Solowy recital Piotra Anderszewskiego we wrocławskim NFM, jaki odbył się w listopadowy czwartek (10.11.22) wywarł na mnie niezapomniane wrażenie. Nie brakuje krytyków muzycznych i melomanów pomstujących na to, że skończył się czas wielkich muzycznych indywidualności – pianistów, dyrygentów, skrzypków i śpiewaków. W pogodny, jesienny wieczór polsko – węgierski pianista udowodnił nam, że jest inaczej. To co usłyszeliśmy było wielką pianistyką, jednocześnie bardzo indywidualistyczną, nie pasującą do żadnych szkół i schematów.
W ocenie gry Anderszewskiego jestem trochę neofitą. Jego pierwsze płyty nie zachwyciły mnie tak bardzo, jak wielu moich znajomych melomanów. Poszło o Beethovena, jednego z moich ukochanych kompozytorów. Dla wielu Beethoven a la Anderszewski był prawdziwą, muzyczną rewolucją, ja jednak pozostawałem nieporuszony, stojąc po stronie Beethovena pełnego przestrzeni, architektonicznego i czyniącego z pianisty raczej sługę niż współtwórcę. Oczywiście kolejne koncerty i nagrania wybitnego pianisty udowadniały mi, że mój początkowy sceptycyzm był błędem. Wzruszył mnie Mozart Anderszewskiego i jego pełne zapału opowieści o operowym żywiole zawartym w pianistyce tego kompozytora.
I oto usłyszeliśmy program złożony głównie z muzyki Jana Sebastiana Bacha, a konkretnie z wybranych ogniw cyklu Das wohltemperierte Klavier. Były to:
Preludium i Fuga As-dur BWV 886
Preludium i Fuga dis-moll BWV 877
Preludium i Fuga F-dur BWV 880
Preludium i Fuga b-moll BWV 891
Preludium i Fuga Es-dur BWV 876
Preludium i Fuga g-moll BWV 885
Preludium i Fuga E-dur BWV 878
Preludium i Fuga gis-moll BWV 887
Oprócz tego pianista zagrał Wariacje op. 27 Antona Weberna po który płynnie i zaskakująco przeszedł, niemal jednym ciągiem, do Sonaty fortepianowej As-dur nr 31, op. 110 Ludwiga van Beethovena. Na bis mieliśmy znów Bacha i Szymanowskiego.
O swoim pomyśle na cykl Bachowski tak pisał Anderszewski zarówno w programie tego koncertu, jak i na nowej płycie wydanej przez Warner:
„Postanowiłem ułożyć elementy w kolejności według własnego subiektywnego wyboru […]. Ideą tego konkretnego porządku jest stworzenie sensu dramatu, który sugeruje cykl dwunastu charakterów rozmawiających ze sobą, tworzących lustrzane odbicie. W muzyce zawsze jest jakaś historia, emocjonalna narracja, gdy jeden utwór podąża za drugim i go opowiada, niezależnie od tego, czy jest to kwestia kontrastu, czy ciągłości. Patrząc poza kontrapunktyczną sztukę, dostrzegam preludia i fugi w Das Wohltemperierte jako utwory-postaci”.
Piotr Anderszewski
Musiałem przytoczyć te słowa, bo jak inaczej oddać innymi zdaniami tak abstrakcyjne spojrzenie na genialną muzykę Bacha? Utwory – postaci. Przypomina mi to Indie, gdzie poszczególne ragi (skale, schematy improwizacji i utwory) mają swoje osobowości, „boginki rag”, malowane w służących za instrukcje dla muzyków obrazach. Wkleję tu nawet jeden taki ragowy portret.
Nie wiem, czy wielki pianista zainspirował się filozoficznym podejściem Hindusów do muzyki, ale musiałem o tym wspomnieć, bo widzenie w dziełach muzycznych osób, charakterów i postaci ma długą i bardzo wdzięczną tradycję. Przekracza to też granice w jakim zamknięte są poszczególne gatunki sztuki, bo oto w ten sposób muzyka staje się rzeczywistym teatrem, tańcem nie potrzebującym wcale tancerzy, dialogiem na poziomie bardziej dosłownym niż czysto metaforyczny.
