Mam wrażenie, że nasz stosunek do wymienionych w tytule istot jest zwykle głęboko nieracjonalny. Nie mam dzieci, ale rozglądam się i zastanawiam nad ich posiadaniem, na razie widzę jak wyglądają zwykle młodzi rodzice – jak zombie. Myślę, że wynika to z musu zapewnienia najszczęśliwszego dzieciństwa jakie może być, co zwykle kończy się nieustannym „stymulowaniem rozwoju” dzieci, które wyrastają na jeszcze większych egocentryków niż ich natura stworzyła. Tyle pomyj wylano na głowę Rousseau, że oddał swe dzieci do ochronki, a przecież on chciał, by dzieci wychowywało państwo, i dlatego to zrobił. Myślę, że są 4 modele wychowania: amerykański, szwedzki, francuski, i trzecioświatowy. Amerykański dzieli się na okres total fun i zarabiania pierwszych własnych pieniędzy. Amerykanie przerywają rozmowę jak wchodzi do pokoju dzieciątko. Pamela Druckerman pisze o zdziwieniu Francuzek w USA, tym, że 20 dorosłych osób potrafi przerwać rozmowę i robić rozmaite fiki miki do dziecka, które ma w USA status Boga. Nic dziwnego, że Amerykanie jako dorośli są często rozpieszczonymi dupkami i egocentrykami. Model szwedzki jest bardziej socjalny; dziecko ma dostrzec, że nie jest samo na świecie, ale ma z kolej prawo wyżywać się emocjonalnie na rodzicach; z kopaniem włącznie. Model francuski, jak twierdzi Druckerman, sprowadza się do socjalizacji, poprzez nie spełnianie od razu zachcianek dziecka (magiczne słowo attende – „poczekaj”), i próby obrony życia rodziców, którzy po położeniu bachorka spać mają własne życie. Francuzi unikają przestymulowywania dzieci. Model krajów biednych, to model pracy dzieci dla rodziny, co ma prócz wad jedną zaletę: dzieci lubią robić coś ważnego i odpowiedzialnego. Myślę, że jako cywilizacja grawitujemy w stronę podejścia amerykańskiego, w którym dziecko jest bogiem i włada nami i naszym czasem. Kryzys demograficzny krajów bogatych sprzyja totalnemu ubóstwieniu boga-dziecka. Dorośli dziecinnieją, dzieci nie dorośleją. Np. powiedzenie oczywistego faktu, że dzieci są głupie (mają prawo być, bo są od niedawna na świecie), powoduje gniew wielu, niekoniecznie dzieciatych.
Zwierzątka. Ten fragment na pewno będzie najbardziej kontrowersyjny, bo ludzie potrafią np. wierzyć, że one naprawdę prowadzą z nimi konwersację. Pies traktuje człowieka jak przewodnika-szefa stada, stąd wynika pewne przywiązanie, ale poza tym to kocha za żarcie i nic więcej. Kot, jako samotnik, liczy tylko na ciepły kąt i żarcie. Wielokrotnie widzi się, iż ludzie nie mogący zdobyć się na dobre relacje z ludźmi, wybierają relację ze zwierzętami. Czasem dochodzi też sadyzm bo tym pachnie moim zdaniem posiadanie wielkiego psa, pozbawionego kagańca na spacerze. Na moim osiedlu wielokrotnie muszę przechodzić obok takich bydląt. Nie wiem czemu ludzie, których wilki i psy kiedyś zjadały, dziś wpuszczają drapieżniki do własnych domów. Osobiście lubię te zwierzęta, które mnie nie zjedzą, jeśli padnę trupem i nie ugryzą mnie w rękę bo coś tam. Miałem więc żółwie. Do dziś, gdy oglądam programy o orłach, żółwiach i skałach, jestem wściekły na orły i cieszę się, że wymierają. Gdy czytam o dzieciakach pastwiących się nad żółwiami ogarnia mnie wściekłość. Podobnie reagują ludzie posiadający kiedyś psy, na pastwienie się nad nimi. Nie jestem z tych, którzy uważają, że najpierw trzeba się zająć cierpieniem dzieci, a potem dopiero psów i zwierząt, ale myślę, że nasze podejście do zwierząt ulega deformacji i iluzjom, ponieważ jako ludzie – jedyny inteligentny gatunek, jesteśmy osamotnieni na naszej planecie. Stąd na przykład mówimy o inteligencji delfinów, choć te lądują na plażach jak ciołki. Jak to ujął komik Jerry Seinfeld: „słowa takie jak wybrzeże i blisko, nie figurują w ich słowniku”.
