szczęście ) upadający. Być może będzie to „wiara w dążenie do rzeczywistości ostatecznej dostępnej poza wszechświatem” lecz dla nas, nie dla jakiegoś bóstwa. „Transcendencja racjonalistyczna”. :D.
Bardzo mi się podoba Pana wypowiedź. Myślę, że „duchowość przyszłości” będzie polegać na uznaniu i przeżywaniu wartości etycznych, które ludzie będą wypracowywać wspólnym wysiłkiem. Nie musi to być nowa religia czy „bóg”, ale przekonania, które funkcjonalnie będą zastępować religię. Podkreślam =funkcjonalnie= , tzn. będą one zaspokajać te potrzeby, które w sposób fałszywy zaspokaja religia. Znałem ludzi, którzy nie wierzyli w boga i byli niereligijni, i mieli poczucie wartościowego i sensownego życia. Napisałem w czasie przeszłym, bo obserwowałem tych ludzi także – można powiedzieć – w godzinie śmierci, a byli to przedstawiciele przedwojennej inteligencji polskiej. Znam takich ludzi także w młodszych pokoleniach.
Świątkowski pisze: „Załóżmy więc teoretycznie, że zdarzył się najprawdziwszy cud. Czym on będzie dla nauki? Czymś co nie pasuje. I co MUSI z tym zrobić naukowiec? Musi poszukiwać w nim czegoś, czego jeszcze nie wiemy.”
Myli się Pan.
Jeśli cudowna interpretacja jakiegoś zjawiska (model, którego istotnym elementem będzie cud) okaże się lepszy niż modele oparte na zjawiskach naturalnych
(tzn. wyjaśni wiecej faktów i będzie miał wiecej pozytywnie zweryfikowanych implikacji), to naukowcy uznają ten cud i zobaczy go Pan na okładce Nature.
Gdyby stworzenie człowieka z gliny działało skuteczniej niż ewolucja darwinowska,
to naukowcy uznaliby ten cud.
Na tym polega róznica pomiędzy nauką i religią, że ta pierwsza jest uczciwa.
Nauka jest bardzo tolerancyjna dla cudactw.
Teoria względności, dualizm falowo korpuskularny, zasada nieoznaczoności
i wiele innych – to klasyczne przykłady cudactw uznanych przez naukę.
Gdy wchodziły na rynek, były one drastycznym gwałtem na ówczesnych umysłach.
Niczym poczęcie z ducha świętego.
A jednak je przyjęto.
Ponieważ wyjasnialy i przewidywały wiele.
A tak przy okazji: czy móglby mi Pan wyjaśnić co to jest cud?
(może byc ten, jak Pan to nazywa, „najprawdziwszy”)
I mogłby Pan dać jakiś dobry przyklad takiego cudu?
Świątkowski pisze: „Nauka może co najwyżej stwierdzić…”
Człowiek Kościoła powie teraz nauce co może ona co najwyżej twierdzić.
Szanowni Państwo – nadstawcie uszy, i podajcie mu żagiew!
Panie, tu nie jest Rzym AD 1633, niech Pan się wreszcie obudzi!
Nauka wyklucza istnienie osobowego bytu podczas Big Bang,
tak jak wyklucza królika w pokładach z permu. Wg wspólczesnej nauki świadomość
(dusza) to produkt długiej ewolucji zwierząt, a nie wczesny etap zupy kwarkowej.
Osobowa dusza to nieintencjonalny produkt zwierzęcy. Bardzo mi przykro,
ale takie własnie są dobrze uzasadnione ustalenia dzisiejszej nauki.
Pańskich ostatnich odwołań do Biblii czy Jahwe niestety nie mogę skomentować
bo zabraniają mi przepisy prawa polskiego (art.196).
To naprawdę niesamowite, ze woli Pan pozostać na poziomie rozwoju umysłowego sprzed roku 1859, byle tylko piękny sen trwał. Niech pan się nie boi stanać po stronie
uczciwości i dorosłości intelektualnej, to w ogóle nie boli!
A wprost przeciwnie: po odrzuceniu odrażających, stęchłych prawd Kościoła Katolickiego, człowiek dopiero czuje, że oddycha pełną piersią!
