Gdy przyjemność staje się grzechem

 

 

Fragment książki Sama Harrisa „Koniec wiary. Religia, terror i przyszłość rozumu”, Wydawnictwo Błękitna Kropka, Nysa 2012.

Uwaga – Dzięki uprzejmości tłumacza i wydawcy książki, Dariusza Jamrozowicza, każdy, kto zamówi książki do 25 grudnia włącznie i umieści w zamówieniu w rubryce „Informacje dodatkowe” dopisek „PROMOCJA! RACJONALISTA.TV„, ma przesyłkę gratis, na koszt wydawnictwa. Szukaj na stronie Błękitnej Kropki.

 

 

Gdy przyjemność staje się grzechem. Sam Harris

 

To nie przypadek, że ludzie wiary często chcą ograniczać prywatną wolność innych ludzi. Ten odruch ma mniej wspólnego z historią religii, a więcej z jej logiką, bo sama idea prywatności jest niezgodna z istnieniem Boga. Jeśli Bóg widzi i wie wszystko, pozostając istotą tak zaściankową, że gorszą go pewne zachowania seksualne lub stany umysłu, wtedy to, co ludzie robią w zaciszu swoich domów – mimo że to może nie mieć najmniejszych konsekwencji dla ich publicznych zachowań – dla ludzi wiary będzie nadal zagadnieniem interesu społecznego.

 

Widać, że skupiają się tu rozmaite religijne pojęcia przestępstwa – szczególnie zainteresowanie seksualnością nieprokreacyjną oraz bałwochwalstwem – i wydaje się, że wielu z nas dają one poczucie, że w zgodzie z etyką stoi karanie ludzi, często srogo, za angażowanie się w prywatne zachowanie, które nikomu nie wyrządza krzywdy. Podobnie jak w większości kosztownych przykładów irracjonalności, której ludzkie szczęście daje się ślepo podporządkowywać i niszczyć już od wielu pokoleń, rola religii jest tu zarówno wyraźna, jak i fundamentalna. By ujrzeć, że nasze prawa przeciwko „występkowi” nie mają w rzeczywistości nic wspólnego z ustrzeżeniem ludzi przed fizyczną lub psychologiczną krzywdą – a chodzi w nich wyłącznie o to, by nie rozgniewać Boga – wystarczy tylko wziąć pod uwagę fakt, że seks oralny lub analny pomiędzy dorosłymi osobami świadomymi swych czynów pozostaje przestępstwem kryminalnym w trzynastu stanach. Cztery z tych stanów (Teksas, Kansas, Oklahoma i Missouri) zabraniają tych czynności parom tej samej płci, a zatem faktycznie zabraniają homoseksualizmu. Pozostałe dziewięć zakazuje dobrowolnego seksu analnego wszystkim (te oazy sprawiedliwości to Alabama, Floryda, Idaho, Luizjana, Missisipi, Północna Karolina, Południowa Karolina, Utah i Wirginia). Nie trzeba być specjalistą od demografii, żeby zdać sobie sprawę, że chęć karania świadomych swych czynów osób dorosłych za nieprokreacyjne zachowania seksualne wykazuje dość silną korelację z wiarą religijną.

 

Za wpływ wiary na przepisy naszego prawa karnego przychodzi nam płacić szczególną cenę. Rozważmy przypadek narkotyków. Tak się składa, że istnieje sporo substancji – wiele z nich występujących w sposób naturalny – których przyjmowanie prowadzi do przejściowych stanów niezmiernej przyjemności. Jest prawdą, że czasem prowadzą one również do przejściowych stanów nieszczęścia, lecz nie ma wątpliwości, że normą jest tu przyjemność, w przeciwnym razie ludzie nie odczuwaliby ciągłego pragnienia zażywania tych środków już od tysięcy lat. Oczywiście, to nic innego jak właśnie przyjemność stanowi problem związany z tymi substancjami, gdyż przyjemność i pobożność od zawsze pozostają w niełatwym związku.

 

Jeśli spojrzymy na nasze przepisy prawne dotyczące narkotyków – a tak naprawdę na wszystkie przepisy dotyczące nierządu, pornografii, narkotyków i hazardu – to jedyna porządkująca je zasada, która wydaje się nadawać im jakiś sens, jest taka, że wszystko, co mogłoby radykalnie przyćmiewać modlitwę lub prokreacyjną seksualność jako źródła przyjemności, zostało wyjęte spod prawa. W szczególności został zakazany każdy narkotyk (LSD, meskalina, psylocybina, DMT, MDMA, marihuana itd.), któremu jego użytkownicy przypisują duchowe lub religijne znaczenie. Obawy o zdrowie naszych obywateli lub ich wydajność są w tej debacie jedynie wybiegiem mającym odwrócić naszą uwagę, co potwierdza legalność alkoholu i papierosów.