Podobnie mało racjonalne jest nasze podejście do roślin. W utopijnej książce francuskiej lewicowej myślicielki Mony Chollet „Tyrania rzeczywistości”, występuje wielu antybohaterów, ale jedyni bohaterowie to w sumie ekologowie. Wychwala ona kobietę, która mimo terroru helikopterów i koparek trwa wiele dni na wielkiej sekwoi, by jej nie ścięto. Czy jednak jest to naprawdę cośkolwiek więcej, niż zwykły sentymentalizm? Czy jest to coś więcej niż żal za uroczą knajpką, która splajtowała? Czy ekoterror jest czymkowlwiek usprawiedliwiony, skoro większość drzew na ziemi posadził człowiek? Jak to jest z tym mówieniem do roślin, i czy miłość do lasu deszczowego nie jest przypadkiem formą religii, nienawistnej wobec tego co ludzkie (kultury, cywilizacji), czy film „Avatar” nie jest anty-ludzki, a pro-roślinny? Zapraszam do dyskusji.
Czemuż, ach czemuż miałoby mnie martwić czy mnie moje zwierzaki zeżrą po śmierci, czy też nie? Toż to po śmierci będzie 🙂
Mogą zacząć przy omdleniu
Obawiam się, że z tymi modelami wychowawczymi to stereotypy. To nie zależy od narodowości, tylko jak już to od klasy społecznej. Ten tzw francuski to, z której strony na to nie patrzeć, to mi się z menelstwem kojarzy. Tam też dziecko jest na ostatnim miejscu, nikt się nim nie przejmuje a potrzeby wszystkich są ważniejsze niż jego. W zasadzie nie wiadomo po co się urodziło, zapewne przez przypadek, bo rodzice nie ogarnęli zawiłości antykoncepcji.
To co się określa jako model amerykański, to klasa średnia i wszyscy, którzy do niej pretendują. W zasadzie najbardziej naturalny. W pierwotnych społecznościach o dzieci się dbało i były ważną częścią społeczności. Nie bez powodu sama matka natura sprawia, że dzieci wzbudzają pozytywne emocje i sam instynkt nakazuje wszystko rzucić i zająć się dzieckiem w potrzebie. I dopóki to nie wejdzie w jakąś patologię, typu helicopter parenting czy cokolwiek innego mającego na celu ubezwłasnowolnienie dziecka i zrobienie z niego marionetki zaspokajającej rodzicielskie ambicje, to wszystko ok.
Afrykański model w założeniu jest podobny do amerykańskiego, z tym, że zamiast wspólnych rozrywek i edukacji, jest praca. I też dopóki to nie idzie w stronę europejskiego XIX-wiecznego child labour, to też jest ok.
Natomiast jeśli chodzi o zwierzęta, to fakt, że nie mają zdolności do abstrakcyjnego myślenia, z wszystkimi tego konsekwencjami, nie znaczy, że nie są myślącymi istotami, z którymi nie da się nawiązać relacji. Jak obserwowałam swojego psa, zwłaszcza jego relacje z innymi psami, to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nie są to instynktowne, algorytmiczne zachowania, które bardziej tego psa plasują w kategorii robota skonstruowanego z materii organicznej, niż w kategorii żywa, myśląca istota.
Co do roślin, to zgadzam się, że to tylko element krajobrazu. Jeszcze owady zostały. Niby zwierzęta, ale mam ambiwalentne odczucia co do ich jestestwa.
Proponuje lekturę P. Druckerman czemu dzieci w Paryżu nie płaczą. Różnice są kulturowe a nie klasowe. Dlaczego dziecko ma być na 1 miejscu? To rodzi egocentryzm. Z psami jest relacja, ale nie taka jak się właścicielom wydaje lecz o wiele prostsza
Ta książka to zwykłe stereotypy. Niepoparte na dodatek żadnymi socjologicznymi badaniami. Ktoś sobie coś wymyślił i napisał. Matka natura na to stworzyła instynkt opiekuńczy, który nakazuje stawiać potrzeby dziecka na pierwszym miejscu, żeby one w ogóle zostały zaspokojone. Odkładanie wszystkiego na później kończy się zazwyczaj różnie. Podobnie jak czekanie aż się komuś coś zrobić zachce. W sytuacji kiedy mamy do czynienia z kimś kto nic wokół siebie zrobić nie potrafi ani nie jest w stanie samodzielnie zaspokoić żadnej swojej potrzeby, to ludzkość by nie przetrwała, jakby nie była wyposażona w w/w mechanizmy. Do tego jeszcze dzieci, zwłaszcza małe, żyją chwilą, nie istnieje dla nich pojęcie przyszłości, więc jak ktoś nie zaspokaja ich potrzeb tu i teraz, to z ich punktu widzenia nie zaspokaja ich wcale. Musi to mieć przełożenie na poczucie bezpieczeństwa, z wszystkimi tego konsekwencjami.