Reinkarnacja, duchy, wilkołaki mają to do siebie, że istnieją realnie pajace i jest wielu naocznych świadków tych stworzeń, zjawisk i takie są fakty realne.
Alvert Jann: Najlepiej jeszcze powiedz, że tabuny ludzi coś sobie ubzdurało. Reinkarnacja nigdy nie odejdzie w niepamięć bo jest faktem. Nie jest nadprzyrodzona i takie są fakty. To nie żadna nadzieja na ''lepsze jutro'' tylko fakty. Świadomość nie ginie bo takie są reguły. Rzucasz wszystko w jeden worek a to zgubne postępowanie. Bo zakładasz, że nauka jest nieomylna a tak nie jest i prawda jest taka, że nikt nie wyjaśnił szeregu zjawisk związanych właśnie z duchami, itp. I nie to nie żadne fantazje i ukryte pragnienia. Reinkarnacja nie jest żadną nadprzyrodzoną magią i tyle w temacie.
Odpowiadam Tomkowi: Nie ma żadnych argumentów/uzasadnień/dowodów, że istnieje reinkarnacja, duchy, wilkołaki. To, że jacyś ludzie mieli widzieć te lub podobne zjawiska, to żaden argument. Ludzie potrafią widzieć lub opowiadać rzeczy nieprawdziwe. Wspołczesna neurologia i psychiatria dość dobrze zbadała zjawisko powstawania w ludzkim mózgu różnego rodzaju halucynacji/omamów.
Wbrew temu, co piszesz, nie ma żadnych reguł mówiacych, że świadomość nie ginie wraz ze śmiercią człowieka. Wprost przeciwnie, wszystko wskazuje, że ginie. Co do reinkarnacji, nie jest ona faktem, tylko religijnym wyobrażeniem. To, że miliony ludzi wierzą w pewne wyobrazenia, nie świadczy, że wyobrażenia te są czymś więcej niż fantazją. W podrozdziale "Fałszywe prawdy społeczne" napisałem, jak takie wyobrażenia powstają. Najkrócej mowiąc, są one efektem nauczania i kultywowania w danej społeczności. Wyobrażenia, powstałe w różnych społecznościach, są bardzo często ze sobą sprzeczne. Np. buddyści uznają reinkarnację, kościoły chrześcijańskie ją odrzucaja, twierdząc, że człowiek ma duszę nieśmiertelną, która po śmierci idzie do nieba lub jest potępiona. Zarówno wyobrażenia buddystów, jak i chrześcijan, są tylko wyobrażeniami kultywowanymi wśród wierzących.
Jest wiele argumentów i uzasadnień. Nie ma wyłącznie dowodów.
Jest wiele argumentów i uzasadnień. Nie ma wyłącznie dowodów. To, że coś jest wierzeniem nie oznacza, że nie ma miejsca w rzeczywistości. Pan wie swoje a ludzie którzy daną rzecz przeżyli wiedzą swoje. Nic nie ginie.
.
ODPOWIADAM TOMKOWI: Jeżeli jakakolwiek teza/twierdzenie dotyczące istnienia czegoś lub jakichś wydarzeń nie znajduje uzasadnienia w materiałach empirycznych, które można wiarygodnie zweryfikować, to taka teza/twierdzenia może być traktowane wyłącznie jako fantazja, kłamstwo, złudzenia itp. Tak jest w przypadku reinkarnacji i istnienia rzeczywistości nadprzyrodzonej. To są w najlepszym wypadku fantazje. Pisałem, jak fantazje takie powstają i jak stają się "prawdami", w które wierzą miliony ludzi.