 

Fakt, że ludzie są oskarżani i zamykani w więzieniu za używanie marihuany, podczas gdy alkohol pozostaje jednym z podstawowych dostępnych artykułów, z całą pewnością sprowadza do absurdu każde twierdzenie, że nasze prawo narkotykowe jest tak zaprojektowane, aby powstrzymywać ludzi od wyrządzania krzywdy sobie lub innym. Alkohol jest pod każdym względem substancją bardziej niebezpieczną. Nie ma żadnego zaakceptowanego medycznego zastosowania i dość łatwo przyjąć dawkę śmiertelną. Jego rola w powodowaniu wypadków drogowych jest poza wszelką dyskusją. Sposób, w jaki alkohol pozbawia ludzi zahamowań, przyczynia się do przemocy między ludźmi, obrażeń ciała, nieplanowanej ciąży i rozprzestrzeniania się chorób wenerycznych. Wiadomo również powszechnie, że alkohol uzależnia. Spożywany w dużych ilościach przez wiele lat, może prowadzić do wyniszczających neurologicznych upośledzeń, marskości wątroby i do śmierci. W samych tylko Stanach Zjednoczonych ponad 100 tys. ludzi rocznie umiera z powodu używania alkoholu. Jest on także bardziej toksyczny dla rozwijającego się płodu niż jakikolwiek inny nadużywany narkotyk. (Tak naprawdę wydaje się, że tzw. crack babies* w rzeczywistości cierpią na płodowy zespół alkoholowy). Żadnego z tych zarzutów nie da się wysunąć pod adresem marihuany. Jako narkotyk marihuana jest niemal jedyna w swoim rodzaju, gdyż posiada wiele medycznych zastosowań, a jej śmiertelna dawka jest nieznana. Podczas gdy niepożądane reakcje na leki takie jak aspiryna oraz ibuprofen są według szacunkowych obliczeń uważane za przyczynę 7600 zgonów (i 76 tys. hospitalizacji) każdego roku w samych tylko Stanach Zjednoczonych, to marihuana nie zabija nikogo. Jej rola jako „narkotyku inicjacyjnego” obecnie wydaje się mniej przekonująca niż kiedykolwiek wcześniej (a nigdy nie była przekonująca). Tak naprawdę to wszystko, co ludzie robią – prowadzenie samochodu, latanie samolotami, uderzanie piłeczek golfowych – jest bardziej niebezpieczne niż palenie marihuany w zaciszu domowym. Każdy, kto spróbowałby na poważnie argumentować, że warto zakazać marihuany z powodu ryzyka, jakie stanowi dla ludzi, zorientuje się, że potęga ludzkiego mózgu jest po prostu niewystarczająca do wykonania tego zadania.

 

Mimo to jesteśmy tak daleko od zacienionego gaju rozsądku właśnie dziś, gdy ludzie wciąż karani są dożywotnim więzieniem, bez możliwości ułaskawienia, za uprawianie, sprzedaż, posiadanie czy kupowanie tego, co w rzeczywistości jest naturalnie występującą w przyrodzie rośliną. Pacjenci z nowotworami oraz porażeniem kończyn skazywani są na kilkudziesięcioletnie kary więzienia za posiadanie marihuany. Właściciele sklepów ze sprzętem do uprawy roślin otrzymują podobne wyroki, ponieważ niektórych z ich klientów przyłapano na uprawianiu marihuany. Cóż wyjaśnia to zadziwiające marnowanie ludzkiego życia i środków materialnych? Jedynym wyjaśnieniem jest to, że nasz dyskurs na ten temat nigdy nie został zobowiązany do odbywania się w granicach racjonalności. Zgodnie z naszymi obecnymi przepisami prawa można z łatwością przewidzieć, że gdyby wynaleziono środek, który nie łączyłby się z ryzykiem wyrządzenia fizycznej krzywdy ani uzależnienia jego użytkowników, ale powodowałby krótkotrwałe uczucie duchowej rozkoszy i epifanii u 100 proc. tych, którzy go spróbowali, to środek ten byłby nielegalny, a ludzi karano by bezlitośnie za jego używanie. Jedynie lęk przed biblijnym przestępstwem bałwochwalstwa wydawałby się nadawać sens takiej chęci karania. Ponieważ jesteśmy ludźmi wiary, nauczonymi interesować się grzesznością naszych sąsiadów, wyrobiliśmy w sobie tolerancję na nieuzasadnione użycie władzy państwowej.

 

Nasz zakaz dotyczący niektórych substancji doprowadził do tego, że tysiące skądinąd produktywnych i przestrzegających prawa mężczyzn i kobiet są zamykane na całe dziesięciolecia, czasem na całe życie, a ich dzieciom wyznacza się kuratora. I jak gdyby ten spływającymi kaskadami horror nie był dość zatrważający, to jeszcze brutalni przestępcy – mordercy, gwałciciele i osoby molestujące nieletnich – są regularnie zwalniani warunkowo, aby zrobić dla nich miejsce w więzieniu. Wygląda na to, że przekroczyliśmy tu banalność zła i daliśmy nura w głębiny absurdu.

 

* Dzieci matek, które brały kokainę – będąc w ciąży (przyp. tłum.).

Tłumaczenie Dariusz Jamrozowicz, wydawca książki „Koniec wiary”

O autorze wpisu:

Sam Harris (ur. 1967) – pisarz amerykański, sławny nowy ateista, autor książek oraz licznych esejów opublikowanych w New Statesman, Nature, The Washington Post, Edge, The New York Times, Newsweek. Założyciel i członek The Reason Project.

One Reply to “Gdy przyjemność staje się grzechem”

  1. religie mają obsesje na kontrolowaniu uczucia przyjemności, wpajają poczucie winy i to z najbardziej naturalnej potrzeby – seksu, co może wywołać poważne zaburzenia i choroby.
    Brońmy świeckości państwa i nie pozwalajmy na głoszenie kłamstw religijnych!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

9 − 7 =