Artykuł w ”New York Times”: Nauka może uczyć się od religii

Dostałem link do nowego artykułu w ”New York Times” od około dziesięciu czytelników z wyraźnymi prośbami, żebym odpowiedział.


W porządku, zrobię to, chociaż moja odpowiedź ograniczy się do tego miejsca, bo nie ma żadnego sposobu na to, by ”New York Times” opublikował artykuł mówiący, że nauka i religia nie są sobie wzajem pomocne. Autorem tego artykułu jest David DeSteno, profesor psychologii z Northeastern University i autor książki Emotional Success: The Power of Gratitude, Compassion, and Pride. Więcej o nim i źródle jego funduszy (tak, możecie zgadnąć: Templeton Foundation!) później.  

 

 

Autorowi udaje się nadepnąć na wszystkie moje odciski, włącznie z wychwalaniem oślizgłej Kristy Tippett (musiałem dziś rano wysłuchać, jak pytała Daniela Kahnemana, jak udaje mu się „zamieszkiwać przestrzeń jego teorii”!) i krytykowania Stevena Pinkera. Zbadajmy jednak argumenty, które są niezależne od tego, czy DeSteno wielbi Kristę Tippett (nawiasem mówiąc, ją też finansuje Fundacja Templetona).


Tezą DeSteno jest to, że religia dała wkład w naukę i że argumentacja o rozdziale między tymi dwiema dziedzinami „może nie tylko podsycać niepotrzebną wrogość; może także spowalniać proces odkryć naukowych”.


Jak to się dzieje? Według DeSteno religia znalazła sposoby pozytywnego kontrolowania nie tylko indywidualnego zachowania, ale także grupowego zachowania. Jeśli badamy te religijne metody, możemy stworzyć hipotezy o tym, jak moglibyśmy zastosować tę behawioralną kontrolę do społeczeństwa. Innymi słowy, wkładem religii w naukę jest to, że sugeruje pewne hipotezy. Te hipotezy można następnie testować przy pomocy nauki, żeby zobaczyć, czy działają. Jak pisze DeSteno:

Religijne tradycje oferują bogaty zestaw idei o tym, jacy są ludzie i jak mogą zaspokajać swoje najgłębsze potrzeby moralne i społeczne. Przez tysiące lat ludzie zwracali się do duchowych przywódców i religijnych społeczności po wskazówki o tym, jak się zachowywać, jak współistnieć z innymi ludźmi, jak żyć sensownym i spełnionym życie – i jak dokonać tego wbrew wielu przeszkodom. Biolog Richard Dawkins, głośny krytyk religii, powiedział, że przysłuchując się i dyskutując z teologami, ”nigdy nie usłyszał od nich czegokolwiek o najmniejszej przydatności”. Niemniej jest pychą zakładanie, że religijni myśliciele, którzy przez stulecia zmagali się z działaniem ludzkiego umysłu, nigdy nie odkryli niczego interesującego dla naukowców badających ludzkie zachowanie.  


Tak samo, jak to co starożytne nie zawsze znaczy mądre, nie zawsze też znaczy głupie. Jedynym sposobem stwierdzenia, jak jest w rzeczywistości, jest przeprowadzenie empirycznego testu  idei – hipotezy. Wielokrotnie to robiłem w mojej pracy. Odkryłem, że religijne idee o ludzkim zachowaniu i o tym, jak na nie wpłynąć, choć nigdy nie warte ślepego przyjęcia, uzyskują czasem potwierdzenie przy naukowym ich zbadaniu.

Co to są za ”religijne idee”? Oto one:
 

1.) Medytacja. Myśl, że medytacja może zmniejszyć cierpienie i uczynić ludzi bardziej moralnymi, została – mówi  DeSteno – poparta przez naukę. Mówi, że ta myśl pochodzi z buddyzmu.

2.) Rytuał. DeSteno mówi, że nauka stwierdziła iż powtarzające się czynności rytuału prowadzą do większej samokontroli i uczuć ”przynależności i empatii”. Sugeruje, że użycie rytuału zapoczątkowała religia.  

3.) “Religijne cnoty, takie jak wdzięczność i uprzejmość”. Patrz poniżej.

I to tyle, choć można pomyśleć jeszcze o innych ideach. Można też dyskutować, czy rzeczywiście wywodzą się one z religii, ale do tego dojdę za moment. Jakie są wnioski  DeSteno?

Jeśli ten pogląd jest słuszny, religia może oferować narzędzia do wzmocnienia wielu rodzajów świeckich interwencji, takich jak zwalczanie nałogów, zwiększenie aktywności fizycznej, oszczędzanie pieniędzy i zachęcanie ludzi do pomocy potrzebującym. Te możliwości  współgrają z równoległymi badaniami, które pokazują, że przez kultywowanie tradycyjnych cnót religijnych, takich jak wdzięczność i uprzejmość, ludzie mogą także poprawić swoją zdolność osiągnięcia osobistych celów, takich jak sukces finansowy lub edukacyjny.