Twierdzisz, że na nieistneinie np. reinkarnacji nie ma dowodów, są tylko argumenty, uzasadnienia. Otóż, po pierwsze, to ten, kto twierdzi, że coś istnieje, powinień przedstawić dowód. A po drugie, jeżeli na rzecz nieistnienia czegoś można przytoczyć poważne uzasadnienia/argumentację, natomiast na rzecz istnienia tylko mgliste przypuszczenia, to nie ma powodu, by w istnienie tego czegoś wierzyć. Reinkarnacja i bóg nie istneją, bo nikt istnienia nie udowodnił, a nawet nie przytoczył poważnych argumentów. Zaś na rzecz nieistnienia przytaczane są poważne uzasadnienia/argumenty. I to właśnie w tym wypadku jest dowód, że reinkarnacja i bóg nie istnieją. Mozna jeszcze dodać, że reinkarnacja i bóg to starożytne mity, które powstały wtedy, kiedy wiedza o świecie była bez porównania mniejsza niż obecnie. Dodam tylko, że w naukach matematycznych dowód polega na wyciąganiu wniosków z przyjątych aksjomatów, ale takie dowodzenie nie może być zastosowane w tym, o czym mówimy. Jeżeli mówimy o istnieniu/nieistnieniu czegoś, to dowodzenie/dowód polega właśnie na przytaczaniu mocnych argumentów/uzasadnień. – Alvert Jann
Alvert Jann: Oczywiście, że istnieją i to nie są fantazje. Nie ma ani jednego argumentu przeciw. Podobno ateiści nie wierzą w dusze więc dlaczego wierzą w ''unikalność i niepowtarzalność indywidualną''. Nonsens. Jest wiele rzeczy, których wiedzieć nie mogli a przytaczali fakty historyczne. Może pan nie chce przyszłego wcielenia ale ja napewno mam taki zamiar. Nie ma żadnego ''raz się żyje'' itp. bzdury. Życie nie jest tylko jedno i takie są fakty. Unikalność kodu DNA nie stanowi żadnego dowodu ani argumentu. Proszę mi nie psuć humoru.
.
ODPOWIADAM TOMKOWI: Już odpowiadziałem w poprzednim Twoim komentarzu, jak wygląda sprawa argumentów/uzasadnień/dowodów dotyczących istnienia reinkarnacji. Nie ma żadnych na rzecz istnienia. Możesz oczywiscie wierzyć jak chcesz, to Twoja prywatna sprawa. Co do tego, bym nie psuł Tobie humoru, to zwróć uwagę, że to Ty wszedłeś na moją stronę i zacząłeś czytać. Ja mam prawo wypowiadać swoje poglądy także w sprawie boga i reinkarnacji. – Alvert Jann
I jest haczyk to, że czegoś nie można na razie udowodnić nie znaczy, że jest to bzdurą, lub wymysłem bo co jeśli coś zostanie odkryte za 5 lat to przez te 5 lat to nie istnieje? Nonsens. Naukowcy często się mylili, stwierdzili, że np. latimeria wyginęła 60 milionów lat temu a w rzeczywistości okazało się, że pływa do dziś. Nikt nie powiedział, że nauka jest nieomylna także pana wskazówki traktuje z przymrużeniem oka. Chyba mnie pan nie do końca zrozumiał (bynajmniej nie intencji). Nie wciskam kitu tylko pisze co uważam za stosowne. To naprawdę żadne kłamstwa.
. ODPOWIADM TOMKOWI: Możesz wierzyć, w co chcesz i mieć nadzieję. Nadzieja jest matką … żywych. Alvert Jann.
A akurat reinkarnacje bardzo trudno sprawdzić, bo niby jak mogą zweryfikować czy to ten czy tamten. A argument: inny mózg, inne ciało nie stanowi żadnego dowodu, gdyż świadomość zachodzi na poziomie atomowym i subatomowym. Może pan pisać co zechce ale ja mam swoje zdanie i go nie zmienię. Za 100 lat mogą być wyniki badań, które wiele powiedzą na tematy, które dziś pozostają tabu. Ja jestem bardzo wrażliwym człowiekiem i każde zagadnienie jest dla mnie wyzwaniem i często trudnością lub objawem nerwicy.
.
ODPOWIADAM TOMKOWI: Już odpowiadałem w poprzednim Twoim komentarzu, jak wygląda sprawa weryfikacji istnienia czegoś takiego jak reinkarnacja lub bóg. Najkrócej mówiąc, brak jakichkolwiek wiarygodnych argumentów/uzasadnienień/dowodów, że istnieją. Nie ma więc powodu, by w istnienie tego wierzyć.