Jak już wspomniałem Das Wohltemperierte Klavier zawarł Anderszewski na swojej najnowszej płycie dla Warnera. Jest to znakomita interpretacja, pełna finezji, subtelności, złożoności, gry ze słuchaczem, nie pozbawiona oczywiście teatralności. Jednak na koncercie we Wrocławiu poszczególne preludia i fugi brzmiały jeszcze bardziej niezwykle, choć w powierzchownym odbiorze mniej efektownie. Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałem na żywo tak niezwykle starannie rzeźbiony każdy dźwięk utworu i taką różnorodność uderzeń. Żadne chyba się nie powtarzało, każda fraza mieniła się wielobarwnie i osiągała subtelne, niepowtarzalne stany dynamiczne. Kształtowaniu preludiów i fug towarzyszył też niebywały plastycyzm, miało się wrażenie, że frazy i głosy muzyki Bacha zamieniają się rzeczywiście w trójwymiarowe, w pełni przestrzenne bryły. Jednocześnie ogólne podejście do barokowego kompozytora nie miało nic wspólnego z nurtem historycznie poinformowanym. Można by powiedzieć, że było romantyczne, gdyby nie nowoczesność w przestrzennym podejściu do tej muzyki, mająca swoje odpowiedniki jedynie w niektórych nurtach muzyki nowej. Niekiedy kształtowanie formy było wręcz wyzywające – czasem głos pedałowy w fudze zamieniał się w ciąg eterycznych, trudnych do uwierzenia dźwięków, niemal nieistniejących, będących bardziej sugestią niż brzmieniem. Pierwszy raz w życiu słyszałem tak niezwykle subtelne tony z fortepianu, jedyne w swoim rodzaju. Sądzę, że są one niezwykle trudne do nagrania, bowiem na znakomitej skądinąd płycie z tym repertuarem nie odnajdziemy aż takich subtelności. Mieliśmy zatem ożywianie muzyki, nadawanie jej formy i wrażenia żywej obecności. Mieliśmy skrajny indywidualizm interpretacji, bez wątpienia Anderszewski – myśliciel bardziej przeglądał się w Bachu, niż chciał go wiernie odtworzyć, jak czyni to na klawesynie Ton Koopman. Była to zatem wielka interpretacja, a jeszcze bardziej, była to wielka rekreacja dzieł Bacha. Wielka pianistyka o której niektórzy sądzą, że już umarła…
Po tej eksplozji muzycznych kształtów Piotr Anderszewski zaproponował nam dwa dzieła do których często wraca. Rewelacyjnego Weberna, który przecież stał się epoką w dziejach muzyki nowej i wyjątkowo subtelnego, późnego Beethovena, który niezwykle przypadł mi do gustu. Późny Beethoven często bywa grywany tak, jakby pod koniec życia kompozytor postanowił po prostu niszczyć wszystkie fortepiany, które wpadną mu w ręce. Tymczasem Anderszewski pokazał, że Beethoven wcale nie wiedział, że wkrótce umrze i po prostu dalej tworzył sonaty, i szedł z nimi w stronę nam niestety już nieznaną, nie dokończoną, a nie mającą sobie równych.
Wspaniały koncert! Na koniec ustawiłem się po autograf i spytałem pianistę, czy zrobi może jakąś dodekafoniczną płytę, bowiem wspaniały Webern wciąż brzmiał w mojej głowie, zaś preludia i fugi odziane w płaszcze i stylowe kapelusze przechadzały się po prostu obok nas. Nie mogły już zatem brzmieć w mojej głowie, bo ciężko, aby żywa istota brzmiała w czyjejś głowie… Anderszewski stwierdził, że przymierza się teraz do płyty poświęconej Szymanowskiemu, ale to bardzo trudna muzyka…