. . . Moim celem tutaj nie jest argumentowanie, że religia jest wewnętrznie dobra lub zła. Podobnie jak z większością instytucji społecznych, jej wartość zależy od zamiarów tych, którzy się nią posługują. Ale także w wypadkach, kiedy religia była używana do wzniecania konfliktów między grupami lub usprawiedliwiania krzywdzących hierarchii społecznych, albo zachęcania do fałszywych przekonań, badanie tego, jak udaje jej się operować mechanizmami umysłu, by dokonać swoich niecnych celów, może dać wgląd w nas samych – wgląd, którego można użyć do zrozumienia i zwalczania takich nadużyć w przyszłości, czy dokonują ich władze religijne, czy świeckie.  


Nauka i religia nie potrzebują siebie wzajemnie, by funkcjonować, ale to nie znaczy, że nie mogą wzajem z siebie korzystać.

Jest jasne, że DeSteno chodzi o to, że nauka może dokonywać odkryć, jeśli sprawdza hipotezy wynikające z badania religii, ale sama nauka nie odnosi korzyści. W końcu, nauka jest zestawem praktyk, które pomagają nam w dokonywaniu odkryć, a temu religia w żaden sposób nie pomaga. Domniemane korzyści odnosi społeczeństwo.


DeSteno nazywa te dające się testować hipotezy ”duchowymi technologiami”, które to słowo wziął od Kristy Tippett (ma ono jednak podejrzany smaczek scjentologii). Mówi jednak także, poprawnie, że te praktyki można oddzielić od religijnego dogmatu i nie uzasadniają one dogmatu żadnej religii. W odpowiedzi Pinkerowi, który na przedstawione mu tezy DeSteno powiedział, że to są praktyki kulturowe, nie zaś religijne, DeSteno mówi, że trudno je odróżnić.


I rzeczywiście trudno, co jest jednym z problemów tezy DeSteno. Czy te techniki wynikają z studiowania religii i jej domniemanych sukcesów, czy pochodzą skądinąd? Jestem skłonny przyznać, że medytacja pochodzi z buddyzmu Zen, choć wielu ludzi nie uważa tego za religię. Ale niezależnie od tego, wydaje się to mieć wartość, choć niektórzy ludzie, jak Dan Dennett, nigdy nie czują “mindfulness” [„uważności”] ani “wyjścia poza siebie” zachwalanych przez zwolenników medytacji takich jak Sam Harris.


Jeśli chodzi o pozostałe dwa, nie jestem taki pewien, że pochodzą od religii. Rytuał prawdopodobnie na długo wyprzedzał dzisiejsze religie i mógł mieć niewiele wspólnego z wiarą w istoty boskie. Początki rytuału gubią się w niedającej się zbadać przeszłości naszego gatunku. To prawda, religia mogła przyjąć rytuały, takie jak śpiew i taniec z nastolatkowego okresu naszej ewolucyjnej historii.


I, oczywiście istnieją inne sposoby budowania więzi. Czy kibice futbolowi wywodzą skandowanie i solidarność z religii? Nie sądzę. Jest wiele rzeczy, które pomagają nam w tworzeniu więzi  i wiele rytuałów, które to ułatwiają, a z pewnością ich część nie pochodzi z religii. Dlaczego nie napisać artykułu: „Czego nauka może nauczyć się z futbolu?” 


Tutaj jest wideo z proponowanego artykułu:

 

Jeśli chodzi o “wdzięczność i uprzejmość”, zaprzeczam, by miały one pochodzić z religii.  Choć niektóre religie akcentują je, wiele religii zachęca do okazywania ich wobec własnych wyznawców, ale wzywa do nietolerancji i niechęci wobec członków innych wyznań. Taka była w rzeczywistości sytuacja przez większość religijnej historii. Jeśli przypisujesz religii „wdzięczność i uprzejmość”, to musisz również przypisać religii „niechęć, ksenofobię i nietolerancję wobec innych”. Tutaj DeSteno wymachuje obosiecznym mieczem.


Wiele jest powodów, by sądzić, że religia przyjęła postawę ”wdzięczności i uprzejmości” od świeckiego rozumowania i od ewolucji. Te cnoty powstawały przez doświadczenie i ewolucję przez długi okres czasu, kiedy ludzie żyli w małych grupach – grupach ludzi, którzy znali się wzajemnie i mogli dlatego praktykować te cnoty wobec spodziewanego odwzajemnienia ze strony innych. I, oczywiście, świecka etyka podkreślała te cnoty od – od zawsze. Jak powiedziała mi Rebecca Goldstein, filozofia moralna jest całkowicie świeckim przedsięwzięciem. I ma rację. Religia po prostu przejęła te cnoty od istniejących już grup.  