Co do Twoich problemów (wspomionasz o nerwicy), to niestety, wskutek nauczania religii i religijnej indoktrynacji coraz wiecej ludzi w Polsce ma te problemy. Mogę tylko doradzić, żebyś uznał twardo, że te wierzenia są fałszywe i dziś są efektem nieuczciwej indoktrynacji prowadzonej przez kościoły lub różnych guru. Skoncentruj się na czymś innym, zajmij się pracą, studiami itp., przestań myśleć o bogu lub reinkarnacji. Nie ma powodu, by w te rzeczy wierzyć. – Alvert Jann
Oczywiście, że są powody i nie będę przytaczał już nawet filmów typu: ,,Chłopiec, który żył już kiedyś'' itp. Czemu choć raz nie może pan spojrzeć na coś niekrytycznym okiem bez dozy sceptycyzmu. Dlaczego niby żyć w świecie głupich motto: ''raz się żyje'' i tym podobne. Jeśli tak miałoby być naprawdę to życie nie ma żadnego większego sensu. Ja uważam że jest wiele powodów i proszę mi nie mówić, że jest tak czy siak bo tak naprawdę niewiadomo. Niby wierzą wszyscy w teorię ewolucji ale w unikalną świadomość jako jakiś kult niesłychany. Świadomość może być uniwersalna i proszę przestać mi pisać w co mam wierzyć a w co nie. .
.
ODPOWIADAM TOMKOWI: Możesz wierzyć, w co chcesz i mieć nadzieję. Nadzieja jest matką … żywych. Piszesz, żebym przestał pisać, w co masz wierzyć. Ale to Ty zacząłeś się zwierzać, że masz problemy z nerwicą, więc Ci udzieliłem rad. – Alvert Jann.
Dziękuję za rady, ale uważam, że chociażby książka Jima B. Tuckera ,,życie sprzed życia'' i analiza przypadków 2500 dzieci jest opatrzona chłodnym sceptycyzmem i komentarzem naukowym, nie czytałem ale mam zamiar i nie tyle skłania do wiary w reinkarnacje co do ''cieplejszego'' spojrzenia na historię dzieci i rzeczywistość, która potwierdzała się w dokumentach historycznych. Naprawdę nie zachęcam pana do niczego, ale czasem rzeczywistość lubi zaskakiwać i jeśli mam być szczery to uważam, że jeszcze nowe badania rzucą więcej światła na rzeczywistość i być może na pewne tematy skrajnie zmienią nasze spojrzenie. Ale to oczywiście moja opinia.
.
ODPOWIADAM TOMKOWI: Znam książkę Tuckera, nie wynika z niej, że reinkarnacja rzeczywiście ma miejsce i autor tego nie twierdzi.
A co do naszej dyskusji, to na dziś fakty są następujące: Po stronie wierzących w reinkarnację lub boga są tylko mgliste przypuszczenia lub nadzieje, że może kiedyś nauka odkryje coś takiego. Zaś po stronie niewierzących twardym faktem jest, że nauka nic takiego nie odkryła, oraz że nie ma wiarygodnych dowodów/uzasadnień/argumentów na rzecz istnienia reinkarnacji lub boga. Nie ma więc powodu, by w ich istnienie wierzyć. – Alvert Jann
Religia byla pierwsza proba wyjasnienia rzeczywistosci.Byla to proba ludzkiej wyobrazni i bajkowej logiki.Obecnie tysiace lat pozniej mamy sprawdzone metody nauki poznania rzeczywistosci. Jak napisales Alvert nauka wyjasnia duzo ale nie wszystko a religia wyjasnia nic!!O ile tysiace lat temu religia spelniala pewna role w spoleczenstwie to obecnie wiara religijna jest niedopuszczalnym absurdem.Jest to ta sama glupota jaka sklania ludzi do wiary we wrozenie z kart lub czytanie astrologicznych horoskopow. Reinkarnacja to
wschodnia fantazja tez nalezy do grupy ludzkich fabrykatow wyobrazni.