Co do egocentryzmu, to obawiam się, że jest odwrotnie. Dzieci szybko dopasowują się do norm społecznych. I jak widzą, że normą społeczną jest olewanie cudzych potrzeb, albo zaspokajanie najpierw własnych a potem cudzych bez względu na ich istotność, albo zaspokajanie cudzych według własnego widzimisię i jeszcze stawianie osób najsłabszych i wymagających pomocy na samym dole drabiny społecznej, to nie ma bata, żeby samo nie zaczęło tak postępować. Też nikomu nic nie da, nie podzieli się, nie pomoże, a słabszego potraktuje z buta. I nawet obowiązkowe lekcje etyki w szkole tego nie zmienią.
Myśli pani bardzo nie racjonalnie bo skrajnościami. Rodzice którzy zapominają o swoich potrzebach wkrótce zaczynają strajkować nerwowo w opiece nad dziećmi. Książka Druckerman jest dobrze udokumentowana i ze wszech miar godna polecenia zwl. Pani bo widać że pani jej nie czytala…
Delfiny lądują na plażach jak ciołki …i owszem, mimo, że sam takiego nie widziałem, za to ludzi lądujących jak ciołki na plażach ciężko ominąć.
Nie dziwię się, że ogarnia Pana wściekłość na widok krzywdy wyrządzanej żółwiowi, być może jest to przelana miłość rodzicielska na żółwia, do którego się Pan przywiązał.
Widział ktoś tabliczkę na płocie z napisem „Uwaga! Zły tygrys, Zły słoń!” …ja nie, dlatego uważam, że agresywne zwierzęta (pies to też zwierzę) powinny być w Zoo. Zwierzęta i tak mają niejednokrotnie większe prawa niż ludzie, którym zabrania się np.eutanazji, jak koń jest umierający to mu się posyła kulkę w łeb, psa usypia, pies musi mieć odpowiednią wielkość kojca, człowiek może spać na dworcu, lub śmietniku.
Gówniany interes z tymi psami… wymownie ukazuje to poniższy filmik, samo życie!
https://www.youtube.com/watch?v=wCyhy4JUGMg
Kto nie słyszał truizmu, że dzień narodzin dziecka, to najwspanialszy dzień w życiu?
Będąc młodym człowiekiem nie zauważałem piękna w niemowlakach, a wręcz widziałem pomarszczone maleństwo, uosobienie brzydoty. Dzień w którym zobaczyłem moją wspaniałą córeczkę, był dniem, w którym ujrzałem piękno niemowlaków, piękno! z którym nic nie może się równać! Czy jest to sprzeczność, czy może biologia, która pozwala przetrwać naszym genom w potomstwie? Miłość dla bezbronnego dziecka, które pozostawione same sobie nie przeżyje.
Ile razy słyszałem, że „ja dostawałam wpierdol od rodziców, to dlaczego nie mam bić mojego dziecka? TYLKO tak wychowam dziecko!” To są stereotypy. Nie używam przemocy wobec mojej córki i mam wspaniałe relacje z dzieckiem. Jest nieprawdą, że będąc pobłażliwym dla dziecka to nam wejdzie na głowę! Wspominam moje dzieciństwo i widzę brak szacunku dla dzieci i nie popieram takiego modelu wychowania. Miłość dla własnych dzieci jest wyjątkowo piękna w swej niewinności i nie widzę w niej nic nieracjonalnego, bardziej niepokoi mnie stawianie wyżej żółwia nad orłem…
Ta uwaga o żółwiu dotyczyła tego ze wlasnie sam nie zawsze racjonalnie podchodzę do zwierząt. Dzieci zasluguja na opieke, ale szacunek to coś na co trzeba sobie zasłużyć więc z definicji szkraby będące na ziemi od chwili nie zasluguja
Zgadzam się, że dzieci nie zasługują na szacunek z definicji, tak samo jak rodzice na szacunek muszą sobie zasłużyć.
Biologia, ewolucja nas tak ukształtowała, że my, ludzie najdłużej wychodzimy z okresu dzieciństwa, będąc bardzo długi okres niezdolnymi do przeżycia samodzielnie. Może gdyby niemowlak potrafił po porodzie chodzić samodzielnie (podobnie jak u innych zwierząt) bylibyśmy mniej zaangażowani w długoletnią opiekę.
Człowiek nie zawsze podchodzi do życia racjonalnie (czy jest to w ogóle możliwe?) dlatego nie trzeba „panikować” z żółwiem.
Czy film Avatar jest anty – ludzki? w pewnym sensie można podciągnąć takie rozumowanie pod antyludzkie, czy jest to racjonalne? można podyskutować.
Słowo religia ma pejoratywny wydźwięk, dlatego nie lubię słowa religia, ale gdyby nie istniały religie w takiej formie jak w naszym kraju i na świecie to spokojnie mógłbym nazywać zachwyt nad lasami deszczowymi „religią”, zachwyt kosmosem, podniecające uniesienia na koncertach, zżycie się z bohaterem książki, przenosząc się w wyimaginowany świat, lub grając w gry video na PlayStation, zanurzając się w wirtualną rzeczywistość, mój ulubiony oskymmoron 🙂 …niech to będzie naszą religią!