Jest tu jednak coś więcej do powiedzenia. Religia miała także szkodliwy wpływ na najnowszą historię ludzkości, nie z powodu naukowych badań religijnych metod kontrolowania ludzi, ale z powodu świeckich przedsięwzięć małpujących religijne metody kontrolowania ludzi. Na przykład:  

  1. Groźby jako sposób kontrolowania zachowania. Nie ma nic bardziej przekonującego jak zmuszanie ludzi, by się zachowywali w dany sposób przez grożenie im karami, jeśli tego nie zrobią.  Religia jest w tym znakomita, szczególnie przez groźbę przypalania na ogniu piekielnym.  Dyktatury używały innych gróźb, by zmusić ludzi do podporządkowania się. Czym są nazizm i stalinizm, jak nie opresyjnymi ideologiami, które używają metod religii, włącznie z boskimi postaciami, groźbami, rytuałami i karami za apostazję i bluźnierstwo?
  2. Pozbawienie wolności słowa. Religie dławiły herezję przez stulecia, a tę technikę przejęły totalitarne reżimy, by zapewnić sobie kontrolę.  
  3. Użycie autorytetu władzy, by wymusić swoją wolę. Wspomnę tutaj, jak niektórzy katoliccy księża używali prestiżu Kościoła, by molestować seksualnie dzieci i młodzież.
  4. Obietnice nagrody, jeśli dasz pieniądze lub poświęcisz Kościołowi pracę. Ludzie, którzy płacą dziesięcinę, oczekują nagród, często w życiu następnym. Ale cwaniacy „ewangelii dobrobytu”, jak Creflo Dollar, a także scjentolodzy, używają tych obietnic nagród, by doprowadzić do bankructwa swoich akolitów. 

Naukowcy mogli nie badać tych religijnych metod w celu osądzenia ich skuteczności. W końcu, kto finansowałby badanie o tym, czy zdobywanie religijnej władzy nad kimś czyni bardziej prawdopodobnym, że zostanie ofiarą seksualnego molestowania? Ale hipotezy, że te metody działają, można zasadnie przypisać religii (przynajmniej równie zasadnie, jak trzy idee wspomniane powyżej) i były one używane do szkodzenia ludziom. W sumie, nie można powiedzieć, że istnienie religii było, ogólnie rzecz biorąc, dobre w sprawianiu, że ludzie czują się dobrze i dobrze się zachowują. Podobnie, nie możemy powiedzieć, że odkrycia naukowe o ludzkim zachowaniu byłyby mniej rozwinięte, gdyby religia nie istniała.  


Można jednak zarobić mnóstwo forsy i uzyskać publiczną aprobatę przez twierdzenie, że nauka i religia mają wiele do nauczenia się wzajemnie. [Od 2014 roku DeSteno z kolegami uzyskał od Templetona granty na sumę powyżej 600 tysięcy dolarów.] Tak, nauka często może testować religijne twierdzenia (Adam i Ewa, skuteczność modlitw i tak dalej) i te twierdzenia zawsze są obalane. Jeśli chodzi o wkład religii do nauki, jak to przedstawił DeSteno w tym artykule, no cóż, nie jest imponujący.


Nie przysparza „New York Timesowi” chwały, że publikuje takie podlizujące się religii artykuły. Mogliby udzielić tyle samo miejsca na krytykę religii!


h/t: Greg Mayer, Michael


New York Times op-ed: Science can learn from religion

Why Evolution Is True, 3 lutego 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Artykuł pochodzi z portalu Listy z naszego sadu

O autorze wpisu:

Jerry Allen Coyne (ur. 1949) – amerykański biolog, znany z krytyki koncepcji "inteligentnego projektu". Profesor biologii na Wydziale Ekologii i Ewolucji University of Chicago. Wybitny i aktywny nowy ateista, laureat wyróżnienia Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów "Racjonalista Roku" za rok 2013, stały współpracownik Andrzeja i Małgorzaty Koraszewskich na portalu Listy z naszego sadu.

3 Odpowiedzi na “Artykuł w ”New York Times”: Nauka może uczyć się od religii”

  1. Swietny esej. Nauka rozwinela sie wbrew religii . Metody nauki sa zaprzeczeniem  irracjonalnych  religijnych metod objawien i cudow. W dziedzinie  moralnosci religia nie okazala sie sukcesem. Religijne wojny, brutalne konflikty i seksualne naduzycia dyskwalifikuja religie jako kompas moralnosci. W sumie nauka nie moze nauczyc sie niczego dobrego od religii. 

     

  2. New York Times powinien publikowac artykuly sugerujace aby kosciol katolic ki skupil sie na walce z pedofilia raczej niz sugerujace aby nauka uczyla sie od religii. Astronimia nie moze nauczyc sie niczego od astrologii ani religii.

  3. @JANUSZ

    Podobno znowu oskarżono kard. Jerzego Pella o pedofilię a nawet papież mu poważnie pogroził paluszkiem.

    Tyle właśnie warta była kreacjonistyczna batalia Jego Eminencji z Ryszardem Dawkinsem, bynajmniej nie pedofilem…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

5 × pięć =